Interpretuj tekst!

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
Awatar użytkownika
GosiOla
Posty: 234
Rejestracja: śr, 09 gru 2009, 23:58
Lokalizacja: Łódź

Post autor: GosiOla »

kaem pisze:Jest takie poddanie, tożsame z pogodzeniem. Sądzę, że każdy z nas to przeżyje w dniu śmierci. Ale też za życia, kiedy mówisz swoim wrogom: róbcie swoje. Mnie ta walka już nie dotyczy, nie kłopocze. Pozostaje się uśmiechnąć. O tym pogodzeniu myślę jest piosenka. I o nim też jest i życie Michaela i jego śmierć, jak i życie jego idola, Charlesa Chaplina.
kaem pisze:Osobista wygrana z sumieniem powoduje ten uśmiech. Wewnętrzne pogodzenie się ze sobą. Chaplin nie bał się zaryzykować wyklęcia- czego zresztą doświadczył. Michael nie bał się być odważny w show- biznesie i dążyć do dominacji, zachowując walkę fair play, korzystając z talentu, pracy i szacunku do innych. Przy tym nie ukrywał swoich przekonań na temat wrażliwości na świat, które były odbierane za naiwne i umiłowania do dziecięcego świata, ryzykując dwuznaczność i seksualizację tematu w oczach innych.
Jestem świeżutko po lekturze autobiografii Chaplina i w 100% zgadzam się z tym co napisałeś kaem. Wspaniała książka, mam po niej mnóstwo refleksji w odniesieniu i do Michaela, i do Charliego. Chciałabym w moim poście zawrzeć kilka znaczących cytatów z "Mojej autobiografii" ale ponieważ pora jest późna zedytuję za jakis czas mojego posta.
Jeśli chodzi o tekst Smile, to dla mnie mówi też o tym, że życie ma słodko-gorzki smak. Przesłanie wydaje się banalne ale przecież jest uniwersalne i ponadczasowe, ten tekst bardzo mnie wzrusza.
Obaj panowie nie tylko nawołują do uśmiechu ale jak na tacy go nam podają.

Swoją drogą, to czytałam gdzieś, że jednym z dwóch sprawców zamieszanych w kradzież zwłok Chaplina był jakiś Polak, który żądał potem za nie okupu od Oomy :zly:
"Mijaj zdrów otwarte okna"
Obrazek
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

Jeszcze się chyba zmieszczę z postem i pewnie będę ostatnia w tym temacie. Ominęłam poprzednie dwie odsłony IT, jakoś nie bardzo wiedziałam co pisać a i czasu nie było przez naukę.

Poruszyliście tutaj tyle wątków... kaem nawet zacytował mój podpis :)

Nie będę sie do nich odwoływać, w zasadzie zgadzam się ze wszystkimi kwestiami poruszonymi powyżej: z podobieństwem historii życia Michaela i Charliego, z dualizmem w osobowości jednego człowieka i z tym, kiedy wreszcie historia może oddać sprawiedliwość wielkiemu człowiekowi. Trzeba na to czekać, niestety.

Patrząc jednak na tekst Smile, nasuwa mi się jeszcze jeden dodatkowy punkt widzenia: słowa tej piosenki są na wskroś amerykańskie, idealnie odbijają amerykańską kulturę i sposób myślenia:

Śmiej się, choć boli cię serce
Śmiej się, nawet jeśli się łamie
Gdy na niebie kłębią się chmury
Poradzisz sobie...

jeśli tylko...
Rozjaśnij twarz radością
Ukryj wszelkie ślady smutku
Choć łza może być blisko
To właśnie czas, gdy musisz dalej próbować


Często się zarzuca Amerykanom ten udawany optymizm, ten "przyklejony uśmiech" i "udawaną przyjaźń". Europejczycy uczący się angielskiego często nie mogą zrozumieć, że ktoś, kto rzuca How are you ma na myśli zwykłe "cześć" , a Ty masz odpowiedzieć Fine a nie opowiadać o tym, jak to Twoje życie jest do d...- małżeństwo w opałach, nawał roboty, trudności ze zdrowiem. Zarzuca się Amerykanom płytkość. Mówi się, że w Stanach ludzie nie rozmawiają o problemach, że wszyscy udają, że mają idealne, szczęśliwe życie a swoje frustracje wypłakują w rekaw psychoanalitykowi, zamiast pogadać o tym, co ich boli z przyjaciólmi.

Może to i prawda, ale to wszystko ma też drugą stronę. Gdyby nie ten optymizm i wiara, że jutro może się udać, kraj taki jak Stany nigdy by nie powstał. Ludzie emigrujący tam nie mieli i nie mają nic do stracenia. Ta nadzieja, o której piszecie, ten uśmiech przez łzy mimo niepowodzęń jest ich jedyną szansą, bo czasu już nie cofniesz. Bez tego Smile, mimo że jest ciężko i serce Cię boli, pionierzy w życiu nie poszliby na Zachód. W jednej z moich ulubionych książek Poparzone dzieci Ameryki, zbiorze opowiadań młodych amerykańskich pisarzy zebranych przez Zadie Smith, jest opowiadnaie Jeffreya Eugenidesa pt. Intregracja. W tym opowiadaniu narratorem jest syn, która przyjechał w odwiedziny do rodziców. Ojciec właśnie zaczął prowadzić motel. Ojciec jest już po 60-tce a motel to od zawsze było jego marzenie. W skrócie syn opisuje wszystkie biznesowe działania ojca, które często kończyły się fiaskiem: firmy, które zakładał, ziemię, którą kupował, nieudane inwestycje, na których tracił pieniądze. Ale ojciec po każdym bankructwie i biznesowym niewypale wciąż się podnosi i próbuje dalej. Ciągle wierzy, mimo że jest już względnie starym człowiekim, że sie odkuje i osiągnie sukces. Z uśmiechem na twarzy remontuje ostatnie pomieszczenia motelu. To bardzo amerykańskie. Nieważne, ile razy upadniesz, ważne, że się podniesiesz. A jeśli masz się podnieść, to najpierw się uśmiechnij, uwierz w siebie. Pozytywne nastawienie i self-esteem. Keep the faith. Czyja to piosenka?

Ze zdziwieniem czytałam kiedyś w jakimś naszym tygodniku artykuł i fotoreportaż z Florydy. Floryda często nawiedzana jest przez huragany, ale ludzie wciąż chcą tam mieszkać. Ich domy padają pod naporem żywiołu jak domki z kart, ale oni, jak pogoda się uspokoi, ruszaja na gruzowisko i budują dom od nowa. Z uśmiechem na twarzy oczywiście. I doskonale zdają sobie sprawe, że za rok może być to samo. Przyzwyczaili się.

