Strona 647 z 986

: czw, 15 kwie 2010, 22:56
autor: anja
Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day
Systematycznie głosuję na covery. Fajne, ale sentymenty też się liczą.
component pisze:nie wygina i pozbawiony jest jakiegokolwiek feelingu
To ty chyba słuchałeś innej piosenki niż ja:) Mnie tam ciągle wygina, a feelingu to mogłaby pozazdrościć niejedna dorosła piosenka naszego idola.
Anet18 pisze:mam dreszcze za każdym razem jak słucham
Ja też mam, ale to są "dobre dreszcze". A zresztą wiadomo, że dreszczowce przynosiły Michaelowi szczęście:)

: czw, 15 kwie 2010, 23:05
autor: Pitrzel
Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day jest dobre, ale nie zasługuje na tak wysokie miejsce.

: pt, 16 kwie 2010, 10:22
autor: ManInTheMirror23
I jeszcze raz - "We've Got a Good Thing Going"

: pt, 16 kwie 2010, 13:37
autor: Annie Jackson
We've Got A Good Thing Going mam nadzieję, że po raz ostatni, bo nie widzę go wyżej. W pozostałych piosenkach nie słyszę niczego drażniącego, wręcz przeciwnie - dodaje mi skrzydeł, albo pozwala się zamyślić.

: pt, 16 kwie 2010, 14:22
autor: ula
Ponownie Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day,ponieważ pozostałe bardziej działają na mój zmysł słuchu i równowagi nie tylko psychicznej....

: pt, 16 kwie 2010, 16:16
autor: songbird
Z rundy na rundę jest coraz trudniej wybrać te najsłabsze piosenki. Wśród całej piątki mam dwa numery 1 i trzy numery 2. Problemem jest, który numer 2 odrzucić, a które ocalić. Każdy z nich jest świetny, każdy ma coś, co mnie pociąga i każdy, którego słucham w danej chwili zasługuje na to, żeby zostać jeszcze w rozgrywce.
Analizując wszystkie za i przeciw, decyduję się ostatecznie wyeliminować Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day.
Utwór świetny, rewelacyjnie wykonany przez Michaela, w moim odczuciu znacznie lepsza wersja niż oryginał Steviego, ale coś trzeba wybrać, więc bez przekonania, ale jednak czerwone światło dla piosenki pana W.

Jeszcze kilka słów odnośnie Bena
cicha pisze:Wykonanie tego utworu na trasie Triumph, na początku lat 80-tych, przez dorosłego Michaela - to czysta poezja. Cenię sobie ten fragmencik 01. Ben 1:15 dużo wyżej niż wykonania z lat 70-tych.
Maria pisze:można by gryzonia Bena wypędzić z domu, choć piękna to i jakby kultowa pieśń. Jednak wykonanie w dorosłej wersji ma więcej smaczku, że tak powiem
Jak można porównywać studyjne nagranie 13-letniego Michaela z koncertowym wykonaniem 22-letniego MJ na trasie Triumph Tour. Krańcowo różna estetyka. Inna barwa głosu, inna umiejętność budowania nastroju, inna dojrzałość zarówno wokalna, jak i emocjonalna. Mały Michael śpiewał z głębi serca, intuicyjnie wyrażając swoje emocje. Dorosły Michael doskonale wiedział, jak tworzyć napięcie, jak wykorzystać cały swój kunszt żeby oczarować i zaczarować słuchaczy.
I chociaż jako dziecko i jako dorosły, angażował się uczuciowo w każdy wykonywany przez siebie utwór, na pewno jako ukształtowany już muzycznie, świadomy swojej wartości 22-letni wokalista, znacznie lepiej potrafił grać na emocjach publiczności.
Poza tym, skoro bohaterem tego NO jest płyta "Ben" i utwory na niej śpiewane przez nastoletniego Michaela, to właśnie interpretacja nastolatka powinna być poddawana ocenie. Zdecydowanie trafniejsze byłoby porównanie wersji płytowej i wersji live z koncertu w Japonii z 1973r., czy w Olympia Paris z 1972r., niż konfrontowanie wykonania dziecięcego z dorosłym.
Tak na marginesie, zarówno wersja "japońska" jak i "francuska" są rewelacyjne, a smaczku tym wykonaniom dodaje też fakt, że Michael był w tym czasie w trakcie mutacji i barwa wokalu jest jeszcze inna.

