Interpretuj tekst!

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

@neta pisze:Ale jakoś mam wrażenie że nie to jest tematem WII i troche nas zdryfowało
No trochę... ;-)
Można prosić o trochę bardziej zwięzłe wypowiedzi? Choć odrobinkę. Temat po dwóch dobach zaczyna być trudny do przebrnięcia.

No nie wpadłbym na to, że ostatnie ujęcie z kfm to pośmiertny make-up może być.
Trochę mi się nasuwa Lalka Prusa. Kiedy Wokulski odszedł i ona musiała coś zrobić, by zachować jakikolwiek obraz siebie; by mogła sobie spojrzeć w lustro. Poszła do zakonu.
Michael w tej piosence, jak zresztą i w innych momentach na Dangerous, sięgał po dorosłe rzeczy dotyczące związków i fascynacji kobietą- i to kobietą fatalną. Potem właściwie nigdy do tego nie wrócił. Nigdy potem nie był taki, jak w piosence tytułowej, jak w In The Closet czy w Who Is It właśnie. Chyba że miał taki pomysł przy Vincu. Sneddon pokrzyżował i to- być może MJ właśnie układał sobie życie w sensownym kierunku.
I Am The Damned,
I Am The Dead
To zaś dla mnie nie tyle o samotności, ale- o czym pisała MJowitek, o zmaganiu ze samym sobą. On przecież pewnie zadawał sobie pytanie- jak to się stało, że taką kobietę sobie wybrałem?
O prostytutkach mówi się, że sprzedawanie swojego ciała staje się nałogiem i jest to trudne do porzucenia. Ona pewnie potrzebowała potwierdzenia, że może tworzyć związek ze zwyczajnym facetem; że może być dobra- stąd filmowy Michael w jej życiu. Oczywiście to złudne, skoro prowadziła podwójne życie. Jak Laura z Twin Peaks i James, jak już Lyncha przywołujemy. Te animacje zresztą przywołują Twin Peaks i Jose Packard, uwięzioną w drewnianej klamce.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Tak przeczytałam te posty o zrozumieniu i samotności i cicha jak najbardziej ma dla mnie rację pisząc:
cicha pisze:brak zrozumienia najczęściej bierze się z napastliwego narzucania własnego poglądu (na różne sprawy (na życie, na świat, na pracę zawodową, na politykę (itd)) osobie o odmiennym postrzeganiu. Istnieje też niebezpieczna pokusa, by pokazać swoją wyższość, bezbłędność i absolutność swoich racji.
Czy to narzucanie poglądu nie bierze się z kolei z tej chęci bycia WIELKIM, o czym pisała Aneta? Słoń nie będzie dyskutował z żuczkiem przekonując go, że jest silniejszy. Tak jest i to widać, i dobry słoń postara się nie podeptać żuczka, a mądry żuczek spyli na bok, jakby co. Gorzej, jak żuczek ma aspirację zostania słoniem, i usiłuje narzucić innym żuczkom swój autorytet, by spełnić swoje marzenia o wielkości.

Jakże lepiej by się żuczek poczuł gdyby pogodził się ze swoja żuczkowatością, zgodnie z tym co (słusznie) pisze Aneta.
@neta pisze:A ja myślę, że jesteśmy za bardzo skoncentrowani na sobie.Wystarczy przestać zajmować się sobą, otworzyć się na innych, znaleźć sobie osobę być może bardziej nieszczęśliwa niż my i jej pomóc.
Tylko, że to jest poniekąd słusznie. Miałam pisać coś zupełnie innego teraz, ale jedno mnie uderzyło. Jest coś jeszcze potężniejszego od wszystkiego o czym piszemy. Ewolucja. Jakby się jednemu żuczkowi z drugim nie zachciało swego czasu wznieść się ponad swój stan, to... to byśmy mieli planetę żuczków. Szczęśliwą i harmonijna może, ale siła natury jest potężniejsza. Ja wierzę, że każda z naszych pozornych wad też przyczynia się do ewolucji. Nie mówię teraz o zaburzeniach fizycznych czy psychicznych, choć, one może też. Ja np nie jestem zwierzątkiem, które mozolną pracą krok po kroczku idzie ku chwale i rozwojowi społeczeństwa. Potrafię taka być, właściwie prace mam taką dziubdziającą, ale z natury jestem innym zwierzątkiem. Tym co to idzie przez las i próbuje jego wszystkich smaków. Albo odkryje cudowne zioło albo się przekręci od grzybka, no ktoś to musi testować. Im bardziej to rozumiem, tym mi lepiej. I nie mam tu na myśli bezmyślności, braku odpowiedzialności itp bo czasem świadomie decyduje się na spróbowanie "złej" ścieżki, tylko po to, żeby definitywnie ja wyeliminować i już się nią nie przejmować, albo gromadzę zaplecze finansowe "na wszelki wypadek" jakbym coś kompletnie spaprała i trzeba się było ratować. Bo bardzo łatwo tak, za przeproszeniem, wdepnąć w gówno, jak się na bosaka po lesie lata i zbiera kwiatki. Ale jaki piękny bukiet mam wtedy, różnorodny, oryginalny, z fantazją. I jak komuś np brakuje do kolekcji rzadkiej odmiany storczyka (bo jest pasjonatem) to ja mu go chętnie dam. Całkiem możliwe, że mam go w swoich bogatych, a chaotycznych zbiorach. Tylko czasem jest smutno, bo inne żuczki są takie wielkie i ważne, bo mają cel, a ja to jak taka kurka muszka z ADHD.

I, o rany, w końcu wracam na poprzedni tor i cytatu Anety: czy przypadkiem pomaganie innym nie jest właśnie czasem koncentrowaniem sie na swoim ego? Ja nie pisze teraz o tobie, Aneto, tak mi z kolei moja mama do głowy przyszła, która specjalizuje sie w pomaganiu bo się czuje wtedy dowartościowana, że pomogła. Czyli, że jest wielka, silniejsza. Co w sumie jest takie naturalne też. Tylko trochę męczące, bo żeby ona mogła pomóc, ja muszę wcielić się w role "tej potrzebującej pomocy" więc kto tu komu pomaga? Ludzkość to jakaś straszna sieć naczyń połączonych. Trudno pomagać czysto bezinteresownie, to mi zawsze, ale to kurcze zawsze, daje taka radość, że czuje się największym żuczkiem świata, a przecież miałam się nie koncentrować na sobie. W tej radości z pomagania też musi tkwić moc natury i chęć ewolucji.

