Strona 49 z 91

: ndz, 18 lip 2010, 12:01
autor: kaem
Tekst tygodnia:

Another Part Of Me
Album: Bad (1987)
Autor piosenki: Michael Jackson

Obejrzyj z YT
z Captain Eo

Trochę historii:
Piosenka została napisana z myślą o filmie Captain Eo, gdzie ostatecznie się pojawiła jako jeden z dwóch premierowych nagrań. Film powstał jako atrakcja parków Disneya. To 17-minutowy film trójwymiarowy, uchodzący dziś za najdroższy krótki film w historii. Premiera Captain Eo miała miejsce 12 września 1986 roku w Epcot Center w Orlando, Floryda. Tę opowieść o walce dobra ze złem wyreżyserował Francis Ford Coppola, a wyprodukował George Lucas.
Piosenka rok później, w zmienionej wersji, pojawiła się na albumie Bad, zamiast planowanej Streetwalker.
Another Part Of Me to szósty singiel z Bad, który trafił na 1. miejsce listy R&B Billboardu. Umieszczając po raz piąty na topie tej listy kolejną piosenkę z tego samego albumu (Dirty Diana na liście singli R&B uplasowała się na miejscu 5) Michael powtórzył rekord swojej siostry Janet Jackson.
Na liście Billboard Hot 100 piosenka trafiła na miejsce 11. W UK piosenka dotarła do miejsca 15.
W 1993 roku w Meksyku odbyła się rozprawa, w której Michaelowi trzech autorów: Robert Smith (znany jako Robert Austin), Reynard Jones i Clifford Rubin zarzuciło plagiat, jako niby miał MJ miał wykorzystać ich utwór Send Your Love w Another Part Of Me. Zarzuty oddalono.
Piosenka pojawiła się w filmie Rush Hour (1998).
Kompozycja też pojawia się w grze komputerowej Moonwalker jako atak taneczny i utwór oznaczający przejście do kolejnego poziomu.
W innej grze, Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City, też można usłyszeć APOM.
KFM towarzyszący piosence wyreżyserowany jest przez Particka Kelly i pochodzi z występu Michaela na Wembley 14 lipca 1988 roku.
30. sierpnia 2009 to wykonanie zostało uznane przez forumowiczów MJPT za najlepszy występ sceniczny Michaela Jacksona.
Fragment piosenki można było usłyszeć podczas filmu This Is It.

Tracklista singla:
7"
Another Part Of Me (Single Mix) - 3:46
Another Part Of Me (Instrumental) - 3:46
12" single
Another Part Of Me (Extended Dance Mix) - 6:18
Another Part Of Me (Radio Edit) - 4:24
Another Part Of Me (Dub Mix) - 3:51
Another Part Of Me (A Cappella) - 4:01
Picture Disc - CD Maxi
Another Part Of Me (Extended Dance Mix) - 6:18
Another Part Of Me (Radio Edit) - 4:24
Another Part Of Me (Dub Mix) - 3:51
Another Part Of Me (A Cappella) - 4:01
Obrazek


We're takin over
We have the truth
This is the mission
To see it through

Don't point your finger
Not dangerous
This is our planet
You're one of us

We're sendin out
A major love
And this is our
Message to you
(message to you)
The planets are linin' up
Were bringin' brighter days
They're all in line
Waitin' for you
Can't you see . . .?
You're just another part of me . .

A rather nation
Fulfill the truth
The final message
We're bring to you
There is no danger
Fulfill the truth
So come together
We're mean is you

We're sendin out
A major love
And this is our
Message to you
(message to you)
The planets are linin' up
We're bringin brighter days
They're all in line
Waitin' for you
So look the truth
You're just another part of me . .

We're sendin' out
A major love
And this is our
Message to you
(message to you)
The planets are linin' up
Were bringin' brighter days
They're all in line
Waitin' for you
Can't you see . . .?
You're just another part of me
Another part of me . .

We're takin over
This is the truth, baby
Another part of me


Kolejna Część Mnie
tłum. tiffani*

Przyjmujemy na siebie
Znaną nam prawdę
To jest powołanie
Które się ziści

Nie wytykaj nam palcem
Bo to nie jest niebezpieczne
W końcu to nasza planeta
Jesteś jednym z nas

Przesyłamy dalej
Istotną miłość
I to jest nasze
Przesłanie do ciebie
(Przesłanie do ciebie)
Planety ustawiają się w szeregu
Przynosimy jaśniejsze dni
Wszystkie są w szeregu
Czekając na ciebie
[Nie dostrzegasz tego?]
Jesteś przecież pewną częścią mnie . . .

Prędzej naród
Wypełni tę prawdę
Ostateczne przesłanie
Które ci przynosimy
Nie ma niebezpieczeństwa
W wypełnianiu tej prawdy
Więc, dalej razem
Stańmy się jednością [A stanie się realne]

Przesyłamy dalej
Istotną miłość
I to jest nasze
Przesłanie do ciebie
(Przesłanie do ciebie)
Planety ustawiają się w szeregu
Przynosimy jaśniejsze dni
Wszystkie są w szeregu
Czekając na ciebie
[Więc spójrz w tę prawdę]
Jesteś przecież pewną częścią mnie . . .

Przesyłamy dalej
Wspaniałą miłość
I to jest nasze
Przesłanie do ciebie
(Przesłanie do ciebie)
Planety ustawiają się w szeregu
Przynosimy jaśniejsze dni
Wszystkie są w szeregu
Czekając na ciebie
[Nie możesz tego dostrzec?]
Jesteś przecież pewną częścią mnie . . .
Pewną częścią mnie . . .

