Strona 562 z 986

: śr, 03 mar 2010, 17:29
autor: JuliaM
Man in the mirror zostaw moje Off the wall!!! ja Cię w ogóle nie rozumiem. Te lata to szczyt kariery MJ'a ( no może nie szczyt, ale zaczynał bardzo dobrze nenene ). Dla mnie ta piosenka to coś pięknego. Ja osobiście wybiorę Whatever happens :-P
i już tłumaczę
Madzia pisze:Piosenke lubie, ale wg. mnie piosenka z całego zestawienia najsłabsza. Z resztą , wole troche szybsze i bardziej żywiołowe piosenki.
I to całe moje wytłumaczenie. Może i fajna, ale czegoś mi brakuje...
Man in the mirror pisze:3) Uważam ,że takie LG zasługiwało na wyższa lokate niż Off the Wall
Wracając do Man in the mirror. Tego już nie przeżyje... uważam, że LG to ... to nudna ciągnąca się piosenka... lubię smutne utwory MJ'a ale tego to ja nie lubię. LG jest u mnie na ostatnim miejscu :-P
Off the wall jest o wiele żywsze niż LG. Gdybyś widział koncerty jak Mike śpiewał OTW, to już by Cię porwało do tańca. Ale ja nie będę się kłócić. Ja mam swoje zdanie, Ty masz swoje. O gustach się nie dyskutuje, ale to był dla mnie cios...

: śr, 03 mar 2010, 17:36
autor: polishblacksoul
Man in the mirror pisze:Myśle,że jak by zaczął Badem i Dangerous,to off the wall i Thriller osiągneły by mniejszy sukces niż Zły i Niebezpieczny
taka kolejnosc bylaby niemozliwa ze wzgledu na umiejscowienie plyt w czasie. "off the wall" to szczyt szczytow michaela. "thriller" to podobny mount everest tyle że ze sporym uklonem w strone bialych sluchaczy. "bad" i "dangerous" sa muzycznie nieporownywalne z dwoma pierwszymi doroslymi krażkami michaela.

: śr, 03 mar 2010, 17:38
autor: littleme
Whatever Happens

Jakoś nie przepadam za tą piosenką. Za mało powera i za mało zabaw głosem. Nieco nudnawa na tle innych.
(Nie wiem jak możecie głosować na Earth Song, toż to cudo!)

: śr, 03 mar 2010, 18:10
autor: GosiOla
GosiOla pisze:Postanowiłam, że będzie to Billie Jean. Na chwilę obecną czuję, że muszę na dłużej odpocząc od tego utworu bo najzwyczajniej w świecie za bardzo mi się osłuchał przez ostatnie kilka miesięcy. Mimo to jestem pewna, że kiedy usłyszę go znowu przypadkiem w radiu będę podśpiewywać i bujać się, inaczej się nie da.
Ponownie Billie Jean.

: śr, 03 mar 2010, 18:10
autor: songbird
Nie jestem muzykiem, nie znam się na riffach gitarowych, harmonii, linii basu, itd. Nie jestem też koneserem muzyki, żeby móc fachowo wypowiadać się na temat utworów, tylko prostym ich słuchaczem. Nie zamykam się w określonym gatunku muzycznym, chociaż jak pewnie każdy, jedne lubię bardziej, inne mniej, a jeszcze inne do mnie nie trafiają. Mam swój, siermiężny może gust muzyczny i nim kieruję się przy słuchaniu piosenek. Melodia albo mi się podoba, oczaruje mnie albo nie. Podobnie jest z tekstem albo ma dla mnie jakąś wartość, niesie ze sobą przekaz lub najzwyczajniej zachwyci mnie tym nieokreślonym "czymś" albo jest to tekst typu "majteczki w kropeczki sialalala..." i wtedy odpada. Również w dyskografii Michaela są utwory, które kocham, uwielbiam, ale są i takie, które tylko lubię i takie, których praktycznie nie słucham bo to nie moje klimaty.

Whatever Happens tak bezlitośnie typowane do odstrzału zachwyca mnie i tekstowo i muzycznie i interpretacyjnie. To jedyna taka przecudna rumba w dyskografii MJ, a argument, że Santana stworzył lepsze kawałki mnie nie przekonuje. Nie oceniamy utworów Santany tylko Michaela i WH jest jedyne w swoim rodzaju w Jego twórczości.

Szkoda mi, że odpadło DSTYGE bo podobnie jak OTW typowane namiętnie obecnie do eliminacji, i cala płyta Off The Wall, to 100% Michaela w Michaelu, To radość, optymizm, chęć życia i zabawy, młodzieńczy entuzjazm, aż żal, że tak niedoceniane.