My tego amerykańskiego Smile jako Europejczycy, a już szczególnie Polacy, często nie rozumiemy. Jak inny jest na przykład amerykański patriotyzm, taki kolorowy i radosny, od tego naszego smutnego, powstańczo-martyrologicznego (choć to w ostatich czasach też się zmienia). Mam wrażenie, że lubimy rozdrapywać rany historii, wszystkie wojny, powstania, Holokaust i takie tam. Jesteśmy bardzo skupieni na przeszłości, Amerykanie- na przyszłości. My patrzymy często wstecz- wypominając zadane nam rany. Oni- patrzą naprzód i uśmiechają się, mimo że ponieśli stratę. Smile though your heart is aching.

Michael, choć taki uniwersalistyczny, globalny, transcendentalny, emersonowski, był na wskroś Amerykaninem. Świadczy o tym chcociażby wspomniane przez Was This is it. Niby już pogrzebany przez świat i zdegradowany, skończony, Zły i Niebezpieczny, to jednak próbował się podnieść po tych 4 latach. Chciał ludziom i sobie coś jeszcze udowodnić i pokazać. Że może. Nie Cry, lecz Smile właśnie. Nie dał rady, nagle odszedł, ale próbował. I to jest najważniejsze. Ostatecznie wygrało Smile.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

give_in_to_me pisze:Jeszcze się chyba zmieszczę z postem i pewnie będę ostatnia w tym temacie.
Nie będziesz.
Ale przecież Amerykanie również słyną z tego, że nie potrafią być powściągliwi i przy pierwszej okazji potrafią opowiedzieć tobie cale swoje życie. Nie utożsamiałbym amerykańskie keep smiling z Smile Chaplina czy Jacksona. Pogodzenia się w pogodzie ducha z pozornością i fasadowością.
Zgadzam się z tym, że Amerykanie potrafią się zrzeszać, tworzyć małe społeczności i współpracować. Ale nie kupowałbym ichniejszego uśmiechania. Smutek nie znika. Idzie choćby w ichniejszą słynną otyłość, o czym toczyła się jeszcze niedawno burzliwa dyskusja w sąsiednim dziale. Może thewiz mogłaby coś więcej napisać, mieszkała w końcu tam i pomieszkuje jeszcze.

Temat nonkonformizmu ciekawi mnie wciąż, nie wiem jak Was. Gdzie są jego granice i czy w ogóle są? Czy warto umierać za idee? Który bunt jest twórczy, a który nie? Czy konformizm jest zły?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

kaem pisze:Nie będziesz.
Więc jak rozumiem interpretujemy Smile przez dwa tygodnie? czy jest jakaś przerwa wakacyjna w Interpretuj tekst i interpretujemy Smile do oporu? ;-)

kaem pisze:Ale przecież Amerykanie również słyną z tego, że nie potrafią być powściągliwi i przy pierwszej okazji potrafią opowiedzieć tobie cale swoje życie.
A to znasz z autopsji czy z Forresta Gumpa? nenene Dla mnie to cecha indywidualna, nie narodowa. Przecież takich Polaków, którzy usiłują Ci opowiedzieć historię swojego życia w ciągu godziny zapewne spotykasz codziennie w pracy :-P Ha, a ja takich spotykam w tramwajach i autobusach- jadą od sarmackiej czy chłopsko-pańszczyźnianej przeszłości jakiegoś swego prapraprapradziadka do przyjazdu ich rodziców na Ziemie Odzyskane w 45 roku, ku temu, że dostali mieszkanie z przydziału na jednym z wrocławksich blokowisk za Gierka, poprzez powódź tysiąclecia w 97, by dojść do konkluzji, że teraz wszystko w tym kraju do d...., mimo że niby demokrację mamy :) Keep smiling jest jednak chyba narodowy i na wskroś amerykański ;]

A na poważnie: nie zapominajmy, że wykrzywiona ideologia keep smiling, ta obłuda pokazana choćby w znakomitym American Beauty mogła się wziąć z pogodnego podejścia w piosence Chaplina, jeśli została źle zinterpretowana, uproszczona, sprymityzowana.. Czasem dobre idee zostają wypaczone. Dla mnie taka piosenka jak Smile mogła powstać tylko w Ameryce i zdania swego nie zmienię.

kaem pisze:Temat nonkonformizmu ciekawi mnie wciąż, nie wiem jak Was. Gdzie są jego granice i czy w ogóle są? Czy warto umierać za idee? Który bunt jest twórczy, a który nie? Czy konformizm jest zły?
Konformizm bardzo często jest postrzegany jako taki pojęciowy chłopiec do bicia, konformistą być źle, a non-konformistą dobrze. Mówi się, że to non-konformiści wynajdują nowe idee, mają odwagę i zmieniają świat. Tak pewnie jest. Można rzucać przykładami z historii, polityki, religii. Nawet jeśli uważamy się generalnie za życiowych konformistów, bo jestemy zwykłymi, przeciętnymi szarakami- kończymy szkoły, znajdujemy pracę, zakładamy rodziny, żyjemy sobie spokojnie starając się nie wadzić innym, to z pewnością indywidualnie każdy z nas może znaleźć w sobie jakieś obszary non-konformizmu, że na jakimś etapie życia odważył się podjąć decyzję, której wiele osób by nie podjęło. Nie sądze jednak, że powinniśmy się w tym wątku rozpisywac o naszej indywidualnej, wspaniałęj życiowej odwadze. Zastanawiam się jednak czasem, może nawet ten głupi fakt, że jesteśmy fanami Michaela (nie tylko jako artysty; chodzi o to, że cenimy go jako dobrego człowieka) świadczy o takim małym non-konformizmie w nas obecnym. Większość przecież wciąż uważa go za świra, który się wybielał i gwałcił małych chłopców. My jednak w tym "biednym/ nienormlanym/ chorym, wykrzywionym/ sztańskim (niepotrzebne skreślić)" człowieku widzimy idola i autorytet. A może ten przykład, który w poprzednim zdniu podałam to jednak za mało, by mówić o non-konformizmie? Może to słowo może odnosić się tylko do "wielkich" idei? Jeśli tak, to mam wrażenie, że znowu będziemy się bawić pojęciem chociażby patriotyzmu, walki, honoru. Nie chcę tu robić żadnych przedwyborczych aluzji w czasie odgórnie narzuconej ciszy, ale znów mi się nasuwa choćby ten nasz polski skonfliktowany patriotryzm właśnie. Tak dużo ludzi, mówi że on ma już nie być taki jak kiedyś- powstania, przelewanie krwi, barykady, ojczyzna ważniejsza niż rodzina, honorowa śmierć na polu walki. Coraz więcej osób (szczególnie młdoych) powtarza, że patriota to właśnie taki "konformista"- który sobie spokojnie żyje, jest uczciwy, płaci podatki i swoim mrówczym życiem pracuje dla Polski. Że patriota już nie lata po barykadach i nie czołga się w kanałąch, ale (tak po amerykańsku włąśnie) udziela się w lokalnej społeczności, działa w parafii, w sąsiedztwie czy pozarządowej organizacji, ufa innym. No ale to juz nie jest takie szumne, ani buntownicze ani ideowe. To już nie jest takie "non-konformistyczne". Ale czy nie daje tak naprawdę lepszych efektów?
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Lokalizacja: Jaworzno

