
Interpretuj tekst!
chciałam się tylko usprawiedliwić że mi zwisa bo tego nie czytam.To co tyczy Mikea wyłapuje jakimś 16 zmysłem jak radar
. Generalnie bojkotuje tv oprócz filmów i vh1 , prasy nie czytam odkąd odkryłam że wyborcza i rzeczpospolita to dwie gazety dwóch opcji politycznych.Mam wrażenie, że dawno temu tak nie było.Internet.....kolejne kalki jednej wiadomości.Co ma dotrzeć i tak dotrze przez radio.

Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Cóż wy - sądząc najczęściej z okruszyn faktów, zdarzeń, słów, aluzji, insynuacji, plotek, utyskiwań, pochlebstw -
- cóż wy, pozornie życzliwi albo nawet prawdziwie troskliwi, ba, serdeczni - możecie o mnie wiedzieć?
To cytat z książki, którą przeczytałam dobrych kilka lat temu. Autora i tytułu nie pamiętam, coś jakby Czwarta część pomarańczy, całość w każdym razie mogła wydawać się nudna. Te kilka słów okazuje się jednak być trochę wartościowymi i nie wiem dlaczego zapadły mi tak bardzo w pamięci. Poza tym doskonale wpisują się w treść przedmiotu naszych interpretacji, dlatego musiałam je tu umieścić na dobry początek.
Nie wiem co sprawia, że wielu ludzi tak bardzo interesuje się życiem innych - Zajmij się swoimi sprawami, bo do czego Ci potrzebne informacje o osobie, która zasłynęła z głupoty, która nie ma ci nic do zaoferowania? Tracisz czas, a ona lub inny podmiot sprawczy na tym zarabiają. - Można by kierować tego typu sformułowania do ludzi zaczytujących się w portalach plotkarskich, tylko że to niczego nie zmieni. Przydałoby się w takim razie wprowadzić powszechną edukację, wyjaśniającą działanie marketingu i pijaru. To prawdziwa propaganda, a nawet ze trzecia czy już czwarta władza, o której sile działania znaczna część ludzi nie ma pojęcia. Zdążyłam liznąć na studiach trochę wiedzy, która naprawdę objaśniła mym zwojom mózgowym działanie owych sił nieczystych. Naprawdę nie istnieją żadne reguły postępowania, nie trzymają się publikowanych informacji żadne normy etyczne. Liczy się tylko sucha statystyka liczb, odpowiednie zagranie i wynikła z tego korzyść, nie tylko materialna.
A wracając do promowania, szczególnie wśród młodzieży, tego zainteresowania życiem, np. Dody. Oczywiście istnieje wartość autorytetów czyli osób, które przekazują nam w jakiś sposób dobra, które mają wpływy na nasze życie. Takie osoby szanujemy... właśnie szanujemy! W przypadku Dody czy innych bardzo znanych gwiazd ta przekazywana wartość jest wątpliwa, choć ostatnio wspomniana Doda przyczyniła się do popularyzacji pewnych ludzkich zachowań, i nie będę o niej źle pisała, ponieważ robi coś dobrego. Często jest tak, że tabloidy doszukują się w jakichś pozytywnych czynach hipokryzji, mówię temu NIE.
Trafnie przetłumaczony jest tu tytuł Tabloidoholik, albo jak kto woli Ćpun Brukowy, także brzmi ciekawie.
Owszem, mam swoje ludzkie autorytety, staram się jednak poświęcać uwagę wartościowym i jawnym kwestiom ich życia, które dają mi do myślenia, uczą, skłaniają do zmian i wykonywania rzeczy, o których zrealizowanie nigdy bym siebie nie podejrzewała. Potrafię siebie zaskoczyć, ale tu o wytrwałą pracę chodzi, a nie uzależnienie od informacji na jakiś temat. Stawanie się lepszym człowiekiem, przyjęcie pewnej indywidualnej postawy, która budowana jest na doświadczeniu i przekonaniu o jej słuszności. A ekscentryzm to nie choroba tylko właściwość ludzka, która nie boi się okazywania swojej prawdziwej osobowości. To nie wacko, a jeśli ktoś tak to postrzega, to znaczy, że jest ograniczony. Podziwiam Michaela za to, że nie bał się ujawniania swoich uczuć i oddających je zachowań, a może się bał, tylko był gotowy by się zmierzyć z odpowiadającymi na nie atakami. To jak odbijanie piłeczki, tylko w przypadku Michaela było to odpowiadanie na grad metalowych pocisków. Czasami był już pewnie zmęczony, dlatego wybierał izolację. Na pewno wiedział o spoczywającej na nim odpowiedzialności, czasami coś wymykało mu się spod kontroli, ale ja Go zawsze będę podziwiała, był najodważniejszym człowiekiem jakiego miałam okazję obserwować (oczywiście w rozsądnych granicach, starając się nie wnikać w sferę prywatności) i analizować to, co miał oficjalnie do przekazania. Dlatego jest moim autorytetem. Co nie oznacza, że nie dostrzegam jego słabych stron, oczywiście, że je widzę. Szanuję je i akceptuję, dzięki nim wiem, że był człowiekiem, a nie jakimś cyborgiem. Tak naprawdę wierzyłam w jego ludzką siłę, niby wszystko wychodziło w ostatnich latach na prostą, by gdy stało się to nieoczekiwane i nieodwracalne, cały system wartości i przekonań został nadszarpnięty, ba, roztrzaskał się na kawałki. Czy czas sprawi, że się z tego pozbieram/y?
Odbiegłam trochę od tematu, bo słowa Tabloid Junkie wyrażane są w sposób bezpośredni i dosłowny, tną jak brzytwa, wyrażają wprost to, co nie podoba się podmiotowi lirycznemu. Nie musi on tu używać żadnych narzędzi do zastosowania podtekstu, dlatego pole do naszej interpretacji jest znacznie ograniczone.
- cóż wy, pozornie życzliwi albo nawet prawdziwie troskliwi, ba, serdeczni - możecie o mnie wiedzieć?
To cytat z książki, którą przeczytałam dobrych kilka lat temu. Autora i tytułu nie pamiętam, coś jakby Czwarta część pomarańczy, całość w każdym razie mogła wydawać się nudna. Te kilka słów okazuje się jednak być trochę wartościowymi i nie wiem dlaczego zapadły mi tak bardzo w pamięci. Poza tym doskonale wpisują się w treść przedmiotu naszych interpretacji, dlatego musiałam je tu umieścić na dobry początek.
Nie wiem co sprawia, że wielu ludzi tak bardzo interesuje się życiem innych - Zajmij się swoimi sprawami, bo do czego Ci potrzebne informacje o osobie, która zasłynęła z głupoty, która nie ma ci nic do zaoferowania? Tracisz czas, a ona lub inny podmiot sprawczy na tym zarabiają. - Można by kierować tego typu sformułowania do ludzi zaczytujących się w portalach plotkarskich, tylko że to niczego nie zmieni. Przydałoby się w takim razie wprowadzić powszechną edukację, wyjaśniającą działanie marketingu i pijaru. To prawdziwa propaganda, a nawet ze trzecia czy już czwarta władza, o której sile działania znaczna część ludzi nie ma pojęcia. Zdążyłam liznąć na studiach trochę wiedzy, która naprawdę objaśniła mym zwojom mózgowym działanie owych sił nieczystych. Naprawdę nie istnieją żadne reguły postępowania, nie trzymają się publikowanych informacji żadne normy etyczne. Liczy się tylko sucha statystyka liczb, odpowiednie zagranie i wynikła z tego korzyść, nie tylko materialna.
A wracając do promowania, szczególnie wśród młodzieży, tego zainteresowania życiem, np. Dody. Oczywiście istnieje wartość autorytetów czyli osób, które przekazują nam w jakiś sposób dobra, które mają wpływy na nasze życie. Takie osoby szanujemy... właśnie szanujemy! W przypadku Dody czy innych bardzo znanych gwiazd ta przekazywana wartość jest wątpliwa, choć ostatnio wspomniana Doda przyczyniła się do popularyzacji pewnych ludzkich zachowań, i nie będę o niej źle pisała, ponieważ robi coś dobrego. Często jest tak, że tabloidy doszukują się w jakichś pozytywnych czynach hipokryzji, mówię temu NIE.
Trafnie przetłumaczony jest tu tytuł Tabloidoholik, albo jak kto woli Ćpun Brukowy, także brzmi ciekawie.
Owszem, mam swoje ludzkie autorytety, staram się jednak poświęcać uwagę wartościowym i jawnym kwestiom ich życia, które dają mi do myślenia, uczą, skłaniają do zmian i wykonywania rzeczy, o których zrealizowanie nigdy bym siebie nie podejrzewała. Potrafię siebie zaskoczyć, ale tu o wytrwałą pracę chodzi, a nie uzależnienie od informacji na jakiś temat. Stawanie się lepszym człowiekiem, przyjęcie pewnej indywidualnej postawy, która budowana jest na doświadczeniu i przekonaniu o jej słuszności. A ekscentryzm to nie choroba tylko właściwość ludzka, która nie boi się okazywania swojej prawdziwej osobowości. To nie wacko, a jeśli ktoś tak to postrzega, to znaczy, że jest ograniczony. Podziwiam Michaela za to, że nie bał się ujawniania swoich uczuć i oddających je zachowań, a może się bał, tylko był gotowy by się zmierzyć z odpowiadającymi na nie atakami. To jak odbijanie piłeczki, tylko w przypadku Michaela było to odpowiadanie na grad metalowych pocisków. Czasami był już pewnie zmęczony, dlatego wybierał izolację. Na pewno wiedział o spoczywającej na nim odpowiedzialności, czasami coś wymykało mu się spod kontroli, ale ja Go zawsze będę podziwiała, był najodważniejszym człowiekiem jakiego miałam okazję obserwować (oczywiście w rozsądnych granicach, starając się nie wnikać w sferę prywatności) i analizować to, co miał oficjalnie do przekazania. Dlatego jest moim autorytetem. Co nie oznacza, że nie dostrzegam jego słabych stron, oczywiście, że je widzę. Szanuję je i akceptuję, dzięki nim wiem, że był człowiekiem, a nie jakimś cyborgiem. Tak naprawdę wierzyłam w jego ludzką siłę, niby wszystko wychodziło w ostatnich latach na prostą, by gdy stało się to nieoczekiwane i nieodwracalne, cały system wartości i przekonań został nadszarpnięty, ba, roztrzaskał się na kawałki. Czy czas sprawi, że się z tego pozbieram/y?
Odbiegłam trochę od tematu, bo słowa Tabloid Junkie wyrażane są w sposób bezpośredni i dosłowny, tną jak brzytwa, wyrażają wprost to, co nie podoba się podmiotowi lirycznemu. Nie musi on tu używać żadnych narzędzi do zastosowania podtekstu, dlatego pole do naszej interpretacji jest znacznie ograniczone.
Skłamałabym gdybym stwierdziła, że nigdy nie wchodzę na pudelki.pl, kozaczki.pl czy inne pieski.pl albo buciki.pl, ani nigdy nie miała w ręku kolorowego tygodnika za 2 złote. Z jednej strony niesamowicie bawi mnie kiedy na przykład na zdjęciu jakiejś piosenkarki zauważą niedostrzegalną bez lupy krostę na czole lub kilka niewidocznych z daleka włosków na odsłoniętych nogach, powiększą x razy i zrobią z tego hecę na sto fajerek, a z drugiej strony, bardzo współczuję tym osobom takiej pernamentnej inwigilacji. Michael rozpoczynający karierę i dojrzewający na oczach świata w obecnych czasach, a przy tym tak wrażliwy, przeżyłby koszmar. Dobrze, że zaczął w czasach w których mimo wszystko z większym szacunkiem pisano o gwiazdach show biznesu i przede wszystkim w kontekście tego co robią zawodowo, a paparazzi mieli dużo mniej możliwości zarobku co teraz. Tamta publiczność doceniła i pokochała go za muzykę, śpiew i osobowość sceniczną.
