Strona 6 z 22

: czw, 08 lut 2007, 0:33
autor: kaem
Wreszcie! Najnowsza płyta Damona Albarna z Blur. Długo czekałem, a przy zakupie dopadały mnie te samy spazmy radosci, co w pierwszym poście w tym wątku.

Obrazek

No i jak porwałem się na płytę, tak teraz, po kilkunastu dniach od czasu, kiedy wszedłem w jej posiadanie, nie bardzo wiem co o niej myśleć. Robi wrażenie Demon Days 2. A wiecie, jak jest z sequelami. Z drugiej strony nic w tej płycie też nie odrzuca, nie zniechęca do sięgania po nią ponownie. A że Think Tank też nie porywał przy razach pierwszych, a później urósł na najważniejszą płytę pierwszej połowy tej dekady, to z szacunku poczekam jeszcze. Może dodatkowe DVD jakoś rozogni we mnie coś, bo znów nie odrobiłem zadania domowego do końca i nie obejrzałem. Demon Days też poraziło mnie dopiero po obejrzeniu koncertu.
A nie. Poczekam, aż muzyka wejdzie w trzewia na dobre.

: czw, 08 lut 2007, 14:16
autor: Stanisław Leon Kazberuk
"Gitarą i Piórem 3"

Czwarty raz przesłuchuję, co do mnie niepodobne; nie lubię niczego wałkować w kółko, tylko stopniowo poznawać, coby nie spowszedniało. Jeżeli chodzi jednak o GITARĄ I PIÓREM, to rzecz z innego wymiaru. Świetnego. 21 piosenek [nie licząc trzech średnio śmiesznych monologów Jacka Kleyffa] z pogranicza poezji śpiewanej, songów, ballad, czy ‘eksperymentów z kontrabasem, perkusją i trąbką’. Każdy znajdzie tu coś dla siebie: mamy Jacka Kaczmarskiego, mamy świetną solową piosenkę Wojciecha Jarocińskiego z Wolnej Grupy Bukowiny, mamy Basię Stępniak- Wilk we wspaniałej i miłej dla ucha balladzie, Grzegorza Turnaua, Jacka Kleyffa w ponad sześciominutowej piosence-opowieści, a także Gruz Brothers Band czy Miłkę & Jacaszek w utworze „Śpij” łudząco podobnym do piosenek Marii Peszek. No i oczywiście zbiór trudno dostępnych i świetnie wybranych piosenek. Słowem: włóż, włącz i nie wyjmuj.

PS Dodam, że to z okazji 20-lecia „Gitarą i Piórem”, trójkowej audycji Janusza Deblessema.

Obrazek


a także


Rod Stewart "When We Were The New Boys"

Płyta Roda sprzed niemal dziesięciu już lat. Ostatnia rockowa, jak na razie [nie licząc ‘Still The Same’ z coverami piosenek ubiegłego stulecia]. Nie zaskakuje. Jest dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem: stary, dobry Rod. Może nieco bardziej rockowy niż na innych piosenkach z lat 90-tych. Złe słowo: cała ta płyta jest bardziej rock’n’rollowa niż stricte rockowa. I słychać, że powstała ze szczerych i dobrych intencji. Mamy oczywiście też nieco ballad a także przejmującą i świetną „Weak”. Czyli dobra płyta do posłuchania. Nie arcydzieło, nie rozczarowanie.

Obrazek

: pt, 16 lut 2007, 19:32
autor: Stanisław Leon Kazberuk
W ramach nadrabiania zaległości:

Obrazek

Bardzo pozytywne wrażenia. Płyta dokładnie taka, jakiej spodziewałem się ja, znający Gnijący Świat, Jazz Nad Wisłą, Czarnucha, czy Love And Hate. Reszta płyty nie mniej rock'n'rollowa. I świetnie dopracowana. Wie się, że słucha się rzeczy na poziomie. Moja płyta tego miesiąca.