Post autor: Amelia »

give_in_to_me, zadałaś ciekawe pytanie- czy konformizm musi być czymś złym? Żyjemy według tego z góry narzuconego schematu, z którego trudno się wydostać. Boimy się z niego wyłamać. Lęk przed nieznanym, przed negatywną opinią społeczeństwa, wizja niepowodzenia. Konformizm to bezpieczeństwo, nie musi też być pełen niemego krzyku i chęci zmian, bo są ludzie, którzy nie dążą do zmiany schematu, którzy czują się w nim bezpiecznie i dobrze.
Marzę o podróżach i realizacji swoich pasji, nie śpieszno mi do tworzenia modelowego, przykładnego życia. Mam przyjaciółkę, która pragnie jak najszybciej założyć rodzinę, mieć gromadkę dzieci, gotować mężowi i czerpać z tego radość. Dopasowana do schematu? Niby tak, ale taka jest jej własna wizja szczęścia. Nie pragnie się buntować przeciwko światu.
Oczywiście w normalnych relacjach nie ma czegoś takiego jak konformizm zupełny. Myslę, że istnieje on jedynie w skrajnych przypadkach nieśmiałośći, odbierającego mowę lęku przed opinią społeczeństwa. Dziewczyna o której wyżej wspomniałam, to pewna siebie osoba a konformizm w jej przypadku łączę z tym schematem roli kobiety w domu, który jej odpowiada.
Który bunt jest twórczy, a który nie?
Twórcze jest zawsze to, co naprawdę jest w naszych sercach. Sądzę, że jedyne co niszczy życie, to chęć bycia podziwianym, odgrywanie ról, zakładanie masek- poprostu zabawa w teatr.
Walka o sprawę, która w głębi serca nas nie porusza, wyłamywanie się ze schematu wbrew sobie- konformizm zupełny schowany pod przykrywką nonkonformizmu.
Czy warto umierać za idee?
Romantycznie... jeśli ta idea nadaje sens naszemu życiu, jeśli jest dla nas najwyższą z wartości, jeśli nie była i nie ma nic od niej ważniejszego...to chyba tak.

EDIT:
give_in_to_me, dziewczyna jest w moim wieku. Nie chciałam tu oczywiście oceniać, która droga jest lepsza, która gorsza.
W tym przypadku pisząc 'konformizm' miałam na myśli wybór przyszłości, niekoniecznie najbliższych pięciu lat.
Ale wzbudziłaś swoją wypowiedzią moje wątpliwości.
Stwierdzam- kurde jak ten świat się zmienia.
Ostatnio zmieniony ndz, 04 lip 2010, 16:02 przez Amelia, łącznie zmieniany 1 raz.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

Amelia pisze:Mam przyjaciółkę, która pragnie jak najszybciej założyć rodzinę, mieć gromadkę dzieci, gotować mężowi i czerpać z tego radość. Dopasowana do schematu? Niby tak, ale taka jest jej własna wizja szczęścia. Nie pragnie się buntować przeciwko światu.
Dziewczyna o której wyżej wspomniałam, to pewna siebie osoba a konformizm w jej przypadku łączę z tym schematem roli kobiety w domu, który jej odpowiada.
Amelio, nie wiem, ile lat ma Twoja przyjaciółka, ale podejrzewam, że jest Twoją rówieśniczką albo dzieli was minimalna różnica wieku. Mam jednak wrażenie, że paradoksalnie Twoja przyjaciółka właśnie nie jest konformistką. Ludzie teraz zakładają rodziny coraz później, to się stało normą. To, o czym marzy ona, to wybicie się z tej normy. Wiem coś o tym, bo sama wyszłam za mąż mając 21 lat (mąż miał wtedy 24), kiedy norma w dużych miastach to raczej 31 dla niej i 34 dla niego. Nie mamy ŻADNYCH znajomych w naszym wieku, którzy byliby małżeństwm (choć kilka par mieszka razem, ale nie są nawet zaręczeni, więc trudno określić, jak daleko są zobowiązani, żeby ze sobą być).. Wiem, że wiele osób pukało się w głowę z powodu naszej decyzji, żeby sie pobrać i żyć za swoje, kiedy nie było presji pt. dziecko w drodze i spokojnie jeszcze kilka lat do skończenia studiów można było sobie pohasać za kasę rodziców, bo to jest naturalne, że większość rodziców, którzy mają studiujące dzieci utrzymuje je do magisterki.. Nie uważam wcale, żeby decyzja o małżeństwie była szalenie odważna, ja uznaję ją za naturalną po kilku latach związku, ale to, o czym Ty myślisz jest dzisiaj normą- masz 18 lat i to jest akurat czas, żeby myśleć i planowac przyszłośc taka jak podróże, studia, itd. To, o czym myśli Twoja koleżanka, która z tego co rozumiem nie miałąby nic przeciwko małżeństwu po maturze to jest dzisiaj rzadko występujące pragnienie. Nie można wartościować, co jest lepsze a co gorsze, każdy ma swoją drogę życia i musi podejmować swoje decyzje, bo jest wolny. Jednak chęci założenia rodziny niedługo po średniej szkole absolutnie nie nazwałabym konformizmem, mimo że wybór takiej drogi życiowej w pewnym stopniu oznacza poddanie się tradycyjnym rolom. Normą staje sie dzisiaj odchodzenie od tych ról. Inna kwestią jest już to, że takie wybory nie powinny w ogóle podpadać pod kategorie konformizmu czy non-konformizmu. Wyjście tudzież niewyjście za mąż to dwa równoważne wybory, do których każdy powinien mieć prawo i nie musieć się z nich tłumaczyć.
Awatar użytkownika
Margareta
Posty: 1017
Rejestracja: sob, 22 sie 2009, 15:54
Lokalizacja: południe kraju nad Wisłą

Post autor: Margareta »

Nonkonformizmem jest odwaga by krzyczeć "nie" nawet gdy cała reszta upiera się, że "tak".
Bunt jest piękny gdy generuje postęp, gdy przełamuje zastane schematy myślowe, gdy sprawia, że człowiek zagląda głębiej niż tam gdzie reszta widzi dno i nie chce nurkować dalej. Taki bunt zawsze będzie potrzebny światu.
Czy uważacie Michaela za buntownika? W czym jego bunt się przejawiał? Myślicie, że warto było?
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Obrazek
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

kaem pisze:Czy konformizm jest zły?
Jest zdecydowanie zły, kiedy dominuje nad nim nie chęć wygody, bezpieczeństwa a bezrefleksyjność. Kiedy nie zastanawiamy się nad oceną sensowności czynionych działań. Polegamy na działaniu rzekomych autorytetów a jednocześnie nie wiemy, czy nie zdajemy sobie wręcz sprawy, czy to na nas leży. O ile w ogóle potrafimy zdobyć się na refleksję... Idąc banalnym tropem, to jak z ostatnimi wyborami. Przypominam sobie przedwyborczą ankietę, w której pytano się internautów o prywatne poglądy, jednocześnie zestawiając je z tymi wyrażanymi przez kandydatów. Nie jest chyba niczym dziwnym, że główni konkurenci pozostali się daleko w tyle?