Niestety, „nadrobiono” te zaległości później co doprowadziło do tego, że wielu ludzi nie znających jego twórczości z góry uprzedziło się do niego. Do nich również skierowany jest ten pełen wyrzutów i goryczy tekst. Po raz pierwszy - jako że dotychczas śpiewał tylko do mediów w „Leave Me Alone” czy w słuchanym teraz przeze mnie „Why You Wanna Trip On Me” - pyta dlaczego przyjmują bezkrytycznie wszystko to co słyszą, przeczytają? Wystarczy ruszyć głową żeby przekonać się ile tam prawdy. Niestety większości się nie chce. Przyjmą wszystko. To tacy ludzie są siłą nabywczą brukowców, to dla nich powstają portale plotkarskie. Mają potem z podobnymi sobie wspólny temat do rozmowy. Nie chcę przez to powiedzieć, że nigdy nie zdarzyło mi się w rozmowie z koleżanką nie poruszyć tematu życia prywatnego ulubieńca/nicy kolorowych tygodników czy plotka.pl, jednak w moim przypadku nie jest to główny temat rozmów, a przy tym zachowuję dystans, co niestety nie dotyczy wszystkich ludzi, nawet tych których ogólnie nie posądziłabym o bezmyślne przejmowanie tego słyszą wokół o świecie.
Jedynym ratunkiem dla gwiazd będących na celowniku zdaje się być dystans i poczucie humoru, jednak i one nie zawsze zadziałają. Trudno śmiać się i kiedy z uporem maniaka przypisze się im coś czego nigdy nie zrobili lub nie powiedzieli, albo gdy zostanie się – jak w przypadku naszego bohatera – oskarży się oficjalnie o molestowanie dziecka i od tego momentu już nie tylko brukowce, ale i prawie cała prasa wydaje wyrok na osobie. Wtedy już nie ma żartów. Każdy ma swoje granice wytrzymałości i tolerancji na przyjmowanie ciosów. W przypadku Michaela było tak, że do pewnego momentu rzadko wypowiadał się publicznie, w niesławnym momencie ostatecznie puściły mu nerwy. Nie zakończono linczu, ale myślę, że zyskał wielu nowych zwolenników wśród zwykłych ludzi. Uświadomili sobie bowiem, że nie jest odrealnioną postacią którą tylko śpiewa i tańczy, ale tak jak oni „gdy się skaleczy, krwawi”.
Niestety, „nadrobiono” te zaległości później co doprowadziło do tego, że wielu ludzi nie znających jego twórczości z góry uprzedziło się do niego. Do nich również skierowany jest ten pełen wyrzutów i goryczy tekst. Po raz pierwszy - jako że dotychczas śpiewał tylko do mediów w „Leave Me Alone” czy w słuchanym teraz przeze mnie „Why You Wanna Trip On Me” - pyta dlaczego przyjmują bezkrytycznie wszystko to co słyszą, przeczytają? Wystarczy ruszyć głową żeby przekonać się ile tam prawdy. Niestety większości się nie chce. Przyjmą wszystko. To tacy ludzie są siłą nabywczą brukowców, to dla nich powstają portale plotkarskie. Mają potem z podobnymi sobie wspólny temat do rozmowy. Nie chcę przez to powiedzieć, że nigdy nie zdarzyło mi się w rozmowie z koleżanką nie poruszyć tematu życia prywatnego ulubieńca/nicy kolorowych tygodników czy plotka.pl, jednak w moim przypadku nie jest to główny temat rozmów, a przy tym zachowuję dystans, co niestety nie dotyczy wszystkich ludzi, nawet tych których ogólnie nie posądziłabym o bezmyślne przejmowanie tego słyszą wokół o świecie.
Jedynym ratunkiem dla gwiazd będących na celowniku zdaje się być dystans i poczucie humoru, jednak i one nie zawsze zadziałają. Trudno śmiać się i kiedy z uporem maniaka przypisze się im coś czego nigdy nie zrobili lub nie powiedzieli, albo gdy zostanie się – jak w przypadku naszego bohatera – oskarży się oficjalnie o molestowanie dziecka i od tego momentu już nie tylko brukowce, ale i prawie cała prasa wydaje wyrok na osobie. Wtedy już nie ma żartów. Każdy ma swoje granice wytrzymałości i tolerancji na przyjmowanie ciosów. W przypadku Michaela było tak, że do pewnego momentu rzadko wypowiadał się publicznie, w niesławnym momencie ostatecznie puściły mu nerwy. Nie zakończono linczu, ale myślę, że zyskał wielu nowych zwolenników wśród zwykłych ludzi. Uświadomili sobie bowiem, że nie jest odrealnioną postacią którą tylko śpiewa i tańczy, ale tak jak oni „gdy się skaleczy, krwawi”.
To, że żyjemy w czasach cywilizowanych nie znaczy, że jaskiniowiec Fred z nas wyparował. A nawet gorzej, bo on zabijał dla jedzenia. Rzymianie zabijali dla frajdy. Historia Michaela jako używania sobie na osobie publicznej przypomina krwawe rzymskie igrzyska dla radości gawiedzi. Dla mnie jednak zastanawiające jest, że tak łatwo w to wchodzimy. Przyczyną po części moim zdaniem jest: raz- brak świadomości własnej krwiożerczości, o której wcześniej. Albo ignorancji.
Dwa- obrona przed szumem informacyjnym. Mamy teraz tyle wiadomości dziennie, że zaczynamy iść na skróty. Nie ma czytania dogłębnego, szukania u źródeł, zagłębiania się w dany temat. Kto teraz czyta materiały źródłowe? Albo książkowe opracowania? Nie ma na to czasu, wystarcza nagłówek często, by wyciągnąć swoje konkluzje. I teraz pewnie większość z nas się oburza na to, jakie numery wywinięto MJ, ale ile osób zgłębiało się w historie innych osób publicznych- szczególnie tych powszechnie nielubianych? Co pomyślałeś o Madonnie, kiedy ucharakteryzowała się na ukrzyżowanego Chrystusa, na poprzedniej trasie? Czemu Kaczyński tak upiera się przy wyjaśnieniu tragedii z 10. kwietnia? Odpowiedzi są proste- Madonna to skandalistka. A Kaczyński to mały pieniacz, szukający konfliktu, zaczepki z Rosją i załatwiający sprawy osobiste poprzez urząd publiczny.
Tekst Tabloid Junkie, jak słusznie zauważyła @neta, to nie tylko palec kiwający dziennikarzom, ale też nam. Niekoniecznie tylko kupującym tabloidy, ale w ogóle ulegającym uproszczeniom. Jeszcze wyraźniej Michael porusza ów wątek w Childhood, śpiewając słowa: "Before you judge me try hard to love me". Przynajmniej tak odczytuję te wersy, ale o Childhood wkrótce, mam nadzieję, będziemy pisać przy okazji tegoż tekstu.
I trzy- tempo przepływu informacji. Przy takich technikach jak internet dziennikarze naprawdę muszą się nagłowić, by móc być pierwszymi i dzięki temu mieć rynek. A że czasem decydują sekundy (ile punktów nabił sobie TMZ tym, że jako pierwszy doniósł o śmierci MJ- do dziś się to temu serwisowi, co z tego że plotkarskiemu, punktuje), to i dziennikarze upraszczają fakty, wyjmują z kontekstu, w konsekwencji przekłamują. I podejrzewam- nawet często nie ze złej woli (o co ich oskarża wiele osób), a właśnie z powodu pośpiechu albo, co gorsza, z lenistwa/ ignorancji.
Tym bardziej cenię sobie Piotra Metza, który potrafił przyznać się do ulegnięcia powszechnej opinii, że Michael przed śmiercią to wrak i This Is It to ściema była. Nie była. A on potrafił odszczekać w swojej Machinie.
...bo czyż nie zdarzyło nam się napotkać osoby, która upierała się przy swoim, bo trudno było jej przyznać się do braku racji? A ile razy nam się udało samym na tym złapać? Mnie się niestety (abo stety) udało. Im bardziej świadomy tego się staję, tym łatwiej mi o elastyczność w dyskusji.Michael Jackson pisze:Cholerne przekonanie o swojej racji
Dwa- obrona przed szumem informacyjnym. Mamy teraz tyle wiadomości dziennie, że zaczynamy iść na skróty. Nie ma czytania dogłębnego, szukania u źródeł, zagłębiania się w dany temat. Kto teraz czyta materiały źródłowe? Albo książkowe opracowania? Nie ma na to czasu, wystarcza nagłówek często, by wyciągnąć swoje konkluzje. I teraz pewnie większość z nas się oburza na to, jakie numery wywinięto MJ, ale ile osób zgłębiało się w historie innych osób publicznych- szczególnie tych powszechnie nielubianych? Co pomyślałeś o Madonnie, kiedy ucharakteryzowała się na ukrzyżowanego Chrystusa, na poprzedniej trasie? Czemu Kaczyński tak upiera się przy wyjaśnieniu tragedii z 10. kwietnia? Odpowiedzi są proste- Madonna to skandalistka. A Kaczyński to mały pieniacz, szukający konfliktu, zaczepki z Rosją i załatwiający sprawy osobiste poprzez urząd publiczny.
Skróty. To tylko skróty. Sam im ulegam, a one- jak się okazuje, są nieprawdziwe. Madonna miała tam coś do powiedzenia (i to bardzo blisko ideologii MJ!)- odsyłam do DVD Confessions Tour. Kaczyński nie jest politykiem, który wzbudza u mnie szacunek, ale wypadek w Smoleńsku, poza zbędną martyrologiczną oprawą, naprawdę wywołuje mnóstwo uzasadnionych podejrzeń- jeżeli tylko spojrzy się na sprawę bez uprzedzenia do tego polityka i zapomni o jego bezdyskusyjnych osobowościowych deficytach.Michael Jackson pisze:w czerni i bieli
Tekst Tabloid Junkie, jak słusznie zauważyła @neta, to nie tylko palec kiwający dziennikarzom, ale też nam. Niekoniecznie tylko kupującym tabloidy, ale w ogóle ulegającym uproszczeniom. Jeszcze wyraźniej Michael porusza ów wątek w Childhood, śpiewając słowa: "Before you judge me try hard to love me". Przynajmniej tak odczytuję te wersy, ale o Childhood wkrótce, mam nadzieję, będziemy pisać przy okazji tegoż tekstu.
I trzy- tempo przepływu informacji. Przy takich technikach jak internet dziennikarze naprawdę muszą się nagłowić, by móc być pierwszymi i dzięki temu mieć rynek. A że czasem decydują sekundy (ile punktów nabił sobie TMZ tym, że jako pierwszy doniósł o śmierci MJ- do dziś się to temu serwisowi, co z tego że plotkarskiemu, punktuje), to i dziennikarze upraszczają fakty, wyjmują z kontekstu, w konsekwencji przekłamują. I podejrzewam- nawet często nie ze złej woli (o co ich oskarża wiele osób), a właśnie z powodu pośpiechu albo, co gorsza, z lenistwa/ ignorancji.
