: sob, 12 maja 2007, 23:09

Anna Maria Jopek - ID
No i Ania muzycznie zatoczyła koło. ID brzmi jak kompilacja najlepszych rozwiązań z poprzednich albumów. Jak słuchałem sobie dziś tej płyty, idąc w deszczu po Krakowie, a później po swoim Chrzanowie (również w deszczu- ten maj...), to słyszałem gdzieś coś z Upojenia, coś z Nienasycenia, cos z Bosej, nawet trochu z Jasnosłyszenia i dużo z Nieba. Podobnie dzieje się z moimi bohaterami od lat- Tori, Bjork, Stingiem, Radiohead, nawet Prince'm. To nic złego. Do Upojenia włącznie za każdym razem to była bardzo inna płyta Ani. Tym razem są nowe elementy, ale w formie ozdobników. Goście, zaśpiewy spoza Europy, ale to tylko dekoracja. Samo sedno jest już podobne do tego z poprzednich płyt. Oznacza to, że Ania ma już wypracowaną formułę i teraz ekperymentuje z dodatkami. Chwała jej za to, bo chce jeszcze czymś zaskakiwać.
Trochę jednak szkoda. Myślałem że goście tak jak Metheny na Upojeniu, dadzą zupełnie nowy oddech muzyce Ani, a oni raczej są nagięci do formuły jej muzyki i ją podtrzymują, nie zmieniają. I co ciekawe, są jakoś pochowani. A pamiętem, jak Marcin się zżymał na Youssou N'Dour przy okazji Don't Walk Away, że "jakbym ja miał takiego gościa jak Sting w studiu, to bym nie dawał go na drugi plan". Coś historia lubi się powtarzać.
Płyta jest ładna. Również w kilku miejscach poczułem dreszcze. Jest jednak taki truizm "artysta trzyma poziom- bo jest artystą wielkiej klasy, ale w przeszłości robił większe rzeczy". Pasuje mi do tej płyty jak ulał. Ania potrafiła mnie nokautować. Me jedyne niebo, Czarne słowa, Szepty i łzy, Bukowina, Nienasycenie, Akwarela 1, Uznaj mnie za zaginioną, itd. Tu miło o sobie przypomina. That's all.
Już Niebo mnie nie powalało. Z czasem przywiązałem się do tej płyty. Ale to nie pożądanie. To przyzwyczajenie. A że Anie sobie bardzo cenię, liczę też na więcej. Poczekam cierpliwie.
6 czerwca 2007 r. Ania wystąpi na jedym koncercie z Richard'em Bona i Dhafer Youssef'em.