: pt, 16 kwie 2010, 21:31
autor: cicha
songbird pisze:Jak można porównywać studyjne nagranie 13-letniego Michaela z koncertowym wykonaniem 22-letniego MJ na trasie Triumph Tour. Krańcowo różna estetyka. Inna barwa głosu, inna umiejętność budowania nastroju, inna dojrzałość zarówno wokalna, jak i emocjonalna. Mały Michael śpiewał z głębi serca, intuicyjnie wyrażając swoje emocje. Dorosły Michael doskonale wiedział, jak tworzyć napięcie, jak wykorzystać cały swój kunszt żeby oczarować i zaczarować słuchaczy.
I chociaż jako dziecko i jako dorosły, angażował się uczuciowo w każdy wykonywany przez siebie utwór, na pewno jako ukształtowany już muzycznie, świadomy swojej wartości 22-letni wokalista, znacznie lepiej potrafił grać na emocjach publiczności.
I o to właśnie chodzi. W moim przypadku. Ben przemówił do mnie dopiero, gdy zobaczyłam i usłyszałam to jedyne i niepowtarzalne wykonanie z Triumph Tour dorosłego młodzieńca. MJ zamknął historię z Benem na tej trasie i już więcej do jej wykonywania nie wracał. Zgadza się, że bohaterem jest albumowa wersja 13-nastolatka, ale szczerze, ta wersja długo do mnie nie przemawiała i w sumie nie rozumiałam fenomenu czy też zachwytu publiczności nad tym utworkiem, dopóki nie zobaczyłam (nie usłyszałam) to dorosłe wykonanie. Dlatego też w mojej hierarchii albumowy Ben nigdy nie należał do himalajskiego szczytu ulubieńców w wykonaniu nastoletniego Michaela. Innej argumentacji nie jestem w stanie przedstawić, bo zwyczajnie nie mam zmysłu muzycznego i nawet ptaków o najpiękniejszych głosikach (kosy? słowiki?) nie jestem w stanie wychwycić swoim słuchem :surrender:

: pt, 16 kwie 2010, 22:11
autor: songbird
cicha

Ależ ja nie oceniałam, ani tym bardziej nie krytykowałam Twojego wyboru i Twojego uzasadnienia ;-) . Nie oczekiwałam też argumentów, po prostu wyraziłam swoje zdanie bo nie da się w żaden sposób porównać wykonania dziecka z wykonaniem osoby dorosłej. Uwierz, że też nie mam słuchu absolutnego ani wyrafinowanego gustu muzycznego, ot, kieruję się zwykle emocjami przy odbiorze piosenki i tym, czy pieści moje uszy, czy też je drażni. Nie rozkładam jej na czynniki pierwsze, nie znam się na riffach, liniach melodycznych, harmonii i całej tej otoczce. Wierzę, że nie wszystkim podoba się Ben , niezależnie od tego, czy jest wykonywany przez małego czy dużego Michaela, w końcu każdy ma inny gust:).Ja mam wielką słabość do tego utworu i właśnie w wykonaniu nastolatka, oczarował mnie od pierwszego odsłuchania, no ale ja mam generalnie słabość do ballad i do małego Michaela, co nie znaczy, że inni też muszą ją mieć :)

: pt, 16 kwie 2010, 22:59
autor: a_gador
Jak widzę z We've got a good thing going możemy się już pożegnać w tej rundzie. Szkoda, ja tam lubię ten nieśpieszny rytm, nonszalancję wykonania. Taka ciepła piosenka, z dzwoneczkiem w tle. Urokliwe to bardzo, sympatycznie brzmiące.
Mój głos ponownie na Greatest show on earth.

: sob, 17 kwie 2010, 15:43
autor: cicha
6 osób uznało, że najsłabszym ogniwem rundy szóstej pozostał:

04. We've Got A Good Thing Going

Nie było sensu remisować między tym, a Shoo, dlatego przyjmuję decyzję większości głosujących. W moim rankingu, to żywe sreberko jest ;p

Runda siódma:

01. Ben
02. Greatest Show On Earth
03. People Make The World Go 'Round
09. Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day

Decydujemy do poniedziałku.
+++
songbird pisze:Ależ ja nie oceniałam, ani tym bardziej nie krytykowałam Twojego wyboru i Twojego uzasadnienia
W porządku! ;-)

Ben
songbird pisze:22-letni wokalista, znacznie lepiej potrafił grać na emocjach publiczności.
Tak sobie jeszcze pomyślałam, że troszeczkę się tu nie zgadzam. Moim zdaniem, MJ grał na emocjach publiczności na trasie Dangerous i History. Natomiast na trasach Triumph, Victory i Bad - w dużej mierze była to czysta spontaniczność sceniczna :knuje:

: sob, 17 kwie 2010, 16:15
autor: kaem
Ben
To piękna, wzruszająca ballada; Michael trzyma ładnie długie nuty, tekst jest poruszający. Ale na kolejnych 2 płytach Michaela- Music And Me i Forever Michael jest pełna garść podobnych, a przebijających Bena piosenek.
a_gador pisze:Mój głos ponownie na Greatest show on earth.
A kysz, siło nieczysta! Jak to najbardziej można na forum obrazić...? A! "Potrzebujesz psychiatryka!" nenene ;-)

: sob, 17 kwie 2010, 18:42
autor: Susie.
Niestety przyszła pora na Ben
Zgadzam się z kaemem, że to piękna piosenka, ale później było ich jeszcze sporo.