Tym bardziej cenię sobie Piotra Metza, który potrafił przyznać się do ulegnięcia powszechnej opinii, że Michael przed śmiercią to wrak i This Is It to ściema była. Nie była. A on potrafił odszczekać w swojej Machinie.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Jeszcze jeden bym powód dodała, bo właśnie zamiast czytać coś pożytecznego, wsiąknęłam w pewne potyczki tu na naszym forum. Odświeżałam sobie forum i jak kot przy mysiej dziurze bawiłam się obstawianiem w którym temacie czyj post się pojawi i jak to sie skończy. Raz na jakiś czas przeglądam kosz. Nie czytam pudelków, ale co z tego? To to samo. Wyłącznik mózgu mam tutaj. Za wcześnie jeszcze, żebym zasnęła. A jestem już zbyt zmęczona na pisanie posta o powiązaniach Michaela z Bollywoodem, zbyt zmęczona na czytanie gazety, mam co prawda ochotę czytać przewodnik, ale boję się, że jutro bym musiała czytać raz jeszcze to samo. I właśnie zrobiłam pranie, sumienie jest zatem spokojne.
Tym powodem czwartym jest dla mnie wysokie stężenie życia. I tak mi mało. Życie wciąga, uzależnia. Teraz "powinno się" być obytym w muzyce, najlepiej alternatywnej, obytym w świecie, dzielić się zdjęciami na facebooku, orientować się w sztuce, funduszach oszczędnościowych, znać zasady zdrowego odżywiania, uprawiać sporty, uczyć się języków obcych, i do tego mieć jakąś pasję, bo człowiek bez pasji to człowiek martwy.
I takie zmęczone zombie już czasem nie ma sił, ale potrzebuje świeżej krwi, świeżego życia. Tak ja ja dzisiaj nasyciłam wieczorny głód w koszu.
Jeszcze nie było tak źle jak miałam Muminki. Zamiast forumowego kosza brałam do poduszki opowieść o tym, jak to Drobinka Leśna zasypiała w tramwaju zrobionym z morskiej piany.
No i co z tego, że to niby dla dzieci? Gdyby w chwilach zmęczenia wszyscy zamiast tabloidów czytali o dylemacie na temat ostatniego słoika konfitur w czasie zimowego głodu lub o przodku śpiącym w piecu przez co nie można w nim palić, ludzkość byłaby, według mnie, o jeden krok w ewolucji dalej. I mówię teraz zupełnie serio. Naprawdę tak uważam.
Jakie są wasze tricki na nakarmienie zmęczonego zombie łaknącego życia? Co zamiast plotek można mu zaserwować?
Tym powodem czwartym jest dla mnie wysokie stężenie życia. I tak mi mało. Życie wciąga, uzależnia. Teraz "powinno się" być obytym w muzyce, najlepiej alternatywnej, obytym w świecie, dzielić się zdjęciami na facebooku, orientować się w sztuce, funduszach oszczędnościowych, znać zasady zdrowego odżywiania, uprawiać sporty, uczyć się języków obcych, i do tego mieć jakąś pasję, bo człowiek bez pasji to człowiek martwy.
I takie zmęczone zombie już czasem nie ma sił, ale potrzebuje świeżej krwi, świeżego życia. Tak ja ja dzisiaj nasyciłam wieczorny głód w koszu.
Jeszcze nie było tak źle jak miałam Muminki. Zamiast forumowego kosza brałam do poduszki opowieść o tym, jak to Drobinka Leśna zasypiała w tramwaju zrobionym z morskiej piany.
No i co z tego, że to niby dla dzieci? Gdyby w chwilach zmęczenia wszyscy zamiast tabloidów czytali o dylemacie na temat ostatniego słoika konfitur w czasie zimowego głodu lub o przodku śpiącym w piecu przez co nie można w nim palić, ludzkość byłaby, według mnie, o jeden krok w ewolucji dalej. I mówię teraz zupełnie serio. Naprawdę tak uważam.
Jakie są wasze tricki na nakarmienie zmęczonego zombie łaknącego życia? Co zamiast plotek można mu zaserwować?
Jeśli chodzi o mnie, nie czuję tej presji prowadzenia intensywnego trybu życia. Słucham tylko tej muzyki która głęboko zapada mi w serce i szukam tylko takiej pracy z którą wiążę dalsze życie. Języków obcych uczyć się nie lubię - nie w ten "szkolniacki" sposób czyli np. siedzenie i "wkuwanie" słownictwa przez x godzin dziennie. Wolę godzinę faktycznego skupienia na nauce języka, niż ślęczenie 6 h na przymuszaniu się do przyswajaniu materiału.MJowitek pisze:Tym powodem czwartym jest dla mnie wysokie stężenie życia. I tak mi mało. Życie wciąga, uzależnia. Teraz "powinno się" być obytym w muzyce, najlepiej alternatywnej, obytym w świecie, dzielić się zdjęciami na facebooku, orientować się w sztuce, funduszach oszczędnościowych, znać zasady zdrowego odżywiania, uprawiać sporty, uczyć się języków obcych, i do tego mieć jakąś pasję, bo człowiek bez pasji to człowiek martwy.(...)
Jakie są wasze tricki na nakarmienie zmęczonego zombie łaknącego życia? Co zamiast plotek można mu zaserwować?

Odpowiadając na Twoje pytanie, zaproponować można mu te wszystkie dziedziny które wymieniłaś, ale nie zmuszać do niczego. Jeden woli spędzać czas na czytanie beletrystyki, inny na czytanie plotek na pudelku.pl. Różnica między tymi dwoma formami spędzania czasu polega jednak na tym, że druga odbywa się kosztem reputacji i wizerunku osób o których się czyta.
Plotki, seriale, programy typu "mamo co na to tato?" lub jakieś inne gówna telewizji, wrzuciłabym do jednego kosza.
Ludzie lubią w takim koszu śmieci grzebać i uciekać od swojego życia, od swoich problemów w życie i problemy innych. Wszyscy jesteśmy w tym podobni.
Powodem jest strach, przynajmniej w moim wypadku. Strach przed tym by spojrzeć swojemu życiu w oczy, zatopić się w ich błękicie ale i walczyć z wielgaśnymi falami. Poprostu by być.
Tekst jest nie tylko przestrogą przed tabloidami, mediami, które- a my jako fani Michael'a wiemy to bardzo dobrze- potrafią fałszować obraz rzeczywistości, manipulować sympatią i nienawiścią, ale też budzikiem dla nas- Nie traw czasu na życia wokół Siebie, masz w sobie coś czym trzeba się zaopiekować- duszę, osobowość, potrzeby, marzenia.
Staram się wtłaczać trochę ciepłej krwi do tego kurde, martwego ciała muzyką, spacerami, kinem, miejscówką i spektaklem w teatrze za 7 zeta, czekoladą, marzeniami o wszystkim i o niczym.
Ludzie, ratujcie mnie, bo w stanie agonalnym do maja to ja nie dociągne.
Ludzie lubią w takim koszu śmieci grzebać i uciekać od swojego życia, od swoich problemów w życie i problemy innych. Wszyscy jesteśmy w tym podobni.
Powodem jest strach, przynajmniej w moim wypadku. Strach przed tym by spojrzeć swojemu życiu w oczy, zatopić się w ich błękicie ale i walczyć z wielgaśnymi falami. Poprostu by być.
Tekst jest nie tylko przestrogą przed tabloidami, mediami, które- a my jako fani Michael'a wiemy to bardzo dobrze- potrafią fałszować obraz rzeczywistości, manipulować sympatią i nienawiścią, ale też budzikiem dla nas- Nie traw czasu na życia wokół Siebie, masz w sobie coś czym trzeba się zaopiekować- duszę, osobowość, potrzeby, marzenia.
Na tę chwilę nie istnieje. Tak bardzo łaknę życia, jak wielkie to pragnienie wie każdy kto był w klasie maturalnej i spędzał godziny na nauce.Jakie są wasze tricki na nakarmienie zmęczonego zombie łaknącego życia? Co zamiast plotek można mu zaserwować?
Staram się wtłaczać trochę ciepłej krwi do tego kurde, martwego ciała muzyką, spacerami, kinem, miejscówką i spektaklem w teatrze za 7 zeta, czekoladą, marzeniami o wszystkim i o niczym.
Ludzie, ratujcie mnie, bo w stanie agonalnym do maja to ja nie dociągne.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Widzę że nie tylko mi pora roku też nie sprzyja.Ja chce zwyczajnie poleżeć pod kocem 
Potrzebuje jasny prostych zdań bez drugiego dna bez domyślania się.Funkcjonuje jesienią na poziomie pantofelka ( pierwotniaka).
Czasem naprawdę zwyczajnie się nie chce!!!bez podtekstów! wychodzę z pracy, jestem zmęczona, chce mi się spać i nie marzę o niczym innym jak zjeść obiad wywalić się kołami do góry i pogapić się na jakiś serial komediowy w TV!!Odmóżdżyć się totalnie, wyłączyć, puścić wolno wszystkie myśli jak dzikie konie.
ale nie potrzebuje do tego tabloidów.Bo ja mam swoje problemy własne, możne śmieszne, może poważne ale kompletnie nie interesuje mnie życie tych wszystkich ludzi, co sobie myślą, co mówią.
Nigdy mi też nie przyszło do głowy, że mogę być tematem rozmówi innych ludzi??!!! a kogo może obchodzić moje życie??
Wcale nie trzeba być non stop trendy, dżezi czy jakoś tam.
Jesteśmy częścią przyrody a TA jak widać za oknem też wyluzowuje po całości...a do maja już niedaleko ;-D

Potrzebuje jasny prostych zdań bez drugiego dna bez domyślania się.Funkcjonuje jesienią na poziomie pantofelka ( pierwotniaka).
Czasem naprawdę zwyczajnie się nie chce!!!bez podtekstów! wychodzę z pracy, jestem zmęczona, chce mi się spać i nie marzę o niczym innym jak zjeść obiad wywalić się kołami do góry i pogapić się na jakiś serial komediowy w TV!!Odmóżdżyć się totalnie, wyłączyć, puścić wolno wszystkie myśli jak dzikie konie.
ale nie potrzebuje do tego tabloidów.Bo ja mam swoje problemy własne, możne śmieszne, może poważne ale kompletnie nie interesuje mnie życie tych wszystkich ludzi, co sobie myślą, co mówią.
Nigdy mi też nie przyszło do głowy, że mogę być tematem rozmówi innych ludzi??!!! a kogo może obchodzić moje życie??
Wcale nie trzeba być non stop trendy, dżezi czy jakoś tam.

Jesteśmy częścią przyrody a TA jak widać za oknem też wyluzowuje po całości...a do maja już niedaleko ;-D
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Nie to samo, to tylko pozornie niepożyteczne spędzanie czasu. Mam nadzieję, bo też gmerałam w tym koszu:(MJowitek pisze:Jeszcze jeden bym powód dodała, bo właśnie zamiast czytać coś pożytecznego, wsiąknęłam w pewne potyczki tu na naszym forum. Odświeżałam sobie forum i jak kot przy mysiej dziurze bawiłam się obstawianiem w którym temacie czyj post się pojawi i jak to sie skończy. Raz na jakiś czas przeglądam kosz. Nie czytam pudelków, ale co z tego? To to samo.(...) Tak ja ja dzisiaj nasyciłam wieczorny głód w koszu.
