Mandey pisze:
nigdy wcześniej serce mi tak szybko nie biło.
Tak. Coś niesamowitego! Tylko raz w życiu
póki co... tak się czułam. Raz jedyny.
I nie mam wątpliwości, że akurat Wy - doskonale wiecie o czym mówię

Gdyby wówczas - na świeżo po ogłoszeniu wyroku ktoś zadał mi pytanie, czy jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, bez wahania odparłabym: TAAAK! To był stan bezwarunkowego absolutnego szczęścia. Nic innego nie miało znaczenia... Po prostu... nirwana
Dzięki temu zdarzeniu od trzech lat na własnym przykładzie wiem, że umysł ludzki pod wpływem silnych emocji, bez żadnych "wspomagaczy" potrafi wprowadzić się w dziwny stan...
Nawet nie wiem jak go określić. Czułam się tak, jakbym była czymś odurzona, choć funkcjonowałam normalnie i byłam czysta jak łza ;)
Trzymało mnie jeszcze przez kilka kolejnych dni, choć stopniowo słabło.
Tak do tygodnia pulsowało we krwi :) Końska dawka adrenaliny? Ale czy tylko...? Czy da się to tak prosto i jednoznacznie wytłumaczyć? Znajomi mówili, że chodzę jak "naćpana", musieli przeczekać aż mi przejdzie i wrócę do siebie...
W sumie to chciałabym, żeby ktoś (obeznany z tematem) jasno mi wytłumaczył - co się w takich chwilach dzieje z człowiekiem? Co się działo ze mną?
Co prawda trochę na ten temat czytałam, jednak mam niedosyt. Nie do końca to rozumiem.
Aha, próbowałam na wiele sposobów (nie mówię o żadnych świństwach, ale o zwykłym sprawianiu sobie przyjemności najróżniejszymi większymi i mniejszymi radościami) wywołać u siebie podobne wrażenia.
Nic z tego. Nie da rady! Człowiek zwyczajnie jest ZABLOKOWANY. Niby bywa fajnie i miło, ale to nie jest nawet w 10 % zbliżone do efektów z 13. 06. 2005.
Wrażenia były wspaniałe fakt... mimo wszystko Michael... DZIĘKUJEMY, NIE CHCEMY już więcej procesów!
/ nawet jeśli nic innego nie daje podobnych skutków

/
wolimy nową płytę :)
P.S. Może niektórzy z Was - szczególnie Ci fanujący od niedawna nie zwrócili na to uwagi. 13 czerwca 2005 roku też był
piątek!