: czw, 04 maja 2006, 14:57
Trzeci maja dwutysięcznego szóstego roku przeszedł do historii nie tylko jako 215. rocznica uchwalenia pierwszej w Polsce konstytucji, lecz także jako... tak! Koncert Majkela Dżeksona* w Mińsku Mazowieckim! Występ dla mnie o tyle niezwykły, że pierwszy - nie wiedzieć czemu - w mojej krótkiej właściwie historii.
Koncert Kasi był częścią rodzinnego festynu zorganizowanego przez władze tego 37-tysięcznego miasta. Festyn jak festyn - przybyło wielu ludzi, głównie rodzice z dziećmi. Przechodząc, słyszałem nawet prowadzone z zainteresowaniem rozmowy na temat występu M.Dż.*. Na scenie - przyznać trzeba, raczej skromnej i brzydkiej (Kasia narzekała, że nie uda jej się niestety pokazać na co ją stać) - już od jakiegoś czasu organizowano konkursy dla dzieci i młodzieży. Udałem się na zaplecze... i... przyznam, że takiego widoku jeszcze nie widziałem - M.Dż.* oraz Chuck Norris! Podszedłem, z nadzieją, że Kasia nie będzie tak groźna, jak wcześniej pisała (przed występami bywa podobno zdenerwowana – nie odczułem tego ;] ). Wręcz przeciwnie - Kasia okazała się bardzo, bardzo sympatyczna; Chuck natomiast – wbrew dowcipom na jego temat - bardzo skromny.
Zaraz usłyszeliśmy zapowiedź i koncert trzeba było zacząć.
Pierwsza myśl - jeżeli M.Dż.* nie była w stanie na tej scenie pokazać, na co ją stać... to strach się bać, co wyprawia, gdy warunki są idealne i można się dowolnie ślizgać. Przyznam, że nie ściągałem zamieszczanych tutaj filmów, by nie psuć sobie niespodzianki. I, nawet jak występ ten był, jak to określiliśmy, w wersji light, to wiadomo było, że będzie należeć i tak do udanych.
Na początek Jam w wersji koncertowej. Wyszedł naprawdę, naprawdę elegancko. Dowód? Słyszałem, jak obok ludzie mówili, że nieźle tańczy albo powinna założyć szkołę tańca - Kasiu, całkiem niezły pomysł w ten sposób michaelizować w ten sposób ludzi . Po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłem te wszystkie moonwalki, sidewalki i inne triki. Nie trzeba dodawać, że złapanie za krocze wzbudziło wśród publiczności małą sensację ;] Okulary nie polecały, jak to się podobno często zdarza, za to w pewnym momencie Kasi pofrunął kapelusz, co widać na poniższych zdjęciach (jak to przed chwilą napisała na temat zdjęć: Najchętniej bym ocenzurowała, ale nie chcę się bawić w Kaczora. ):
Potem mała zmiana stroju, na ten niczym z pierwszej części trasy Dangerous World Tour i... czas na medley! A w międzyczasie zainteresowanych ludzi przybywało i przybywało:
I znów przerwa, podczas której nastąpiła kolejna zmiana stroju. W końcu M.Dż.*, w obłokach sztucznie stworzonego dymu, pojawiła się na scenie, początkowo dając krótkie przemówienie, a potem śpiewając na żywo Heal the World. Kto potrafił (ykhm, ykhm, teraz pewnie na filmie będzie słychać, jak wspaniale nie znam tekstu i fałszuję ), śpiewał także z nią. W międzyczasie na scenę, jak to już na koncertach Michaela, przebywały dzieci:
Ale... były też bisy! Pan prowadzący myślał, że nie trzeba będzie na nie długo czekać, ale M.Dż.* musiała się jeszcze przebrać. Ot, kaprysy gwiazd, jak zostało powiedziane. W końcu usłyszeliśmy Billie Jean (aż chce się krzyknąć: aowww )!
I na tym koniec - M.Dż.* dostała należyte brawa. I znów trzeba było się przebrać, by zacząć rozdawać autografy. Poniżej mały making of - na zdjęciach widać w końcu Anetę, cały czas poczas koncertu chodzącą między konsoletą a Kasią na zapleczach, której pomagała się przebierać – fakt faktem, stroje były raczej skomplikowane.
I w końcu... Zdjęcia, zdjęcia, autografy, także na rękach... Na ręku jednej dziewczynki widać było wyraźnie ślady vitiligo.
Aneta, mam nadzieję, że nie zabijesz (teraz to może słowo nieodpowiednie, bo zdążyłem się przekonać, że jednak groźna nie jesteś ) za to, że zamieściłem wszystkie grupowe zdjęcia:
A potem już zostało przebrać się:
Zjeść, wypić, spakować się, pożegnać się z Chuckiem i wrócić na zachód