Tak mi się jeszcze luźna myśl pałęta, że takie prostytutki też są potrzebne choćby po to, żeby nauczyć się odnajdywać w sobie nowe uczucia, dzięki którym wybaczamy, pomagamy, stajemy sie wielcy. Ale nie mam siły tego rozwijać, może i nie trzeba.
.
Ta samotność zatem jak dla mnie wcale nie musi wynikać z czystego egoizmu i braku skupienia na innych. Nie pochodzi tylko z chęci bycia lepszym, większym, chociaż też. Ja też, przyznaję, jako ta niezwiązana z niczym jednym konkretnym muszka, też pragnę być najlepsza w swojej dziedzinie. Wzlatywać najwyżej jak się da, mieć jak najszerszy horyzont, może uda mi się pierwszej coś wypatrzeć? Ale jeśli się czuję czasem sama, to nie z tego powodu. Bardziej z tego o którym pisze Talitha:
Talitha pisze:Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że taką samotność odczuwają ludzie zamknięci w sobie do tego stopnia, że przeszli w jakąś inną sferę odbioru, wyże fale. Muszą wszystko odczuwać ze zwielokrotnioną intensywnością, dlatego poszukują ludzi z którymi mogą nawiązać więź na tak wysokim poziomie.
Na szczęście nie jestem permanentnie zamknięta, ale sama się czuje wtedy, kiedy nie umiem opowiedzieć zrozumiałym dla innych językiem co tam na mojej górze doświadczyłam. Właściwie to teraz właśnie mnie to bardziej uderzyło, w czym sęk. Ze słowem "drzewo" kojarzy się las. Ale ja siedzę na takiej gałęzi, z której widać jezioro. Mnie ze słowem "drzewo" kojarzy się zatem "jezioro". Wcale nie uważam, żebym była z tego powodu jakaś lepsza, ale taki mam właśnie sposób myślenia. Często przeskakuję co drugie skojarzenie. Kocham abstrakcję. I doskonale czuje się w towarzystwie osób, którym "drzewo" kojarzy się z "Antarktydą", bo ja wiem dlaczego (z drzewa są statki, statki płyną na Antarktydę. Chyba, że utoną, to wtedy nie). To jest generalnie świetna zabawa, taka gra słowna z życiem, tylko kurka jakoś średnio się ma z poczuciem bycia rozumianym. Na szczęście normalnie mówić też potrafię, ale sporo rzeczy zatrzymuje jednak dla siebie, i koło się hula. Hula hop.

edit. O kurcze, pisałam o moich żuczkach w tym samym czasie co kaem swoją prośbę o zwięźlejsze posty, bardziej w temacie... Bu.
Awatar użytkownika
anja
Posty: 459
Rejestracja: sob, 19 gru 2009, 20:41
Lokalizacja: Kielce

Post autor: anja »

cicha pisze:Bo za podjęcie zdecydowanej decyzji zerwania z tym procederem zawodowym, czekałyby ją bolesne konsekwencje. Zmiana stylu życia, odejście od tego świata, z którym była związana, w inny świat. Na nowo musiałaby wszystko sobie poukładać, przewartościować...to pochłania od groma energii, czasu...to poświęcenie własnego ego, to ogromny wysiłek, by zerwać z tym wszystkim i zacząć wszystko od nowa...a tak pozostaje konformizm...wygodniej jest niczego nie zmieniać w swoim życiu, a czerpać korzyści kosztem tej drugiej osoby
Nie miałam na myśli konformizmu, tylko etykietki jakie się ludziom przypina.
Ciężko walczyć ze stereotypami. Jeśli wpadliśmy w jakąś rolę, to otoczenie nie tak łatwo pozwoli nam z niej zrezygnować. Ludzie będą nam to pamiętać. To trochę jak walka z wiatrakami, więc niektórzy nawet nie zaczynają. A ci, którzy się ośmielą zostają ściągnięci z obłoków marzeń o nowym lepszym życiu. Co nie znaczy, że nie warto próbować.
MJowitek pisze:Tak mi się jeszcze luźna myśl pałęta, że takie prostytutki też są potrzebne choćby po to, żeby nauczyć się odnajdywać w sobie nowe uczucia, dzięki którym wybaczamy, pomagamy, stajemy sie wielcy. Ale nie mam siły tego rozwijać, może i nie trzeba.
A mnie naszła taka smutna refleksja. Czy nie jesteśmy hipokrytami? Niech każdy z nas zada sobie pytanie: czy wybaczyłabym/ wybaczyłbym takiej kobiecie jak ta dziewczyna z kfm gdybym spotkał ją na swojej drodze, nie w filmie.
No to jak z tym przebaczeniem właściwie jest? Jesteśmy wielcy czy maluczcy?
Dlaczego zdrada tak boli? Dlaczego ten zdradzony w Who Is It facet tak strasznie cierpi?
I właśnie, dlaczego ten facet odszedł bez słowa, nawet nie próbował wyjaśnić motywów postępowania ukochanej? Przecież wiele osób twierdzi, że jak jest miłość to można zdradę przebaczyć.
Tu chyba nie chodzi tylko o urażoną męską dumę. Zdrada podkopuje zaufanie do tej osoby, która zdradziła, ale najgorszy jest chyba ten robal, który wgryza się w mózg i mówi: jesteś kiepski skoro wybrała innego. Człowiek zdradzony pewnie czuje się fatalnie, bo został odrzucony, więc pierwsza reakcja... odejść, uciec jak najdalej.
Tak postąpił bohater filmiku.
Co dalej?
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels
- John Lennon
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

MJowitek pisze:czy przypadkiem pomaganie innym nie jest właśnie czasem koncentrowaniem sie na swoim ego?

ależ tak bez dwóch zdań- nawet praca terapeuty często ma swoje korzenie w osobistych powodach lecz.....czy to nie piękny sposób koncentracji i rozwoju siebie?Każdy powinien być takim egoistą wtedy tak często nie odwracaliśmy dyskretnie wzroku od rzeczy które nas bezpośrednio nie dotyczą.
Każdy kogo spotykamy na swej drodze służy czemuś, uczy nas czegoś nowego co jest także rozwojem.I niekoniecznie musi być to mile i przyjemne doświadczenie. Nie wątpię ,że proces nauczył Michaela też wielu rzeczy.Przypominam sobie też, że Michael wdrapał się na to drzewo nie sam ale przy pomocy wielu osób i tam na górze kupę ludzi wspierało go w patrzeniu na to jezioro co często podkreślał.Ludzie są cudowną inspiracją dla siebie samych.