Obrazek

Wreszcie. Bo do tego zakupu się przymierzałem od dobrych paru miesięcy. I warto było, choć mówię na razie o samej Miasto Manii. Siku jeszcze nie przesłuchałem. Ale wersja podstawowa doskonale uderzyła w moje aktualne zapotrzebowanie: idealne teksty i muzyka a także świeta produkcja.

: sob, 17 lut 2007, 0:06
autor: Maro
Ja ostatnio zakupiłem na pół z Tatą "Quenn-Platinum Edition",jestem bardzo zadowolony z tego zakupu a najbardziej z książeczki....Postarali się ;-)

: pn, 26 lut 2007, 23:07
autor: kaem
Pare słów o muzyce, na którą tu nikt nie spojrzy, nie rozpozna i pewnie nie pokocha, ale fajnie jest.
Generalnie to nawet płyty nie ostatnio zakupione, a bardziej poznane, ale od czego są zbiory zaprzyjaźnionych ziomaków...

Pierwszy must-have. Bat For Lashes. Fur and Gold Zacytuję kolegę z forum Myslovitz:
Generalnie jest to pop, ale podany ze sporą szczyptą songwrajterską, momentami mroczny i chłodny, zaskakująco minimalny w formie, ale za to naprawdę potężny klimatycznie. Nie chodzi o to, że muzyka jest smutna, jest refleksyjna, melancholijna, ale tętni w niej ogromna siła - 1. słodki głos o naprawdę ostrej skali (Bjork, PJ Harvey? + własna inwencja, naprawdę są Momenty), 2. teksty standardowe, ale wprawiające (męską) psyche w ciąg skojarzeń zakończony żądzą niesienia pomocy pięknej kobiecie w opałach, 3. parę charyzmatycznych singli (szczególnie siódmy kawałek - bez kitu, rzeź).
Biografia wokalistki cholernie bogata, cygańskie życie, jeśli to nie ściema, co można wyczytać na oficjałce i widać to w tej muzyce. Nawet nie mówię tu o jakiejś muzyce drogi, czy narracji, ale raczej o egzotyce - pełno mistycyzmu, rozwianych, tajemniczych brzmień, chorusy nawet nie wiadomo z jakiej strony świata. Szczerze mówiąc to kojarzy mi się to wszystko z czystym niebem nocnym, gwiazdami, ogniskiem, koniem, preriami... Na zakończenie jeszcze zdjęcie panny, żeby chociaż chłopcy się połasili (to ta po prawej):


Obrazek
A na myspace parę fragmentów nagrań na zachętę dla ucha:
http://www.myspace.com/batforlashes

Z sennych kobiet Audrey Visible Forms. Zacytuję innego kolegę. Rojka Artura:

Obrazek


A teraz już ja sam, swoimi słowami. 13 & God. Tak stworzone, że dopiero przy przedostatnim utworze złapałem się na tym, że to hip-hop. Tu próbka z youtube:
http://www.youtube.com/watch?v=k0yHhlAmXes

Owoc współpracy niemieckiego Notwist i amerykańskich eksperymentatorów z Themselves. Mnie gdzieś pobrzmiewa Hood, może to wina brzmienia wokalu w paru miejscach. Tego szybkiego, niemrawego.

Obrazek

Wywiad z muzykami:
http://www.popupmagazine.pl/no10/art01.html
A tu czyjaś impresja, bo mi się nie chce:
http://www.popupmagazine.pl/no9.5/rec04.html

I na koniec pewna teza.

Teza. Ameryka górą.

Hipoteza1. Metal Hearts Socialize.
Zespół z Baltimore. Brzmieniem przypomina mi Arab Strap. Nie potwierdzone naukowo.
Weryfikacja. 2 próbki z youtube:
Foothills
Socialize

Obrazek

Hipoteza2. I Love You But I've Chosen Darkness Fear Is On Our Side.
Zespół Austin, stan Texas. Trochę jak Joy Division, trochę jak wczesne The Cure. Ale to tylko tropy.
Weryfikacja. 2 próbki z youtube:
The Owl
According To Plan

Obrazek

Hipoteza 3. Winsdor For The Derby. Austin, Teksas. USA, oczywiście. Post-rock.