Mój głos ponownie na Earth Song bo za dużo w nim patosu w wykonaniach koncertowych bo mam niemiłe skojarzenia bo pozostałe utwory są mi bliższe bo....uzasadniałam to wcześniej.
songbird pisze:Earth Song - tak, wiem, to klasyk MJ'a, niesie wielkie przesłanie. Tylko szkoda, że Michael w tym pędzie do ratowania planety, roślinek, zwierzątek i całego rodzaju ludzkiego zapomniał o ratowaniu samego siebie. Teledysk mnie przytłacza, a wykonania koncertowe są zbyt patetyczne, przerysowane. Ponadto, ilekroć słucham tego utworu natrętnie pojawia mi się obraz wykonania na Brit Awards w 1996roku i ten niechlubny incydent temu towarzyszący. Sprawia on, że czuję gniew i zażenowanie jednocześnie i niestety, zniechęca mnie to do słuchania Earth Song, chociaż doceniam wartość samego utworu i wokal MJ.

: śr, 03 mar 2010, 18:24
autor: moon_song
give_in_to_me pisze:Michael w tamtych czasach był przecież kompletnym laczkiem,
A tak generalnie to co masz na myśli mówiąc... "laczek" :crazy:

: śr, 03 mar 2010, 19:41
autor: kaem
siadeh_ pisze:Znaczy się ja tam osobiście uważam, że MZS jest całkiem męski, no,
A początki były niewesołe. Było coś o rzucaniu Gotem o samochód czy coś... W ogóle to chyba przepis na zostanie moderatorem na tym forum. Mieć wejście smoka, a później cudowną przemianę. No i nicka na m, prawda, michaelzawszespoko? Maro? Mandey? ;-)

A głos na Dirty Diana. Uważam, że Give In To Me, obstrzeliwane obecnie, jest dojrzalsze, bardziej sexy i bardziej wymiata gitarą.
Na Off The Wall nie zagłosuję, Whatever Happens jest jednak oczko wyżej niż Dirty Di, a na BOTD też nie, bo za to zaskoczenie na święta wielkanocne w 1997 MJ należy się jakiś puchar. A reszty na razie nie tknę.
Pozostałe uzasadnienia zostawię sobie na kolejne rundy. :)

: śr, 03 mar 2010, 19:55
autor: Amelia
Głos na Earth Song,
pamiętam początek a budzą mnie końcowe okrzyki.
NUDA.

: śr, 03 mar 2010, 20:06
autor: Dangerous_Dominika
Off the Wall

uzasadnienie: wiaze sie z poprzednim, wole głos starszego Michaela :)

: śr, 03 mar 2010, 20:18
autor: give_in_to_me
moon_song pisze:
give_in_to_me pisze:Michael w tamtych czasach był przecież kompletnym laczkiem,
A tak generalnie to co masz na myśli mówiąc... "laczek" :crazy:

nie podobał mi się jego styl, jego wizerunek, fryzura i takie tam... zbyt grzeczny chłopiec o cieniutkim, piszczącym głosiku, choć na Off The Wall jest troche "niegrzecznych" piosenek :)

ja tu już kiedyś pisałam, że mężczyzna to ma być energia, inspiracja i seks (choć z drugiej strony powinien być opanowany i być dżentelmenem). Mnie sie podoba Michael od okresu Bad, najbardziej przy Dangerous, wymiatający przy HIStory i całkiem w porzo przy Invincible- coraz bardziej dojrzały i poukładany (bo on wcale nie był do końca taki Piotruś Pan za jakiego się uważał)-bardziej otwarcie wyrażający swoje poglądy, piszący dojrzalsze piosenki i czasem łapiący się wiadomo gdzie :) No nic nie poradzę, lubię meżczyzn a nie chłopczyków (choć to kwestia charakteru a nie wieku!). OTW jest płytą nagraną przez młodego wówczas człowieka, 21-latka a goście w moim wieku to moi koledzy a nie moje autorytety czy inspiracje :) Ale i tak lubię OTW :-)

: śr, 03 mar 2010, 20:50
autor: Phoenix
kaem pisze:A głos na Dirty Diana. Uważam, że Give In To Me, obstrzeliwane obecnie, jest dojrzalsze, bardziej sexy i bardziej wymiata gitarą.
Zbieram szczękę z podłogi. Kolejny zamach na cacuszko... Już pomijam gwałty na Give in to me i Billie Jean, mimo że są dla mnie niezrozumiałe totalnie, ale DD? To ma takiego pazurka, że jest w mojej czołówce przedstawicieli Bad, zaraz za TWYMMF i SC...

Z listy, która z każdą rundą złowieszczo się kurczy, wystawiając na ostrzał klejnociki, najmniej będzie mi brakowało Whatever Happens. To już nawet nie chodzi o to, że w jakiś sposób mi się WH nie podoba, mimo że miłością wielką do niego nie pałam, tylko o to, że resztę piosenek uwielbiam i obecnie WH jest z nich najsłabsze (w mojej ocenie).

: śr, 03 mar 2010, 20:53
autor: blackvarnish
JuliaM pisze:LG to ... to nudna ciągnąca się piosenka... lubię smutne utwory MJ'a ale tego to ja nie lubię. LG jest u mnie na ostatnim miejscu
Liberian Girl nie jest smutnym utworem. Jest wolna, jak to ballada. Ale smutna?
Liberian girl
You know that you came
And you changed my world,
Just like in the movies,
With two lovers in a scene
And she says,
"Do you love me"
And he says so endlessly
"I love you, Liberian girl"
Miłość. Spełniona. Szczęśliwa.