ale dość tego ot
Co do kfm i prostytutek......Ludzie pokaleczeni wewnętrznie noszą w sobie dużo większe ułomności niż ludzie fizycznie niesprawni.Nie wiem kto w tym kfm jest większym inwalidą.Michael który nie potrafi poradzić sobie z odrzuceniem bo przecież dał jej WSZYSTKO tj pieniądze, czas,obietnice, sekrety ale to tylko słowa słowa słowa..a przecież nie o to w miłości chodzi.Nawet teraz przyznaje się nie sądź mnie po mojej postawie bo wew jestem martwy.No właśnie jak pięknie można udawać a w miłości nawet zranionej nie ma miejsca na udawanie.
Dziewczyna która zostaje prostytutką daje nam możliwość żeby jej współczuć.Dla mnie współczucie jest podszyte fałszem.Współczując ustawiamy się w pozycji lepszej osoby, zadowolonej gdzieś po cichu że jej to nie spotkało.Ja nie oceniałabym kto miał w tym wszystkim interes i kto jest dobry czy zły.Pod płaszczykiem związku czasem zaspokoimy swoje poczucie bycia tym mądrzejszym, piękniejszym, bogatszym co uratuje biedactwo.Ten motyw złej kobiety nie bez przypadku znalazł się w tej piosence.Wszakże o zdradzie można śpiewać w konwencji porzuconego chłopaka przez dziewczynę która postanowiła zostać np zakonnicą...tyle ze kto by to oglądał. ;-) Seks, pieniądze i niebezpieczeństwo gwarantują zawsze publikę. Ukamieniowanie niewiernej od dawien dawna było najlepszą rozrywką dla ludu i co zgrozo zdarza się i w czasach współczesnych.Ale kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień....

kaem pisze temat po dwóch dobach jest trudny do przebrnięcia....

to zabawne ale właśnie mam tak kiedy zaczyna lecieć Who is it nenene
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
anialim
Posty: 1460
Rejestracja: wt, 18 wrz 2007, 2:54
Lokalizacja: z Guadalupe

Post autor: anialim »

Tak nieśmiało…
W swoich analizach tekstu, podtekstu i jeszcze głębszych warstw towarzyszą nam, jak widzę, podobne odczucia, postaram się za bardzo nie powtarzać.
Jest kilka takich piosenek, słuchając których potrafię zupełnie oderwać się od rzeczywistości i przenieść tam, gdzie dzieją się rzeczy, o których traktuje tekst. Albo, o których w danym momencie wydaje mi się, że jest. WII jest tu w ścisłej czołówce. Za każdym razem słuchając tej piosenki towarzyszą mi inne myśli. Cierpię na przewlekłą nieudolność w opisywaniu swoich myśli, więc będzie bardzo płytko. A w zasadzie tylko postawię pytania tam, gdzie zwykle zaczynają się owe myśli nienazwane;)


Ktoś, z kim chciałem dzielić życie zostawił mnie. Były obietnice, plany, oddałem jej całego siebie – a ona odeszła. Nie rozumiem , dlaczego? W tym moim bólu chcę tylko się dowiedzieć, dla kogo mnie zostawiła?
Z moim przyjacielem? Wokół mnie jest przecież mnóstwo ludzi. Sam przyjaciółmi nazywam niewielu chociaż każdy, komu choć raz kiedyś uścisnąłem dłoń mówi o mnie My friend, Mike Sam nie wiem…
To może mój brat? Rodzina, braterska miłość, ja wiem, to wszystko jest ważne i piękne. Ale przecież nie raz przekonałem się (i jeszcze się przekonam), że z tym krew nie woda różnie bywa.
I Am The Damned, I Am The Dead, I Am The Agony Inside The Dying Head – chcę tylko prawdziwej miłości, dlaczego los przeklął akurat mnie?

Sposób, w jaki Michael śpiewa, ten powtarzający się refren jest jak powracające myśli: to niesprawiedliwe, tak nie powinno być. And it doesn't seem to matter. Don't bother me. It doesn't seem right.
Do tego w tym cierpieniu jest sam, dlaczego do ch0lery nikt nie widzi, jak się męczę? Może lepiej to ukrywać, chować gdzieś ten smutek, nawet mi się to udaje, ale tak naprawdę chcę się tym z kimś podzielić: Don't be judgin. Can't you really see I'm lonely?
Chciałabym poznać dalszą część historii, czy faktycznie go zostawiła? Czy jeszcze się spotkali? Czy znalazł odpowiedź na te najbardziej dręczące go pytania, dlaczego i z kim? Czy zaryzykował później znów i oddał komuś całego siebie wiedząc, jakie mogą być skutki?
I ciekawe, czy to ta sama dziewczyna (lub jej obraz, bo nie wiem, czy naprawdę istniała), o której mowa w Dangerous, albo może coś z niej zostało w późniejszych utworach? She plays a game with such an innocent face…, I tried to share my life with someone I could love, but games and money is all she ever thought of...
Tak czy inaczej, coś się zmieniło, Love ain’t what it used to be
***
Sam film natomiast to dla mnie trochę zaskoczenie. Przecież prostytutka nie jest synonimem kobiety, która zdradza swojego mężczyznę. Od razu przypominają się te wypaczone nierzadko historie o fascynacji Michaela takimi kobietami.
Sam początek filmu – ujęcia wieżowców, zachodzącego nad miastem słońca, rzeźb – jakby osadzenie akcji w świecie bogaczy, ludzi, którzy coś osiągnęli i mogą pozwolić sobie na wiele. Wielkie miasto, a Michael spogląda na to wszystko jeszcze bardziej z góry, z dowodem rzekomego dowodu zdrady w ręku – ponad całym materializmem, tylko ze swoim złamanym sercem. W miejscach pełnych ludzi można czuć się potwornie samotnym.
Poznajemy całą serię tożsamości bohaterki i szereg mężczyzn, z którymi była dla pieniędzy. Ta cała machina, w której ona jest tylko trybikiem wydaje się przerażająca – zaliczamy, kasujemy, następny. W sumie nie wiadomo, jaki był ten związek z Michaelem. Ale raczej było to coś więcej niż tylko jedna noc – pomijając Michaela i to, co przeżywa, ona przecież do niego wraca, a przynajmniej próbuje.
Jedna kobieta przybiera tak wiele masek, trudno wyczuć, czy któraś jest prawdziwa. Jeśli tak, to najbardziej przemawia do mnie ta zapłakana pod drzwiami domu Michaela, której przyjaciel M. rzucając jej te maski odpowiada, dlaczego nie może wejść.
Może gdyby zaczekał, mogłaby mu wszystko wyjaśnić. Zapewne większe szanse na to byłyby, gdyby wcześniej sama się przyznała. Ona wraca więc do swojego starego życia, On gdzieś w samotności szuka równowagi i próbuje uciszyć te ciągłe Who is it?