Moje zdanie jest takie: to było jak przyglądanie się kłótni znajomych. Te osoby przyszły tu z własnej woli i na widoku publicznym prały swoje brudy, a my jak zaskoczeni świadkowie kręciliśmy głową w prawo i lewo śledząc tor tej odbijanej piłeczki pingpongowej. Przecież nie przyszłaś tutaj grzebać w śmieciach. Poszukiwałaś czegoś kreatywnego, chciałaś sprawdzić co słychać u Twoich znajomych, co planują, a zastałaś ich podczas kłótni. Nie krępowała ich Twoja i moja obecność.
Napisanie posta przez Ciebie MJowitku świadczy o tym, że nie godzisz się na bylejakość, że starasz się analizować, czy coś z czym akurat się stykasz, jest wartościowe czy to tylko zapychacz. Więc nie karmisz się śmieciami, a że przypadkiem połkniesz jakiś odpadek… no cóż. Każdemu czasem jakaś mucha czy paproch wpadnie do oka albo do buzi. Tylko, że niektórzy to połykają, a Ty mam nadzieję wyplułaś :)
Ja rozumiem, że chodzi o to, aby kosztem jak najmniejszego wysiłku mieć frajdę – po prostu prawo fizyki, w którym chodzi o to, aby wydatkować jak najmniej energii.
Tyle, że tak potrafią też krówki i inne robaczki. Jak się zmęczą to leżą sobie bezczynnie. Pewnie, że człowiek jest częścią zwierzęcego świata, ale wspomniana przez MJowitka ewolucja (biologiczna i kulturowa) wyposażyły nas w uczucia wyższe, w empatię. Nie darmo mamy w nazwie „sapiens” (z łac. rozumny). Tego tytułu nie przyznano nam ot tak. Nazwano tak hominidy, które potrafią dostrzegać związki przyczynowo-skutkowe. W dodatku człowiek współczesny to Homo sapiens sapiens.
Warto wiedzieć, że mamy wybór. Mamy wybór czy będziemy tymi krwiożerczymi bestiami żądnymi igrzysk rodem ze starożytnego Rzymu, tylko rozgrywających się w tabloidach nie na płaszczyźnie fizycznej ale psychologicznej, czy mimo zmęczenia codziennością postaramy się nie dopuszczać do nakręcania spirali bylejakości.
Rozwiązaniem chyba jest odnalezienie tych swoich Muminków.
Moje muminki to przeważnie muzyka, a bywało, że i książki z dzieciństwa. A jakże, bywało.
Jest tylu fajnych wykonawców do odkrycia i posłuchania, filmów do obejrzenia (nie muszą być tylko te najambitniejsze, ale tam „grają” dla moich oczu), podróży do odbycia palcem po mapie itp.
Zwyczajnie nie zgadzam się na to, aby dziennikarze traktowali mnie jak półgłówka, który gładko wszystko przełknie, nawet jak jest niesmaczne i zatrute jadem. Przynajmniej próbuję.
Zaczynam od tego człowieka w lustrze.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
Czytam książki oparte na biografiach. Czytam wywiady ludzi, którzy opowiedzieli o swoich prawdziwych życiowych przeżyciach np o tułaczce po syberyjskiej ziemi, o tragicznej śmierci syna, o swojej postawie życiowej (wywiady przytoczyłam w wątku katastrofy smoleńskiej) itp. Oglądam też seriale albo filmy oparte na autentycznych wydarzeniach - mało komediowe, mało rozrywkowe czasem boleśnie dołujące. np. taki Czas Honoru, który ma też swoje wady (ale nie przeszkadza mi to w odbiorze tej polskiej-serialowej wizji o historii Cichociemnych).O! Wichry Kołymy film oparty na "Stromej ścianie" Eugenii Ginsburg.Może warto zobaczyć i z pewnością poczytać?Jeszcze wiele innych się znajdzie. Np taka Opowieść ojca?Takich filmów, książek, seriali, muzyki, które same wpadają w łapkę i stwierdzasz, to jest to, co mnie przyciąga...MJowitek pisze:Gdyby w chwilach zmęczenia wszyscy zamiast tabloidów czytali o dylemacie na temat ostatniego słoika konfitur w czasie zimowego głodu lub o przodku śpiącym w piecu przez co nie można w nim palić, ludzkość byłaby, według mnie, o jeden krok w ewolucji dalej. I mówię teraz zupełnie serio. Naprawdę tak uważam.
Właściwie każdy ma swój własny sposób spędzania wolnego czasu i tylko od nas zależy, co wybierzemy z tych ofert, jakie ofiaruje nam życie.
Czy ja już pisałam, że lubię zaglądać i czytać tu Wasze posty?Dobra, nie słodzę już.
edit
Właściwie to podchodzi pod autobiografię i w sumie te w/w przeze mnie pozycje sa oparte na autobograficznych watkach. Musze to doprecyzowac. Tekst, ktory wychodzi tylko za zagoda autora ksiazki lub wywiadu.a_gador pisze:biografia Waris Dirie
Tak! Ale dla mnie coś jeszcze.a_gador pisze:Czytam, bo chcę zrozumieć i poznać, również samą siebie, bo doświadczenia innych mnie jakoś ubogacają.
Pozycje oparte na autobiograficznych przeżyciach, wątkach to są też żywe świadectwa prawdy np historycznej, by ocalić od zapomnienia. Dziedzictwo i przestroga dla nowych pokoleń. Są one potrzebne, by uświadomić sobie skąd np taki Orwell czerpał inspiracje do swojej fikcji literackiej? Uświadomić sobie, jakie doświadczenia człowiek jest zdolny przeżyć? I jakie piekło człowiek, człowiekowi może zgotować na nieludzkiej ziemi? Ale też stanowią dla mnie swego rodzaju katharsis, że w człowieku człowiek jest, który ma swoją godność, że zwyciężają dobre wartości ludzkie nad zezwierzęceniem, złajdaczeniem...tylko za jaką cenę? Czy ktoś później dziwi się, że po takich przeżyciach, te poklenia nie mają zaufania do władców na Kremlu i ich funkcjonariuszy i ich pobratymców w PRLu, a po PRLu - do przefarbowańców, którzy z PZPR przekształcili się w demokratów? Ja się nie dziwię i mam do tamtego pokolenia (do tych starszych ludzi, którzy przeżyli takie wydarzenia) ogromny szacunek!
Zresztą też te zagraniczne, które pokazują życie bohaterów z innej perspektywy niż mój świat (np afrykański grunt, muzumańską kulturę, azjatyckie krajobrazy, problemy bohaterów, z którymi się zmagają itp. itd), też są warte uwagi.
Ech...czuję, że mój język jest za ubogi, by oddać, to, co chciałabym przekazać odnośnie tych spraw, o których napomknęła MJowitek.
Ostatnio zmieniony pt, 22 paź 2010, 1:12 przez cicha, łącznie zmieniany 2 razy.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
E. Bodo To nie ty...
Gdybym napisała, że życie innych, zwłaszcza wybitnych jednostek w jakiejś dziedzinie, mnie nie interesuje, to byłoby kłamstwo. Ja również
Czy John Lennon byłby zadowolony wiedząc, że Norman napisał o jego niemoralnym prowadzeniu się, o tym, że był kobieciarzem, o jego romansach, nawet tuż po ślubie z pierwszą żoną, już ciężarną? Nie wiem, chociaż sądząc z jego charakteru, oczywiście wnioskuję na podstawie książki, to miał w sobie sporo dystansu do samego siebie i autoironii, więc może by go te "rewelacje" obeszły jak zeszłoroczny śnieg. Yoko Ono ta biografia męża nie przypadła jednak do gustu, protestowała przed jej publikacją, bo ta książka jest w pewnym sensie demitologizacją bohatera masowej wyobraźni. Deborah Curtis sama napisała historię życia swojego męża Iana i zmierzyła się publicznie z wieloma problemami, w tym również zdradą, które ona i wokalista Joy Division mieli w swoim związku.
Celowo piszę tylko o książkach - biografiach, choć jako zapalony kinoman powinnam może wspomnieć i o filmach, bo te pierwsze zapewniają jednak bardziej intymny odbiór i kontakt z bohaterami. Chociaż, przecież kamera też przygląda się bohaterom z bliska.
W każdym razie, do czego zmierzam w tej mojej wypowiedzi? Ano do pytania: czy czytając te książki, mogę czuć się lepszą od tych kupujących tabloidy i wertujących prasę kolorową w poszukiwaniu świeżutkich informacji o celebrytach wszelkiej maści? Przecież ja też w pewien sposób włażę komuś w życiorys i grzebię w czyjejś świadomości, chociaż może robię to w niejako białych rękawiczkach, bo wszystko wcześniej przefiltrował i prześwietlił autor biografii, a nie zawsze ma błogosławieństwo zainteresowanego, bo albo ów już nie żyje, albo też sobie nie życzy odzierania swego życia z intymności i wywalania wszystkiego na widok publiczny. Śmiem jednak twierdzić, że tak, bo, jak napisałam wcześniej, widzę człowieka, po lekturze takiej biografii, w całości, z wadami i zaletami, bez taniej sensacji uchwyconej w kadrze, wydarzeń wyjętych z kontekstu, na potrzeby tego czy kolejnego numeru czasopisma. W biografiach nie chwila z życia się liczy, ale suma tych chwil i to, co w ostatecznym rozrachunku z tych chwil powstaje.
Biografie czytam nie dlatego, że moje własne życie jest puste, nie dla poprawy własnego samopoczucia, stwierdzając, że ten lub ów był niezłym popaprańcem lub miał w cholerę problemów, a ja to taka rozsądna jestem i mam szczęście w życiu, bo wielu doświadczeń i drastycznych przeżyć mi jednak oszczędzono. Lub odwrotnie - z zazdrości o czyjś nie zasłużony jednak sukces, bo ja przecież też mam talent, a jakoś nikt mnie nie odkrył i w dostatku nie żyję. Czytam, bo chcę zrozumieć i poznać, również samą siebie, bo doświadczenia innych mnie jakoś ubogacają.
Ale czy to wystarczy, by się ze słabości do biografii innych rozgrzeszyć? Może to i jest taka, zawoalowana, wyrafinowana, ale jednak, forma podglądactwa i zaspokojenia ciekawości, nie zaprzeczam. Bo przecież każdy z nas jest takim Peeping Tomem w pewnym sensie. Nie zawsze dosłownie, tak jak bohater Krótkiego filmu o miłości, lub tak jak tu, ale zdarza nam się zaglądać w okna innym.
A do tabloidów, przynajmniej papierowych, też zaglądam. U fryzjera lub w poczekalni u dentysty.
Właśnie pochłania mnie lektura doskonałej książki "John Lennon. Życie" Philipa Normana. Wcześniej była biografia Michaela, Iana Curtisa z Joy Division, the Police, Waris Dirie. Czytam je z wypiekami na twarzy, nie z powodu ekscytacji skandalami, bogactwa anegdot o tych postaciach, drobiazgowego przedstawienia ich drogi do sukcesu, porażek, dylematów życiowych, romansów, itp, itd. Oczywiście wszystko powyższe składa się na obraz tych ludzi i wszystkie te informacje pozwalają mi ich zrozumieć, lub przynajmniej spróbować to uczynić, a jeśli mi się nie uda, to mam satysfakcję, że w jakimś sensie ich poznałam bliżej.cicha pisze:Czytam książki oparte na biografiach.
