Posted: Sat, 04 Sep 2010, 15:16
Zawsze sie zastanawialam dlaczego CHOLERNA.
Mnie obchodzi. Bo dziękuję za taki szczyt... sztucznie napompowany i przypłacony tym co najgorsze może w życiu człowieka spotkać... śmiercią.Canario wrote:Pewnie że wiemy. Michael jest na szczycie , uznany wszem i wobec artystą stulecia.I właśnie za kilka tygodni ukazuje się Jego nowy album. Z pewnością album #1 2010roku. A PM gdzie jest?No właśnie nikt tego nie wie. Bo kogo to obchodzi?
O, dobrze, polać Mandeyowi! Wywiązała się dyskusja porównawcza obu artystów, tylko myślałam, że w tym temacie interpretujemy teksty... A tak w ogóle to kibicuję Ci, CanarioMandey wrote:Kaem może by tak wydzielić co nieco i stworzyć osobny temat Mack vs. Jack ewentualnie Canario vs. Bad Fans?
MJ może i nie bardzo umiał być groźny i waleczny, w Bad to on jest np. słodki i rozczulający a nie zły, tupie nóżką, tańczy balet w ćwiekach (a ten balet naszemu dance teamowi dziś na próbie ostro w kość dał, zapewniam) i mam ochotę zakrzyknąć na jego widok "Synkuuuu!!! Do domu! Bo Ci jeszcze chłopcy wleją!", ale Prince to ma taką fizjonomię fightera, że ja się aż ze strachu do schronu przeciwatomowego chowam jak widzę, jaki on jest męski i groźnykaem wrote:Prince zapytany kiedyś o rywalizację z Michaelem odpowiedział: He's a lover, not a fighter, nawiązując do jednego z wersów The Girl Is Mine.
Nie żartuj sobie. Ja się Prince'a boję. Nie chodzi o powierzchowność (wiem do czego pijesz: wzrost), ale o to stalowe spojrzenie, maniere w głosie i poczucie wyższości. Brrr...aż mnie ciary przeszły.Prince to ma taką fizjonomię fightera, że ja się aż ze strachu do schronu przeciwatomowego chowam jak widzę, jaki on jest męski i groźny Buhahahaha
Za Prosiaczkagive_in_to_me wrote: Nieee.... za co.... za co? ZA CO??????????????
A ja lubię. Niezmiennie. Również ten, jak obcesowo nazwałaś "pizdusiowaty, ciotowaty, falsecikowaty" głos Michaela w przytoczonym przez ciebie fragmencie.give_in_to_me wrote:The Girl Is Mine... Nie lubię tego utworu. ZAWSZE go przeskakuję. Tatuś mój, fan wielki Thrillera, zawsze TGIM podgłaśniał i może mam tą awersję z dzieciństwa właśnie przez to. W samochodzie tego ustrojstwa słuchał i słucha dalej! Boże, wstydziłam się przez to wysiadać koło szkoły :P Nie umiem odpowiedzieć, czemu TGIM mnie tak wkurza. Wkurza i już. Najbardziej ten pizdusiowaty, ciotowaty, falsecikowy głos Michaela we frazie I'm a lover, not a fighter (a dlaczego z drugiej strony uwielbiam ten sam głos w DSTYGE, hm?:-/)
Otóż to! :DAmelia wrote:Była...szkolną pięknością, a jak przechodziła korytarzem to...ulala. Paul i Michael takie dwa chuchra nie mieli u niej szans, dobrze o tym wiedzieli. Bajkopisarze, zmyślają historyjki, wręcz trochę z samych siebie kpią, podchodzą do całej tej sytuacji ze zdrowym dystansem.
Eeee? Ej no sorry, mój drugi najukochańszy kawałek, a on chciał wywalić?(nie wiedziałam o tym,pewnie powinnam,ale wstyd!;)) I tak przegiął z plotami o wybielaniu MJa (się chłopak ośmieszył raczej), ale po tym to już ma minus jak stąd do Krakowa :Pkaem wrote:Q czasami miał pomysły od czapy. Edycja Billie Jean, tytuł Not My Lover, teraz ta gadanina, wyrzucenie z Bad Smooth Criminal. Helloooo?
