Hmm, nie wiem czy była już o tym mowa , ale na jednym [no właśnie na czym to było...] czymś tam Michael się podpisał i napisał " See You In July 2011", pisał to 6 maja 2009 roku, więc dlaczego nie napisał " See You In "This Is It" " ?
to było napisane w tych jego ręcznych notatkach na kartce, tam gdzie też wypisane były dwie inne wytwórnie, do których planował się przenieść (Universal Music i Warner[chyba])
jeśli chodzi o powrót, to ja wolę nie wierzyć żadnym datom podawanym przez innych ludzi, bo nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek 'z zewnątrz', nawet Pearl Jr, wiedzieli. osobiście trzymam się wersji "we have 4 years...." itd. z TII, to było co sam powiedział w jakimś kontekście, więc jeśli wierzyć, to tylko jemu samemu.;) -to jeśli chodzi o mnie.
a ja mam jeszcze kilka rzeczy (teoretycznie) ....
Jak niektórzy wiedzą jest dwóch Conradów Murray'ów lekarzy. jeden black, drugi white. jeden jest kardiologiem, drugi lekarzem ogólnym. jeden z nich naprawdę ma na imię chyba Lawrence, ale pewności nie ma(m). no i mieliśmy podane dwa adresy ich gabinetów - w Houston i Las Vegas. nie wydaje mi się, żeby oba należały do jednego lekarza, gdzie miewał/miał/ma pacjentów, bo jak jest w Texasie, to nie ma go w Nevadzie, nie? wg rosyjskich 'hoaxies' (wg mnie osobiście najlepszych, bo czasami są w posiadaniu takich informacji, że mi szczęka opada) gabinet w Las Vegas należy do białego Murray'a i to on miał być na miejscu zdarzenia 25 czerwca 2009 r.
poza tym, nie wiem, czy ktoś pamięta te ploty o rzekomych homoseksualnych romansach Michaela... było o tym przez chwilę w lipcu 2009 i wtedy właśnie pojawiło się też imię Lawrence, z którym to Michael miałby się potajemnie spotykać. informacja ta wyszła bodajże od jakiegoś ochroniarza, który miał wozić Michaela do tego jakiegoś hotelu/motelu za miastem. oczywiście, wszyscy uznali te plotki za oczywistą bzdurę i wszystko ucichło. ale Lawrence to właśnie może być to prawdziwe imię czarnego Murray'a i być może naprawdę spotykali się (i bynajmniej nie w powyższym celu), stąd teraz czarny Murray ma ten dziwny niby-proces i wszystko jest na niego itd, chociaż sami widzimy jak to wszystko żenująco i niepoważnie wygląda.
...chyba o tym jeszcze nikt nie pisał... ostatnio gadałam właśnie o tym z koleżanką, dlatego napisałam to tutaj.
ponadto jak wiemy i to się przewija co jakiś czas: Michael jak coś postanowił, czegoś chciał, to musiał to mieć, dostać. widzimy podobną rzecz nawet podczas przygotowań do This Is It, kiedy do stworzenia "Light Man'a" potrzebny był jakiś nietypowy materiał, którego nigdzie na świecie nie produkują, tylko w Japonii do jakichś tam, niezrozumiałych dla mnie celów. w ogóle ten cały projekt to jakiś kosmos nie tylko dla zwyczajnego człowieczka, ale też, jak wynika z wypowiedzi, dla tych ludzi, którzy zajmowali się produkcją tegoż i myślę, że gdyby cała robota została skończona i dopięta na ostatni guzik (a jak wiemy nie była skończona, a już na pewno nie było czasu na próby LM'a), ludziom w O2 arena poopadały by szczęki i nie wiem,co jeszcze.;) z jednej strony MJ nie mógł sobie pozwolić na bylejakość (kiedykolwiek w karierze, a już na pewno nie na zapowiadany comeback na scenę itd.) i pozwolić, by cokolwiek nie było przetestowane kilka razy, wykończone na cacy. to nie jest jakikolwiek artysta, żeby po prostu wyjść na scenę, zaśpiewać, pomachać i cześć - przecież każdy to wie. to musiał być spektakularny show, który by, jak to się dziś mówi - pozamiatał. musiał wiedzieć, wiedział na pewno, że się nie wyrobią ze wszystkim, a koncerty były już ustalone na konkretną datę, bilety sprzedane (uuu, więcej niż mógł się spodziewać i na więcej występów niż sam planował, heh). poza tym wiemy, że dbał o formę, jadł bardzo zdrowo (jak mówiła co najmniej dwukrotnie Kai Chase), mimo że był chudy jak szczapa, więc raczej nie szprycował się prochami, wiedząc, że może coś mu się stać, czy celowo doprowadzić się do zgonu... już nie tylko o koncertach i come back'u tu mówię, ale także o dzieciach.... - a myślę, że te dwie sprawy były dla niego bardzo ważne, jedna ważniejsza od drugiej, wręcz kluczowe. więc ta śmierć, przez zaniedbanie kogokolwiek, czegokolwiek zwyczajnie nie ma sensu, moim skromnym zdaniem.
więc tak jak tu już było wspominane wiele wiele razy z różnymi argumentami... to musiała być grubsza sprawa, może nawet kryminalna, grożono mu, bał się czegoś (realnie, nie obsesyjnie) i musiał zrobić tak, a nie inaczej. nikt z nas nie zna szczegółów, co tam się naprawdę działo i wielu rzeczy nie rozumiemy. dopóki nie wróci, to wszystko będzie teorią. śmierć też, jako na razie oficjalna wersja, podana przez media, jawiąca się jako oczywistość, realia, choć chyba nikt nie posiada niezbitych dowodów ani na jedno, ani na drugie. trzeba czekać... na tę najprawdziwszą prawdę, która prędzej,czy później musi wypłynąć. a data 25 czerwca wszystkim - "believersom" i nie - zgrzyta w kalendarzu.
tyle ode mnie tym razem. pozdrawiam.