Zastanawia mnie pogląd Durkheima bodaj, wedle którego nie jesteśmy sobą, tylko tym, czego się od nas oczekuje. W naszych realiach: studiujemy, szukamy prestiżowej, albo chociaż nieźle płatnej (a najlepiej i to, i to!) pracy, zakładamy rodziny - nie tyle, bo tak chcemy. Mamy przecież nad sobą innych, ten przeklęty miernik, który co rusz gotów jest nie tylko nas pochwalić, nagradzać, ale też i karać - rzucać niesympatyczną uwagą, jak coś nie idzie zgodnie z zamierzonym planem. Jak nie studiuje, nieudacznik. Jak nie ma żony, męża - stary kawaler, stara panna - cóż za pejoratywność! Jak nie ma dzieci, przynajmniej nieszczęśliwy. Et cetera... a co z naszym poczuciem szczęścia? Przytoczyłbym filmowy przykład, który w tym momencie mi się nasuwa - nie boli nas w Drodze do szczęścia, że może przytrafić się to nam? Albo American Beauty...
kaem pisze:Temat nonkonformizmu ciekawi mnie wciąż, nie wiem jak Was. Gdzie są jego granice i czy w ogóle są? Czy warto umierać za idee? Który bunt jest twórczy, a który nie?
Chyba najlepiej zachować tzw. zdrowy rozsądek. Zastanawiać się nie nad tak lub nie, ale przede wszystkim dlaczego, jakie wynikną z tego konsekwencje. Stopniować nonkonformizm, przejawiać go w mniejszych czy większych kwestiach, o których wspomina give_in_to_me; jednocześnie dzięki konformizmowi zachować względne poczucie bezpieczeństwa, na tyle, ile nam z tym dobrze. Jednocześnie intryguje mnie, ilu z nas mogłoby podjąć się takich skrajnych zachowań. Jak Michael Jackson. Jak Charlie Chaplin. Od czego to zależy.

A czy warto umierać za idee? Na to pytanie pewnie tyle odpowiedzi, ile - załóżmy - w dyskusji czy warto było tak brutalnie zaangażować się chociażby w Powstaniu Warszawskim. Do myślenia daje też, myślę, przykład księdza Popiełuszko.
Awatar użytkownika
Mariurzka
Posty: 384
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 14:52
Lokalizacja: lasy i bory Roztocza ;)

Post autor: Mariurzka »

Smile, though your heart is aching...
Takie to proste i trudne zarazem.
W sumie miałam się już w tym rozdaniu nie dopisywać, ale skoro interpretacja jeszcze nie zamknięta, a ja wreszcie mam kilka chwil wolnego czasu, to dopowiem tych kilka słów od siebie.
Smile jest dla mnie piosenką szczególną. Gdy się zastanawiam, jak ją zaklasyfikować, to przychodzą mi do głowy określenia typu: mądrość życiowa, mantra, wskazówka. Swego czasu była dla mnie bardzo ważnym utworem, który umożliwiał przetrwanie, chronił przed zapadnięciem się w głąb. Chyba dlatego właśnie pierwszy wers umieściłam w swoim podpisie. To był instynktowny odruch - gdy rok temu usłyszałam tę najgorszą wiadomość, ręce same sięgnęły po HIStory i wybrały ten właśnie, nie inny utwór.

Smile na pewno nie jest piosenką o pozornym uśmiechu, o masce, jaką nakładamy, by ukryć nasze uczucia, czy nasz ból - choć tak by się mogło wydawać, gdy czyta się tekst. Słowa utworu kojarzą mi się mocno z wierszem Staffa "Przedśpiew" - jest w nim taka fraza: "pogodny mądrym smutkiem i wprawny w cierpieniu". Ilekroć słucham "Smile" ta fraza wizualizuje mi się przed oczyma. Ten utwór to właśnie taki pogodny, mądry smutek, który umie się uśmiechać, wierząc, że niezależnie od wszystkiego ta nasza życiowa szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta. Pogodny smutek, który wie, że nadmierna rozpacz, rozdrapywanie ran i grzebanie się we własnym bólu nie pomagają, a pogrążają jeszcze bardziej. To piosenka o złotym środku, umiejętności pogodzenia się z życiem i tym, co ono nam niesie. Czy nazwałabym to poddaniem? Chyba nie do końca. Poddanie zakłada w pewnym sensie bierność, rezygnację, a skoro mam dostrzegać piękno życia mimo tego wszystkiego, co mnie doświadcza (You'll find that life is still worthwhile), to trudno o poddaniu mówić. Może raczej o mądrości życiowej, doświadczeniu, które niejednokrotnie pokazuje nam, że to, co złe nie trwa wiecznie, a to, co trudne ma w większości wypadków swój paradoksalny sens?