Racja, ale nie zawsze można po prostu dać w zęby. Sam mi za coś podobnego wlepiłeś dwójkę <lol>, a z pracy się za to wylatuje. Więc zostaje tylko bar, ale z wrogami tam się nie chodzi.;)))kaem wrote:Z kobietami ciężko się pracuje; że niby same kobiety w pracy to coś okropnego- podkładają sobie nogi nawzajem, nie współpracują tylko obgadują. Co ciekawe, nawet faceci tak tej tezy nie podtrzymują, jak same zainteresowane. Czemu tak jest? Trudniej dać sobie w szczenę, rozładować napięcie?
słowo zastępcze: girl power, czy coś takiegokaem wrote:I słowo brotherhood brzmi bardziej swojsko, niż sisterhood.
Nie, zupełnie nie myślałam o wzroście, tylko to dla mnie z fizjonomii (sylwetki, twarzy i tak dalej) laczek kompletny. No co poradzę. Jego wzrok? Groteska, nie strach. Już wolę, jak się oblizuje :PAmelia wrote:Nie chodzi o powierzchowność (wiem do czego pijesz: wzrost),
Albo Tom Sawyer i Huckelberry Finn. A nawet Huck Finn i niewolnik Jim, choć to przyjaźń, która zawiązuje się stopniowo i potem zmienia się w relację synowsko-ojcowską (notabene MJ gdzieś wspominał, że Huckelberry Finn Marka Twaina to jedna z jego ulubionych książek, ale nie martwcie się kochani, to tylko Mark Twain, nic o Emersonie w kontekście przyjaźni nie będę pisała, nie to zagadnieniekaem wrote:Ale ciekawe jest to, że w choćby w literaturze nie przychodzi mi żadne odwołanie do żeńskich przyjaźni, a do męskich tak- choćby Chuck i Tomek Sawyer czy saga Północ- Południe.
no właśnie, zawsze mnie to zastanawiało już od dzieciństwa,kiedy to do mojego ojca przychodził kolega i razem słuchali muzyki (starego rocka itd.) włączali płytę, siadali na kanapie z piwem i paluszkami i nie wolno było się odezwać, bo oni słuchali ,w sensie aranżacja, jak działa bas, jak Freddie wyciągnął ten wokal i wiele innych rzeczy. dopiero po zakończonej piosence, gdy była jakaś uwaga, czy spostrzeżenie, to Zbyszek mówił do mojego ojca - "a zauważyłeś, że...", "ta sekwencja jest doskonała, bo..." itd. więc moja matka się śmiała, że przychodzi kolega, a nawet nie pogadają, jak tam w pracy, jakie ciasto pani Basia przyniosła na imieniny itd. --- musiałam o tym napisać, bo bardzo mi się Twoja opisana sytuacja skojarzyła właśnie z tymi wizytami Zbyszka, które pamiętam z dzieciństwa. ale na tych rybach to można się na śmierć zanudzić. ciągnie czy nie ciągnie, o to jest pytaniegive_in_to_me wrote:Kaem, masz rację co do tych męskich przyjaźni, że one wydają się być skupione wokół czynności, jakie mężczyźni razem wykonują. Np. dwóch przyjaciół jedzie sobie na ryby, siedzą nad tym jeziorem czy rzeką 5 godzin, nie odzywają się do siebie, tylko ewentualnie w kwestii, że "jakaś bierze" albo "podaj haczyk czy przynętę" i w zasadzie to jest w porządku, to jest taki sposób spędzania czasu z przyjacielem, a czy wyobrażacie sobie, żeby dwie koleżanki poszły na spotkania na którym prawie ze sobą nie rozmawiają? To niemożliwe :p
czasami istnieje, ale w baaaaaaardzo zdawkowych sytuacjach. i to bardziej właśnie podczas np. konfliktu z mężczyzną o jakąś rację.Feministki piszczą, że kobiety nie umieją się zjednoczyć, że "solidarność jajników" nie istnieje.
Nie, nie będzie Say Say Say za tydzień. Chyba że jest takie życzenie...? Smile
Było już i poszło.Beat It?