: sob, 17 kwie 2010, 20:07
autor: Anet18
Głos zgodnie z moim sercem.
Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day w obronie Bena
Szkoda mi Bena będzie jak zajmie 4 miejsce, bo to tak blisko do podium
Ta piosenka jest tak piękna, wzruszająca,a po śmierci nabrała dla mnie całkowicie nowego wymiaru. Wokal jest na takim poziomie,zresztą...każdy chyba uszy ma hah
A taka to niby zwykła opowieść o przyjaźni...

pssss na Forever Michael to ciężko znaleźć coś tak poruszającego, prawdziwego jak Ben. ;-) A już na pewno nic co by go mogło przebić.

: sob, 17 kwie 2010, 20:10
autor: Lika
cicha pisze: Runda siódma
Chciałam się załapać na szóstą i nie zdążyłam :smutek:

Z tego co zostało wybieram Greatest Show On Earth

Dla mnie piosenka jest "przeładowana". Głos Michaela nie brzmi i nie zachwyca tak, jak lubię. W pewnych momentach tego utworu nakłada się na siebie tyle dźwięków, że wokal niknie gdzieś w ich ścianie nie mogąc się przebić. Mały zaczyna się więc drzeć, żeby go w ogóle było słychać! Bałagan po prostu...

Na Bena nie zagłosuję, bo jest esencją niebanalnej wrażliwości połączonej z niespotykaną dojrzałością genialnego 13-latka! Po takiej interpretacji niejeden artysta starszy stażem i wiekiem nie jest godzien polerować Michaelowi lakierków... :wariat: Tutaj głos w naturalny, niewymuszony sposób błyszczy. Porusza ogromną paletą barw i emocji. Michael zawsze był mistrzem w budowaniu nastroju. Benowe "górki i dołki" dobitnie to pokazują. To trzeba docenić. Taki podlotek. Niesamowite!

Podium Bena bez Bena??! Phiii... nenene

: sob, 17 kwie 2010, 20:18
autor: songbird
Ponownie Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day

cicha pisze:. Moim zdaniem, MJ grał na emocjach publiczności na trasie Dangerous i History. Natomiast na trasach Triumph, Victory i Bad - w dużej mierze była to czysta spontaniczność sceniczna
Polemizowałabym z tym stwierdzeniem. O ile na trasie Triumph Tour można jeszcze mówić o pewnej spontaniczności, to już na kolejnych - Victory Tour i Bad Tour niekoniecznie.
Te trasy to reżyseria od a do z, tam każdy gest, ruch ciała czy układ palców były przygotowane, wyćwiczone. Jedyne odstępstwa od starannie wyreżyserowanego scenariusza to sytuacje nieprzewidziane, jak np. słynny pocałunek Tatiany w MSG, czy nieposłuszny zamek w spodniach podczas APOM w Kansas City, które zaskoczyły Michaela, wprawiły w kłopotliwe zażenowanie i wytrąciły z równowagi, zakłócając i zmieniając nieco wykonania tych utworów.
Spontaniczne były też chwile, kiedy na scenie zjawiali się niespodziewani goście, jak Eddie van Halen w Dallas podczas Victory Tour, czy Stevie Wonder w Sydney na trasie Bad Tour.
Trzeba pamiętać jakim perfekcjonistą był Michael, tam nie było miejsca na przypadkowość, czy spontan, wszystko musiało być dopracowane, zgrane i wykonane zgodnie z Jego wizją, rzadko pozwalał sobie na odstępstwa od ustalonego scenariusza co z jednej strony stanowiło siłę Jego koncertów, gwarancję, że widz dostanie rozrywkę na najwyższym poziomie, z drugiej natomiast odbierało nieco magii, ponieważ występy były przewidywalne. Poza tym Michael był całkiem dobrym aktorem i wyreżyserowane od początku do końca widowisko przez publiczność odbierane było jako spontaniczny show.

W oderwaniu od występów MJ, ale w nawiązaniu do tej pozornej spontaniczności na koncertach napiszę kilka słów o piosenkarce, którą uwielbiam. Lara Fabian - wspaniała wokalistka, choć niezbyt znana szerszej widowni. Jej koncerty są prawdziwą ucztą i dla ucha i dla oka. Zwłaszcza jeden z nich "En Toute Intimite" zawsze wywołuje u mnie dreszcze. Byłam przekonana, że jest tak spontaniczny, jak to tylko jest możliwe. Zaskoczenie ogromne, kiedy okazało się, że ten "spontaniczny" występ jest wyreżyserowany od pierwszej do ostatniej minuty, każde wypowiedziane słowo, każdy gest wynika ze scenariusza...

Pozory mogą więc mylić i to bardzo, jeśli artysta ma taką charyzmę i taką siłę przekazu jak Lara i właśnie nasz Michael ;-)