Smile jest dla mnie też utworem o stosunku do świata. Bo gdy nam źle, tak naprawdę możemy zachować się dwojako. Odwrócić się do niego plecami, a twarzą do symbolicznej ściany - jak obrażone dziecko, któremu zabrano jego ulubioną zabawkę, albo - wyjść swoim trudnościom naprzeciw, powalczyć z nimi, a jak się nie da - pokochać. Truizm? Pewnie tak, ale jak ciężko go wcielić w życie, gdy ono tego wymaga. Czego w nas więcej? Akceptacji i umiejętności wyciągania wniosków, czy tego zbuntowanego dziecka? A przecież życie zawsze daje nam jakąś alternatywę, może tylko nie umiemy jej dojrzeć? Może trzeba się uśmiechnąć - przez łzy, bunt, rozgoryczenie - by ją zobaczyć? Dokładnie tak, jak napisała o tym anja:
Wydaje mi się jednak, że piosenka Smile ma przede wszystkim wymiar osobisty. To piosenka o optymistycznej stronie naszej osobowości. Tam należy szukać pomocy, gdy spotyka nas tragedia. Bo smutne i tragiczne chwile w życiu są nieuniknione, są nieodłączną częścią życia, tak jak chwile szczęścia. Z pewnością kiedyś doświadczymy jednych i drugich. Ważne, żeby nie zasklepiać się w bólu i rozpaczy, bo na pewno kiedyś jeszcze spotka nas coś dobrego.
No i jeszcze jedno: konformizm czy nonkonformizm? Odkrywcza nie będę, bo w sumie wszystko zostało już tutaj napisane - sztuką jest umieć zachować równowagę pomiędzy konformizmem i nonkonformizmem. Konformistami w jakimś stopniu nie przestaniemy być - bo przecież zawsze jest ta konieczność dostosowania się do norm, założeń, oczekiwań - o której pisał Pank:
Zastanawia mnie pogląd Durkheima bodaj, wedle którego nie jesteśmy sobą, tylko tym, czego się od nas oczekuje. W naszych realiach: studiujemy, szukamy prestiżowej, albo chociaż nieźle płatnej (a najlepiej i to, i to!) pracy, zakładamy rodziny - nie tyle, bo tak chcemy. Mamy przecież nad sobą innych, ten przeklęty miernik, który co rusz gotów jest nie tylko nas pochwalić, nagradzać, ale też i karać - rzucać niesympatyczną uwagą, jak coś nie idzie zgodnie z zamierzonym planem.
Tak, społeczeństwo, kultura, świat, to ta nieszczęsna gombrowiczowska Forma, która nas jednocześnie zniewala i ogranicza, ale której odrzucić się nie da. To ta nieszczęsna ferdydurkowska ciotka, pochylająca się nad każdym z nas i powtarzająca w kółko: "Bądź kim chcesz - lekarzem, złodziejem, aktorem, piosenkarzem, ale bądź kimś, bądź jakiś, żebym cię mogła zaklasyfikować, włożyć do konkretnej szufladki". W tym sensie od konformizmu uciec się nie da, bo nawet jak za wszelką cenę uciekniemy od bycia "kimś" i zaczniemy "być" po swojemu, to świat i tak nam swoją łatkę przypnie.

A nonkonformizm, umieranie dla idei? Cóż, my jesteśmy społeczeństwem wychowanym na zajeżdżonym romantycznym sposobie postrzegania świata, a szczególnie bohaterstwa. I to się na nas mści. Uwielbiamy swoje ikony, swoje symbole, patetyczne słowa i akademie ku czci. Im większe poświęcenie, większy stopień tego romantycznego nonkonformizmu, tym lepiej, bez względu na ostateczny efekt i rozrachunek. Taki nonkonformizm dla mnie na dłuższą metę nie ma większego sensu. Tu bliska jestem poglądom Norwida, który już wtedy, u schyłku romantyzmu pisał, że wypracowane przez Polaków bohaterstwo mija się z celem, bo za każdym razem rodzi tylko bezsensowną rzeź. A też był nonkonformistą, tylko że w inny, nie bohatersko - martyrologiczny sposób. Gdy pozbawionemu praktycznie środków do życia, schorowanemu, stojącemu przed widmem zamieszkania w przytułku dla ubogich zaproponowano współpracę z gazetą, Norwid najpierw zapytał się, ile będą mu płacić, a potem ofertę odrzucił. Nie dlatego, że płaca była zbyt mała. Dlatego, że nie był w stanie pogodzić się z tzw. wierszówką. Uznał, że bez sensu urządzony jest ten świat, w którym mierny twórca, który spłodzi kilkadziesiąt niskiego lotu linijek tekstu zarobi więcej, niż geniusz, który piękną myśl zawrze może w kilku, ale za to wyjątkowych wierszach. Nie zamierzał być konformistą i zapychać szpalty gazety byle czym. Czy potrafiłabym tak? Pewnie nie, przeważyłaby chęć zapewnienia sobie środków do życia, nawet za cenę rezygnacji z pielęgnowania swojej pozycji i swojego talentu.

Jakby te moje rozważania zgrabnie zamknąć? Marek Edelman powiedział kiedyś: "Nie poświęca się życia dla symboli". Z drugiej strony tłuką się po głowie słowa Herberta: "Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach". Nie ma jedynej słusznej odpowiedzi. Myślę, że trzeba być jak te szalki wagi, które powinny się równoważyć, zachowując umiar pomiędzy każdą z tych postaw. Może właśnie po to, by dostrzec, że życie jest coś warte i że zawsze trzeba się podnosić, otrzepać z kurzu, uśmiechnąć i próbować dalej.
Czy słyszysz, jak tam daleko muzyka gra?
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Mariurzka pisze:interpretacja jeszcze nie zamknięta
Odnoszę wrażenie - ja, nieinterpretujący - że ten temat ma to do siebie, że zawsze można do czegoś wrócić. :) No ale czas na nowe. A kiedy Pan K. nie może, tam Panka pośle. Krzysztof proponuje dzisiaj...

Tekst tygodnia:

HIStory
Album: HIStory (1995)
Autor piosenki: Michael Jackson, James Harris III & Terry Lewis

Obejrzyj z YT
live

Trochę historii:
Michael napisał piosenkę wraz z Terry Lewisem i Jimmy Jamem- byłymi muzykami Prince'a, odpowiedzialnymi za największe sukcesy Janet Jackson. W piosence w chórkach pojawili się Boyz II Men.
Krótko po wymuszonej cenzurze They Don't Care About Us Michael zmienił piosenkę, przy okazji dokonując kosmetycznych zmian utworu HIStory, wzbogacając wstęp, o dodatkowe partie.
Mówi inżynier dźwięku, Steven Hodge: 'HIStory', to nagranie przełomowe jeżeli chodzi o zakres pracy. Do zmiksowania oryginalnej wersji Hodge użył 192 nagrań zarejestrowanych na ponad czterech platformach 3348 48-indeksowych taśmach cyfrowych Sony. Z dwoma studiami przy Larrabee North studios w Los Angeles, mając podwójną ilość każdego z urządzeń, Hodge wybrał jedną platformę jako główną, a przy pozostałych trzech użył kodu czasowego SMPTE. Skorzystał z obu SSL G-plus konsoli do mixu nagrania, łącząc pełną orkiestrę symfoniczną, dwa chóry, chórki Boyz II Men, wokale samego Michaela i więcej sampli, niż może pomieścić jakikolwiek inny utwór. Najlepsze jest to, że miksu musieliśmy dokonać w jeden dzień-wspomina Hodge. Michael nigdy nie robi niczego na małą skalę.

