Mandey pisze:Ja tu mam zanotowane kto na Billie Jean i inne wielkie utwory głosował dość wcześnie i wszystkich w szopie zamknę na tydzień.
Katorgi w niej będą straszne....
Ja tylko chciałam nieśmiało zauważyć, że już dwie osoby tę szopę zamieszkują od pewnego czasu. Wysłane tam przez Siadeh_ na kilkanaście tygodni i do tej pory nie zwolnione z odbywania kary
siadeh_ pisze:W tej rundzie głos na WHO IS IT? Do szopy marsz! Ale już! I żebym ja Was tutaj w kolejnych kilkunastu rundach nie widziała!
Ja tam nie narzekam na pobyt, od czasu do czasu wychynę zza węgła, żeby oddać głos i spokojniutko wracam, tym bardziej, że chyba oprawcy o nas zapomnieli. Katowana muzyką uwielbiam być, a czy to będzie tydzień, czy piętnaście, to mi akurat nie przeszkadza.
Prowiantu nie potrzebuję, zawsze to jakiś argument za odchudzaniem, a muzy i ciemności nigdy za wiele
Martwi mnie tylko, że moderatorzy straszyli biczem i innymi torturami, a tu nic - nikt nie zagląda. Zapomnieli o nas, bidulkach, jak nic zapomnieli.
Mandey pisze:Tym razem lista jest długa. W kilka osób będzie skazanym raźniej.
Drewno będą układać przy muzyce MJa.
Czekamy, czekamy na nowych lokatorów. Chlebem i solą przyjmiemy, miejsca na klepisku też nie będziemy żałować, a i przenośny pręgierz będzie komu czyścić, się wreszcie listę dyżurów wprowadzi
Jak więc widać, o jakimkolwiek redefiniowaniu statusu szopy nie ma nawet mowy!
Szopa szopą, a zagłosować też trzeba. Głosujmy więc.
kaem pisze:BOTD to Michael bardzo współczesny. Pamiętam, że bardzo mnie wtedy zaskoczył, o czym już tu wspominałem.
Czuję się, jakbyś Kaem czytał mi w myślach. Też pamiętam moje pierwsze spotkanie z
BOTD i moje ogromne zdziwienie przy pierwszym zetknięciu z tym utworem. Jakoś tak w okolicy
Blood... moje i Michaela drogi nie tyle się może rozeszły, co lekko zaczęły się przez pewien czas rozmijać. I choć z perspektywy czasu jednak wkręca (i to bardzo!), to jednak na tym etapie jest to moje najsłabsze ogniwo. Wkręca mnie instrumentarium (zasadniczo, o tym za chwilę), wkręca mnie wokal, chórki też niczego sobie, nawet ta inność z perspektywy tamtych lat wkręca. Chyba jedyną rzeczą, która mnie tu drażni jest ten miarowy, niezmienny bit. Dopasowany do kompozycji, ale mnie jednak męczący po dłuższej chwili.
Warstwy wizualnej czepiać się nie będę, bo ja już tak mam, że muzykę wielbię swoją drogą, a oprawę wideo swoją. Jak coś mi muzycznie nie do końca pasuje, to nawet Michael w sprzączkach czy czerwieni tego nie uratuje. Chyba dlatego tak mi dobrze w tej szopie - bo wszak jak pisał Mandey, tam tylko muza i ciemność
Tak siedzę i patrzę na tę listę, kontempluję songi, które pozostały i dochodzę do wniosku, że cokolwiek teraz skreślę - i tak będzie mi tego szkoda. I mało ważne jest to, że kilka moich ulubieńców z tej listy odpadło, bo te utwory, które pozostały mają nie mniejszą siłę rażenia.
Blood... też będzie mi brakować, ale wyjścia nie ma.
Głos na
Blood On The Dance Floor.