Ups a ja myślałam że dziś już będzie choć trochę wody na dnie a tu ledwie parę kropel w temacie.
Kaem wrzuciłeś tak wielkie , głębokie szerokie Majkelowe zagadnienie, iż mam nadzieje, że się w nim nie utopimy.
Dobra zaczynam....spróbuje i nie odpowiadam za choroby oczu spowodowane długością tekstu
Bycie dziecięcą gwiazda, pryszcze, choroba, bycie sławnym, ojciec sadysta, operacje plastyczne - to przecież roku nie starczy aby napisać o tym wszystkim. Dla mnie spina to kilka słów BÓL WEWNĘTRZNY, BRAK AKCEPTACJI, SPRZECZNOŚĆ.
kochać rodzica - i nienawidzić
być dzieckiem- i dorosłym
być pryszczatym nastolatkiem- i idolem z plakatów
być czarnym- być białym przez chorobę
być cichym i nieśmiałym zamkniętym w sobie - i wielkim wulkanem seksu i energii na scenie.
Nie znam na świecie człowieka bardziej kompletnego. Wszakże sprzeczności to komplet. To jak dobro i zło. Nie ma ludzi tylko dobrych i tylko złych. Wszystko zależy od wyzwalacza.
Jak wiele kłębiło się w tej głowie zanim znalazło właściwe szuflady???
I czy w ogóle znalazło?
Kiedy miał znaleźć na to czas gdy wciąż musiał nagrywać, zdobywać, pokazywać, udowadniać??? Na koniec czytasz o tym wszystkim w gazetach czy to prawda czy nie a przecież jesteś wyjątkowo wrażliwym artystą który płacze w kinie.
"
Nie lubił swojej twarzy, a teraz miał oglądać jej dziesiątki odbić. Zostawili go przy ogromnych lustrach, jedno naprzeciw drugiego i kazali czekać.
Siedemnaście lat życia nic jeszcze z jego twarzą nie zrobiło; słaby zarys wąsów, rzadkie baki, nijakość. Był wysoki, chudy, okropny w tych lustrach.
Korytarz zapełnił się nagle dziewczynami z baletu- młodziutkimi, chichotkami i starszymi szczupłym i, wszystkie były w majtkach i grubych pończochach.-Czego ja się boje? Czego się pocę?- mówił sobie i nadal pocił się i bał się....."*
Jak trudno być nastolatkiem nie ma sensu pisać. Każdy wie. Mimo, że było to w moim przypadku dość dawno wciąż pamiętam ten czas gdyż odcisnął ślad na pewnych zakamarkach mojej duszy dość mocno. Może miałam to szczęście, że natura oszczędziła mnie jeśli chodzi o pryszcze ale znajdowałam mnóstwo innych punktów.
Swego czasu kiedy jechałam autobusem i było koło mnie wolne miejsce myślałam o boże jestem taka okropna, że nawet nikt koło mnie nie chce usiąść.
Roiły się w mojej głowie przeświadczenia, że jestem nikim, nic nie umiem, do niczego się nie nadaje. Wszystkim innym przychodziło tak łatwo, byli tacy mądrzy, wspaniali, mieli chłopaka lub dziewczynę a ja byłam jakąś pomyłką przyrody. Straszne nie??
Myślę że w tym wszystkim Michael był mi bardzo bliski. Zamykałam się w sobie, uciekając od okropnego świata , beznadziejnych rodziców i godzinami słuchałam muzyki gapiąc się na plakaty. Wiedziałam, że on czuł podobnie choć w innych okolicznościach i było mi trochę lżej. Miałam na to szansę.
Dorastanie obrzydliwie boli.
Nie umiem sobie wyobrazić jak to jest kiedy na początku swego życia musisz być już dorosłym.
To trochę jak przypadek Benjamina Buttona być starcem w ciele dziecka.
Nie masz czasu na zdobywanie doświadczeń z rówieśnikami z różnych środowisk, ucząc się siebie samego. Jesteś zamkniętym w złotej klatce z pieniędzy a twoi "przyjaciele" widzą w Tobie tylko talent i to że mogą ogrzać się przy twojej sławie.
Jak zaszczute zwierze nie ufasz nikomu. Marzysz być anonimowym by ktoś Cię polubił, szanował za to jaki jesteś a nie KIM jesteś.
Miałam namiastkę tego kiedy zdobyłam swoją pierwszą pracę. Nic wielkiego a mimo to sporo obcych osób nagle zaczęło mi się kłaniać. W swoim zawodzie mogłam podejmować jakieś decyzje dotyczące ludzi i to już wystarczyło aby starać się ze mną "zaprzyjaźnić".