Przyjmujemy to na siebie
Taka jest prawda, kochanie
Pewna część mnie . . .

Pewna część mnie . . .



Các văn bản giải thích!

: ndz, 18 lip 2010, 15:27
autor: Margareta
Tytuł "Another Part Of Me" wzskazuje na to, że wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani, przez sam fakt bycia ludźmi. Łączą nas przeżywane emocje, pragnienia, isntynkty, chociaż występują pomiędzy nami oczywiste różnice. Razem stanowimy ludzkość, jedność, a więc w pewnym sensie Ty jesteś "mną", a ja "Tobą".

We're takin over
We have the truth
This is the mission
To see it through


Przychodzimy na świat z konkretną misją którą poznajemy w ciągu życia. Dowiadujemy się prawdy o świecie, życiu, ludziach, Przyjmujemy na siebie odpowiedzialność za nasze czyny, słowa.

Don't point your finger
Not dangerous
This is our planet
You're one of us


Ludzie tworzą podziały na lepszych i gorszych. Rządzący nierzadko wykazują się ksenofobią, uprzedzeniami, upatrują w obcych państwach wrogów, tzn. "zwykli ludzie" również.
"To nasza planeta, jesteś jednym z nas" - te wersy są tak oczywiste, że interpretacja ich będzie powtórzeniem tego o czym mówiono przy analizie "Planet Earth" czy ostatnio "HIStory".

We're sendin out
A major love
And this is our
Message to you
(message to you)
The planets are linin' up
Were bringin' brighter days
They're all in line
Waitin' for you
Can't you see . . .?
You're just another part of me . .


Refren też nie pozostawia miejsca na nadinterpretację. Po prostu przesłanie miłości i pokoju. Zastanawiają mnie tylko te wersy o planetach. Oprócz tego, że piosenka powstała do filmu science fiction dla dzieci, zastanawiam się czy może Michael zainspirował się filmem "Hair" (jednym z moich ulubionych), a konkretnie pięknym utworem "Aquarious". Nie wiem czy widział ten film, nie wiem czy podobał mu się, ale nie byłabym zdziwiona gdy okazało się, że posłużył mu za inspirację.

Fulfill the truth
The final message
We're bring to you
There is no danger
Fulfill the truth
So come together
We're mean is you


Również wszystko jasne. Łączmy się, działajmy, razem możemy wiele.

: pn, 19 lip 2010, 12:33
autor: a_gador
Margareta pisze:Zastanawiają mnie tylko te wersy o planetach.
kaem pisze:We're sendin out
A major love
And this is our
Message to you
(message to you)
The planets are linin' up
We're bringin brighter days
They're all in line
Waitin' for you
So look the truth
You're just another part of me . .
Chodzi o porządek, nie w sensie hierarchii, ale harmonii. Pamiętając, że każdy jest częścią drugiego człowieka, jego dopełnieniem, uzupełnieniem nie powinniśmy się obracać przeciwko sobie nawzajem, bo jesteśmy jednością, jak komórki tego samego organizmu, które, jeśli zaczynają się zwalczać, powodują choroby autoimmunologiczne (np., co za niespodzianka, toczeń), wywołują autodestrukcję. Tak samo jest z ludzkością. Jakież to wzniosłe, ale prawdziwe.
A, że poprzedni tekst do interpretacji wiąże się z obecnym i à propos wcześniejszych spostrzeżeń give_in_to_me, to przyszła mi do głowy jeszcze taka refleksja. W temacie dotyczącym Janelle Monae przytoczyłam fragmenty artykułu z tygodnika Polityka. Warto przeczytać całość, ale w odniesieniu do naszego wątku uderzyły mnie następujące słowa autora B. Chacińskiego:
Czarna muzyka tradycyjnie znakomicie łączy się z wizjami podróży na inne planety. Takie utopijne obrazy proponował kiedyś Sun Ra, który sam uważał się za przybysza z Saturna, a potem muzycy funkowi z George'em Clintonem na czele, którzy postulowali nawet podróż w kosmos całej zbiorowości czarnych, którzy mieliby na innych planetach szukać wolności, na nowo zbudować świat.
Another part of me pochodzi z filmu Captain Eo. Eo to po grecku świt, zaranie czyli początek czegoś nowego, może i nieznanego, ale jednak pozytywnego, w świetle czujemy się przecież pewniej, bezpieczniej niż w mroku. Kapitan Eo jest takim pozytywnym bohaterem, który wprowadza pozytywne zmiany. Jest Afroamerykaninem, przybyszem z innej planety, zaprowadza porządek, ale nie w formie okrutnego dyktatu, ale w postaci radosnej harmonii właśnie. Czyli Michael i jego twórczość idealnie wpisuje się w zakończoną sukcesem próbę kompensacji nie najlepszej kondycji codziennej egzystencji czarnej społeczności nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Czyli z poziomu całej rasy ludzkiej przechodzimy do poziomu czarnoskórej zbiorowości, z której wywodzi się Michael. Ależ odkrywcza ta moja refleksja, bowiem po raz kolejny dochodzimy w naszych rozważaniach do przekonania o przesłaniu MJ: Mnie się w życiu udało, to i Tobie się uda, bo jesteś częścią mnie, bo łączą nas geny, historia, pochodzenie, tradycje, kultura i co tam jeszcze.