Zwykła potyczka na słówka dwóch rozleniwionych przyjaciół, którzy na pograniczu jawy i snu, powoli odpływając w marzenia spierają się chyba w sumie o dziewczynę, dla której żaden z nich i tak nie poświęciłby przyjaźni. Coraz bardziej senni powtarzają już tylko „mine mine”, no” she’s mine..”, „no no no she’s mine…” aż wreszcie obaj zapadają w długi, mocny sen, a rano po przebudzeniu żaden już nie pamięta o czym wieczorem dyskutowali.[Paul]
Michael, We're Not Going To Fight About This, Okay
[Michael]
Paul, I Think I Told You, I'm A Lover Not A Fighter
Też mam podobne wspomnienia- przez dośc długi okres czasu codziennie rano przychodził do nas kolega taty, kupował gazetę i razem z moim tatą pili w kuchni poranną kawę. I wtedy najczęściej rozwiązywali krzyżówki, albo zajmowało ich jakies równie "ciche" zajęcie :) Kobietom chyba naprawde dość cięzko jest zrozumieć na czym polega męska przyjaźń, ale z drugiej strony nie uznałabym również, że męska przez to, że mnie "szczebiocząca" jest silniejsza czy trwalsza. Jest chyba po prostu inna, ale każda niepielęgnowana przyjaźń prędzej czy poźniej się kończy, niezaleznie od tego czy to jest przyjaźn kobieca czy męska. Tylko chyba rzeczywiście to prawda, że kiedy mężczyźnie coś leży na sercu- po prostu to mówi, a kobieta będzie chodzić, dusić to w sobie, aż wreszcei cała skumulowana frystracja zniej eksploduje w najmniejj spodziewanym momencie... I wówczas jest wielkie bum :)więc moja matka się śmiała, że przychodzi kolega, a nawet nie pogadają, jak tam w pracy, jakie ciasto pani Basia przyniosła na imieniny itd. --- musiałam o tym napisać, bo bardzo mi się Twoja opisana sytuacja skojarzyła właśnie z tymi wizytami
Jak najbardziej. Osobiście nie przeżyłam, ale znam bardzo dobrze dziewczynę(cóż, jest moją przyajciółką :), która naprawdę ma przyjaciela. Nie ma w ich przyjaźni żadnych, naprawdę żadnych podtekstów i sama przyznaje, że to bardzo dziwna relacja, ale jest to przyjaźń i ona jest na to najlepszym przykładem. Rzeczywiscie, kiedyś ona była w nim zakochana- jednak on nie czuł nic oprócz właśnie przyjaźni. A teraz ona ma chłopaka, którego kocha, a temten został jest przyjacielem. Więc choć niektórzy zaklinają się, że takie przyjaźnie nie istnieją, są w błędzie, bo rzadko, ale naprawdę się zdarzają :)A przyjażń mężczyzna+ kobieta? Realne?
czy to jednak ona z tej trójki miała najlepszą zabawę. Albo wszyscy troje prowadzą sobie jakąś grę bez większego zaangażowania. Pasuje do tego nawet ta ilustracja Michaela: chłopaki ciągną ją każdy w swoją stronę, ale spojrzenia skierowane nie wiadomo gdzie, emocji w nich nie widać a dziewczyna zapiera się nogami i na żadnego z nich nie patrzy, jakby chciała się od nich uwolnić.give_in_to_me wrote:dupodajka z niej i i tak każdy z nich ją zaliczy
Zawsze mi się to podobało, czasem kobiety mogłyby brać przykład z facetów. Właśnie poprzez takie wspólne robienie czegoś mogą budować się fajne relacje, można się lepiej poznać i przy okazji sprawdzić, w skali mikro, na co stać tę drugą osobę. Kroczek po kroczku - do zaufania, chyba o to chodzi w przyjaźni.Amelia wrote:najczystsza forma przyjaźni, bo oparta na wspólnym działaniu, nie na słowach.
Taka tez jest ralacja między facetami- mamy hobby, poprzez jego wspólną realizacje stajemy się sobie bliżsi.
ale jakoś opornie to idzie. Ja sama nie wiem co o tym myśleć, nie znam zbyt dobrze kulisów tej sprawy aby oceniać, tyle co z książki "Moonwalk", a to tylko jedna strona. Michael dośc enigmatycznie o tym napisał, ot - stało się, jakoś tak wyszło. Relacja Paula też nie jest zbyt wyczerpująca. Jeśli była między nimi przyjaźń albo po prostu dobre koleżeńskie relacje, to jakoś nie dziwi mnie specjalnie, że po tym zagraniu się skończyły. Paul miał chyba prawo czuć się trochę, nie wiem, wykorzystany? Ale może Michael oddał mu przysługę, katalog trafił w dobre ręce.kaem wrote:Co sądzicie o kroku Michaela i reakcji Paula i Michaela na reakcję Paula, opisane przy okazji poprzedniej piosenki? I jak się to ma to koleżeńskości/przyjaźni dwóch muzyków?