Czy John Lennon byłby zadowolony wiedząc, że Norman napisał o jego niemoralnym prowadzeniu się, o tym, że był kobieciarzem, o jego romansach, nawet tuż po ślubie z pierwszą żoną, już ciężarną? Nie wiem, chociaż sądząc z jego charakteru, oczywiście wnioskuję na podstawie książki, to miał w sobie sporo dystansu do samego siebie i autoironii, więc może by go te "rewelacje" obeszły jak zeszłoroczny śnieg. Yoko Ono ta biografia męża nie przypadła jednak do gustu, protestowała przed jej publikacją, bo ta książka jest w pewnym sensie demitologizacją bohatera masowej wyobraźni. Deborah Curtis sama napisała historię życia swojego męża Iana i zmierzyła się publicznie z wieloma problemami, w tym również zdradą, które ona i wokalista Joy Division mieli w swoim związku.
Celowo piszę tylko o książkach - biografiach, choć jako zapalony kinoman powinnam może wspomnieć i o filmach, bo te pierwsze zapewniają jednak bardziej intymny odbiór i kontakt z bohaterami. Chociaż, przecież kamera też przygląda się bohaterom z bliska.
W każdym razie, do czego zmierzam w tej mojej wypowiedzi? Ano do pytania: czy czytając te książki, mogę czuć się lepszą od tych kupujących tabloidy i wertujących prasę kolorową w poszukiwaniu świeżutkich informacji o celebrytach wszelkiej maści? Przecież ja też w pewien sposób włażę komuś w życiorys i grzebię w czyjejś świadomości, chociaż może robię to w niejako białych rękawiczkach, bo wszystko wcześniej przefiltrował i prześwietlił autor biografii, a nie zawsze ma błogosławieństwo zainteresowanego, bo albo ów już nie żyje, albo też sobie nie życzy odzierania swego życia z intymności i wywalania wszystkiego na widok publiczny. Śmiem jednak twierdzić, że tak, bo, jak napisałam wcześniej, widzę człowieka, po lekturze takiej biografii, w całości, z wadami i zaletami, bez taniej sensacji uchwyconej w kadrze, wydarzeń wyjętych z kontekstu, na potrzeby tego czy kolejnego numeru czasopisma. W biografiach nie chwila z życia się liczy, ale suma tych chwil i to, co w ostatecznym rozrachunku z tych chwil powstaje.
Biografie czytam nie dlatego, że moje własne życie jest puste, nie dla poprawy własnego samopoczucia, stwierdzając, że ten lub ów był niezłym popaprańcem lub miał w cholerę problemów, a ja to taka rozsądna jestem i mam szczęście w życiu, bo wielu doświadczeń i drastycznych przeżyć mi jednak oszczędzono. Lub odwrotnie - z zazdrości o czyjś nie zasłużony jednak sukces, bo ja przecież też mam talent, a jakoś nikt mnie nie odkrył i w dostatku nie żyję. Czytam, bo chcę zrozumieć i poznać, również samą siebie, bo doświadczenia innych mnie jakoś ubogacają.
Ale czy to wystarczy, by się ze słabości do biografii innych rozgrzeszyć? Może to i jest taka, zawoalowana, wyrafinowana, ale jednak, forma podglądactwa i zaspokojenia ciekawości, nie zaprzeczam. Bo przecież każdy z nas jest takim Peeping Tomem w pewnym sensie. Nie zawsze dosłownie, tak jak bohater Krótkiego filmu o miłości, lub tak jak tu, ale zdarza nam się zaglądać w okna innym.
A do tabloidów, przynajmniej papierowych, też zaglądam. U fryzjera lub w poczekalni u dentysty.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl

www.forumgim6.cba.pl

Ojej i tu się przyznaję bez bicia ja też uwielbiam czytać biografie.Czyż Michael sam nie mówił, że czyta biografie bo chce wiedzieć co kierowało utalentowanymi ludźmi?W każdym razie coś w ten deseń napisał
Biografie są szalenie wciągające i dają niezłego kopa.Mało kto z wielkich tego świata miał"z górki" w życiu.
Z drugiej strony po rewelacjach Tarborrellego mam dystans do tego co czytam jeśli nie sam zainteresowany jest autorem. Wielu "sławnych" ludzi korzysta z usług ghostwriterów i stara się nie mówić o niewygodnych faktach z ich życia.Czasem trzeba kierować się rozsądkiem i szukać złotego środka w biografiach.Michael miał o tyle lepiej, że niejednokrotnie miał okazję osobiście zapytać jak było naprawdę.
No cóż ja sobie mogę tylko poczytać biografię.
Mimo wszystko dobra biografia bez ochów i achów ale i bez szkalowania nijak ma się do tabloidów.
Mam jeszcze jedną skłonność lubię wieczorami kiedy wyprowadzam psa podpatrywać ludzi co robią w domach....czy żyją jak ja? czy może inaczej? jaki mają kolor ścian i czy czytają książkę a może gotują?
Wynika to nie z jakiejś wścibskości ale zwykłej ludzkiej ciekawości i czasem porównywania się.
W tym przypadku jednak nikt nie kreuje mi fałszem rzeczywistości bo po prostu widzę "jak jest".
Myślę, że w przypadku tabloidów jest stanowczo za mała świadomość społeczna na temat sposobów powstawania tego zjawiska.
Tu nie chodzi o prawdę ale o manipulacje emocjami.Myślę, że nikt z nas nie lubi być manipulowany. Za mało się o tym mówi.
To tak jak z ekologią.Nikogo nie obchodziły puste worki foliowe i reklamówki bezmyślnie wywalane do kosza tonami póki nie zaczęto pokazywać zdjęć zwierząt uduszonych lub zatrutych workami , nie mówiono ile setki lat się rozkładają w ziemi i jak szkodzą środowisku.
Tylko kampania informacyjna w przypadku tabloidów byłaby samobójem.No kto się podejmie zadania no kto???

Biografie są szalenie wciągające i dają niezłego kopa.Mało kto z wielkich tego świata miał"z górki" w życiu.
Z drugiej strony po rewelacjach Tarborrellego mam dystans do tego co czytam jeśli nie sam zainteresowany jest autorem. Wielu "sławnych" ludzi korzysta z usług ghostwriterów i stara się nie mówić o niewygodnych faktach z ich życia.Czasem trzeba kierować się rozsądkiem i szukać złotego środka w biografiach.Michael miał o tyle lepiej, że niejednokrotnie miał okazję osobiście zapytać jak było naprawdę.

Mimo wszystko dobra biografia bez ochów i achów ale i bez szkalowania nijak ma się do tabloidów.
Mam jeszcze jedną skłonność lubię wieczorami kiedy wyprowadzam psa podpatrywać ludzi co robią w domach....czy żyją jak ja? czy może inaczej? jaki mają kolor ścian i czy czytają książkę a może gotują?
Wynika to nie z jakiejś wścibskości ale zwykłej ludzkiej ciekawości i czasem porównywania się.
W tym przypadku jednak nikt nie kreuje mi fałszem rzeczywistości bo po prostu widzę "jak jest".
Myślę, że w przypadku tabloidów jest stanowczo za mała świadomość społeczna na temat sposobów powstawania tego zjawiska.
Tu nie chodzi o prawdę ale o manipulacje emocjami.Myślę, że nikt z nas nie lubi być manipulowany. Za mało się o tym mówi.
To tak jak z ekologią.Nikogo nie obchodziły puste worki foliowe i reklamówki bezmyślnie wywalane do kosza tonami póki nie zaczęto pokazywać zdjęć zwierząt uduszonych lub zatrutych workami , nie mówiono ile setki lat się rozkładają w ziemi i jak szkodzą środowisku.
Tylko kampania informacyjna w przypadku tabloidów byłaby samobójem.No kto się podejmie zadania no kto???

Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
- give_in_to_me
- Posty: 500
- Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
- Lokalizacja: Wrocław
Kurka, tak piszczałam, że ma być Tabloid Junkie a tu nagle dopiero w piątek wieczorem znajduję czas, by wyskrobać parę zdań. Miała być kontynuacja postu życia, tudzież post życia odsłona druga, ale co tu pisać, jeśli prawie wszystko zostało już napisane?
Ja bym chciała pociągnąć wątek opisywany przez anję i @netę, mianowicie, że największym zagrożeniem nie są same tabloidy i pudelki, tylko tabloidyzacja mediów głównego nurtu i serwisów informacyjnych. To, co mówi Zbigniew Hołdys, to nie są puste słowa.
Najpierw cytaciki:
Gwiazdor pop niewinny, przynajmniej tym razem. (...) To nie był Michael Jackson sprzed kilku miesięcy. Na początku procesu w styczniu, przed sądem w Santa Maria gorąco i energicznie pozdrawiał swoich fanów. Wskoczył nawet na dach jednego z samochodów, wykonał efektowny taneczny obrót znany z dziesiątków teledysków.
W poniedziałek, po wysłuchaniu werdyktu, Jackson poruszając się jak ospała, pokryta białym pudrem mumia, podtrzymywany ze wszystkich stron przez ochroniarzy i krewnych, poszedł prosto do samochodu. Ktoś poruszył mu ręką, by wyglądało, że zamachał do fanów. Żadnego uśmiechu, ulgi, poza pudrem na kredowo białej twarzy nie widać było jakiejkolwiek emocji.
Skąd jest ten powyższy cytat? Pudelek? Plotek? Fakt? Nie, moi drodzy- Gazeta Wyborczal
Chcecie jeszcze? Kaem tu wspominał o starożytnym Rzymie, igrzyskach ku uciesze gawiedzi. To mnie się też coś ze starożytnym Rzymem skojarzyło. Bo to mianowicie rzymską sentencją jest de mortuis aut bene aut nihil, czyli o zmarłych dobrze lub wcale. Śmierć Michaela Jacksona doskonale nam pokazała, że ta zasada już w przekazie medialnym nie obowiązuje. Praktycznie nigdzie. Pójdźmy znów do Gazety Wyborczej: artykuł Jackson nie był biologicznym ojcem swoich dzieci? Wiecie gdzie ten"news" (w artykule jeszcze cytują bez żenady TMZ!) się ukazał? Nie, nie serwis plotek.pl podpięty pod gazeta.pl. To było w dziale Wiadomości--> Świat-->Stany Zjednoczone. Tak, tak. I to jest zgroza. Co z tego, że ktoś tam w komentarzach pod spodem pisze, że eksżona wydała poprzez prawniczkę dementi i prosi o uszanowanie pamięci byłego męża i swojej rodziny. Pies z kulawą nogą się tym nie interesuje a co dopiero dziennikarz. Dementi to nie jest wszak żaden news. I ta sama Gazeta Wyborcza (całkiem słusznie moim zdaniem) od dobrego czasu broni praw do in vitro, do rodzicielstwa, zwraca uwagę na potrzeby i dramat niepłodnych par, alarmuje o stygmatyzowaniu przez niektóre media rodzin, które skorzystały z tej metody, wkurza się za to na Kościół, żąda prawa do prywatności dla tych ludzi, a nie wytykania palcami. Ale konkretnej rodziny, w tym przypadku rodziny Michaela Jacksona, te piękne wzniosłe słowa już nie dotyczą. Można napisać wszystko, bo papier wszystko zniesie, a ekran monitora zniesie jeszcze więcej. Pal licho, czy to są dzieci biologiczne, czy nie, czy to jest nasza sprawa? Jak słusznie zauważają publicyści GW, to jest sprawa konkretnych ludzi którzy podejmują sobie jakąś tam decyzję, dlaczego więc Ci sami redaktorzy nie potrafią tej zasady zastosować w tym przypadku? Bo tamci, którym obrabiają tyłek to są daleko w Ameryce, polskiego nie znają i główny bohater już nie przemówi? Kopanie (dosłownie) leżącego jest takie łatwiutkie.