: pn, 19 lip 2010, 16:07
autor: Amelia
Tekst o jedności, wspólnym pielęgnowaniu przeszłościu, współistnienia w teraźniejszości i tworzenia przyszłości.
To bardzo ciekawe co napisałaś a_gador o tym czarnoskórym wybawicielu w odniesieniu do czarnej muzyki XX wieku.
Afroamerykanie marzyli o wolności, równych prawach i ta Ziemia Obiecana była motywem przewodnim ich muzyki. Wyrażone pragnienie wolności, wreszcie bycia pełnoprawną częścia społeczeństwa, nie tylko czymś poza nawiasem. Takim Capitan'em Eo czarnej publiczności byli Billie Holliday, Louis Armstrong, Chuck Berry, Diana Ross and The Supremes i wielki James Brown. Przy tej muzyce bawili się wszyscy. Porywała i białych i czarnych. Bezkrwawa społeczna rewolucja dokonywała się dzięki muzyce.
Ostatnio dotarło do mnie, że żyję tylko dzięki określonemu Rytmowi mego ciała- bicie serca. Rytm daje życie i wiąże je z życiem innych.

: pn, 19 lip 2010, 18:55
autor: cicha
Ciekawe, co czuł MJ, kiedy na stadionach, podczas trasy Bad, wykonywał ten utwór? Był tam ten oszałamiający tłum ludzi. Reagujący głośno i radośnie na spontanicznie tańczącego MJa. A on wskazywał palcem na nich - śpiewając: to nie jest niebezpieczne, posyłam(y) Wam tę duchową miłość - idola do fanów, a ten tłum zgromadzonych ludzi - odwzajemniał tę więź...fani odczuwali tę bliskość z idolem w tym momencie. I nie widzę w tym nic zdrożnego. Choć zdaję sobie sprawę, że złośliwi mogliby się dopatrywać fanatyzmu i sekty w takim podejściu do tekstu APoM.

Pomijając akademicki kontekst transcendentalizmu ;p

edit...
a_gador pisze:A czarnoskórzy mieszkańcy naszego globu? Rytm, niesamowite współgranie z muzyką, odczuwanie jej, interpretowanie, głosem, gestami, całym ciałem. Czy to przypadek, że mają takich artystów jak:
Amelia pisze:Billie Holliday, Louis Armstrong, Chuck Berry, Diana Ross and The Supremes i wielki James Brown.
? A Ella Fitzgerald? Etta James? Tracy Chapman? Stevie Wonder? Prince, któremu wątek tu na forum poświęcony eksploruję z rumieńcami na twarzy? A Jimi Hendrix?
A Miles Davis? Sade?
a_gador pisze:Jeśli się mylę, to poprawcie mnie, proszę.
Nic, a nic...wszystko w temacie gra :-)

: pn, 19 lip 2010, 20:01
autor: @neta
hmmm

Michael dużo czytał...dużo różnych książek ;-) pewnie o kalendarzu Majów też

Ja przyczepiłabym się tego ustawienia planet w szeregu.Jest to szczególny układ który mógłby spowodować zmianę biegunowości ziemi. Gdyby dodać do tego hipotezę popularną w kręgu bioenergoterapeutów która zakłada, że żywe ludzkie ciało jest organicznym nadajnikiem emitującym nieustannie fale elektromagnetyczne zaś w tych falach zakodowane są informacje dotyczące zdarzeń człowieka to powstałaby niezła wizja przyszłości.Zmiana planet spowoduje że miłość jako jedynie słuszna fala przebije się przez inne fałszywe informacje.Taka anty katastroficzna wizja końca świata w której Michael jako Jasnowidz przekonuje nas że nie ma co się bać bo wszystko się wreszcie dobrze skończy.Zapanuje bezgraniczna miłość.

ps a 21.12.12. się zbliża ...... :dance:

: pn, 19 lip 2010, 22:51
autor: GosiOla
I jeszcze coś - New Age. Tekst APOM wypisz wymaluj pasuje do założeń tego ruchu/kultury/religi/sekty (jak twierdzą niektórzy). Zresztą to jest widoczne nie tylko w tym tekście.
Z braku lepszego źródła w tym momencie zacytuję Wikipedię:
New Age jako kierunek filozoficzny może być scharakteryzowany jako monizm, panteizm, a także skrajny etyczny indywidualizm i woluntaryzm. Zakłada, iż wszyscy są jednością, a poczucie odrębności jednostki od świata i innych istot jest uświadomieniem sobie własnego ego przez umysł. Ruch ten zaleca wiele praktyk, mających na celu zjednoczenie ze światem.

: pn, 19 lip 2010, 23:06
autor: Lika
Daleko idąca nadinterpretacja - wiem, ale ten fragment wypowiedzi @nety...
@neta pisze:Zmiana planet spowoduje że miłość jako jedynie słuszna fala przebije się przez inne fałszywe informacje.Taka anty katastroficzna wizja końca świata w której Michael jako Jasnowidz przekonuje nas że nie ma co się bać bo wszystko się wreszcie dobrze skończy.Zapanuje bezgraniczna miłość.
ps a 21.12.12. się zbliża......
zobrazował mi idealnie wizję Świadków Jehowy o bliskim końcu świata, raju na ziemi i 144000 wybranych glupija
cicha pisze:Choć zdaję sobie sprawę, że złośliwi mogliby się dopatrywać fanatyzmu i sekty w takim podejściu do tekstu APoM.
GosiOla pisze:I jeszcze coś - New Age. Tekst APOM wypisz wymaluj pasuje do założeń tego ruchu/kultury/religi/sekty (jak twierdzą niektórzy).
Otóż właśnie, podejrzane jakieś to APOM :wariat:

a_gador pisze:
Margareta pisze:Zastanawiają mnie tylko te wersy o planetach.
kaem pisze:We're sendin out
A major love
And this is our
Message to you
(message to you)
The planets are linin' up
We're bringin brighter days
They're all in line
Waitin' for you
So look the truth
You're just another part of me . .
Chodzi o porządek, nie w sensie hierarchii, ale harmonii.
Ja bym ugryzła to z trochę szerszej perspektywy. Harmonia i porządek nie tylko w odniesieniu do ludzi, czy natury (przyrody) - ale również zgodność z wszechświatem. W nieskończonej kosmicznej przestrzeni jesteśmy przecież ledwie pyłkiem ;) Skoro nawet oceany "słuchają księżyca", cyklicznie powtarzając przypływy i odpływy w rytm faz księżycowych, tym bardziej człowiek - krucha istota (pomimo, iż obdarzona inteligencją), powinien być świadomy, że nic nie dzieje się chaotycznie. Wszystko podlega cyklowi. Zrozumienie i zaakceptowanie tego jest tak naprawdę pierwszym poważnym krokiem ku osiągnięciu harmonii. Trudno się wszak buntować przeciwko ustawieniu planet. Ktoś wspominał o analogii APOM z interpretowanymi tu już wcześniej tekstami Planet Earth, czy History. Zgadzam się - coś w tym jest, również dostrzegam podobieństwo.

: wt, 20 lip 2010, 20:15
autor: @neta
no tp nieźle pojechaliście

mistyczny utwór
Lika pisze:zobrazował mi idealnie wizję Świadków Jehowy o bliskim końcu świata, raju na ziemi i 144000 wybranych Głupi głupi...
Lika fanów Emdzeja jest więcej niż 144000 nenene

sekciarski,biblijny,z nutką hare kriszna a ja w nieświadomości żyłam tyle lat ....oj a tam chodzi o te rozmodlone tłumy te fanki w ekstazie i cudowny taniec Michaela ;-).
W pierwotnej wersji myślałam, że to piosenka do filmu Capitan EO i pod ten deseń akcji podpasowany jest utwór.
Echh Michael jest nieprzewidywalny a interpretacje co autor miał na myśli jeszcze bardziej glupija

: czw, 22 lip 2010, 23:13
autor: a_gador
A przyszło mi tak jeszcze do głowy pewne uproszczenie, nie przeczę, ale kryje się w nim jednak prawda. Nie to żeby Afroamerykanie, czy w ogóle czarna społeczność na świecie była narodem wybranym jak Żydzi, czy w mniemaniu wielu rodaków wciąż podążających za Mickiewiczowskim "a imię jego czterdzieści i cztery" my Polacy - Mesjasz narodów. Chociaż... Żydzi mają smykałkę do interesów, Polacy - symbolizują wierność tradycjom i hołdowaniu wierze. A czarnoskórzy mieszkańcy naszego globu? Rytm, niesamowite współgranie z muzyką, odczuwanie jej, interpretowanie, głosem, gestami, całym ciałem. Czy to przypadek, że mają takich artystów jak:
Amelia pisze:Billie Holliday, Louis Armstrong, Chuck Berry, Diana Ross and The Supremes i wielki James Brown.
? A Ella Fitzgerald? Etta James? Tracy Chapman? Stevie Wonder? Prince, któremu wątek tu na forum poświęcony eksploruję z rumieńcami na twarzy? A Jimi Hendrix?
Swego czasu był taki film "Biali nie potrafią skakać". Niby komedia, a jednak prawdą jest, że wśród najlepszych koszykarzy większość stanowią Afroamerykanie. Najlepsi sprinterzy to czarnoskórzy zawodnicy. A w ostatnich Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej drużyny z Czarnego Lądu w niczym nie ustępowały bardziej utytułowanym i mającym większe doświadczenie drużynom z Europy czy Ameryki Południowej, a odnosiłam wręcz wrażenie, że grali lepiej. Inną sprawą jest, że wszyscy szlifują swoje umiejętności grając w klubach europejskich. A Muhammad Ali w boksie?
Wymieniłabym tu jeszcze Sidneya Poitier, Denzela Washingtona czy Spike'a Lee z mojej filmowej broszki, tylko prawda jest taka, że X Muza dłuuugo nie doceniała czarnoskórych aktorów czy twórców. A muzyka czy sport to były jednak dziedziny bardziej otwarte, szukające nowej jakości i w wyżej wymienionych postaciach ową jakość znajdujące.
Więc może jednak są wybrani. Więc może jednak mają w sobie coś kosmicznego. Mimo dramatycznego losu jaki im przypadł w udziale, potrafią się cieszyć i odnosić gigantyczne sukcesy, bo z samego dna muszą wspiąć się na szczyt mimo niechęci, kpiarskich spojrzeń lub otwartej wrogości.
Że na tym polega właśnie harmonia w przyrodzie. Wszyscy są wartościowi. Każdy ma talent. Problem tkwi w tym, by go rozwijał i nie rozmieniał na drobne. Tylko, że "biali" nie mają tej determinacji w działaniu co "czarni"?

Takie oto mam myśli trochę nieuczesane. Nawrzucałam różnych grzybków (halucynków ;-) ) do tej mojej wypowiedzi jak do barszczu. Jeśli się mylę, to poprawcie mnie, proszę.