Utwór zaczyna się szeregiem cytatów osób z historii USA (również cytatem z samego Michaela, kiedy jeszcze był członkiem J5). Niektóre fragmenty wypowiedzi znajdują się w środkowej części nagrania, choćby słowa Martina Luthera Kinga. Utwór kończą również fragmenty wypowiedzi innych osób- już nie tylko z historii USA, ale tez wiadomości dotyczących: Rosy Parks, Statui Wolności, Disneylandu, upadku muru berlińskiego i wylądowaniu pierwszego człowieka na Księżycu.
13 czerwca 2005 roku Michael umieścił to nagranie na swojej stronie, świętując oczyszczenie z zarzutów postawionych mu w sądzie w Santa Maria.

Niektóre sample z piosenki:
* Whatever I sing, that's what I really mean. I'm gonna keep singing this song. I don't sing it if I don't mean it. (Michael Jackson)
* Remember, it will be for us, the children of today, to make the world of tomorrow, a better and happier place.
* They made it. Charles Lindbergh was first person to fly in New York to Paris non stop.
* ...and that was some ancient history that'll probably stand for a long time.
* I Have a Dream. (Martin Luther King)
* I am happy to join with you today in what will go down in history as the greatest demonstration of freedom in the history of our nation. (Martin Luther King)
* I am the Edison Phonograph (Thomas Edison)
* Mary had a little lamb with fleece as white as snow, and everywhere that Mary went the lamb was sure to go
* Some men.... see things as they are and say "why?"....... I dream things that never were, and say "Why not?" (Robert Kennedy)
* It's one small step for a man......... One..... giant leap for mankind. (Neil Armstrong)

Inne cytaty: Lowell Thomas"Charles Lindbergh Report" , raport dot. Hanka Aarona, "Robert Kennedy Eulogy" Edwarda Kennedy, "Farewell to Baseball" Lou Gehriga, "Greetings to the Children of England" Księżniczki Elizabeth Księżniczki Margaret, cytat Muhammad Ali, Malcolm X and Dr. Martin Luther Kinga "I Have a Dream".
W piosence pojawiają się muzyczne sample z "Beethoven Lives Upstairs" ,"Pictures at an Exhibition" i "The Great Gates Of Kiev" Mussorgskiego.

Piosenka ukazała się na singlu w wersji zremixowanej przez Tony Morana jako podwójny singiel z Ghosts. Singiel promował album Blood On The DanceFloor- HIStory In The Mix. Utwór uplasował się na 5 miejscu na listach przebojów w UK. W USA singiel nie został wydany.
Nagrano do niego kfm.


Obrazek


He got kicked in the back
He say that he needed that
He hot willed in the face
Keep daring to motivate
He say one day you will see
His place in world history
He dares to be recognized
The fires deep in his eyes

How many victims must there be
Slaughtered in vain across the land
And how many struggles must there be
Before we choose to live the prophet's plan
Everybody...

Every day create your history
Every path you take you're leaving your legacy
Every soldier dies in his glory
Every legend tells of conquest and liberty

Don't let no one get you down
Keep movin' on higher ground
Keep flying until
You are the king of the hill
No force of nature can break
Your will to self motivate
She say this face that you see
Is destined for history

How many people have to cry
The song of pain and grief across the land
And how many children have to die
Before we stand to lend a healing hand
Everybody sing...

Every day create your history
Every path you take you're leaving your legacy
Every soldier dies in his glory
Every legend tells of conquest and liberty
Every day create your history
Every page you turn you're writing your legacy
Every hero dreams of chivalry
Every child should sing together in harmony

All nations sing
Let's harmonize all around the world

How many victims must there be
Slaughtered in vain across the land
And how many children must we see
Before we learn to live as brothers
And create one family oh...

Every day create your history
Every path you take you're leaving your legacy
Every soldier dies in his glory
Every legend tells of conquest and liberty
Every day create your history
Every page you turn you're writing your legacy
Every hero dreams of chivalry
Every child should sing together in harmony

A soldier dies
A mother cries
The promised child shines in a baby's eyes
All nations sing
Let's harmonize all around the world



HIStoria
tłum. ioreta

Dostał kopa w tyłek
Mówi, że tego potrzebował
Głębokie życzenie na twarzy
Nie wahaj się nadal motywować
Mówi, że pewnego dnia zobaczymy
Jego miejsce w historii świata
Ma odwagę być rozpoznawalny
Ogniki głęboko w jego oczach

Ile musi być ofiar
Zmasakrowanych w mękach na świecie
I ile walk musi się odbyć
Zanim wybierzemy życie zgodne z przepowiednią proroka
Wszyscy…

Każdego dnia tworzysz swoją historię
Na każdej ścieżce, którą podążasz zostawiasz swoje dziedzictwo
Każdy żołnierz umiera w chwale
Każda legenda opowiada o podbojach i wolności

Nie pozwól, by ktoś cię zdołował
Wciąż podnoś sobie poprzeczkę
Leć do momentu
Aż zostaniesz królem wzgórza
Żadna siła natury nie może złamać
Twojej woli do motywacji siebie
Ona mówi, że twarz, którą widzisz
Zapisze się w historii

Ilu ludzi musi płakać
Pieśń bólu i żalu na świecie
I ile dzieci musi zginąć
Zanim staniemy i podamy pomocną dłoń
Wszyscy śpiewają…

Każdego dnia tworzysz swoją historię
Na każdej ścieżce, którą podążasz zostawiasz swoje dziedzictwo
Każdy żołnierz umiera w chwale
Każda legenda opowiada o podbojach i wolności
Każdego dnia tworzysz swoją historię
Na każdej stronie, którą piszesz, zostawiasz swoje dziedzictwo
Każdy bohater marzy o rycerskości
Każde dziecko powinno śpiewać razem w harmonii

Wszystkie narody śpiewają
Niech na całym świecie zapanuje harmonia

Ile musi być ofiar
Zmasakrowanych w mękach na całym świecie
I ile dzieci musimy zobaczyć
Zanim nauczymy się żyć, jak bracia
I stworzyć jedną rodzinę, o…

Każdego dnia tworzysz swoją historię
Na każdej ścieżce, którą podążasz zostawiasz swoje dziedzictwo
Każdy żołnierz umiera w chwale
Każda legenda opowiada o podbojach i wolności
Każdego dnia tworzysz swoją historię
Na każdej stronie, którą piszesz, zostawiasz swoje dziedzictwo
Każdy bohater marzy o rycerskości
Każde dziecko powinno śpiewać razem w harmonii

Żołnierz umiera
Matka płacze
Dziecię obiecane odbija się w oczach niemowlęcia
Wszystkie narody śpiewają
Uczyńmy świat zharmonizowanym



Interpretuj tekst!
Awatar użytkownika
SuperFlyB.
Posty: 393
Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy

Post autor: SuperFlyB. »

A to ciekawe... czyżbym był pierwszy???
__________________________________


Początkowo HIStory była dla mnie przede wszystkim HIS Story, tak jak na to wskazują pierwsze słowa piosenki. Dopiero ostatnio zrozumiałem, że traktuje ona o każdym z nas (wiem, że to dość oczywiste). O ludziach z przeszłości, teraźniejszości (jeżeli takowa istnieje) i przyszłości.