Niech nie będzie jednak, że ja się zżymam li tylko na lewicowa Wyborczą. Po prawej stronie działy się chyba jeszcze gorsze rzeczy. Tam miłosierdzia wiele, ale tylko dla tych, którzy myślą tak jak my i są spod "naszego" krzyża. No chyba się nie spodziewamy, że katoliccy, prawicowi publicyści będą mieć jakąkolwiek chrześcijańską litość w stosunku do Jacksona, nawet nieżywego?
Na początek zobaczmy, jaki felieton popełnił szanowny redaktor Rafał Ziemkiewicz. Tekst ukazał się również w papierowym wydaniu Gazety Polskiej w lipcu 2009. Dla przypomnienia- cesarz Heliogabal, do którego redaktorzyna porównuje MJ'a, słynął podobno z różnych orgii, choroby psychicznej, transseksualizmu, seksoholizmu, no był klasycznym przykładem upadku Rzymu. Szanowny dziennikarz idzie jeszcze dalej, zamieszczając opis rzekomych zachowań Michaela w stosunku do jego własnych dzieci, a to info przebija wręcz rewelacje z Pudelka. I konkluzja, to, co rozłożyło mnie na łopatki totalnie: teza, że dla dzieci Michaela to dobrze, że on umarł, że teraz, jak ten potwór (ich ojciec-nie ojciec) odszedł, będzie im lepiej. A Pan redaktor obok tego ohydnego tekstu ma swoje zdjęcie- jak to wznosi toast na dwie ręce. Zdjęcie cudownie łączy się z tekstem. Wypijmy za to, że współczesny Heliogabal idzie do piachu.
Nie zaskoczył mnie również czołowy publicysta katolicki pan Tomasz Terlikowski. Na swoim ówczesnym blogu we Wprost dokładnie opisywał, jakie grzechy współczesnej zachodniej cywilizacji uosabiał Michael Jackson, by na koniec skonkludować, iż "zamiast rozpaczać po jego śmierci, warto więc zająć się ostatecznym uśmierceniem jego w nas.".
Patrząc na to wszystko, zastanawiam się czasem nad jakże popularnymi, często powtarzanymi dziś słowami, najczęściej przez Kościół katolicki i konserwatywnych dziennikarzy, że media niszczą rodzinę. I wiecie co? ja się z tym zgadzam. Niszczą. Ale niekoniecznie poprzez pisanie o aborcji, in vitro czy homoseksualnych małżeństwach. Media nie niszczą żadnej abstrakcyjnej rodziny, polskiej, katolickiej, tradycyjnej, europejskiej, o judeo-chrześcijańskich korzeniach, czy jakiej tam. Media niszczą konkretne rodziny i konkretnych ludzi, każdego dnia. I my codziennie na to patrzymy. Czasem nawet jeśli nie chcemy, jesteśmy zmuszeni to oglądać. Nie tylko MJ jest przykładem. Popatrzmy sobie na te wszystkie przypadki epatowania sensacją, świadomego krzywdzenia ludzi, którzy gdzieś tam zbłądzili, ale teraz pastwi się nad nimi cały świat. Dość przypomnieć to, jak prasa interesowała się księżną Dianą, to, że Monika Lewinsky miała po aferze rozporkowej swój talk show w telewizji, to, że kochanki Tigera Woodsa błagano o wywiady płacąc im krocie, to, że w dzień po zdobyciu Oskara przez Sandrę Bullock prasa opublikowała wywiad z kochanką jej męża. Czy gdzieś jest jeszcze w mediach jakaś etyka? Ludzie błądzą i będą błądzić, tak będzie zawsze.
Dla mnie osobiście nie jest wcale takie straszne to, że jakieś kochanki Woodsa chodziły do łózka z żonatym, że stażystka Lewinsky wplątała się w romans z prezydentem, że paskudnie wytatuowana nazistowska modelka sypiała z mężem znanej aktorki. To ludzkie, tak w życiu bywa, takie rzeczy można naprawić, można naprawić małżeństwo po zdradzie, jeśli się tego chce, można próbować. Można żałować, że się sypiało z mężem innej kobiety. Straszne jest to, że takie osoby zyskują dziś status gwiazd, że im się płaci, że one są "na topie". Że łażą, paplają o tym i na to jest społeczne przyzwolenie. I co wtedy boli bardziej- zdrada męża czy żony czy publiczne upokorzenie? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, co czuła Hillary Clinton, gdy media trąbiły o zlicytowaniu na aukcji sukienki Lewinsky, gdzie były plamy po spermie jej męża? Albo co czuła żona Woodsa czy Sandra Bullock, dowiadując się JAK DOKŁADNIE jej mąż to robił innym? A może chcielibyśmy być rodziną Polańskiego albo Samanthy Geimer, wtedy, kiedy media od Paryża po Tokio opisywały "jak szczytował w jej odbycie (Protokoły z zeznań, tylko u nas!!!)"?
I tu znów dochodzimy do tego, co pisała @neta przy okazji pamiętnej dyskusji o YANA, że w naszym życiu standardowej pani Basi z poczty nieźle namieszać potrafi wredna teściowa, a co mają zrobić ludzie ze świecznika, którzy tak często mają przeciwko sobie i swojej rodzinie cały świat?
Bo to jest generalnie dzisiaj chyba sednem całej sprawy. Tak jak pisaliście, czytając plotki, pudelki, tabloidy, czytając przemycane gdzieś do mainstreamowej prasy tabloidalne newsy, mamy poczuć się lepiej. Do kogo jest to wszystko skierowane? I do kogo skierowana jest telewizja, która ogłupia chyba najbardziej? Do człowieka inteligentnego, rozsądnego, z pasją, poszukującego? Nie, to jest skierowane do bezrobotnego, takiego z piwem w ręce i na zasiłku, zazdrosnego, zawistnego, że innym się w życiu udało a jemu nie, on jest targetem mediów. Bo on nie ma wżyciu nic lub niewiele, ale media dają mu ta namiastkę luksusu, że przez chwilę może się poczuć lepszy do tego wybielonego Murzyna Jacksona, pedofila z odpadającą twarzą. Ale nie tylko bezrobotny pan Edek albo pani Ela z kiosku, namiętnie czytający Fakt, muzą się poczuć lepiej. Także "yntelygent z warszafki" potrzebuje się czasem poczuć lepiej, więc kupuje GW albo włącza TVN24 i nasiąka tym całym barachłem, tymi gadającymi głowami, tymi rzekomymi wypowiedziami rzekomych ekspertów, dyskursem społeczno politycznym, gdzie nie rozmawia się konkretnie o sprawie, tylko komentuje, co ktoś inny powiedział, bo z kolei jeszcze ktoś inny powiedział, że... I nieważne kim się, jest, czasem tak miło było popatrzeć na "upadek" Michaela Jacksona, co niby tyle w życiu osiągnął, ale ostateczne był nikim. Właśnie, na takie komentarze bardzo często trafiałam po śmierci Michaela- "genialny jako artysta, zero jako człowiek". Bo ludzie to wiedzą. Oni z nim wódkę pili. Im się zwierzał. Jego żona wypłakiwała im się na ramieniu. Pojechali z nim w Tatry, przeszli z nim Orlą Perć i okazało się, że w kryzysowych sytuacjach był tchórzliwą ciotą. Oni to wiedzą- był śmieciem.
I jako że ja mam tu taką swoją tradycję, że od czasu do czasu muszę walnąć biblijna przypowieścią jako puentą czy podsumowaniem, to proszę bardzo, będzie:
I powiedział także do tych, którzy pokładali ufność w sobie samych, że są
usprawiedliwieni, a innych lekceważyli, to podobieństwo: Dwóch ludzi weszło do świątyni, aby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak się w duchu modlił: Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku. A celnik stanął z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Powiadam wam: Ten poszedł usprawiedliwiony do domu swego, tamten zaś nie; bo każdy, kto siebie wywyższa, będzie poniżony, a
kto się poniża, będzie wywyższony. (Łuk 18, 9-14)
Nie chcę zabijać w sobie Michaela Jacksona. Ale muszę pamiętać, by codziennie zabijać w sobie Terlikowskiego, Ziemkiewicza i pełnych szacunku do ludzkości, ale nie do konkretnego człowieka dziennikarzy Wyborczej i innych im podobnych.
Ja bym chciała pociągnąć wątek opisywany przez anję i @netę, mianowicie, że największym zagrożeniem nie są same tabloidy i pudelki, tylko tabloidyzacja mediów głównego nurtu i serwisów informacyjnych. To, co mówi Zbigniew Hołdys, to nie są puste słowa.
Najpierw cytaciki:
Gwiazdor pop niewinny, przynajmniej tym razem. (...) To nie był Michael Jackson sprzed kilku miesięcy. Na początku procesu w styczniu, przed sądem w Santa Maria gorąco i energicznie pozdrawiał swoich fanów. Wskoczył nawet na dach jednego z samochodów, wykonał efektowny taneczny obrót znany z dziesiątków teledysków.
W poniedziałek, po wysłuchaniu werdyktu, Jackson poruszając się jak ospała, pokryta białym pudrem mumia, podtrzymywany ze wszystkich stron przez ochroniarzy i krewnych, poszedł prosto do samochodu. Ktoś poruszył mu ręką, by wyglądało, że zamachał do fanów. Żadnego uśmiechu, ulgi, poza pudrem na kredowo białej twarzy nie widać było jakiejkolwiek emocji.
Skąd jest ten powyższy cytat? Pudelek? Plotek? Fakt? Nie, moi drodzy- Gazeta Wyborczal
Chcecie jeszcze? Kaem tu wspominał o starożytnym Rzymie, igrzyskach ku uciesze gawiedzi. To mnie się też coś ze starożytnym Rzymem skojarzyło. Bo to mianowicie rzymską sentencją jest de mortuis aut bene aut nihil, czyli o zmarłych dobrze lub wcale. Śmierć Michaela Jacksona doskonale nam pokazała, że ta zasada już w przekazie medialnym nie obowiązuje. Praktycznie nigdzie. Pójdźmy znów do Gazety Wyborczej: artykuł Jackson nie był biologicznym ojcem swoich dzieci? Wiecie gdzie ten"news" (w artykule jeszcze cytują bez żenady TMZ!) się ukazał? Nie, nie serwis plotek.pl podpięty pod gazeta.pl. To było w dziale Wiadomości--> Świat-->Stany Zjednoczone. Tak, tak. I to jest zgroza. Co z tego, że ktoś tam w komentarzach pod spodem pisze, że eksżona wydała poprzez prawniczkę dementi i prosi o uszanowanie pamięci byłego męża i swojej rodziny. Pies z kulawą nogą się tym nie interesuje a co dopiero dziennikarz. Dementi to nie jest wszak żaden news. I ta sama Gazeta Wyborcza (całkiem słusznie moim zdaniem) od dobrego czasu broni praw do in vitro, do rodzicielstwa, zwraca uwagę na potrzeby i dramat niepłodnych par, alarmuje o stygmatyzowaniu przez niektóre media rodzin, które skorzystały z tej metody, wkurza się za to na Kościół, żąda prawa do prywatności dla tych ludzi, a nie wytykania palcami. Ale konkretnej rodziny, w tym przypadku rodziny Michaela Jacksona, te piękne wzniosłe słowa już nie dotyczą. Można napisać wszystko, bo papier wszystko zniesie, a ekran monitora zniesie jeszcze więcej. Pal licho, czy to są dzieci biologiczne, czy nie, czy to jest nasza sprawa? Jak słusznie zauważają publicyści GW, to jest sprawa konkretnych ludzi którzy podejmują sobie jakąś tam decyzję, dlaczego więc Ci sami redaktorzy nie potrafią tej zasady zastosować w tym przypadku? Bo tamci, którym obrabiają tyłek to są daleko w Ameryce, polskiego nie znają i główny bohater już nie przemówi? Kopanie (dosłownie) leżącego jest takie łatwiutkie.