: pt, 23 lip 2010, 12:10
autor: kaem
a_gador, wolne skojarzenia są czasem cenniejsze, niż owoc długich studiów nad czymś. Bycie wybranym w Michaelu musiało coś robić.
Zaczynając od końca. Afroamerykańscy działacze, lansujący teorie o których piszesz w czasie jego procesu i po śmierci. Sam proces. Bycie w centrum uwagi, bycie celem ataków- to musiało go też naznaczać psychicznie.
Cofając się dalej. KFM do You Are Not Alone- anielskość Michaela. To naznaczanie szczególnością, nieziemskością.
Dalej. Kfm do Remember The Time. Nie wiem, czy wiesz, że wtedy podnosiły się głosy protestu. Czarni wtedy lubili akcentować teorię afrocentryzmu, że są prapoczątkiem cywilizacji wyższej, jako że Egipt był jedną z pierwszych, a w Egipcie byli Czarni. Głos protestu podnosił się, bo Michael był biały, a o bielactwie jeszcze się nie mówiło.
Dalej. Thriller. Ten sukces coś zmienił w Michaelu. Też poparzenie przy reklamówce Pepsi, bo wtedy przeżył szok, ocierając się o śmierć.
Był pewniejszy siebie, zastanawiam się czy też nie graniczyło to czasem z pychą. Nie osądzam go Broń Boże, bo chyba to naturalne, szczególnie, że później umiał to wyhamować.
Jeszcze po sukcesie Off The Wall Taraborrelli pisał w swojej książce, Michael żył nader skromnie i powściągliwie. Ale wtedy powiedział mu, że czuje się wyobcowany, inny.
I zupełnie sięgając wstecz. Wiara Świadków Jehowy i ich 144 tyś. wybranych sprawiedliwych, którzy ustanowią nowe zasady rządzenia światem. Michael od początku był doświadczany szczególnością.

Myślę, że Michael miał różne etapy przeżywania swojej wyjątkowości i na końcu uderzył w pokorę. Choćby Oxford Speech, otwarcie na fanów w ostatnich latach. I This Is It, choć podejrzewam, że podobną skromność i kooperację okazywał na Bad tour. Wrócił w końcu do przekonania z Another Part Of Me czy HIStory.
Dodam na koniec, że i mnie bliskie przekonanie jest, iż tworzymy jedną całość, że cały świat odzwierciedla się w naszym wnętrzu. To szczególnie widać w konfliktach- "uważaj co komuś zarzucasz, bo pokazujesz co sam robisz". I że życie to takie koło, gdzie będąc zjednoczonym z opiekunem zaczynamy się różnicować, podkreślać swoją indywidualność, by na koniec doświadczyć jedności z wszystkimi. Koło ślimakowe, bo ta końcowa świadomość nie jest dokładnie tą samą co z początku, choć bardzo podobną.

: pt, 23 lip 2010, 13:32
autor: give_in_to_me
Dobra, to ja Was kochani jeszcze pomęczę tym Michaelowym transcendentalizmem, o którym wspominałam podczas interpretacji History.

Wracając do Emersona i jego idei "nad-duszy" (over-soul), która jest zauważalna w słowach you're just another part of me, mały cytacik z Emersona:

Ralph Waldo Emerson pisze:We live in succession, in division, in parts, in particles. Meantime within man is the soul of the whole; the wise silence; the universal beauty, to which every part and particle is equally related; the eternal ONE. And this deep power in which we exist, and whose beatitude is all accessible to us, is not only self-sufficing and perfect in every hour, but the act of seeing and the thing seen, the seer and the spectacle, the subject and the object, are one. We see the world piece by piece, as the sun, the moon, the animal, the tree; but the whole, of which these are the shining parts, is the soul.
powyższy cytat pochodzi z Essays: First Series (1841).

Transcendentalne przekonanie, że istnieje jedna dusza, która łączy wszystko i wszystkich (zarówno ludzi, zwierzęta, rośliny jak i rzeczy materialne) związane jest również z panteizmem, czyli właśnie tym, że widzimy Boga czy generalnie coś duchowego, metafizycznego we wszystkim, co nas otacza: w drugim człowieku, w przyrodzie, w drzewach, w śpiewie ptaków, w muzyce, itp.

A teraz spójrzcie proszę, co powiedział Michael w wywiadzie dla Ebony/ Jet w 1992 r:
Michael pisze:I'm committed to my art. I believe that all art has as its ultimate goal the union between the material and the spiritual, the human and the divine. And I believe that that is the very reason for the existence of art and what I do. And I feel fortunate in being that instrument through which music flows .... Deep inside I feel that this world we live in is really a big, huge, monumental symphonic orchestra. I believe that in its primordial form all of creation is sound and that it's not just random sound, that it's music. You've heard the expression, music of the spheres? Well, that's a very literal phrase. In the Gospels, we read, "And the Lord God made man from the dust of the earth and breathed into his nostrils the breath of life and man became a living soul." That breath of life to me is the music of life and it permeates every fiber of creation. In one of the pieces of the Dangerous album, I say: "Life songs of ages, throbbing in my blood, have danced the rhythm of the tide and flood." This is a very literal statement, because the same new miracle intervals and biological rhythms that sound out the architecture of my DNA also govern the movement of the stars. The same music governs the rhythm of the seasons, the pulse of our heartbeats, the migration of birds, the ebb and flow of ocean tides, the cycles of growth, evolution and dissolution. It's music, it's rhythm. And my goal in life is to give to the world what I was lucky to receive: the ecstasy of divine union through my music and my dance. It's like, my purpose, it's what I'm here for.'
Cóż, nie jest trudno zauważyć, że to, jak Michael pojmował muzykę było bardzo transcendentalne. Nie macie wrażenia, że ta muzyka i rytm, o której opowiada w powyższym fragmencie to właśnie ta "nad-dusza"? Gdyby zastąpić w tej wypowiedzi słowa music czy rhythm słowem over-soul, to byłby czysty Emerson :) Dodatkowo, MJ uważał swój muzyczny talent za dar od Boga, który musi rozwijać ku uciesze ludzkości i nie może go zaprzepaścić. Wg emersonowskiego założenia w muzyce MJ'a możemy zobaczyć Boga czy coś duchowego. Michael zresztą sam mówił, że pisząc piosnkę czy komponując ją, on tylko "przekazuje" to, co wykreowała jakaś siłą wyższa. I teraz przechodzimy do sedna Another part of me- muzyka Michaela była dla wszystkich, była dla całego świata, była uniwersalistyczna. Jak sam MJ powiedział w innym z wywiadów- ona miała być dla farmera z Irlandii i dla pani sprzątającej toalety w Harlemie. Na jego koncerty miały przychodzić całe rodziny, ludzie różnych ras, kultur, wyznań i światopoglądów. Właśnie dlatego, że każdy z nas jest częścią każdego, jesteśmy braćmi i siostrami (jeszcze jedno emersonowskie założenie wywodzące się z over-soul: braterstwo WSZYSTKICH ludzi) i każdy nosi w sobie cząstkę innego człowieka. I dlatego powinniśmy się kochać a nie nienawidzić. Michael mówił o tej uniwersalistycznej miłości bardzo często, zarówno w swojej twórczości, jak i udzielając wywiadów, czy podczas wspomnianego przez Was Oxford Speech czy też Exeter Speech.