Z całej piosenki za najważniejsze uważam cytaty jakie ją ozdabiają... nie, to złe słowo... jakie ją dopełniają.

Mój ulubiony i chyba jeden z wazniejszych w piosence - Some men.... see things as they are and say "why?"....... I dream things that never were, and say "Why not?" - Czemu na świecie nie może panować pokój i harmonia? - Dla mnie, jeden z najładniejszych w HIStorii, choć dający się podciągnąć pod każdy problem.

They made it. Charles Lindbergh was first person to fly in New York to Paris non stop. - IMO świadczy on o odwiecznej potrzebie człowieka do łączenia się, a nie dzielenia. MJ chciał przecież aby zapanowała L O V E :)

Ciekawią mnie również słowa:
...Every path you take you're leaving your legacy...
...Every page you turn you're writing your legacy...

Czy można je zinterpretować jako przypomnienie, że każdy wybór jakiego dokonamy w życiu odbije się na nas, naszych dzieciach???
Obrazek
Awatar użytkownika
ona
Posty: 218
Rejestracja: ndz, 24 sty 2010, 19:28

Post autor: ona »

Ilekroć słuchałam HIStory rozrózniałam tylko część wersów, najczęściej tych mówiących o śmierci, płaczu "how many people have to cry..." i chyba podświadomie interpretowałam tę piosenkę jedynie jako opowieść o wojnie, przemocy, bólu. Cały refren praktycznie o tym mówi. I zawsze zastanawiałam się dlaczego Michael śpiewa o tym, że historia jest jedynie pasmem wojen, cierpień i nieszczęść. Dlaczego mówiąc "historia" od razu nasuwa nam się skojarzenie z wybuchami, bombami, głodującymi ludźmi, a nie z całą cywilizacją, całym dorobkiem ludzkości. Czyżby tym "największym" dorobkiem były właśnie wojny? Jeżeli się nad tym zastanowić, to chyba właśnie tak. Podręczniki od historii opierają się na tym kto, z kim, kiedy i o co walczył. Sukcesom, wynalazkom czy innym miłym chwilom poświęca się zazwyczaj jeden rozdział w dziale...
Ale wtedy Michael nawołuje
All nations sing
Let's harmonize all around the world
.
Robi to przez cały utwór, zwrotki (często słuchane przeze mnie z niepełnym zrozumieniem tekstu)właśnie mówią o tym- że pomimo bólu i cierpienia nie możemy się poddawać, musimy walczyć, ale to powinna być raczej walka nas samych ze sobą- walka o to by stawac się coraz lepszym
No force of nature can break
Your will to self motivate
,
Budowac lepsza przyszłość na zasadzie współpracy i w harmonii, a nie destrukcji. Tyko czy to nie jest trochę utopijna wizja? Świat bez wojen, świat pokoju? Nawet nie możemy uwierzyć w to, że da się tak żyć. A szkoda, bo może gdyby wszyscy zaczęli podobnie myśleć? I wreszcie zaczęliby healing the world...
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

Sprytnie pomyślane, żeby teraz zinterpretować akurat HIStory, czyli... debaty o konformizmie/nonkonformizmie ciąg dalszy ;)

Przełomowe wydarzenia. Bez nich tkwilibyśmy w martwym punkcie. Tak kształtuje się historia. Silne, niepokorne jednostki. Odważne na tyle, aby prowokować, żeby wzniecać iskrę. To właśnie one kręcą światem, pchają go do przodu. Wszystkie te znaczące nazwiska z intro do piosenki (Martin Luther King, Thomas Edison, Neil Armstrong) przetarły szlak. Są synonimem zmiany i postępu. Nie ważne w jakiej dziedzinie. Wśród nich również pionier - Michael Jackson.

Te fragmenty są dla mnie szczególne. Brzmią najbardziej dosadnie i mocno!
Dostał kopa w tyłek
Mówi, że tego potrzebował
Głębokie życzenie na twarzy
Nie wahaj się nadal motywować
Mówi, że pewnego dnia zobaczymy
Jego miejsce w historii świata
Ma odwagę być rozpoznawalny
Ogniki głęboko w jego oczach

Nie pozwól, by ktoś cię zdołował
Wciąż podnoś sobie poprzeczkę
Leć do momentu
Aż zostaniesz królem wzgórza
Żadna siła natury nie może złamać
Twojej woli do motywacji siebie
Ona mówi, że twarz, którą widzisz
Zapisze się w historii
Jak to się może odnieść do zwykłego „szarego” człowieka? Michael mówi - potrzebujesz impulsu (owego kopa w tyłek!) Wtedy zmienisz coś w swoim życiu. Będziesz się rozwijał. Walczył o to, żeby Ci było lepiej. Nie osiądziesz na laurach. Jesteśmy częścią historii, takiej maleńkiej własnej ( tworzonej w przydomowym ogródku, w szkole, w pracy, w rodzinie, etc.) Obieramy sobie jakieś cele. Otoczenie wpływa na nas, lecz my również – w mniejszym, lub większym stopniu mamy na nie wpływ ( co wcale nie oznacza, że od razu trzeba zostać rewolucjonistą :P) Każdy dzień bowiem tworzy historię. Chwila, która minęła już nie wróci… warto mieć tego świadomość, żeby nie marnować chwil, ale przeznaczać je na rzeczy dla nas istotne.

Jednak jeśli chcesz być zapamiętany - nie możesz zlewać się z tłem. Musisz być rozpoznawalny. Tym sposobem odciśniesz ślad. Zapiszesz się w historii! Stąd już ledwie kroczek do nonkonformizmu i buntu. Mało ważne – czy w wymiarze globalnym, czy też naszej osobistej pogoni za szczęściem… Przede wszystkim idea się liczy, to ona nas motywuje i napędza. Tak oto historia zatacza koło :)
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Lokalizacja: silent world

Post autor: cicha »

Lika pisze:Jesteśmy częścią historii, takiej maleńkiej własnej ( tworzonej w przydomowym ogródku, w szkole, w pracy, w rodzinie, etc.) Obieramy sobie jakieś cele. Otoczenie wpływa na nas, lecz my również – w mniejszym, lub większym stopniu mamy na nie wpływ ( co wcale nie oznacza, że od razu trzeba zostać rewolucjonistą
Czy to nie paradoks, że kiedy zaczęłam poznawać piosenkę In Our Small Way, to nasuwało mi się mimowolnie porównanie do monumentalnego tekstu, hymnu - History?
Maybe you and I can't do great things
We may not change the world in one day
But we still can change some things today...
In our small way

---
Może ty i ja nie jesteśmy w stanie robić wielkich rzeczy
Może nie zmienimy świata w jeden dzień
Ale niektóre rzeczy możemy zmienić już dziś...
Na swój mały sposób
mjtranslate

Miałam podobne podejście do tekstu History, jak Lika.