Przy okazji, jest jeden teledysk, który trochę przypomina mi kmf WII. To Xavier Naidoo, Bevor du gehst. Też widzę tu wyższe sfery, maski, kłamstwa. Zresztą, jeśli chodzi o tekst, też dostrzegam pewne analogie:)

Wracam do stricte biernego przeglądania wątku ;-)
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Lokalizacja: silent world

Post autor: cicha »

Ukamieniowanie niewiernej od dawien dawna było najlepszą rozrywką dla ludu i co zgrozo zdarza się i w czasach współczesnych.Ale kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień....
Wszystko tak niby pasuje, ale zastanawiam sie czy to nie jest relatywizm? W sensie, ze dopasowujemy sobie wyrwane cytaty z Ewangelii do wlasnych potrzeb. A tu Biblia ma swoj dalszy ciag, ktory pomijamy z premedytacja!

J 8,9-11
9 Gdy oni to usłyszeli, zaczęli jeden po drugim odchodzić, zaczynając od starszych. Został sam i ta kobieta, stojąca pośrodku. 10 Jezus wyprostował się i zapytał ją: "Kobieto, gdzie są? Żaden nie wydał na ciebie wyroku?" 11 Odpowiedziała: "Żaden, Panie". Jezus rzekł: "I ja na ciebie wyroku nie wydaję. Idź, a odtąd już nie grzesz".
źródło

Dziewczyny i nie chodzi o to, by pokazac do kogo nalezy ostatnie zdanie, ale o to, ze tak naprawde te (moim zdaniem) wartosciowe rozwazania nad Who Is It nigdy nie beda mialy konca...

edit
@neta pisze:zabawne ale zrobiłam WIELKIE OCZY??!! Biorę tekst i piszę sobie jakie myśli mi przychodzą, potem pisze ktoś drugi i mnie cytuje , potem ja to czytam i się ustosunkowuje, dorzucam coś nowego co mi się przypomniało.
Czasem temat wynika się spod kontroli ale to normalne kiedy są poruszane tematy osobiste.Muzyka powoduje wciąż nowe skojarzenia.
Na tym chyba polega interpretacja, wspólna dyskusja zanim KAEM nie zarzuci czegoś nowego?
Powinnam się teraz tłumaczyć że nie chodziło mi o cytowanie bibli którą też czytam ale użycie wersu w podkreśleniu ludzkich ułomności, skłonności do osądzania innych i podwyższania własnej wartości mimo życia w zakłamaniu.....
tyle, że to wg mnie miało odniesienie właśnie do WII.
Zupełnie nie rozumiem cicha Twojego zarzutu. :surrender:
Nie istnieje coś takiego jak prawda absolutna a już zapewne nie w przypadku interpretacji tekstu.To zwyczajne "co wg mnie autor miał na myśli?" wzmocnione dodatkowo własnymi przeżyciami i widzeniem świata ;-)
@neta - absolutnie to nie byl zarzut do Ciebie! Wlasnie Twoje posty i wszystkich tu osob wypowiadajacych sie wnosza w tym temacie wiele wartosciowych przemyslen! Nie chcialam, zeby zabrzmialo to jak atak na Ciebie!!! Ustosunkowalam sie tylko do tego konkretnego cytatu.
anialim pisze:Przy okazji, jest jeden teledysk, który trochę przypomina mi kmf WII. To Xavier Naidoo, Bevor du gehst. Też widzę tu wyższe sfery, maski, kłamstwa. Zresztą, jeśli chodzi o tekst, też dostrzegam pewne analogie:)
Sluchalam tego do udreczenia! Poza tym lubie tego goscia spiewajacego po germansku, choc nic z tego jezyka nie rozumiem!!! :-)Swoja droga, kiedys ten teledysk skojarzyl mi sie z filmem "Oczy szeroko zamkniete".
Ostatnio zmieniony czw, 07 paź 2010, 21:12 przez cicha, łącznie zmieniany 4 razy.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

cicha pisze:Dziewczyny i nie chodzi o to, by pokazac do kogo nalezy ostatnie zdanie, ale o to, ze tak naprawde te (moim zdaniem) wartosciowe rozwazania nad Who Is It nigdy nie beda mialy konca...
zabawne ale zrobiłam WIELKIE OCZY??!! Biorę tekst i piszę sobie jakie myśli mi przychodzą, potem pisze ktoś drugi i mnie cytuje , potem ja to czytam i się ustosunkowuje, dorzucam coś nowego co mi się przypomniało.
Czasem temat wynika się spod kontroli ale to normalne kiedy są poruszane tematy osobiste.Muzyka powoduje wciąż nowe skojarzenia.
Na tym chyba polega interpretacja, wspólna dyskusja zanim KAEM nie zarzuci czegoś nowego?
Powinnam się teraz tłumaczyć że nie chodziło mi o cytowanie bibli którą też czytam ale użycie wersu w podkreśleniu ludzkich ułomności, skłonności do osądzania innych i podwyższania własnej wartości mimo życia w zakłamaniu.....
tyle, że to wg mnie miało odniesienie właśnie do WII.
Zupełnie nie rozumiem cicha Twojego zarzutu. :surrender:
Nie istnieje coś takiego jak prawda absolutna a już zapewne nie w przypadku interpretacji tekstu.To zwyczajne "co wg mnie autor miał na myśli?" wzmocnione dodatkowo własnymi przeżyciami i widzeniem świata ;-)
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
Mariurzka
Posty: 384
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 14:52
Lokalizacja: lasy i bory Roztocza ;)

Post autor: Mariurzka »

To ja się tak cichutko dopiszę ze swoimi przemyśleniami ;-)
Przejrzałam to, co już wymyśliliście i zapewne nie uniknę powtórzeń, bo wiele myśli już tu padło.

Jest coś takiego w warstwie muzycznej tego utworu, co jednocześnie drażni i zniewala. Zastanawiam się od paru dni, czy mogłabym o WII powiedzieć, że to moja ulubiona kompozycja z Dangerous i wychodzi na to, że chyba nie. A jednocześnie dostrzegam ogromną siłę działania tej kompozycji, która w połączeniu z obrazem jeszcze wzrasta. I w ogóle jak myślę o WII to muzyka z filmem są tutaj dla mnie nierozerwalną całością, doskonale się uzupełniającą.