A. I bardzo dobrze kombinujecie z tym New Age. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że Michael był raczej pod wpływem amerykańskiego transcendentalizmu a nie New Age (zauważcie że nie przeszedł np. na scjentologię, choć scjentologiem była jego ówczesna żona LMP, choć powiedział, że dużo na ten temat czytał, ale mimo pogłębionej wiedzy nie zdecydował się na to- scjentologia ma z New Age niestety dużo wspólnego). New Age odwołuje się do amerykańskiego transcendentalizmu i tak w ogóle to transcendentalizm jako prąd filozoficzny ma dużo wspólnego z religiami Wschodu- buddyzmem i hinduizmem. To jednak, że można znaleźć pewne wspólne cechy New Age i dzieł Emersona czy Whitmana to raczej wypadkowa popkultury która przeżera i wypluwa wszystko. Już przy HIStory wspominałam, jak popkultura dewaluuje różne ideologie :)

kaem pisze:Myślę, że Michael miał różne etapy przeżywania swojej wyjątkowości i na końcu uderzył w pokorę. Choćby Oxford Speech, otwarcie na fanów w ostatnich latach. I This Is It, choć podejrzewam, że podobną skromność i kooperację okazywał na Bad tour. Wrócił w końcu do przekonania z Another Part Of Me czy HIStory.
Tak, coś w tym jest. Jednak po takim upokorzeniu i globalnym linczu, jakiego doświadczył, prawdę powiedziawszy pokora jest jedyną rzeczą, jedyną opcją, jak pozostaje do wyboru. Tym bardziej, gdy na każdym kroku człowiek chce się upewnić, że gdzieś tam jeszcze są ludzie, fani, którzy w niego wierzą, nie odwrócili się, bo teoretycznie cały świat strącił go w przepaść, ale jednak ktoś gdzieś tam jest, kto w niego wierzy i dla tego kogoś jest sens, żeby dalej tworzyć i żyć.

: pt, 23 lip 2010, 15:20
autor: Amelia
a_gador, wymienić wszystkich wielkich czarnej muzyki nie sposób. I każdy jest gigantem sceny, bo każdy z nich był innowacyjny, twórczy. Dodawał, modyfikował, bezmyślnie nie powielał (tak jak to teraz czasem się zdarza tym z pierwszych list przebojów). Snoop Dogg czy 2pac postanowili solidaryzować czarną społeczność poprzez teksty o okrucieństwie tej wielkomiejskiej dżungli, biedzie. W sumie dostrzec w tym można również drogę do serc białych słuchaczy. Opisy okrutnych realiów ukazywały wszystkim prawdę o życiu wielu czarnych w Ameryce, gdzie w środku wielkich miast tworzyły się getta. Oczywiście wielcy raperzy nie stronili też od opisów super lasek, wypasionych samochodów i pławieniu się w hedoniźmie. Po latach bycia spychanym na margines wreszcie jako Panowie Świata.
Apropo, globalnej jedności:
Zawsze gdy wejdę na fora dyskusyjne o Elvisie napotykam na zażarte dyskusje kto był prawdziwym Królem: Michael Jackson czy Elvis.
Dla mnie obaj byli a każdy władał własnym królestwem, chcąc wśród swoich poddanych rozsiać jedność. Elvis Prasley to facet, który nie wstydził się zaczerpnąć pełnymi garściami w dorobku czarnej muzyki i tworzyć w oparciu o nią. Wzorem czarnych muzyków w swoje ciało wplatał rytm, wiedząc, że muzyka ma przepływać nawet przez koniuszki palców. Wychowywał się na Południu, gdzie rasizm był powszechny. Elvis omijał swój kościół First Assembly, na rzecz East Trigg Baptist, gdzie mógł usłyszeć lokalną czarną muzykę gospel (podobno kochał Gospel).
W 1956 Elvis pojawił się w czarnej stacji radiowej z okazji corocznie organizowanej fundacji, z której dochód przeznaczany był dla biednych murzyńskich dzieci. Wystąpił z tej okazji na koncercie charytatywnym u boku swoich idoli: Ray Charles, B.B King i Rufusa Thomasa. „Tysiące czarnych, brązowych nastoletnich dziewcząt na widowni połączyło w zgodnym chórze swoje altowe i sopranowe głosy w dzikie crescendo, które rozdarło krokwie, kiedy wystartowały, jak poparzone koty w stronę Elvisa.”.
Wielkim przyjacielem Elvis'a był James Brown, który tak o nim mówił: Nie tylko byłem fanem Elvisa, byłem jakby jego bratem. Ostatni raz widziałem go w Graceland. Śpiewaliśmy razem piosenkę gospel, „Old Blind Barnabus”. Kochałem go i mam nadzieję, że spotkam go w niebie. Nigdy nie spotkałem drugiego takiego, jakim był mój przybrany brat.”
Elvis był krytykowany za to, że nie chciał porzucic kontaktów z czarną społecznością, za to, że obnosił się z tą przyjaźnią i czerpie z niej inspirację.
Obrazek
Tutaj Elvis z BB.King'iem i Claudia Ivy'ą.