Paradoksalnie ten monumentalizm podniosłych spraw na globalną skalę, zbudowany jest z tych maleńkich trybów: ofiar, poświęceń, zaangażowań, pasji, marzeń, wizjonerstwa itp, itd...
ona pisze:I zawsze zastanawiałam się dlaczego Michael śpiewa o tym, że historia jest jedynie pasmem wojen, cierpień i nieszczęść. Dlaczego mówiąc "historia" od razu nasuwa nam się skojarzenie z wybuchami, bombami, głodującymi ludźmi, a nie z całą cywilizacją, całym dorobkiem ludzkości. Czyżby tym "największym" dorobkiem były właśnie wojny? Jeżeli się nad tym zastanowić, to chyba właśnie tak. Podręczniki od historii opierają się na tym kto, z kim, kiedy i o co walczył. Sukcesom, wynalazkom czy innym miłym chwilom poświęca się zazwyczaj jeden rozdział w dziale...
Historia to nie tylko te chwalebne i piękne karty. Ona także odkrywa i skrywa te mroczne, potworne tajemnice, za którymi stoją ludzie będący u władzy, pełniący najwyższe funkcje państwowe, kierownicze, zarządzający majątkiem skarbu państwa, wybitni naukowcy lub też 'zwykli zjadacze chleba'...
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

SuperFlyB. pisze:Początkowo HIStory była dla mnie przede wszystkim HIS Story, tak jak na to wskazują pierwsze słowa piosenki. Dopiero ostatnio zrozumiałem, że traktuje ona o każdym z nas (wiem, że to dość oczywiste). O ludziach z przeszłości, teraźniejszości (jeżeli takowa istnieje) i przyszłości.
Ta myśl, którą przedstawiłeś, wydaje się banalna, ale tak naprawdę jest ona moim zdaniem kluczem do tej piosenki. Michael z pewnością inspirował się transcendentalizmem. Był tu kiedyś taki artykuł na forum, wzięty z LA Times o bibliotece Michaela, książkach, jakie kupował i jego ulubionych autoach. Michael czytał klasyków transcendentalizmu- Emersona, Whitmana, Thoreau. Ma to odbicie w tekstach jego piosenek. Przyznam, że kilka miesięcy temu się tym zainspirowałam i jak zawaliłam na literaturze amerykańskiej kartkówkę z Whitmana, to w ramach poprawy zaproponowałam swojej wykładowczyni, że zrobię referat, żeby jej udowdnić, jakimi transcendenatalnymi założeniami kierował się Michael w swoich tekstach, bo wychodze z założenia, że MJ bez wątpienia był współczesnym transcendentalistą.

Idąc za Emersonem i jego założeniami:
1. Stawanie się duszą i idea "nadduszy" (Over-soul)-

Cytat z Emersona:
"The Supreme Critic on the errors of the past and the present, and the only prophet of that which must be, is that great nature in which we rest, as the earth lies in the soft arms of the atmosphere; that Unity, that Over-soul, within which every man's particular being is contained and made one with all other; that common heart."

Ergo: Każdy jest częścią każdego, istnieje jedna dusza, która łączy wszystkich ludzi, każdy człowiek nosi czastkę tej duszy w sobie.

You're just another part of me.... Brzmi znajomo?

2. Braterstwo ludzi - Black or White
3. Czcigodny powróŧ do natury- Earth Song
4. Ludzie są z natury dobrzy - Heal the World
5. Indywidualizm- każdy musi odkryć i wykorzystac swój potencjał, każdy jakiś potencjał ma- Keep the faith a także właśnie History

To powyżej to przeleciałam pobieżnie, bo to mały OT te główne transcendentalne założenia, jak będziemy interpretować te teksty, to napisze więcej, jednak skupmy się na HIStory:

Michael pisze:Every day create your history
Every path you take you're leaving your legacy
Every soldier dies in his glory
Every legend tells of conquest and liberty

Don't let no one get you down
Keep movin' on higher ground
Keep flying until
You are the king of the hill
No force of nature can break
Your will to self motivate
She say this face that you see
Is destined for history
To jest czysto emersonowskie- wiara w siebie, przekonanie, że KAŻDY człowiek tworzy historię świata, że musisz odkryć swoją wewnetrzną prawdę i przeznaczenie i wierzyć w siebie, a wtedy osiągniesz, co zechcesz. Keep flying until you are the king of the hill. To się wydaje banałem, ale niestety, transcendentalne założenie zostały poprzez popkulturę trochę przerobione na banał. Amerykanie uwielbiają poradniki i pseudofilozoficzne książki w stylu "Sekretu". To z pewnością pochodna tego, o czym pisali W. Whitman i R. W. Emerson, ale popkultura potrafi zmielić i wypluć wszystko, w sumie też taka jej rola, żeby pewne rzeczy upraszczać ;] A tych panów polecam poczytać. Tekst HIStory bardzo mi się podoba, nie uważam, że jest płytki i jest bardzo prawdopodobne, zważając na literackie zainteresowania Michaela, że został zainspirowany jego ulubionymi twórcami. A i jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciła mi uwagę moja pani profesor (notabene, krajanka Michaela, bo z Kalifornii :P)- tekst HIStory może być kierowany albo wyrastać z treści przeznaczanych dla czarnym młodych ludzi z gett. Oni bardzo czesto mają niskie poczycie własnej wartości i na przestrzeni lat powstało mnóstwo programów edukacyjnych, treningów psychologicznych etc., gdzie Afroamerykanom powtarzano to właśnie, co tam jest: to Ty tworzysz swoje życie, swoją historię, nie jesteś tylko trybikiem w machinie, motywuj się, jesteś tak samo ważny jak inni, bierz odpowiedzialnośc za swoje czyny. Czy takie para-transcendentalne "terapie" pomagają młodym w czarnej społeczności, w której jest wysoki odsetek biedy, bezrobocia, samotnego macierzyństwa, przemocy i przestepczości, są dyskusyjne. W każdym razie jest również możliwość, że to była taka piosenka, żeby podbudować swoich ziomków na duchu, zważajac jeszcze na to, jaki jest cały album HIStory, np. kto tam gościnnie występuję, ile jest odwołań do hip-hopu i ile się tam rapuje.

Kurka, fajnie by było pograsowac w bibliotece w Neverlandzie i pogadać z Michaelem o jego literackich inspiracjach... :surrender:
ODPOWIEDZ