Różne myśli i sugestie już się tutaj pojawiły - pozwólcie, że na początek dopiszę kilka spostrzeżeń związanych z samym kfm.
Ilekroć oglądam film, zauważam kontrast, który jest obecny od pierwszej do ostatniej sekundy. Chociażby kolorystyka: ciepłe, złote barwy scen z Michaelem; zimne i ciemne nocne sceny z dziewczyną. Z miejsca nasuwa się sugestia o opozycji światła i ciemności, czerni i bieli - dobra i zła. Zastanawiające jest też to, iż miasto jest niemym bohaterem, obserwatorem wydarzeń. Ten początek, z przebijającymi się z ciemności murami i posągami przywodzi na myśl wieczne miasto, które trwa i zdaje się nie mieć końca. Miasto jako symbol uniwersalności opowiadanej historii, a jednocześnie labirynt obcości - symbol pustki i zagubienia głównego bohatera. Złote miasto Michaela to miasto puste i martwe; ciemne miasto dziewczyny pulsuje nocnym życiem. Dwa różne światy, bo też i do dwóch różnych światów należą nasi bohaterowie.

Poza miastem mamy tam też pojawiające się maski, tak kojarzące się z toposem świata jako teatru, w którym my jesteśmy aktorami, gramy nasze role, udajemy nie tylko przed sobą, ale i przed innymi i tak naprawdę nie dajemy się poznać ani innym ani sobie. Kto tutaj gra? Z cała pewnością dziewczyna, ale czy tylko ona?

Dla mnie i w warstwie tekstu i w warstwie obrazu tak naprawdę jest to opowieść o archetypach kobiecości, rolach i relacjach pomiędzy mężczyzną a kobietą, uwikłaniu w intrygi i schematy. Wychodzi na to, że to kobiety są silne, a mężczyźni wrażliwi. Bohaterka kfm kojarzy mi się z femme fatale, kobietą świadomą władzy nad mężczyzną, jaką daje jej seks. Powstaje pytanie, jaką osobą jest bardziej - uwikłaną w intrygi tego świata, może i zagubioną, szukającą swojego miejsca, czy może jednak świadomą wpływu, jaki wywiera? Z całości wyłania się obraz dziewczyny wmanipulowanej ale i świadomie godzącej się na tajemniczy układ (bo dla mnie ona nie jest zwykłą prostytutką, raczej kobietą zdobywającą duże tajemnice, taką współczesną Mata Hari), będącej na usługach wpływowych i potężnych osób, ale jednocześnie mającej za sobą cały sztab ludzi, od których pracy zależy powodzenie jej misji. To jednocześnie kobieta, która próbuje zmienić swoje życie, zrzucić przyklejoną do twarzy i duszy maskę, ale jak widać - kończy się to niepowodzeniem, więc zmuszona jest wrócić do znanej jej dobrze roli.

Poza tym, o czym już napisałam, zastanawia mnie jeszcze rzeczy kilka:
Widziałabym tu jeszcze opowieść o powtarzalności ról i schematów - tę scenę, w której szefowa (bo określenie "burdelmama" bardzo mi tutaj nie pasuje) przegląda się w lustrze, zawsze odczytuję jako sugestię, że ona też kiedyś przeszła tę samą drogę, którą obecnie podąża nasza bohaterka. Dlatego nieprzypadkowa jest tutaj jej delikatność pomieszana z brutalnością, jaką okazuje dziewczynie - może widzi w niej samą siebie sprzed lat?
Woda - pojawiająca się w scenie jednej z wielu "transformacji" dziewczyny i na końcu klipu. W literaturze woda jest symbolem oczyszczenia, tutaj nie szłabym tak daleko, ale zastanawia mnie to rytualne obmycie, dokonane na bohaterce w ostatnich kadrach filmu. Śmierć, jak mówicie? Ale jaka? Duchowa? Przypieczętowanie jej dalszych losów?
No i jeszcze scena z samolotem. Ten rozwiany brązowy prochowiec za każdym razem kojarzy mi się z "Casablanką". Brakuje tylko kobiety, cóż, nie zdążyła dobiec na czas.

Rozpisałam się już bardzo, więc tylko kilka spostrzeżeń związanych z warstwą tekstu.
Mężczyzna, który daje kobiecie wszystko, co ma, powierza jej swoje najskrytsze tajemnice (I gave her promises and secrets so untold). Powstaje pytanie - czy tak naprawdę ją znał? Wiedział, jakie tajemnice skrywa jej życie? Film sugeruje nam, że był przez nią okłamywany, ale jak patrzę na tekst, to zaczynam mieć wątpliwości. Bo przecież:
We made our vows
We'd live a life anew
And she promises me in secret
That she'd love me for all time.
Skoro obietnice składane w tajemnicy, nowe życie - to aż trudno uwierzyć, że on nie miał świadomości, że jego kobieta prowadzi podwójną grę. Skoro zgodził się na związek utrzymywany w tajemnicy?

Poza tematem roztrzaskanego w pył zaufania i uczucia można tu zauważyć także wątek dotyczący stereotypów męskości. On potrzebuje odpowiedzi na swoje pytania. Ukrywa uczucia za zasłoną dumy, może zranionej ambicji (Still I cry alone at night; Don't you judge of my composure 'cause I'm lying to myself), bojąc się pokazać swoje cierpienie. Za wszelką cenę potrzebuje coś zrobić, rozliczyć się z tym, co się stało (I need to find the truth but see what will I do!)

Pozostaje jeszcze to:
I am the damned
I am the dead
I am the agony inside the dying head
This is injustice
Woe unto thee
I pray this punishment
Would have mercy on me
Najbardziej sugestywny i metaforyczny fragment w całym tekście. Uczucie, które zabija, staje się cierpieniem, prowadzącym do duchowej śmierci (w jakże romantycznym stylu!). Opanowuje całe nasze ja (jestem cierpieniem w głowie umierającego). Uczucie, które sprawia, że nie wiadomo, jak dalej żyć.

Cóż, romantyczni bohaterowie, porzuceni przez swoje ukochane, wybierali śmierć. Nasz bohater powtarza te same pytania, na które nie znajduje odpowiedzi. Co zrobi ze swoim życiem? W filmie postanawia odejść, uwolnić się od swojej femme fatale, zanim ta sytuacja zniszczy go całkiem. Jak Wokulski (przywołany przez Kaema), który wysiadł z pociągu, zmyślił historię o telegramie wzywającym go do Warszawy i został w tych nieszczęsnych Skierniewicach, bo nie miał siły być dalej z kobietą, której wstydliwe sekrety właśnie poznał. Tyle że chwilę później położył się na torach, czekając na śmierć. A odratowany w ostatnim momencie - wyjechał w końcu z Warszawy i słuch po nim zaginął.
I w "Lalce" i tutaj paradoksalnie to kobiety okazują się silniejsze - Izabela przecież tylko poszła do zakonu, nie dlatego, że nie umiała pogodzić się ze stratą, ale dlatego, że było jej wstyd, bo została zdemaskowana. To Wokulski nie umie dalej z tym żyć i ucieka - tak, jak bohater WII.