Niech nie będzie jednak, że ja się zżymam li tylko na lewicowa Wyborczą. Po prawej stronie działy się chyba jeszcze gorsze rzeczy. Tam miłosierdzia wiele, ale tylko dla tych, którzy myślą tak jak my i są spod "naszego" krzyża. No chyba się nie spodziewamy, że katoliccy, prawicowi publicyści będą mieć jakąkolwiek chrześcijańską litość w stosunku do Jacksona, nawet nieżywego?
Na początek zobaczmy, jaki felieton popełnił szanowny redaktor Rafał Ziemkiewicz. Tekst ukazał się również w papierowym wydaniu Gazety Polskiej w lipcu 2009. Dla przypomnienia- cesarz Heliogabal, do którego redaktorzyna porównuje MJ'a, słynął podobno z różnych orgii, choroby psychicznej, transseksualizmu, seksoholizmu, no był klasycznym przykładem upadku Rzymu. Szanowny dziennikarz idzie jeszcze dalej, zamieszczając opis rzekomych zachowań Michaela w stosunku do jego własnych dzieci, a to info przebija wręcz rewelacje z Pudelka. I konkluzja, to, co rozłożyło mnie na łopatki totalnie: teza, że dla dzieci Michaela to dobrze, że on umarł, że teraz, jak ten potwór (ich ojciec-nie ojciec) odszedł, będzie im lepiej. A Pan redaktor obok tego ohydnego tekstu ma swoje zdjęcie- jak to wznosi toast na dwie ręce. Zdjęcie cudownie łączy się z tekstem. Wypijmy za to, że współczesny Heliogabal idzie do piachu.
Nie zaskoczył mnie również czołowy publicysta katolicki pan Tomasz Terlikowski. Na swoim ówczesnym blogu we Wprost dokładnie opisywał, jakie grzechy współczesnej zachodniej cywilizacji uosabiał Michael Jackson, by na koniec skonkludować, iż "zamiast rozpaczać po jego śmierci, warto więc zająć się ostatecznym uśmierceniem jego w nas.".
Patrząc na to wszystko, zastanawiam się czasem nad jakże popularnymi, często powtarzanymi dziś słowami, najczęściej przez Kościół katolicki i konserwatywnych dziennikarzy, że media niszczą rodzinę. I wiecie co? ja się z tym zgadzam. Niszczą. Ale niekoniecznie poprzez pisanie o aborcji, in vitro czy homoseksualnych małżeństwach. Media nie niszczą żadnej abstrakcyjnej rodziny, polskiej, katolickiej, tradycyjnej, europejskiej, o judeo-chrześcijańskich korzeniach, czy jakiej tam. Media niszczą konkretne rodziny i konkretnych ludzi, każdego dnia. I my codziennie na to patrzymy. Czasem nawet jeśli nie chcemy, jesteśmy zmuszeni to oglądać. Nie tylko MJ jest przykładem. Popatrzmy sobie na te wszystkie przypadki epatowania sensacją, świadomego krzywdzenia ludzi, którzy gdzieś tam zbłądzili, ale teraz pastwi się nad nimi cały świat. Dość przypomnieć to, jak prasa interesowała się księżną Dianą, to, że Monika Lewinsky miała po aferze rozporkowej swój talk show w telewizji, to, że kochanki Tigera Woodsa błagano o wywiady płacąc im krocie, to, że w dzień po zdobyciu Oskara przez Sandrę Bullock prasa opublikowała wywiad z kochanką jej męża. Czy gdzieś jest jeszcze w mediach jakaś etyka? Ludzie błądzą i będą błądzić, tak będzie zawsze.
Dla mnie osobiście nie jest wcale takie straszne to, że jakieś kochanki Woodsa chodziły do łózka z żonatym, że stażystka Lewinsky wplątała się w romans z prezydentem, że paskudnie wytatuowana nazistowska modelka sypiała z mężem znanej aktorki. To ludzkie, tak w życiu bywa, takie rzeczy można naprawić, można naprawić małżeństwo po zdradzie, jeśli się tego chce, można próbować. Można żałować, że się sypiało z mężem innej kobiety. Straszne jest to, że takie osoby zyskują dziś status gwiazd, że im się płaci, że one są "na topie". Że łażą, paplają o tym i na to jest społeczne przyzwolenie. I co wtedy boli bardziej- zdrada męża czy żony czy publiczne upokorzenie? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, co czuła Hillary Clinton, gdy media trąbiły o zlicytowaniu na aukcji sukienki Lewinsky, gdzie były plamy po spermie jej męża? Albo co czuła żona Woodsa czy Sandra Bullock, dowiadując się JAK DOKŁADNIE jej mąż to robił innym? A może chcielibyśmy być rodziną Polańskiego albo Samanthy Geimer, wtedy, kiedy media od Paryża po Tokio opisywały "jak szczytował w jej odbycie (Protokoły z zeznań, tylko u nas!!!)"?
I tu znów dochodzimy do tego, co pisała @neta przy okazji pamiętnej dyskusji o YANA, że w naszym życiu standardowej pani Basi z poczty nieźle namieszać potrafi wredna teściowa, a co mają zrobić ludzie ze świecznika, którzy tak często mają przeciwko sobie i swojej rodzinie cały świat?
Bo to jest generalnie dzisiaj chyba sednem całej sprawy. Tak jak pisaliście, czytając plotki, pudelki, tabloidy, czytając przemycane gdzieś do mainstreamowej prasy tabloidalne newsy, mamy poczuć się lepiej. Do kogo jest to wszystko skierowane? I do kogo skierowana jest telewizja, która ogłupia chyba najbardziej? Do człowieka inteligentnego, rozsądnego, z pasją, poszukującego? Nie, to jest skierowane do bezrobotnego, takiego z piwem w ręce i na zasiłku, zazdrosnego, zawistnego, że innym się w życiu udało a jemu nie, on jest targetem mediów. Bo on nie ma wżyciu nic lub niewiele, ale media dają mu ta namiastkę luksusu, że przez chwilę może się poczuć lepszy do tego wybielonego Murzyna Jacksona, pedofila z odpadającą twarzą. Ale nie tylko bezrobotny pan Edek albo pani Ela z kiosku, namiętnie czytający Fakt, muzą się poczuć lepiej. Także "yntelygent z warszafki" potrzebuje się czasem poczuć lepiej, więc kupuje GW albo włącza TVN24 i nasiąka tym całym barachłem, tymi gadającymi głowami, tymi rzekomymi wypowiedziami rzekomych ekspertów, dyskursem społeczno politycznym, gdzie nie rozmawia się konkretnie o sprawie, tylko komentuje, co ktoś inny powiedział, bo z kolei jeszcze ktoś inny powiedział, że... I nieważne kim się, jest, czasem tak miło było popatrzeć na "upadek" Michaela Jacksona, co niby tyle w życiu osiągnął, ale ostateczne był nikim. Właśnie, na takie komentarze bardzo często trafiałam po śmierci Michaela- "genialny jako artysta, zero jako człowiek". Bo ludzie to wiedzą. Oni z nim wódkę pili. Im się zwierzał. Jego żona wypłakiwała im się na ramieniu. Pojechali z nim w Tatry, przeszli z nim Orlą Perć i okazało się, że w kryzysowych sytuacjach był tchórzliwą ciotą. Oni to wiedzą- był śmieciem.
I jako że ja mam tu taką swoją tradycję, że od czasu do czasu muszę walnąć biblijna przypowieścią jako puentą czy podsumowaniem, to proszę bardzo, będzie:
I powiedział także do tych, którzy pokładali ufność w sobie samych, że są
usprawiedliwieni, a innych lekceważyli, to podobieństwo: Dwóch ludzi weszło do świątyni, aby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak się w duchu modlił: Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku. A celnik stanął z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Powiadam wam: Ten poszedł usprawiedliwiony do domu swego, tamten zaś nie; bo każdy, kto siebie wywyższa, będzie poniżony, a
kto się poniża, będzie wywyższony. (Łuk 18, 9-14)
Nie chcę zabijać w sobie Michaela Jacksona. Ale muszę pamiętać, by codziennie zabijać w sobie Terlikowskiego, Ziemkiewicza i pełnych szacunku do ludzkości, ale nie do konkretnego człowieka dziennikarzy Wyborczej i innych im podobnych.
t
Tekst tygodnia:
Are You Listening?
Album: Dancing The Dream (1992)
Autor tekstu: Michael Jackson
Obejrzyj na YT
Trochę historii:
Dancing the Dream zostało po raz pierwszy wydane 18. czerwca 1992 roku przez wydawnictwo Doubleday. Pierwsza książka Michaela, autobiografia Moonwalk wydana w 1988 roku przez to samo wydawnictwo stała się bestsellerem i zebrała dobre recenzje.
Przed wydaniem Dancing The Dream wydawca reklamował książkę jako "przenoszącą nas wgłąb serca i duszy Jacksona". W swoim jedynym wywiadzie promującym książkę Michael opisał ją jako "po prostu słowną ekspresję tego co wyrażam poprzez moją muzykę i taniec".
Miesiąc po śmierci artysty w czerwcu 2009 roku książka została wydana ponownie. W tymże roku doczekała się też polskiej edycji.
Nie cały nakład pierwszego wydania z 1992 roku, który opuścił drukarnię, trafił do rąk czytelników. Reprezentant wydawnictwa, Marly Rusoff ujawnił w marcu 1993 roku, że wydawnictwo wypuściło na rynek amerykański 133 000 egz., a otrzymało ok. 80 tyś. zwrotów i 3 000 ponownych zamówień. Stąd, promocja została zamknięta przy realizacji projektu w 60%. Przyczynę niskiej sprzedaży książki Rusoff upatrywał w braku trasy koncertowej MJ po Stanach Zjednoczonych. "Recenzje były raczej zniechęcające. Miał trasę europejską i brytyjska edycja miała się dobrze. Żywot takich książek zależy od wyeksponowania gwiazdy".
Suzanne Mantell z Publishers Weekly wymieniła Dancing The Dream jako jedną z tych, które są wydawane pod wielkim ciśnieniem oczekiwań i nadziei i kończą znacznie poniżej przewidywań wydawcy. "Pamiętając o zasadzie dotyczącej wydawnictw w twardej oprawie- kiedy zwroty mieszczą się w granicach 20%-30% są do przyjęcia, 30- 50% to duże zwroty, a powyżej 50% to porażka- większość książek z mojej listy sprzedała się słabo, nawet jak zarobiły na siebie, nie niosąc strat a nawet jak odegrały jakąś rolę". Mantell uważa że Dancing the Dream nie wywołała "ważnego szumu, który daje książce życie i chroni przed zapomnieniem. Jackson może zebrać publiczność 65 milionów, kiedy robi wywiad dla Oprah, ale czytelnicy są zgodni iż dla nich to nie ma znaczenia- a to jest przykład".