Obrazek

Album Emotional Rescue LP to gitara akustyczna z dużymi przestrzeniami, ale słyszę, że na późniejszych płytach siegnęli też po elektroniczny puls. Parę nagrań na my space.

Hipoteza 4. Murder By Death. Bloomington, Indiana (USA). Tylko jedna płyta. Like the Exorcist, but More Breakdancing

Obrazek

Tu jest utwór I'm afraid of who's afraid of Virginia Woolf z tej płyty. Jak się spodoba, można i całą płytę.
Występuje związek między poruszeniem emocjonalnym a odsłuchem w/w.
Wniosek końowy. Ameryka górą.

Koniec postu. Radość z tego powodu proszę skrzętnie ukryć, by się autor nazbyt nie speszył.

: wt, 27 lut 2007, 19:29
autor: siadeh_
W zasadzie długo zastanawialam się czy napisac to tutaj czy w poscie "Wszytsko, co godne polecenia" ...
Nie zakupiłam płyt, o kórych będę pisala. Żeby nie wyjśc na złodzieja dodam, ze próbki otrzymałam od znajomych, którzy dokształcają mnie usilnie w mrocznej scenie.
Chcialabym tutaj zaprosić Was w podróż po dosyć kontrowersyjnych albumach, albo raczej całych dyskografiach zespołów, które tworzą interesującą, poniekąd teatralną, wciągającą, ale tez i bardzo trudna muzykę.

Devil Doll to niezwykle interesujący, mroczny, tajemniczy projekt, który - mimo niemal całkowitego braku istnienia w mediach (nawet tych najbardziej undergroundowych) oraz specyficznego podejścia jego tworcy do tego, co tworzy - ma na calym niemal świecie rzesze wielbicieli. Devill Doll tworzy cos na pograniczu muzyki gotyckiej, opery, recytacji, teatru i hipnozy przez dźwiek. Sercem projektu jest tajemniczy czlowiek o tysiącu głosów czyli Mr. Doctor. Wokół niego roi sie od muzyków przeróżnych gatunków, twórców nie tylko muzyki, ale i filmowych, plastyków etc. Wpływ na tworczość Devil Doll mają głownie stare nieme filmy wampiryczne, produkcje niepokojące w swym klimacie, czesto przesiąkniete strachem, bólem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Ich płyty to czasem dwa, trzy, jeden utwór, który wciąga nas w prawdziwe przedstawienie.
O Devill Dol opowiadac mozna by godzinami, a i tak niewiele to pomoze w ich poznaniu. Dodam tylko, ze jeden z utworów kończy się pogrzebem, słowami księdza stojącego nad trumną. Niby nic, ale czy zechcecie wysłuchac tego leżąc noca w łożku wiedząc, ze nagrano to niejako z pozycji ciała lezącego w trumnie? Kiedy ziemia uderzy o wieko trumny, utwor sie skończy , a po pleach przechodza dreszcze, wstajesz i masz zupełnie inne podejście do życia...
Devil Doll - Dies Irae_Part 2
Devil Doll - Dies Irea_Part 6

Sopor Aeternus to kolejna moja propozycja. Trudno tu - znowu- mówić o zespole. Sopor Aeternust to kolejny projekt muzyczny, którego dopełnieniem - w tym przypadku - jest fotografia. Anna-Varney Cantodea to osoba, której płci nie da sie jednoznacznie okreslić. Szczególna ujmująca barwa głosu wydaje sie raz należeć do kobiety, raz do mężczyzny, czasem do dziecka, czasem straca. A przecież nie ma tutaj przekłamań, komputerowej obróbki. To wszytsko to prawdziwy glos jednego wykonawcy (jakze trudno opisywac to w naszym jezyku tak, by nie zasugerowac plci!). Dodając do muzyki, która jest mieszanka gotyku, opery, folku, zdjęcia bedące jedyną oprawą plastyczną wydawnict Sopor... (Anna-Varney nie daje koncertów, utrzymuje, ze tworzy tylko dla siebie, a fakt przyjęcia jego/jej dzieł przez szeroka publiczność jest miły, ale nie jest celem samym w sobie...) otrzymujemy niezwykle klimatyczną mieszanke, która nie pozostawia nikogo obojętnym. To tak naprawdę nie muzyka sama w sobie to raczej czyste emocje ubrane w niepokojące, dezorientujace momentami przerażające dźwięki i obrazy...
Obrazek
Obrazek
Sopor Aeternus - The Goat
Sopor Aeternus - And Bringer Of Sadness
Nie sa to moze najlepsze utwory...niestety w tej chwili nie moge udostepnić niczego więcej :-(