Teraz wiem że taka jest natura ludzka i nie da się tego przeskoczyć. Ale ja miałam przyjaciół sprzed tego czasu i mogłam dokonać selekcji.
Michael nie miał na to szans. Jego przyjaciółmi byli jego bracia. Był ciągle w podróży. Nie uważam też, że manager jest przyjacielem. Jemu też głównie zależy na tym aby zarobić.
Inną trudną rolą o której wspominał jest stanie się z dziecięcej słodkiej gwiazdy młodym mężczyzna który ma swoje zdanie, chce zrobić coś sam, chce się sprawdzić.
Nikt nie lubi poczwarki zanim stanie się pięknym motylem.
Mam kolegę utalentowanego tancerza. Był bardzo zdolnym jako dziecko. Marzył o tańcu.
Kiedy rodzice oddali go do szkoły najlepszej w Polsce daleko od domu owszem skończył ją z wyróżnieniem, teraz robi to co kocha......ale nie potrafi im wybaczyć do dziś, że zrobili mu coś takiego( tak naprawdę spełnili jego marzenie). Kosztowało go to zbyt wiele i był zbyt młody na pewne doświadczenia, zbyt delikatny.
Talent potrafi być nagrodą i przekleństwem.
Operacja plastyczna to wielka odwaga. Ryzykować swój wygląd kiedy tak naprawdę nie wiadomo jaki będzie efekt? Ból , koszta finansowe stres psychiczny i fizyczny.
Kiedyś marzyłam o operacji nosa ta tak

nie dlatego że Michael ale dlatego że mój nos był dla mnie wielką klamką na środku twarzy. Pamiętam jak siedziałam na lekcji podpierając się dłonią w ten sposób aby nie widać było profilu.
Mały prosty nosek a nawet zadarty to był szczyt moich marzeń.
Miałam 14 lat....ale teraz myślę że mój nos jest tylko mój. To znak firmowy w mojej rodzinie.
Taki nosek ma mama i moja siostra i córki mojego brata.
Gdybym poddała się operacji to straciłabym część swoich korzeni, tego jaką stworzyli mnie rodzice. Nie chodzi tu o bycie doskonałym ale o bycie sobą niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju.
Wtedy kiedy miałam lat naście nikt mi nie mówił na każdym kroku jak bardzo mnie kocha ale też nikt nie wyszydzał. Bycie nastolatkiem to jak chodzący wielki radar wychwytujący wszystkie sygnały zzewnątrz i przerabiającym na swoje. Ogromna potrzeba akceptacji, przynależności do grupy, poszukiwanie własnej drogi i presja w spełnianiu oczekiwań rodziców.
Zastanawiam się tylko czasem co było w głowach pozostałego rodzeństwa. Dlaczego tylko wujek Michael??
To jest tak jak ze starą ciotką w rodzinie? Zawsze jakaś taka jest?
Wszyscy szybko uciekli w małżeństwa oprócz niego i La Toi.
Pamiętam jak to tłumaczył ale mimo wszystko w pewnym czasie mocno zaczął odstawać od rodzeństwa.
Ostatnio oglądałam wprowadzenie J5 do Rock and Roll Hall of Fame.
I nie wiem czy to w mojej głowie czy naprawdę Michael wyglądał i zachowywał się jak ktoś z "innej bajki" niż Jego bracia.
O co w tym wszystkim chodzi?Czy ktoś mu kiedyś pozwolił być sobą?Ile musiał sie starać by odzyskać poczucie własnej wartości.Nie czuć się "innym"( gorszym?) od innych ludzi?Nie czuć przymusu żebrania o akceptację zdobywając kolejne rekordy?Znaleźć w sobie to czego nie dostało się w dzieciństwie.Zwyczajnie spojrzeć na człowieka w lustrze i pomyśleć
Hej to ja Michael i kocham siebie, nie będę uciekać, czuje się wolny.
Czasem sobie myślę po cichu że to vitligo to trochę na życzenie.Wiem, że brzmi to idiotycznie ale można bezkarnie kształtować swoją twarz make upem, peruką, przebraniami i ciągle być kimś innym.Jak rola na scenie.
Tyle że prawdziwy Michael nigdy nie pozwolił aby taki szarak jak ja mógł go poznać inaczej niż przez muzykę.Mogłam ewentualnie "kupić" bzdury z gazet....ale teraz wiem że to były fakty nijak mające się do prywatnego Michaela.
*Krzysztof Kieślowski "Przypadek i inne teksty" 