(Kaem, wybacz ten post - monstre, jak już zaczęłam pisać, to nie mogłam przestać)
Czy słyszysz, jak tam daleko muzyka gra?
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

straciłam wenę do interpretacji TEGO tekstu, ale... wypowiedź anialim zrobiła na mnie wrażenie. przeczytałam i zgodziłam się.
anialim pisze:Sposób, w jaki Michael śpiewa, ten powtarzający się refren jest jak powracające myśli: to niesprawiedliwe, tak nie powinno być
anialim pisze:Czy jeszcze się spotkali? Czy znalazł odpowiedź na te najbardziej dręczące go pytania, dlaczego i z kim? Czy zaryzykował później znów i oddał komuś całego siebie wiedząc, jakie mogą być skutki?
myślę jednak, że się nie spotkali twarzą w twarz. może widział ją gdzieś w przelocie, ale nie mógł z nią porozmawiać, dlatego to ciągłe powracające pytanie i dręczące uczucie.
Mariurzka pisze:Woda - pojawiająca się w scenie jednej z wielu "transformacji" dziewczyny i na końcu klipu. W literaturze woda jest symbolem oczyszczenia, tutaj nie szłabym tak daleko, ale zastanawia mnie to rytualne obmycie, dokonane na bohaterce w ostatnich kadrach filmu. Śmierć, jak mówicie? Ale jaka? Duchowa? Przypieczętowanie jej dalszych losów?
A może to symbol "oczyszczenia" z win? z krzywdy jaką mu wyrządziła...

Mariurzka pisze:W filmie postanawia odejść, uwolnić się od swojej femme fatale, zanim ta sytuacja zniszczy go całkiem. Jak Wokulski (przywołany przez Kaema), który wysiadł z pociągu, zmyślił historię o telegramie wzywającym go do Warszawy i został w tych nieszczęsnych Skierniewicach, bo nie miał siły być dalej z kobietą, której wstydliwe sekrety właśnie poznał.
I mimo że to jest takie bolesne właśnie, postanawia tak a nie inaczej, podejmuje taką decyzję. świadomie, bądź nieświadomie, później jest po fakcie i stąd te głośne jawne przemyślenia, wiele pytań, ale klamka już zapadła.

pogubiłam się trochę. tyle wątków wyciągacie... uh.
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

W 4.44 min jest taka scena kiedy ona wybiega od tego faceta na wózku a na łożu leży kilka osób.Nie wiem czy to orgia czy ciała są martwe.Poza tym przyszła w sukience a w pośpiechu ubiera spodnie i biegnie do Michaela.Czy to ta sama dziewczyna?Tak się dopatrzyłam przed chwilą.
Może oni się oboje umówili na ten wyjazd ale on nie potrafił jej jednak wybaczyć tego co robi.Dziewczyna po powrocie dostaje w twarz dlatego, że chciała uciec a to miał być jej ostatni raz???leżąc kiedy obmywają jej zapłakaną twarz już wie że się nie wyrwie bo zbyt dużo osób jej pilnuje - jak mafia.Ukochany zaś nie udźwignął zazdrości i odjechał.Jak w filmie Closer w ostatniej scenie w hotelu na lotnisku
http://www.youtube.com/watch?v=oxmwpwfj ... re=related

kocha ją ale nie potrafi się pogodzić z przeszłością, dręczy, przesłuchuje....ale tu akcja ma inny obrót.Kiedy wchodząc do windy widzi jakim głupcem jest i wraca przepraszając - ona mówi już Cię nie kocham, od tej chwili.
Mariurzka bardzo mi się podoba twoja interpretacja.Ta Casablanka wymiata.Dopiero teraz skojarzyłam.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Cisza przed burzą.

Tekst tygodnia:
Blues Away
Album: The Jacksons (1976)
Autor piosenki: Michael Jackson

Posłuchaj na YT


Trochę historii:
Piosenka napisana przez Michaela o człowieku wychodzącym z depresji. Utwór znalazł się też na drugiej stronie singla Show You The Way To Go- to pierwszy przypadek, kiedy utwór autorstwa Michaela Jacksona znalazł się na singlu.
Michael wykonał utwór na żywo w jednym z odcinków z serii telewizyjnej The Jacksons.
Michael Jackson pisze:Piosenka Blues Away była jedną z moich pierwszych kompozycji i choć nie śpiewam jej już, słucham jej bez wstydu. Nie mógłbym pracować tak długo w tej branży, gdybym zaczął nienawidzić swoich własnych płyt, w które włożyłem tyle pracy. Jest to lekka piosenka o wychodzeniu z głębokiej depresji- starałem się skopiować nastrój piosenki Lonely Teardrops* Jackie Wilsona, w której wesoły śmiech maskuje głęboki wewnętrzny ból.


Utwór ukazał się kiedy Michael miał 18 lat. W wywiadzie z Oprah Winfrey Michael opowiedział o smutku towarzyszącym mu w okresie kiedy był nastolatkiem- swoich relacjach z ojcem, kłopotach ze skórą, konsekwencjami podjęcia pracy już jako dziecko.