„Elvis był integratorem, był błogosławieństwem. Nigdy by nie pozwolono na propagowanie czarnej muzyki. On otworzył jej drzwi.” – Little Richard
Idealny Capitan Eo.

: pt, 23 lip 2010, 16:06
autor: cicha
Ach Elvis :]
Obrazek

Sammy Davis Jnr: "Wcześniej ktoś mi powiedział, że Elvis był Czarny. Odpowiedziałem - Nie. On jest Biały, ale jest ciepłym, bezpretensjonalnym, bezpośrednim człowiekiem. I oto chodzi. Nie o bycie Czarnym czy Białym, ale o tę bezpretensjonalność i bezpośredniość w kontaktach i skąd te cechy pochodzą."

'Early on somebody told me that Elvis was black. And I said 'No, he's white but he's down-home'. And that is what it's all about. Not being black or white it's being 'down-home' and which part of down-home you come from'. - Sammy Davis Jnr
http://www.elvis.com.au/presley/sammy_davis_jr.shtml

W kontekście APoM, jesteś inną częścią mnie, tak mogą mówić o sobie przyjaciele.

'I have a respect for Elvis and my friendship. It ain't my business what he did in private. The only thing I want to know is, 'Was he my friend?', 'Did I enjoy him as a performer?', 'Did he give the world of entertainment something?' - and the answer is YES on all accounts. The other jazz just don't matter'. - Sammy Davis Jnr

: pt, 23 lip 2010, 19:55
autor: GosiOla
give_in_to_me pisze:to ja Was kochani jeszcze pomęczę tym Michaelowym transcendentalizmem
:smiech: chyba trzeba będzie wreszcie sięgnąć po tego Emersona, bo give_in_to_me nie daje za wygraną.
A ja Was w takim razie pomęczę jeszcze New Age. Dlatego, że jak napisała @neta
Ja przyczepiłabym się tego ustawienia planet w szeregu.Jest to szczególny układ który mógłby spowodować zmianę biegunowości ziemi
Właśnie, w moim odczuciu jednak Michael śpiewa o nadchodzącym końcu świata i tym, co nas czeka, gdy on się ziści. Według niektórych idei o końcu świata opartych na obserwacji przyrody ponoć czas biegnie cyklicznie i co jakiś okres następuje koniec świata, a raczej koniec danej epoki, określonego porządku, kiedy to po katasrofach, które całkowicie albo częściowo niszczą cały świat, następuje odnowienie. Są też przekonania o linearnej koncepcji czasu, według których koniec świata bedzie jednorazowy i ostateczny (m. in. w judaizmie, chrześcijaństwie, islamie) - tym razem koniec świata też mają poprzedzić kataklizmy, a do tego nadejście Mesjasza (Zbawcy), walka dobra ze złem, wskrzeszenie i ostateczny sąd wszystkich zmarłych ( potępieni zostaną na zawsze zniszczeni razem ze starym światem albo będą skazani na wieczne męki, zbawieni trafią do niebiańskiej krainy szczęśliwości).
Według mnie w APOM Michael przedstawia nam pierwszą opcję. Dlatego tak mi to podpada pod New Age. A co nam głosi New Age?
Głosi nam, że po końcu świata nastąpi "wielkie oczyszczenie", duchowa odnowa świata, duchowy rozwój ludzi, po którym, na ziemi nastanie Era Wodnika. Po tej przemianie przed ludzkością otworza się nowe, fascynujące możliwości.
Trochę sobie poczytałam o NA i muszę przyznać, że to co głoszą jest naprawdę piękne, choć utopijne, co też wiele osób, szczególnie z kręgów chrześcijańskich im zarzuca. Jak również to, że te szczytne ideały są niczym innym, jak wygodną przykrywką dla komercyjnych celów. Może coś w tym jest, może to reakcja na to, że NA właśnie religię chrześcijańską czyni odpowiedzialną za kryzys cywilizacyjny.
Bardzo ważne dla osób związanych z NA jest podejście do natury - są przeciwni jej eksploatacji, odrzucają gospodarkę opartą na paliwach kopalnych, preferują naturalne metody leczenia, dążą do rozbudzenia świadomości ekologicznej, do wrażliwości na naturę i jej postępujące zniszczenie. Traktują Ziemię jako żywą istotę planetraną wśród innych żywych planet. Zwracają też uwagę na pustkę duchową wpółczesnych społeczeństw żyjących w dobrobycie i obojętność na los innych.
Dlatego też koniec świata ma przynieść raczej przemianę w świadomości ludzkości, wprowadzić ją na wyższy stopień rozwoju duchowego, kiedy to ludzkie ralacje będą oparte na współpracy i miłości. Wg NA do tego rozwoju duchowego każdego człowieka mogą prowadzić różne drogi i są one równoprawne

