To ja się tak cichutko dopiszę ze swoimi przemyśleniami

Przejrzałam to, co już wymyśliliście i zapewne nie uniknę powtórzeń, bo wiele myśli już tu padło.
Jest coś takiego w warstwie muzycznej tego utworu, co jednocześnie drażni i zniewala. Zastanawiam się od paru dni, czy mogłabym o
WII powiedzieć, że to moja ulubiona kompozycja z
Dangerous i wychodzi na to, że chyba nie. A jednocześnie dostrzegam ogromną siłę działania tej kompozycji, która w połączeniu z obrazem jeszcze wzrasta. I w ogóle jak myślę o
WII to muzyka z filmem są tutaj dla mnie nierozerwalną całością, doskonale się uzupełniającą.
Różne myśli i sugestie już się tutaj pojawiły - pozwólcie, że na początek dopiszę kilka spostrzeżeń związanych z samym kfm.
Ilekroć oglądam film, zauważam kontrast, który jest obecny od pierwszej do ostatniej sekundy. Chociażby kolorystyka: ciepłe, złote barwy scen z Michaelem; zimne i ciemne nocne sceny z dziewczyną. Z miejsca nasuwa się sugestia o opozycji światła i ciemności, czerni i bieli - dobra i zła. Zastanawiające jest też to, iż miasto jest niemym bohaterem, obserwatorem wydarzeń. Ten początek, z przebijającymi się z ciemności murami i posągami przywodzi na myśl wieczne miasto, które trwa i zdaje się nie mieć końca. Miasto jako symbol uniwersalności opowiadanej historii, a jednocześnie labirynt obcości - symbol pustki i zagubienia głównego bohatera. Złote miasto Michaela to miasto puste i martwe; ciemne miasto dziewczyny pulsuje nocnym życiem. Dwa różne światy, bo też i do dwóch różnych światów należą nasi bohaterowie.
Poza miastem mamy tam też pojawiające się maski, tak kojarzące się z toposem świata jako teatru, w którym my jesteśmy aktorami, gramy nasze role, udajemy nie tylko przed sobą, ale i przed innymi i tak naprawdę nie dajemy się poznać ani innym ani sobie. Kto tutaj gra? Z cała pewnością dziewczyna, ale czy tylko ona?
Dla mnie i w warstwie tekstu i w warstwie obrazu tak naprawdę jest to opowieść o archetypach kobiecości, rolach i relacjach pomiędzy mężczyzną a kobietą, uwikłaniu w intrygi i schematy. Wychodzi na to, że to kobiety są silne, a mężczyźni wrażliwi. Bohaterka kfm kojarzy mi się z femme fatale, kobietą świadomą władzy nad mężczyzną, jaką daje jej seks. Powstaje pytanie, jaką osobą jest bardziej - uwikłaną w intrygi tego świata, może i zagubioną, szukającą swojego miejsca, czy może jednak świadomą wpływu, jaki wywiera? Z całości wyłania się obraz dziewczyny wmanipulowanej ale i świadomie godzącej się na tajemniczy układ (bo dla mnie ona nie jest zwykłą prostytutką, raczej kobietą zdobywającą duże tajemnice, taką współczesną Mata Hari), będącej na usługach wpływowych i potężnych osób, ale jednocześnie mającej za sobą cały sztab ludzi, od których pracy zależy powodzenie jej misji. To jednocześnie kobieta, która próbuje zmienić swoje życie, zrzucić przyklejoną do twarzy i duszy maskę, ale jak widać - kończy się to niepowodzeniem, więc zmuszona jest wrócić do znanej jej dobrze roli.
Poza tym, o czym już napisałam, zastanawia mnie jeszcze rzeczy kilka:
Widziałabym tu jeszcze opowieść o powtarzalności ról i schematów - tę scenę, w której szefowa (bo określenie "burdelmama" bardzo mi tutaj nie pasuje) przegląda się w lustrze, zawsze odczytuję jako sugestię, że ona też kiedyś przeszła tę samą drogę, którą obecnie podąża nasza bohaterka. Dlatego nieprzypadkowa jest tutaj jej delikatność pomieszana z brutalnością, jaką okazuje dziewczynie - może widzi w niej samą siebie sprzed lat?