W swojej książce Moonwalk napisał:
Ponieważ show-biznes i kariera estradowa były wówczas całym moim życiem, największą przeszkodą jaką musiałem pokonać jako nastolatek nie były nagrania czy występy. W owym okresie największą przeszkodą był wizerunek jaki oglądałem w lustrze. Moja własna osobowość była w znacznym stopniu związana z moją osobowością sceniczną.
Mój wygląd zaczął się wyraźnie zmieniać dopiero, kiedy miałem około 14 lat. Przybyło mi sporo centymetrów wzrostu. Ludzie, którzy mnie nie znali, wchodzili do pokoju, spodziewając się, że powita ich śliczny mały Michael Jackson, więc mijali mnie bez słowa. Kiedy mówiłem: "- Jestem Michael" patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Michael był ślicznym, małym chłopczykiem- ja zaś postawnym młodzieńcem, liczącym niemal metr siedemdziesiąt wzrostu. Nie byłem człowiekiem którego spodziewali się, a nawet chcieli zobaczyć. Okres dorastania jest i tak wystarczająco trudny, ale wyobraźcie sobie sytuację, w której moje własne wątpliwości związane z przeobrażeniami jakie przechodziło moje ciało, stawały się coraz bardziej dotkliwe ze względu na negatywne reakcje otoczenia. Wszyscy wydawali sie zaskoczeni zmianami w moim wyglądzie, jakby nie wierzyli, że przechodzę takie same przeobrażenia, jak wszyscy.
Przeżywałem ciężkie chwile. Przez długi czas wszyscy zachwycali się moją urodą, a tymczasem, na dodatek do wszystkich innych zmian, moją skórę zaatakował ostro młodzieńczy trądzik. Spojrzałem pewnego dnia w lustro i miałem ochotę zawołać: "- OCH NIE!". Wydawało sie że mam tyle wyprysków ile gruczołów tłuszczowych. I im bardziej sie martwiłem, tym bardziej pogarszała się sytuacja. Wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale szkodziła mi również moja dieta, w której dominowały tłuszcze i przetworzone produkty.
Ta przypadłość skórna podświadomie ciążyła na mojej psychice. Wiedząc, że mam tak fatalną cerę stałem się bardzo nieśmiały, a spotkania z ludźmi wprawiały mnie w zakłopotanie. Naprawdę wydawało mi się, że im częściej patrzę w lustro, tym więcej mam wyprysków. Mój wygląd zaczął budzić we mnie uczucia depresyjne. Wiem od tej pory, że złośliwy trądzik może fatalnie wpływać na stan psychiczny. Na mnie wpłynął tak bardzo źle, że zdeterminował moją całą osobowość. Rozmawiając z ludźmi nie patrzyłem im w twarz. Spoglądałem w bok lub w dal. Czułem, że nie mam żadnych powodów do dumy i nawet nie chciałem wychodzić z domu. Nie mogłem się do niczego zabrać.

tłum. Grażyna Woyda/ Litera 1991


Z książki La Toyi Jackson:

ObrazekObrazekObrazekObrazek
tłum. Wojciech Majcz, Wydawnictwo Łódzkie 1991

*Michael, jeszcze w czasie swej dziecięcej kariery, nagrał ten utwór, który ukazał się później na płycie Looking Back To Yesterday.



Obrazek


I'd like to be yours
Tomorrow
So I'm giving you some time
To think it over today

But you can't take my blues away
No matter what you say, hey
You can't take my blues away
No matter what you say
What you say, hey, babe

Hey, babe
What's your thinking
No darlin'
It won't, won't change my mind

But you can't take my blues away
Now tell me what you say, babe
You can't take my blues away
No matter what you say
What you say, hey, babe

This way I feel
I know that's it's true
Because it's for you
You know that it's true
But you try to be
Hard to resist
I ask what it's for
You know you close the door
(No no, no no)
Yeah
(No no, no no)
Tell me what you say, babe
Say, yeah, babe
You can't take my blues away
Tell me what you say
What you say, yeah, babe

I've got the power
Doin' it out
Say anything
'Cause I've got this feeling
Say I
I've got the power
Come on
Yeah
Come on


Odegnać Smutek
tłum. FeliciaM

Chciałbym być Twój
Jutro
Więc dam Ci trochę czasu
Abyś przemyślała to dzisiaj,
Ale nie możesz odegnać mojego smutku
Nieważne co powiesz, hej
Nie możesz odegnać mojego smutku
Nieważne co powiesz
Co powiesz, hej, kochana,
Hej, kochana
Co myślisz?
Nie, kochanie,
To nie sprawi, nie sprawi, że zmienię zdanie
Ale nie możesz odegnać mojego smutku
Teraz powiedz co myślisz, kochana
Nie możesz odegnać mojego smutku
Nieważne co powiesz
Co powiesz, kochana
Tak właśnie czuję
Wiem, że taka jest prawda,
Bo to wszystko dla Ciebie,
Wiesz, że taka jest prawda
Ale Ty starasz się
Opierać
Pytam: po co to?
Wiesz, że zamkniesz drzwi
(Nie, nie, nie, nie)
Tak
(Nie, nie, nie, nie)
Powiedz co myślisz, kochana
Powiedz tak, kochana
Nie możesz odegnać mojego smutku
Powiedz co myślisz
Co myślisz, kochana
Mam siłę
By zrobić z tym porządek
Powiedz cokolwiek
Bo czuję to teraz
Mówię,
Że mam siłę
No, dalej
Tak,
No, dalej



Interpretovať text!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
anja
Posty: 459
Rejestracja: sob, 19 gru 2009, 20:41
Lokalizacja: Kielce

Post autor: anja »

Tekst o leczniczej sile miłości.
To ona uratuje, nada sens życiu, spowoduje, że będzie się chciało chcieć. On ma nadzieję, że związek z dziewczyną go uratuje.
Mam siłę
By zrobić z tym porządek
Powiedz cokolwiek
Bo czuję to teraz
Mówię,
Że mam siłę
Chociaż na początku to taka szarpanina z samym sobą: „Chciałbym być Twój jutro(…) ale nie możesz odegnać mojego smutku”. Chciałby coś zrobić, umówić się z dziewczyną, ale za chwilę widzi, że to bezsensowne, że to i tak nic nie zmieni. Ludzie z depresją tak reagują. To trudne do uwierzenia, że ktoś chory nie widzi żadnego sensu, nic go nie cieszy. Relacje osób chorych o obezwładniającym uczuciu smutku, płaczu, apatii są wstrząsające. Ten stan chłopaka z piosenki to w moim odczuciu nie choroba, ale stan towarzyszący często nastolatkom ( i nie tylko) w trudnych sytuacjach życiowych.
Co do depresji: w lutym w Newsweeku ukazał się ciekawy artykuł o leczeniu depresji. Wyniki są dla mnie szokujące. Lekarze potrafią wyleczyć tyko 75% pacjentów, wobec reszty są bezradni. A jeszcze ciekawsze są informacje dotyczące skuteczności stosowanych farmaceutyków i innych metod leczenia pacjentów lekoopornych (wszczepianie stymulatorów pozwalających opanować lęk, co trochę brzmi jak opowieści z książek Orwella).