XIII Stoleti to - tym razem - coś duzo prostszego w odbiorze. Zespół jest jednym z najwazniejszych przedstawicieli muzyki gotyckiej i pochodzi z Czech. Interesujące jest to, ze śpiewają oni w swoim ojczystym języku. Początkowo moze byc to dla słuchaczy dosyć trudne do zaakceptowania, a wyczucie klimatu cięzkie (w końcu jezyk czeski dla Polaków wydaje sie być bardziej śmieszny niż mroczny!) niemniej jednak przy odrobinie dobrej woli mozna się w tym naprawde zakochac.
Osobiście polecam głownie płyte "Nosferatu", ale w zasadzie z czystym sercem moge powiedzieć, ze każda z ich płyt warta jest przesłuchania. Duzo tutaj folku i ciekawego gitarowego brzmienia, a wszystko w klimacie gotyckiego zamku, bagien, krypt i innych - równie przyjaznych czlowiekowi - miejsc...
Jako teaser proponuje posłuchać tego...

...pzdr
siadeh_the_vampire

: wt, 27 lut 2007, 20:33
autor: MJowitek
Dzięki Kiniu i Kaemie za linki.
Lubię, kiedy ktoś nie tylko ciekawie napisze, ale też da jakąś próbkę do przesłuchania.

Obrazek
Ja mądrze o muzyce nie umiem.
Bardzo lubię Buddha-Bar, nie tylko ja zresztą, siostra niedawno na urodziny też poprosiła, wybrałam jej płytę wydaną z okazji dziesięciolecia istnienia.
Ale wszystkie są niesamowite.
Bardzo miło się przy nich relaksuje, czyta lub ...pisze na forum.

Mała próbka. Ale to naprawdę bardzo mała próbka...
http://www.youtube.com/watch?v=RIOs58Em5sk
http://www.youtube.com/watch?v=snZ-nNEzcus

Ma ktoś jakąś Buddha Bar w domu?

: pt, 16 mar 2007, 12:01
autor: Stanisław Leon Kazberuk
Ostatnimi czasy postać Soyki fascynuje mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Zawsze uważałem go za jednego z moich naj, ale teraz jest jedynym artystą, którego utworów słuchałem w tym miesiącu. Koncert się szykuje, bilet już jest!

A ostatnio poznaną / nawet zakupioną płytą jest "No 17.". Po jednym rpzesłuchaniu wskakuje do czołówki. Majstersztyk! Ta płynność, ta lekkość, zwiewność, niebywałe wyczucie rytmu, wrodzona delikatność a zarazem niepowtarzalny talent do śpiewania! Także teksty, oprócz dzieł własnych jest Szymborska i inni...

Świetna interpretacja pochodząca z tej płyty.

Tracę już cierpliwość czekając na ten koncert.

: pt, 16 mar 2007, 12:04
autor: Secret Man
--

: wt, 17 kwie 2007, 0:52
autor: Pank
Obrazek

Kayah - MTV Unplugged, 2007 r.

Kayah od Stereo Typu sprzed czterech lat czasem zaśpiewa w duetach, innych chórkach, bywa że wyda zbiory podsumowujące karierę, swoją wytwórnią wypromuje kolejnego artystę (i słuchając chociażby tej strasznej i grafomańskiej Marii Peszek - chwała jej za to!), pojawi się nawet w filmie, w międzyczasie wspomni że tak naprawdę już jej za bardzo nie zależy na kolejnych płytach, a jak już perspektywa wydania następnego solowego albumu, podobno Skały, wydaje się coraz bardziej realna... niespodziewanie od MTV otrzymuje propozycję nagrania albumu bez prądu. Rzecz w tej części Europy dotychczas niespotykana, trudno więc żeby kayaxowa matka zrezygnowała z tak zaszczytnego przedsięwzięcia.