Woda - pojawiająca się w scenie jednej z wielu "transformacji" dziewczyny i na końcu klipu. W literaturze woda jest symbolem oczyszczenia, tutaj nie szłabym tak daleko, ale zastanawia mnie to rytualne obmycie, dokonane na bohaterce w ostatnich kadrach filmu. Śmierć, jak mówicie? Ale jaka? Duchowa? Przypieczętowanie jej dalszych losów?
No i jeszcze scena z samolotem. Ten rozwiany brązowy prochowiec za każdym razem kojarzy mi się z "Casablanką". Brakuje tylko kobiety, cóż, nie zdążyła dobiec na czas.
Rozpisałam się już bardzo, więc tylko kilka spostrzeżeń związanych z warstwą tekstu.
Mężczyzna, który daje kobiecie wszystko, co ma, powierza jej swoje najskrytsze tajemnice (
I gave her promises and secrets so untold). Powstaje pytanie - czy tak naprawdę ją znał? Wiedział, jakie tajemnice skrywa jej życie? Film sugeruje nam, że był przez nią okłamywany, ale jak patrzę na tekst, to zaczynam mieć wątpliwości. Bo przecież:
We made our vows
We'd live a life anew
And she promises me in secret
That she'd love me for all time.
Skoro obietnice składane w tajemnicy, nowe życie - to aż trudno uwierzyć, że on nie miał świadomości, że jego kobieta prowadzi podwójną grę. Skoro zgodził się na związek utrzymywany w tajemnicy?
Poza tematem roztrzaskanego w pył zaufania i uczucia można tu zauważyć także wątek dotyczący stereotypów męskości. On potrzebuje odpowiedzi na swoje pytania. Ukrywa uczucia za zasłoną dumy, może zranionej ambicji (
Still I cry alone at night; Don't you judge of my composure 'cause I'm lying to myself), bojąc się pokazać swoje cierpienie. Za wszelką cenę potrzebuje coś zrobić, rozliczyć się z tym, co się stało (
I need to find the truth but see what will I do!)
Pozostaje jeszcze to:
I am the damned
I am the dead
I am the agony inside the dying head
This is injustice
Woe unto thee
I pray this punishment
Would have mercy on me
Najbardziej sugestywny i metaforyczny fragment w całym tekście. Uczucie, które zabija, staje się cierpieniem, prowadzącym do duchowej śmierci (w jakże romantycznym stylu!). Opanowuje całe nasze ja (
jestem cierpieniem w głowie umierającego). Uczucie, które sprawia, że nie wiadomo, jak dalej żyć.
Cóż, romantyczni bohaterowie, porzuceni przez swoje ukochane, wybierali śmierć. Nasz bohater powtarza te same pytania, na które nie znajduje odpowiedzi. Co zrobi ze swoim życiem? W filmie postanawia odejść, uwolnić się od swojej femme fatale, zanim ta sytuacja zniszczy go całkiem. Jak Wokulski (przywołany przez
Kaema), który wysiadł z pociągu, zmyślił historię o telegramie wzywającym go do Warszawy i został w tych nieszczęsnych Skierniewicach, bo nie miał siły być dalej z kobietą, której wstydliwe sekrety właśnie poznał. Tyle że chwilę później położył się na torach, czekając na śmierć. A odratowany w ostatnim momencie - wyjechał w końcu z Warszawy i słuch po nim zaginął.
I w "Lalce" i tutaj paradoksalnie to kobiety okazują się silniejsze - Izabela przecież tylko poszła do zakonu, nie dlatego, że nie umiała pogodzić się ze stratą, ale dlatego, że było jej wstyd, bo została zdemaskowana. To Wokulski nie umie dalej z tym żyć i ucieka - tak, jak bohater
WII.
(Kaem, wybacz ten post - monstre, jak już zaczęłam pisać, to nie mogłam przestać)