A ja tam lubię Liberyjską dziewczynę. Taka uczuciowa, lubię posłuchać dla odprężenia czy coś. Nie chcę słuchać często bo może znudzić, wiadomo. Sporo osób 'nie lubi' Billie Jean bo się po prostu przejadło. W radiu tam gdzie Michael, tam już i BJ. Cóż poradzić.

: śr, 03 mar 2010, 20:54
autor: a_gador
moon_song pisze:
a_gador pisze:Po raz kolejny Will you be there.
Ostatnio typując tę piosenkę wspomniałam o patosie i egocentryzmie, co spotkało się z dezaprobatą niektórych głosujących.
Między innymi pewnie i o mnie chodzi ;-)
Nie była to dezaprobata, przynajmniej nie w zamyśle. Raczej chętnie dowiedziałabym się co dostrzega Ktoś, czego nie dostrzegam ja.
Zawsze obawiam się nadinterpretacji, dlatego szczerze podziwiam osoby tak odważnie i autorytatywnie się tu wypowiadające. Opinie są tu rzecz jasna czysto subiektywne. Na tym etapie nie ma słabych utworów, zatem wynajdujemy detale, rozkładamy utwory na części pierwsze, żeby znaleźć tę jedną rzecz, która nam nie pasuje, co wcale nie musi znaczyć, że tej piosenki w ogóle nie lubimy.
Żadnym autorytetem w dziedzinie Michaelowej twórczości nie jestem, piszę to co w danej chwili czuję. W danej chwili, bowiem odbieranie sztuki jest zmienne jak pogoda w marcu, przynajmniej w moim przypadku. Czasem górę biorą emocje, czasem chłodna kalkulacja, ale jak widzę zmienność nastrojów i taktyki jest wspólną cechą wszystkich tu głosujących.
Nie ma takiej Michaelowej piosenki, której bym nie lubiła (co nie znaczy, że pozostaję bezkrytyczna), zmienia się jedynie stopień sympatii do każdej z osobna i nie zdarzyło mi się omijać jakiegoś utworu na płycie (z wyjątkiem niektórych remiksów na BOTDF) - każdą pochłaniam od deski do deski, każdej piosence daję szansę, bo każda jest jak cebula - kryje tyle warstw, że nawet jeśli pierwsza warstwa już nuży, nie zaskakuje, to kolejna kryje jakąś tajemnicę wartą odkrycia, a ja w zachwycie i z niedowierzaniem uświadamiam sobie jej istnienie.
Poza tym płyta stanowi całość, to nie są przypadkowo wybrane piosenki. Ominąć jedną, to tak jak pozbawić się ważnego elementu układanki w zrozumieniu przesłania tej całości. Ale żeby nie wyjść na skończoną idealistkę, to dodam od razu, że przynajmniej Michaela nie podejrzewam o koniunkturalizm w tym względzie, świadczy o tym chociażby czas jaki poświęcał na przygotowanie każdego albumu, dbałość o najmniejszy detal. No nie czynił tego li tylko ku przyszłej uciesze słuchaczy.
A mój głos niezmiennie na Will you be there.

: śr, 03 mar 2010, 21:20
autor: thewiz
Off the wall

Zadziwia mnie, że ten kawałek, który nota bene całkiem lubię, pobił genialne Shout. I 2000 Watts. I teraz ma szanse przejść do dalszej rundy, a ofiarą zostać może Whatever Happens. Rzeczywiście tak z tą statystyką to już jest, że koń ma średnio trzy kopyta, a człowiek pięć kończyn glupija.

Uważam, że do każdego kawałka Michaela można się przyczepić. Ja kiedyś, podobnie do Mjowitka, za bardzo za Billie Jean nie przepadałam. W ogóle się z większością hiciorów MJa ułożyć nie mogłam. Wiecznie preferowałam odrzuty i insze niedocenione perełki. Wtedy w starciu gigantów pewnie typowałabym na przykład Billie Jean, nie OTW. Jakoś takoś się ułożyło w ostatnich miesiącach, że udało mi się załapać dystans do największych hitów MJa. Dzięki temu też widzę, jak nieobiektywna w moim subiektywizmie potrafiłam być w przeszłości. Teraz widzę sprawę jak na dłoni - Off the wall to młodzieńcza rewela, to zwiewność, to delikatność, to piękny uśmiech na twarzy MJa rodem z kilku imprez z przełomu lat 70tych i 80tych, kiedy nie był on jeszcze TYM Michaelem Jacksonem. Te kawałki mają tak wielki urok, tak cudowną dawkę energii.... a jednak w starciu z dojrzalszymi kompozycjami ulegają w moich oczach ponieważ młodość przegrywa z głębią. She's out of my life jest dla mnie infnatylne, to The lady in my life jest wielkie. A Off the wall, choć może infantylne nie jest, to jednak przegrywa z pozostałymi propozycjami z tego zestawienia.

: śr, 03 mar 2010, 22:33
autor: Pitrzel
off the wall - zostaja juz tylko najlepsi niestety...