I plus na sam początek: Kayah, artystka kojarząca się głównie z hitami, szlagierami, czy dość egzotyczną współpracą z Goranem Bregovičem, mogła pójść na łatwiznę i wydać kolejny album z przebojami. Mogła, ale... na szczęście nie wydała. Dokonawszy ostrej selekcji z pięciu płyt, nie wybrała praktycznie żadnego utworu, który można usłyszeć na co dzień w radio. Jest co prawda Testosteron, jest też Na językach podlane interesującym - choć pomysł ten raczej nie jest sam w sobie nowatorski - beat-boxem Chesneya Snowa. Resztę stanowią jednak w przeważającej części ballady, zarówno Jestem kamieniem sprzed dwunastu lat, jak i bodaj najjaśniejszy punkt Stereo Typu, czyli Dzielę na pół. Nowe utwory: Lśnię, Co ich to obchodzi (niech wyznanie: ja ciągle wierzę że są ludzie, którym dźwięki są bliższe niż makijaże i sukienki okaże się prorocze!) i energiczne Get down on it dowodzą, że kolejny album Kayah muzycznym przełomem raczej nie będzie. A największa perełka na MTV Unplugged? Moim zdaniem, Kiedy mówisz z wokalizą Anny Marii Jopek. Obie panie razem brzmią niesamowicie i naprawdę dziwna to sytuacja, w której to nie doszło pomiędzy nimi dotychczas do muzycznej współpracy.

A z ciekawostek na DVD - akordeonowe Negue z dyskografii Cesarii Evory i jeszcze jedna powtórka z Zebry - Cicho tu. Plus wywiad z Kayah i reportaż z realizacji koncertu. Nic odkrywczego, ot miłe uzupełnienie.

I podsumowując - ładnie, ładnie, choć czegoś zabrakło. Bo właściwie Kayah na tej płycie jest taka sama, co zawsze. Nie znalazłem tutaj nic - może prócz wspomnianego duetu z Jopek - co by mnie aż tak pozytywnie zaskoczyło. Jest kameralnie, jest też przewidywalnie, a w końcu jest dużo - może nawet za dużo - przedstawień, komentarzy, podziękowań i komplementów kierowanych do ludzi, którzy przyczynili się do powstania tego albumu. I to ostatnie, na dłuższą metę, są z przesłuchania na przesłuchanie coraz bardziej drażniące: a... co teraz mamy? A, teraz mamy, yhm, coś, hm, mm, co napisałam pod wpływem wspaniałej, hy, elektrycznej gitary, ale dzisiaj, mm, nie mamy z taką do czynienia, więc będzie piano, ee, piano... naturalne, akustyczne, dokładniej fortepian, na którym zagra Krzysztof Herdzin. Uff! Życzymy więc miłego słuchania.

: sob, 21 kwie 2007, 21:27
autor: kaem
Widziałem koncert na MTV. Głównie dla wspomnianego duetu :-).

Wydawniczy początek wiosny to dla mnie okres powtórek i przypomnień.
Wszystkie tytuły, które pojawiły się od teraz na mojej półce to znane mi od dawna rzeczy. Może to taka duchowa odpowiedź na pożegnaniowe klimaty. Zbieranie tego, co było, by wiedzieć z czym wkracza się w nowe.
No a z czym?

Po pierwsze Jeff Buckley. Grace - Legacy Edition.

Obrazek

Pięknie wydana, specjalna edycja płyty, z dodatkową drugą płytą z demami, DVD i wzbogaconą książeczką o nowe zdjęcia i tekst. I o ile dodatkowe nagrania są tak bardzo demo, że nie uprzyjemnią ci wolnego czasu, to sama płyta wciąż utwierdza mnie w przekonaniu, że gdyby dalej żył, byłby najważniejszym rockmanem ostatnich dwóch dekad. Polecam też pierwszy krążek z My Sweetheart The Drunk. Zdolność do szczerego, emocjonalnego przekazu, dobry kontakt ze sobą i rozeznanie w sobie.
Grace

Po drugie PJ Harvey To Bring You My Love i Uh Huh Her.