Who am I?
Who are you?
Where did we come from?
Where are we going?
What's it all about?
Do you have the answers?
Immortality's my game
From Bliss I came
In Bliss I am sustained
To Bliss I return
If you don't know it now
It's a shame
Are you listening?
This body of mine
Is a flux of energy
In the river of time
Eons pass, ages come and go
I appear and disappear
Playing hide-and-seek
In the twinkling of an eye
I am the particle
I am the wave
Whirling at lightning speed
I am the fluctuation
That takes the lead
I am the Prince
I am the Knave
I am the doing
That is the deed
I am the galaxy, the void of space
In the Milky Way
I am the craze
I am the thinker, the thinking, the thought
I am the seeker, the seeking, the sought
I am the dewdrop, the sunshine, the storm
I am the phenomenon, the field, the form
I am the desert, the ocean, the sky
I am the Primeval Self
In you and I
Pure unbounded consciousness
Truth, existence, Bliss am I
In infinite expressions I come and go
Playing hide-and-seek
In the twinkling of an eye
But immortality's my game
Eons pass
Deep inside
I remain
Ever the same
From Bliss I came
In Bliss I am sustained
Join me in my dance
Please join me now
If you forget yourself
You'll never know how
This game is played
In the ocean bed of Eternity
Stop this agony of wishing
Play it out
Don't think, don't hesitate
Curving back within yourself
Just create...just create
Immortality's my game
From Bliss I came
In Bliss I'm sustained
To Bliss I return
If you don't know it now
It's a shame
Are you listening?
Słuchasz?
tłum. anialim
Kim jestem ja?
Kim jesteś ty?
Skąd pochodzimy?
Dokąd zmierzamy?
O co w tym wszystkim chodzi?
Znasz odpowiedzi?
Nieśmiertelność jest mą grą
Przybywam z Błogości
W niej trwam
Do niej wracam
Jeśli jeszcze tego nie wiesz
To wstyd
Słuchasz?
Moje ciało
To strumień energii
W rzece czasu
Stulecia mijają, wieki odchodzą
Pojawiam się i znikam
Bawiąc się w chowanego
W mgnieniu oka
Jestem cząstką
Jestem falą
Wirującą z prędkością światła
Jestem zmiennością
Która przejmuje prowadzenie
Jestem Księciem
Jestem Żebrakiem
Jestem działaniem
Którym jest dzieło
Jestem galaktyką, próżnią przestrzeni
Na Mlecznej Drodze
Jestem szaleństwem
Jestem mędrcem, myśleniem, myślą
Jestem poszukiwaczem, poszukiwaniem, poszukiwanym
Jestem kroplą rosy, blaskiem słońca, burzą
Jestem zjawiskiem, dziedziną, formą
Jestem pustynią, oceanem, niebem
Jestem Prastarym Sobą
W tobie i we mnie
Czystą, bezgraniczną świadomością
Prawdą, istnieniem, szczęściem czy jestem?
W nieskończonych wyrażeniach pojawiam się i znikam
Bawiąc się w chowanego
W mgnieniu oka
Lecz nieśmiertelność jest mą grą
Wieki mijają
Głęboko w środku
Trwam
Wciąż taki sam
Przybywam z Błogości
W niej trwam
Dołącz do mnie w tańcu
Proszę, dołącz teraz
Jeśli zapomnisz się
Nigdy nie dowiesz się
Na czym polega ta gra
Na dnie oceanu wieczności
Skończ z tą udręką pragnień
Niech tak się stanie
Nie myśl, nie wahaj się
Zapierając się w sobie
Po prostu twórz... tylko twórz
Nieśmiertelność jest mą grą
Przybywam z Błogości
W niej trwam
Do niej wracam
Jeśli jeszcze tego nie wiesz
To wstyd
Słuchasz?
інтэрпрэтаваць тэкст!
Are You Listening?
Album: Dancing The Dream (1992)
Autor tekstu: Michael Jackson
Obejrzyj na YT
Trochę historii:
Dancing the Dream zostało po raz pierwszy wydane 18. czerwca 1992 roku przez wydawnictwo Doubleday. Pierwsza książka Michaela, autobiografia Moonwalk wydana w 1988 roku przez to samo wydawnictwo stała się bestsellerem i zebrała dobre recenzje.
Przed wydaniem Dancing The Dream wydawca reklamował książkę jako "przenoszącą nas wgłąb serca i duszy Jacksona". W swoim jedynym wywiadzie promującym książkę Michael opisał ją jako "po prostu słowną ekspresję tego co wyrażam poprzez moją muzykę i taniec".
Miesiąc po śmierci artysty w czerwcu 2009 roku książka została wydana ponownie. W tymże roku doczekała się też polskiej edycji.
Nie cały nakład pierwszego wydania z 1992 roku, który opuścił drukarnię, trafił do rąk czytelników. Reprezentant wydawnictwa, Marly Rusoff ujawnił w marcu 1993 roku, że wydawnictwo wypuściło na rynek amerykański 133 000 egz., a otrzymało ok. 80 tyś. zwrotów i 3 000 ponownych zamówień. Stąd, promocja została zamknięta przy realizacji projektu w 60%. Przyczynę niskiej sprzedaży książki Rusoff upatrywał w braku trasy koncertowej MJ po Stanach Zjednoczonych. "Recenzje były raczej zniechęcające. Miał trasę europejską i brytyjska edycja miała się dobrze. Żywot takich książek zależy od wyeksponowania gwiazdy".
Suzanne Mantell z Publishers Weekly wymieniła Dancing The Dream jako jedną z tych, które są wydawane pod wielkim ciśnieniem oczekiwań i nadziei i kończą znacznie poniżej przewidywań wydawcy. "Pamiętając o zasadzie dotyczącej wydawnictw w twardej oprawie- kiedy zwroty mieszczą się w granicach 20%-30% są do przyjęcia, 30- 50% to duże zwroty, a powyżej 50% to porażka- większość książek z mojej listy sprzedała się słabo, nawet jak zarobiły na siebie, nie niosąc strat a nawet jak odegrały jakąś rolę". Mantell uważa że Dancing the Dream nie wywołała "ważnego szumu, który daje książce życie i chroni przed zapomnieniem. Jackson może zebrać publiczność 65 milionów, kiedy robi wywiad dla Oprah, ale czytelnicy są zgodni iż dla nich to nie ma znaczenia- a to jest przykład".

Who am I?
Who are you?
Where did we come from?
Where are we going?
What's it all about?
Do you have the answers?
Immortality's my game
From Bliss I came
In Bliss I am sustained
To Bliss I return
If you don't know it now
It's a shame
Are you listening?
This body of mine
Is a flux of energy
In the river of time
Eons pass, ages come and go
I appear and disappear
Playing hide-and-seek
In the twinkling of an eye
I am the particle
I am the wave
Whirling at lightning speed
I am the fluctuation
That takes the lead
I am the Prince
I am the Knave
I am the doing
That is the deed
I am the galaxy, the void of space
In the Milky Way
I am the craze
I am the thinker, the thinking, the thought
I am the seeker, the seeking, the sought
I am the dewdrop, the sunshine, the storm
I am the phenomenon, the field, the form
I am the desert, the ocean, the sky
I am the Primeval Self
In you and I
Pure unbounded consciousness
Truth, existence, Bliss am I
In infinite expressions I come and go
Playing hide-and-seek
In the twinkling of an eye
But immortality's my game
Eons pass
Deep inside
I remain
Ever the same
From Bliss I came
In Bliss I am sustained
Join me in my dance
Please join me now
If you forget yourself
You'll never know how
This game is played
In the ocean bed of Eternity
Stop this agony of wishing
Play it out
Don't think, don't hesitate
Curving back within yourself
Just create...just create
Immortality's my game
From Bliss I came
In Bliss I'm sustained
To Bliss I return
If you don't know it now
It's a shame
Are you listening?
Słuchasz?
tłum. anialim
Kim jestem ja?
Kim jesteś ty?
Skąd pochodzimy?
Dokąd zmierzamy?
O co w tym wszystkim chodzi?
Znasz odpowiedzi?
Nieśmiertelność jest mą grą
Przybywam z Błogości
W niej trwam
Do niej wracam
Jeśli jeszcze tego nie wiesz
To wstyd
Słuchasz?
Moje ciało
To strumień energii
W rzece czasu
Stulecia mijają, wieki odchodzą
Pojawiam się i znikam
Bawiąc się w chowanego
W mgnieniu oka
Jestem cząstką
Jestem falą
Wirującą z prędkością światła
Jestem zmiennością
Która przejmuje prowadzenie
Jestem Księciem
Jestem Żebrakiem
Jestem działaniem
Którym jest dzieło
Jestem galaktyką, próżnią przestrzeni
Na Mlecznej Drodze
Jestem szaleństwem
Jestem mędrcem, myśleniem, myślą
Jestem poszukiwaczem, poszukiwaniem, poszukiwanym
Jestem kroplą rosy, blaskiem słońca, burzą
Jestem zjawiskiem, dziedziną, formą
Jestem pustynią, oceanem, niebem
Jestem Prastarym Sobą
W tobie i we mnie
Czystą, bezgraniczną świadomością
Prawdą, istnieniem, szczęściem czy jestem?
W nieskończonych wyrażeniach pojawiam się i znikam
Bawiąc się w chowanego
W mgnieniu oka
Lecz nieśmiertelność jest mą grą
Wieki mijają
Głęboko w środku
Trwam
Wciąż taki sam
Przybywam z Błogości
W niej trwam
Dołącz do mnie w tańcu
Proszę, dołącz teraz
Jeśli zapomnisz się
Nigdy nie dowiesz się
Na czym polega ta gra
Na dnie oceanu wieczności
Skończ z tą udręką pragnień
Niech tak się stanie
Nie myśl, nie wahaj się
Zapierając się w sobie
Po prostu twórz... tylko twórz
Nieśmiertelność jest mą grą
Przybywam z Błogości
W niej trwam
Do niej wracam
Jeśli jeszcze tego nie wiesz
To wstyd
Słuchasz?
інтэрпрэтаваць тэкст!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
MJ pisze:Dołącz do mnie w tańcu
Proszę, dołącz teraz
Jeśli zapomnisz się
Nigdy nie dowiesz się
Na czym polega ta gra
Na dnie oceanu wieczności
Skończ z tą udręką pragnień
Niech tak się stanie
Nie myśl, nie wahaj się
Zapierając się w sobie
Po prostu twórz... tylko twórz
Dla mnie to jest opis tańca.
Myślę, że taki wieloznaczny stan ducha (zatracenia) czują tylko artyści, którzy mają dziką wenę tworzenia, grania na scenie, pisania fikcji literackiej, tańczenia, malowania, rzeźbienia, muzykowania, komponowania...i pragną stworzyć nieśmiertelne, ponadczasowe, wybitne dzieło swojego życia, które będzie kojarzone tylko i wyłącznie z nimi.
Ja artystką nie jestem, więc dla mnie ten tekst jest ubraniem w słowa właśnie takiego stanu, jaki przeżywają utalentowani artyści wszelkiej maści...tylko oni to pewnie najlepiej rozumieją.
Bo z boku (dla mnie, jako osoby nie zajmującej się sztuką) wygląda to tak, jakby gorące żywiołowe emocje pod wpływem chwili brały górę nad uczuciami, rozumem i stoickim opanowaniem.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
E. Bodo To nie ty...