Odnosząc się do całej obudowy tekstu przytoczonej przez kaema: życie Michaela pełne było sprzeczności o czym nie jeden raz dyskutowaliśmy.
I nie tylko w latach dorosłości sprzeczności pojawiały się. Już od dzieciństwa trwała ta sinusoida.
Michael sam nie pogodził się z tym, że urósł, że dorósł, że się zmieniał.
Wydaje się, że jako dziecko był całkiem sporym urwisem!
Jak to się stało, że ze śmiałego, a z opowieści La Toyi wynika, że wręcz wkurzająco pewnego dzieciaka wyrósł na nieśmiałego mężczyznę? To co się stało po drodze zmieniło go.
Michael był bardzo wrażliwy, wręcz nadwrażliwy, a wiek dojrzewania pełen jest pułapek. Trzeba przyzwyczaić się do nowej cielesności, młody człowiek poszukuje swojej tożsamości. Chłopak zastanawia się: jakim będę mężczyzną (macho, romantyk itd.), dziewczyna - jaką będę kobietą.
To wtedy rodzą się konflikty z rodzicami, z otoczeniem. Trzeba się buntować, bo inaczej trudno dorosnąć. Ale w tym buncie rodzice grają ważną rolę. Bo jeśli nie dali dziecku podstaw do zbudowania poczucia własnej wartości, to całe życie będą go trapić smutek i niepewność.
Mnie najgłębiej dotknęło wyznanie Michaela, że tak bardzo wstydził się siebie, że mył się po ciemku. Przecież to świadczy o piekle jakie przeżywał w związku ze swoją cielesnością.
Ale…
Gdyby nie ta przemiana charakteru, nie wiem czy byłby tak kochany przez fanów. Jeśli wyrósłby na takiego pewniaka jak się zapowiadał w dzieciństwie, czy miałby tylu fanów? A mógłby być niezłym bufonem. Mały urwis, który utwierdzany jest w swoim geniuszu i urodzie może być uroczy, ale dorosły zarozumialec budzi niechęć.
Czy ludzie kochaliby go tak mocno jak tego nieśmiałego, trochę zagubionego, odjechanego artystę.
Poznał smak cierpienia jako nastolatek i to dało mu pokorę. To ta pokora wobec życia ukształtowała jego charakter.
Kiedy odzywał się w nim buńczuczny charakter, kiedy zagalopował się, los dawał mu kolejnego kuksańca. E tam kuksańca. Dostawał kopa od życia. A jako, że lubił wkładać palce między drzwi, to często obrywał.
Michael nie poddawał się łatwo (nie licząc kryzysu po skandalu z 1993r., ale to pewnie temat na dyskusję przy okazji Morphine).
Myślę, że właśnie pogodne usposobienie i silny charakter pozwalały mu przezwyciężać bardzo trudne sytuacje.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels
- John Lennon
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Lokalizacja: silent world

Post autor: cicha »

anja pisze:Ten stan chłopaka z piosenki to w moim odczuciu nie choroba, ale stan towarzyszący często nastolatkom ( i nie tylko) w trudnych sytuacjach życiowych.
Blues Away - to debiut Michaela, jeśli chodzi o pisanie tekstów? Michael był wtedy nastolatkiem, a jednak nie czuję w tym tekście niedojrzałości. A może powinnam? Stan melancholii mogą przysparzać drobiazgi, które dla drugiego człowieka są błahostkami, a dla tego, który go przeżywa, są czymś boleśnie dotkliwym.

Poważne sprawy prywatne (zdrowotne, obowiązki rodzinne, zawodowe itp) również mogą rzutować na samopoczucie, powodować przemęczenie, spędzać sen z powiek. A tu trzeba wszystko mieć pod kontrolą. Tylko ile jeden organizm może wytrzymać? Wytrzymałość organizmu na czynniki stresogenne ma też swoje granice. Popadamy w melancholię ale życie zmusza nas do wzięcia się w garść. Z czasem powraca też radość i chęć do życia, pozwalająca odreagować wszystkie smutki, troski i stresy.

Nie wiedzieć czemu, ale ilekroć słucham muzycznej kompozycji Blues Away przypomina mi się uporczywie Lisa,It's Your Birthday. :wariat:
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

Paradoksem jest to że zawód mający dawać rozrywkę i relaks jest tak bardzo stresujący i wykańczający na dłuższą metę.
Słuchając blues away czuje się podobnie.....leciutka miła wręcz płynąca sobie na fali melodia a słowa.....głęboka depresja której nikt nie może odegnać.Nie na darmo mówi się o śmiechu przez łzy.Tak to czuję.
No bo jak powiedzieć o tym co mnie boli jak wszyscy każą być Happy i Fine that's OK i keep smilling.
Można się nieźle nabrać słuchając samej linii melodycznej.
Dziewczyno powiedz tak, nie opieraj się, może da mi to siłę się pozbierać....jednak Ty tego nie sprawisz.Może jutro....może nigdy.....! cóż za zachowawcze postępowanie ;-).
Ja dzisiaj mam stan pt nikt mi i nic nie pomoże więc kończę te wypociny i poczekam aż sam przejdzie słuchając sobie do snu Blues away
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Bardzo opszarpany ten tekst, jak dla mnie. Nie wiem od której strony sie do niego zabrać. Co ma tutaj prawdziwe znaczenie, a co takimi półsłówkami dla zabicia ciszy. Na ile tu przebija prawda, na ile nas zwodzi. Ot, jakby się rozmawiało z kimś, kto ma doła. Jakbym rozmawiała sama ze soba, kiedy wszystko powinno byc super, a jakoś nie było. Michael był wschodząca gwiazdą, też wszystko powinno być super. Skąd to sie w ogóle bierze, te wahania nastroju? Te negatywne emocje przy świadomości, że przecież summa summarum powinno się być zadowolonym? Co spowodowało, że MJ był taki zamknięty? I że spotyka to codziennie mase ludzi? Jakis przerost ambicji nad rzeczywistością, czy co?

W tekście nie ma się w sumie czego uchwycić, coś tam się mamrocze, coś tam przebija z człowieka, że nie wszystko jest dobrze. Jakies marzenia jednak tlą się w tym przygasniętym kaganku, tu, jak i w chyba innyc umysłach:

I'd like to be yours
Tomorrow
So I'm giving you some time
To think it over today

Daję Ci czas? Chyba sobie, tylko udaję, że to Tobie.

I've got the power
Doin' it out
Say anything
'Cause I've got this feeling
Say I
I've got the power

Czas na zmaterializowanie tej siły. Michael niby był nieśmiałym mężczyzną, ale ma w sobie jakąś ukrytą moc. Był chyba zresztą tego jak najbardziej świadomy. Interesowały go biografie innych ludzi, interesowało go to, dlaczego tragicznie skończyli (o nadużywaniu lekarstw chyba nie doczytał), jakby sobie sam robił szkolenie z "Jak zostać Królem". To mi coś nie pasuje do kogoś, kto nie ma śmiałości...
ODPOWIEDZ