Obrazek
Obrazek

Brudna szczerość w wydaniu kobiecym. Oj, jak dziś dobrze mi się z nią krzyczało Who The Fuck! I tak dobrze uspokajało przy The Desperate Kingdom Of Love, by przerazić się tonem piosenki I Think I'm A Mother. Gniew, energia i dojrzałość.
Shame
Down By The Water

Po trzecie Laurie Anderson. Tekst z mojej stopki jest jej autorstwa. Mister Heartbreak, Home Of The Brave i Strange Angels. Ta ostatnia przypomina mi bajkę o Jasiu i Małgosi.

Obrazek

I taka też jest. Odrealniona, metaforyczna, baśniowa, czasem brutalna. Mister Heartbreak z tego tria wypada najsłabiej, ale tam jest niezapomniany duet Laurie z Peterem Gabrielem, do którego uciekał się Jonathan Caroll w jednej ze swoich, równie baśniowych, powieści.
Wyobraźnia, patent na pomysł, zabawa sobą (i nie mam na myśli masturbacji).
Smoke Rings (Home Of The Brave)

I po czwarte, a właściwie po pierwsze. Prince. Sign O'The Times, Black Album i The Hits/B-sides.

Obrazek
Obrazek

Nie miałem Znaku Czasów na oryginale, bo zawsze było mi szkoda czasu na wersję w wydaniu dwóch płyt- każda po 30-parę minut. Spokojnie mieściła się na 1 CD- klonie. Ale to nie to samo. A Allegro daje szansę nawet na nabytek za 20 zł, wart 4 razy więcej.
To płyta z roku, w którym Michael wydał swój Bad. Są podobne. Na SOTT też jest dużo keyboardu, wyraźnej rytmiki i sporo przebojów. Kiedyś odrzucałem tą płytę, bo keyboardowa pulsacja była dla mnie zbyt nachalna. A teraz, jak wgryzłem się w album, jest moim ulubionym. Poza tym poznałem później, co Prince wyrabia z tymi nagraniami na żywo. Jest w nich tyle życia i zakrętasów.
The Hits/B-sides. Po co mi składak? Z sentymentu, bo to od niego tak naprawdę stałem się pożeraczem absolutnym prinsich nagrań? Łeee. No ale... Poza tym, że są 4 nowe nagrania, to dodatkowo jest 3 płyta, na której są nagrania z 2 stron singli. Bo Prince, mało że nagrywa i 2 płyty rocznie, to jeszcze na każdym singlu w latach 80-tych umieszczał premierowy utwór. To, czego Michael nie raczył robić, pomimo że też ma sporo w szufladzie.
Więc mam. I miauczę sobie z kocicą w utworze Scarlet Pussy, swinguję w Horny Toad, marzę w Erotic City i mam głupawkę w La La La He He Hee. Jest też nagranie z albumu We Are The World 4 The Tears In Your Eyes oraz How Come U Don't Call Me Anymore, które później na swój warsztat wzięła Alicia Keys i inne- w sumie 20 b-sidów. I wszystkie hity- tu głównie w wersjach skróconych, singlowych, więc na pierwsze spotkanie z Prince'm w sam raz. Nie będzie trudno. Jest piosenka o pocałunku, czerwonej korwecie, purpurowym deszczu, malinowym berecie, alfabetowej ulicy, imprezie do 1999 roku, o tym kiedy gołębie płaczą, kremie, seksownej MF, diamentach i perłach, brzoskwini, papieżu, kontrowersji, siódemce w totku, złodziejach w świątyni i innych takich. A o czym mówi tekst Zrób mi, kochanie, domyślcie się sami. Zdjęcia do książeczki zrobił Herb Ritts- ten od In The Closet- jeszcze jedno MJ powiązanie.
Black Album. Miałem kiedyś na kasecie. Płyta generalnie nie do kupienia. Prince ją szybko wycofał w 1988 roku z powodu obscenicznych tekstów. Cindy C. don't U play with me? :wariat: Później coś tam wydał WB ponownie w 1994, ale niewiele tego było. Popędowość, nienasycenie, improwizacja, wysmakowanie, gotowość na zakręty i niespodzianki.
Sign O'The Times

Czy to wystarczy na nową drogę życia? Rafał?
_________________________________
Paradise is exactly like where you are right now
Only much much better

: pt, 04 maja 2007, 11:01
autor: Pank
Wyjątkowym krajem jest jednak Polska. Nowy album Bjork bodaj jako jedyny na świecie ma u nas kompletnie inną okładkę, kompletnie inną książeczkę, w dodatku można go kupić parę dni przed światową premierą, już od 22 złotych. Nawet szpetne polskie wydanie uległo poprawie - w czterostronicowej książeczce znalazły się zarówno teksty piosenek, jak i kilka słów wstępu od artystki, których i tak statystyczny Polak nie zrozumie, bo po islandzku. ;-) Brzydki napis można zakleić, patronów medialnych (w tym... radio Zet - czekam aż zaczną tam puszczać Earth Intruders :] ) zedrzeć. Niewielka trasa koncertowa? Polska jest jednym z nielicznych europejskich krajów, do których wybiera się Bjork.

Po eksperymentalnej Medulli, po kompletnie niezrozumiałym dla mnie DR9... nie tego się spodziewałem. Album spokojnie można postawić obok Debut, Post i Homogenic. Volta jest wypadkową tych trzech albumów, choć nie brakuje nawiązań nawet do DR9, jak w Vertebrae by Vertebrae - takiej przeróbki Hunter Vessel nikt by się nie spodziewał. Z kolei singlowe Earth Intruders brzmi jak doroślejszy odpowiednik Human Behaviour, Wanderlust przypomina odrobinę Jogę, Innocence jest bliskie 5 Years, a Declaire Independence ma w sobie tyle buntu, ile niegdyś Pluto. Na koncercie obie piosenki obok siebie muszą brzmieć nieziemsko.

I rzeczywiście można to odebrać jako zarzut, bo Bjork wcześniej takie porównania się nie zdarzały. Początkowo wręcz zawiodłem się. Ale po kilkukrotnym przesłuchaniu... zdanie ulega zmianie. Im bliżej przysłuchuję się każdemu z dziesięciu utworów, tym więcej odkrywam elementów, na które wcześniej nie zwracało się uwagi. Przerażający beat Timbalanda w Innocence drażni coraz mniej, wręcz wciąga, w duetach wokale Bjork i Anthony'ego Hegarty'a wspaniale się uzupełniają. Może i lepiej, że Islandka powraca z materiałem tak przebojowym i energicznym?

Polecam.

: pt, 04 maja 2007, 11:10
autor: Stanisław Leon Kazberuk
Wczoraj - choć to właściwie dzisiaj - w audycji HCh koło pół do pierwszej mówiono o tej płycie. Nie wypowiedzieli się jednoznacznie - stwierdzili, że nieco inna płyta. I puścili piosenkę... o ile dobrze zapamiętałem Dull Flame Of Desire. Jeżeli taka jest cała płyta, to dość... yokoonowa! Tyle, że wolę Yoko. I, niestety, wciąż do Bjoerk nie mogę się na tyle przekonać, by się zauroczyć. Pozostanę przy swoim Debucie, mozę zauroczenie przyjdzie samo.

: pt, 04 maja 2007, 20:22
autor: kaem
Przypominam, że można też kupić wersję pełną i limitowaną. Czekając na swój egzemplarz Volty, cieszę się mnóstwem nie wydanych nagrań Prince'a... Eeee... Noooo nie tylko. Czasem daję mu odetchnąć i sięgam po nowe Air. Jak zwykle Francuzi wyczarowali piękne dźwięki. Niby tak samo, ale na ich kolejnych krążkach zawsze jest odrobinę inaczej, niż poprzednio. Mnie się obecna Pocket Symphony bardziej podoba, niż poprzednia, Talkie Walkie, choć widzę w sieci, że najnowszy krążek spotyka się z krytyką. Przesłuchałem, jeszcze raz przesłuchałem, raz jeszcze i kupiłem. Są goście: Neil Hannon z Divine Comedy i nie lubiany przez fanów MJ Jarvis Cocker z Pulp. Zabrzmiał tak ciekawie, że chyba przysłucham sie jego solowemu projektowi.
Wyciszona, wysmakowana muzyka prosto z Francji. Koi nerwy. Jak ktoś oglądał ostatni film Sofii Coppoli o Marii A., to słyszał też nagrania zespołu.

Obrazek

Air - Once Upon A Time
Air - Mer du Japon

Ciekawe, album zawiera pliki- tzw Opendisc, które umożliwają wyłączną jedynie tą drogą subskrypcję najnowszych wieści od zespołu oraz ewentualne spotkanie z nimi. Taka walka z piractwem mi się podoba :-)
____________________________
Paradise is exactly like where you are right now
Only much much better

: sob, 12 maja 2007, 17:31
autor: Stanisław Leon Kazberuk
O, jak bardzo chciałem mieć tę płytę! Tylko, że nie wierzyłem w jakąkolwiek szansę dostania jej w sposób inny niż on-line. I cóż? Wchodzę do sklepu, rozglądam się i... widzę niepozornie leżące na półce egzemplarze:

Obrazek

Jestem absolutnym miłośnikiem twórczości Tadeusza Woźniaka. To - można rzec - jego najnowszy album. Teksty poetów polskich, muzyka Woźniaka [którego na płycie też słychać] a śpiewa - jego żona, Jolanta Majchrzak. Dla mnie cudo! Muzyka typowa, poetycka. I żeby nie było, że to dzięki znajomościom - oprócz bycia żoną, J.M. jest także jego współpracowniczką, pianistką, absolwentką AM w Łodzi. Zdecydowanie jedna z płyt roku.

Kto pamięta "Niebo do wynajęcia"? Ubiegłoroczny powrót Roberta Kasprzyckiego to nowa płyta "Światopodgląd" i z niej utwór tytułowy, który osiągnął spore sukcesy na Liście Przebojów Trójki. Kupiłem, bo wystarczyło poznać tę i pare innych piosenek, by przekonać się co kupujemy. Nie żałuję. Wg słów artysty, nowe nagrania są "próbą odnalezienia drogi w duchowej pustce naszej epoki, próbą zażegnania samotności, czasem po prostu przenoszą nas w świat, o którym wszyscy skrycie marzymy - w świat ciepły, czuły, bezpieczny".

Obrazek

I jeszcze. Długo się wahałem przed nabyciem, ale się tak potoczyło, że w końcu nabyłem. Habakuk - A ty siej. Piosenki Jacka Kaczmarskiego.

Obrazek

Zgadzam się ze słowami, że to "raczej dla fanów Habakuka niż Kaczmarskiego". Nie chcę jakoś słabo tej płyty oceniać, ale nie zawładnęła mą. Pomijając fakt, że reagge to dla mnie muzyka dość męcząca, interpretacje są dość nachalne. I często niezbyt udane. Choć bardzo podobają mi się "Mury", czy "Krzyk" [bardzo pozytywne wrażenia co do obecności wokalnej córki Kaczmarskiego]. Ale bardzo negatywne wrażenia co do Muńka - Karmaniola. I, dla wyrównania, miłe zaskoczenie co do formy tegoż artysty w piosence "Krajobraz po uczcie". Najmilej z całego zestawu słucha mi się tego właśnie utworu. Ale płytę warto było kupić, nie tylko, by znać i by móc się wypowiedzieć. Ona rzuca inne światło na muzykę Kaczmarskiego. Pokazuje inne możliwości. Gratulacje za odwagę i za solidne przygotowanie. Płyta jest naprawdę dobra, ale spodoba się osobom troszkę bardziej odpornym na reagge.