Pozwolę sobie jeszce raz zacytować, co Wikipedia pisze o założeniach NA:
-Wszystko we wszechświecie jest ze sobą powiązane, jest jednością (jednią).
-Wszystko jest emanacją kosmicznej energii, którą można nazwać na przykład Bogiem albo Absolutem.
-Wszystko, co istnieje, posiada moc (współ)tworzenia rzeczywistości.
-Najwyższym dobrem i celem istnienia jest miłość, w najszerszym rozumieniu.
-Nauka nie jest w stanie wytłumaczyć wszystkiego, ponieważ jest tylko niedoskonałym instrumentem naszego poznania. Alternatywne metody mogą być niekiedy skuteczniejsze od naukowych.
-Życie ziemskie jest tylko stanem przejściowym, jednym z etapów rozwoju. Śmierć nie jest finalna, to tylko proces transformacji energii w inną formę.
-Człowiek, tak jak i wszystko inne, jest uduchowiony, posiada nadfizyczną jakość.
-Świat zmieni się, gdy ludzkość osiągnie odpowiedni poziom rozwoju duchowego.
Najważniejszym narzędziem człowieka jest wolna wola. Może on dokonywać w każdym momencie życia dowolnego wyboru, bez narażania siebie na osąd, krytykę bądź aprobatę (o ile czyni to świadomie i zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego postępowania).
Kultura duchowa New Age nie prowadzi żadnych nagonek, namawiań ani przymuszeń. Zwolennicy New Age uznają wolną wolę każdej istoty ludzkiej za najwyższe dobro i szanują każdą decyzję każdego człowieka. W New Age nie istnieje żaden władca ani guru, gdyż ideologia ta głosi, że każdy jest równy każdemu


Nie neguję wcale tego, co napisała give_in_to_me o wpływie transcendentalizmu na Michaela. Nie będę również upierać się przy tym, że New Age namieszała mu w głowie. Wiemy też, że był wychowany w wierze Świadków Jehowy i miała ona na niego duży wpływ. Sądzę raczej, że Michael nie był ortodoksem i czerpał pełnymi garściami z różnych nurtów filozofii, różnych religii i własnych obserwacji aby stworzyć sobie swój unikalny i eklekytyczny światopogląd, który tak nam się podoba (przynajmniej mnie ;-) ).
give_in_to_me pisze: kaem napisał:
Myślę, że Michael miał różne etapy przeżywania swojej wyjątkowości i na końcu uderzył w pokorę. Choćby Oxford Speech, otwarcie na fanów w ostatnich latach. I This Is It, choć podejrzewam, że podobną skromność i kooperację okazywał na Bad tour. Wrócił w końcu do przekonania z Another Part Of Me czy HIStory.


Tak, coś w tym jest. Jednak po takim upokorzeniu i globalnym linczu, jakiego doświadczył, prawdę powiedziawszy pokora jest jedyną rzeczą, jedyną opcją, jak pozostaje do wyboru. Tym bardziej, gdy na każdym kroku człowiek chce się upewnić, że gdzieś tam jeszcze są ludzie, fani, którzy w niego wierzą, nie odwrócili się, bo teoretycznie cały świat strącił go w przepaść, ale jednak ktoś gdzieś tam jest, kto w niego wierzy i dla tego kogoś jest sens, żeby dalej tworzyć i żyć
Odkryłam kilka dni temu, że na MJ Translate jest już przetłumaczona książka Katherine i z zapałem zabrałam się do jej czytania. Kiedy czytałam opis reakcji Michaela na przyznanie tylko jednej statuetki za Off the Wall (choć wcześniej już czytałam o tym i w Moonwalk i w książce La Toi) jakoś uderzył mnie właśnie ten brak pokory Michaela, ta jego wściekłość i rozgoryczenie. Czy to źle, że na początku solowej kariery był taki pewny siebie, a po trasie Victory i występie na Motown25 na pewno miał świadomość, że fani leżą u jego stóp? Myślę, że to nie było złe (z perspektywy czasu i fana) i myślę, że dobrze, iż dostał trochę po nosie, bo gdyby nie to, to kto wie czy mielibyśmy teraz Thrillera albo TAKIEGO Thrillera. Myślę, że to był pierwszy duży krok w nauczeniu się pokory. Słyszałam gdzieś niedawno, że dostajemy od losu nie to, czego pragniemy ale to, czego potrzebujemy aby dalej się rozwijać (już o tym wspominano przy interpretacji HIStory).

A jak już jest o Elvisie, to przeczytałam w biografii pana Strzeszewskiego bodajże (ostatnio namiętnie zaczytuję się w biografiach i autobiografiach sławnych ludzi z nadzieją, że natknę się na coś o Michaelu, a przy okazji poznaję innych wielkich), że jeden z bliskich przyjaciół Elvisa już po jego śmierci był zaangażowany w pracę przy organizacji trasy Bad Michaela. Niestety nie pamiętam dokładnie nazwiska, a książki już nie mam, brzmiało to jakoś Joe (albo John) Epostito lub Epostiso albo jakoś tak podobnie, może jeszcze uda mi się sprawdzić tę informację. Michaela i Elvisa łączyło dużo więcej niż Lisa Marie i bycie Królem.
Przepraszam, że tak długo ale weekend już mam, dziecko na wakacjach, mąż śpi, to co mam robić? :wtf: