Fan Fiction Story by Agnes

Dział przeznaczony do prezentacji własnej twórczości: wierszy, rysunków i tym podobnych.

Fanfick by Agnes:

Czas głosowania minął pn, 11 paź 2010, 19:21

Bardzo mi się podoba :D i czytam, jak tylko pojawia się nowy odcinek.
15
75%
Jest średnie. Niczym nie różni się od innych fanficków.
0
Brak głosów
Beznadzieja. Poza tym masz nieźle nawalone w głowie.
5
25%
 
Liczba głosów: 20

Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Fan Fiction Story by Agnes

Post autor: akaagnes »

Zainspirowała mnie DirtyLily, nie ukrywam i już jej to pisałam. Teraz ja zdobywam się na odwagę. Ostatnio zyskałam ją jeszcze bardziej,bo uświadomiłam sobie, że właściwie jest trochę takich stukniętych osób jak my, które piszą tzw. fan fiction.
To jest zupełnie nowy projekt, inny niż ten pisany wcześniej i udostępniany na pewnej stronie facebook. Ale też nie będzie tylko sielankowo (z czasem).
Odsłona pierwsza. Jeśli zaciekawi/spodoba się, cyklicznie będę wklejać kolejne ścinki. Pozdrawiam i zapraszam do lektury. ;-)

---

Wszystko zaczęło się latem 2000 roku, zaraz po maturze. Pismo o dostaniu wymarzonej wizy pojawiło się dość szybko, pewnie dzięki zaproszeniu wujka Toma z San Francisco. Postawiłam na to wszystkie swoje pieniądze oszczędzone w ostatnim roku i nie na darmo okazało się łażenie za dokumentami, a w końcu rozmowa w ambasadzie. Bardzo się cieszyłam. Czekały mnie 3 cudowne miesiące w USA, najlepsze wakacje, jakie mogłam sobie wtedy wymarzyć. Wszystko było już właściwie gotowe, tylko spakować się i lecieć. Zanim jednak zarezerwowałam pierwszy lepszy bilet do San Francisco zadzwoniłam do Toma, żeby podzielić się z nim informacją. Bardzo się ucieszył.
- A więc dobrze... rezerwuj bilet - powiedział z uśmiechem - najpierw do Nowego Jorku.
- Jak to do Nowego Jorku? - zdziwiłam się.
- Jestem właśnie tutaj jeszcze przez 2 tygodnie na szkoleniach managerskich. Pomyślałem, że swoją przygodę z Ameryką możesz zacząć właśnie od tego miasta. Potem razem polecimy do domu, do San Francisco.
Podchwyciłam pomysł. Z wielkim entuzjazmem. Tak wielkim, że po przybyciu na Okęcie, ciągnąc swoją walizkę, o siódmej rano, jeszcze przed wypiciem porannej kawy, stanęłam na środku hallu i rozejrzałam się wokół. Spojrzałam na tablicę lotów i zauważyłam dane zgodne z tymi na moim bilecie. Jedno tylko mnie zastanowiło: gdzie ja do cholery w tym motłochu znajdę terminal 1? - pomyślałam. Na chwilę przeraziła mnie myśl o lotnisku Kennediego, zapewne nieco większym niż to, ale postanowiłam udać taką odważną i do przodu, więc podeszłam do pierwszego pana w mundurze jakiego zobaczyłam i zapytałam z uśmiechem o ten tajemniczy terminal. Pan, choć uprzejmie, roześmiał się najpierw, po czym siląc się na powagę uświadomił mnie, że jestem we właściwym miejscu i warszawskie lotnisko nie ma więcej terminali. Tylko jeden. Moja wiedza o świecie wypadła mi właśnie z kieszeni, jak groszek tic-tac, taka mała. Wstyd mi się zrobiło, ale z drugiej strony chciało mi się śmiać. To tak jak kiedyś kolegę z Krakowa zapytałam o metro zamiast tramwaj, żeby dojechać do jego dzielnicy.
Potem postanowiłam już mniej głupich pytań zadawać, a więcej się rozglądać, ewentualnie iść tam, gdzie większość ludzi. Uważnie czytałam wszystkie ważniejsze napisy na lotnisku, mając nadzieję, że te same będą w Nowym Jorku, zanim w sali przylotów spotkam wujka. Check-in, gate, boarding... przetwarzałam je w moim mózgu podczas lotu. W międzyczasie słyszałam słowa seatbelt, beef oraz wreszcie "ladies & gentlemen we are landing in New York". Minęłam ze 3 exit i razem z falą innych ludzi dotarłam do baggage claim, nad którym na ekranie pokazywał się odpowiedni numer lotu i skąd. Doskonale pamiętałam jak wygląda moja walizka: kolor malinowy z czarną wyciąganą rączką, spora, na kółkach i przykleili mi naklejkę JFK. Jednak na karuzeli jej nie znalazłam. Zaczęłam się poważnie stresować. Teraz było inaczej. Nikt nie mówił po polsku i chociaż rozumiałam angielski, to jednak czułam się jakoś niewygodnie. Bałam się zapytać, bo może znowu palnę jakąś głupotę? Wzięłam głęboki oddech i oparłam się o ścianę obok. Musiałam mieć albo przerażoną minę albo bardzo smutną, bo za chwilę podszedł do mnie przystojny czarnoskóry pan w mundurze i zapytał, czy może w czymś pomóc.
- A, nic, czekam na mój bagaż, może się pojawi, dziękuję - odparłam głupkowato. Starałam się na niego nie patrzeć.
- Jestem Keith - przedstawił się nagle i wyciągnął do mnie rękę.
- Agness - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
- Jesteś tu pierwszy raz, nie? - porzucił ton formalny i uśmiechnął się szerzej niż zapewne pozwalały procedury. - To widać - jakby odpowiedział sobie za mnie.
- Dlaczego tak myślisz? - teraz już chciało mi się płakać, taka beznadziejna się poczułam.
- Dlatego, że jak będziesz tu już drugi raz, to będziesz wiedzieć, że nie możesz zachowywać się tak w Nowym Jorku. - Przekrzywił głowę, jakby chciał się upewnić, czy jego słowa do mnie trafiły. - Zasada jest taka, że jak nie wiesz gdzie jesteś, to lepiej, żeby cię tu nie było. To bardzo dotyczy całego miasta.
Spojrzałam na niego.
- Pomożesz mi? - zadałam pytanie, a on zdaje się właśnie tego oczekiwał. Uśmiechnął się znowu szeroko.
- Tam - wskazał na przeciwległą ścianę i duży srebrny pulpit - jest punkt, gdzie znajdziesz zagubione w akcji bagaże. Zaraz obok przejścia dla vipów. - Faktycznie tam też było napisane "baggage claim" oraz "lost&found", a zaraz obok stało pięciu podobnych do Keitha facetów w mundurach, a nad nimi widniał napis: "vip passage".
- Dziękuję - powiedziałam zadowolona i ożywiona.
- Polecam się na przyszłość - skinął na mnie. - Tylko uważaj na Brada Pitt'a - dorzucił ze śmiechem na odchodnym.
Roześmiałam się. No tak, jasne. Ruszyłam odważnie na przód i zagadnęłam miłą panią o moją walizkę. Bingo! Była tam, musiałam tylko wylegitymować się biletem. Przystanęłam jeszcze na chwilę i sprawdziłam czy wszystkie zamki są zapięte. Kątem oka zauważyłam, że w przejściu dla vipów nagle zrobiło się zamieszanie. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym niby Pitt'cie i już miałam iść w swoją stronę, gdy nagle obok mnie ustawiło się jakichś kilku ochroniarzy, kilku oficerów obsługi lotniska i zrobiło się tłoczno. Cofnęłam się o krok, gdy nagle moim oczom ukazał się... Michael Jackson we własnej osobie. Nie potrafię opisać tego momentu. Michael Jackson. Ten Michael Jackson. Wyszedł z przejścia obok mnie, ubrany na czarno, w ciemnych okularach, z uśmiechem. Na rękach trzymał małe dziecko, ale ono twarz miało zasłoniętą. Zatkało mnie i nie wiedziałam jak się zachować. Paradoksalnie w tamtej chwili pomyślałam, że pisk jest zupełnie nie na miejscu, bo wszyscy wokół zachowywali się spokojnie, a ja dziś już wystarczająco dużo razy zrobiłam z siebie idiotkę. Odruchowo zakryłam buzię dłonią i próbowałam nie zemdleć. Akurat w momencie, gdy mijał mnie w odległości nie dalej niż dwa kroki, dziecku z rączek wypadła zabawka. To był samochodzik, więc domyśliłam się, że jest to Prince, jego syn. To był ułamek sekundy, odruch bezwarunkowy - nachyliłam się i podniosłam zabawkę, byłam szybsza od mundurowego obok. Michael zatrzymał się na przeciwko mnie. Podałam mu zabawkę i przełykając ślinę usiłowałam utrzymać swoje usta w estetycznym uśmiechu, co było o niebo trudniejsze niż znalezienie swojego bagażu bez pomocy Keitha. Bo przede mną stał ten niesamowity facet, którego uwielbiam od 9 roku życia, którego plakaty miałam na ścianach, którego oglądałam w tv i wreszcie - na którego z tłumem innych rozentuzjazmowanych ludzi czekałam pod Marriottem w Warszawie zaledwie kilka lat wcześniej, gdy miał koncert w Polsce. Co w tamtej chwili mogłam zrobić, powiedzieć? Wypadało tylko oddać tę głupią zabawkę i patrzyć jak oddala się, żeby go już więcej tak blisko siebie nie zobaczyć. Serce waliło mi tak, że mimo zgiełku na lotnisku, słyszałam je. Nogi miałam jak z waty, ale póki co, przez tę ulotną chwilę trzymałam się jakoś. Wziął ode mnie ten samochodzik. Poczułam ciepły dotyk jego palców. Uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję - rzekł aksamitnym głosem.
Być może mi się wydawało, ale nie odszedł od razu. Przez co najmniej 5 sekund stał jeszcze przede mną, patrzył na mnie. A może ja chciałam tak bardzo zatrzymać tę chwilę i wyobraziłam to sobie? Możliwe.
Ostatnio zmieniony czw, 07 paź 2010, 19:21 przez akaagnes, łącznie zmieniany 2 razy.
firefenix18
Posty: 231
Rejestracja: śr, 19 sie 2009, 21:23
Lokalizacja: Lublin

Post autor: firefenix18 »

hmm, ciekawie zaczęłaś powiem szczerze.. ale wydaje mi się że Lili ma monopol na ficka :P konkurencja jej rośnie, ale nie w moich oczach :)
Natomiast powiem Ci że będę czytał Twój fick, chociaż ostatnio mam jakoś mało czasu ale spoko :) a od komentowania się wzbronię bo mówią na mnie "je*any profesorek", ma innym forum :D
Kiedyś ludzie nie potrzebowali Boga bo mieli rozumy,
dziś ludzie wymyślili Boga i zabrali ludziom rozumy.
Talitha
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 06 wrz 2009, 0:13
Lokalizacja: inąd

Post autor: Talitha »

Nie przepadam za tego typu twórczością, bo przywodzą mi na myśl znienawidzone przeze mnie harlekiny. Jednak Twój rozpoczyna się ciekawie i przyznaję, że masz zdolności do opisywania wymyślonych sytuacji, choć przeżycia z lotniska są zapewne po części prawdziwe. Będę tu zaglądała :) Pozdro
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

hm, na razie krytyka. w porządku. jeśli się nie spodoba, to nie będę więcej tu wklejać. ;-) i pozostawię monopol dla Lily. pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Ginny352
Posty: 123
Rejestracja: czw, 25 mar 2010, 17:32
Lokalizacja: Kraków-Ruczaj

Post autor: Ginny352 »

Oh! To jest boskie! Bardzo mi się podoba, jestem ciekawa co będzie dalej! Dodaj kolejną część bo nie wytrzymam!

Jak na razie dałaś bardzo krótki skrawek, ale już widzę że zaczyna się ciekawie :)
Heal The World
Make it a better place
For you and for me
And the entire human race
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

dziś napisałam jeszcze trochę dalej ..... na razie mało Michaela może, ale i tak wszystko do niego prowadzi. ;-)
dzięki, Ginny ;-)

---c.d.

Wujek Tom nic się nie zmienił. Nadal roześmiany i wierny marce garniturów Armani. Od razu dostrzegłam go w sali przylotów, poza biznesmena-luzaka, rudawa stojąca czupryna. Przywitał mnie ciepło i już zaraz wychodziliśmy, bo wyrwał się z ważnego spotkania, żeby mnie tylko zabrać z lotniska. Była godzina 11 przed południem i piękne słońce przywitało mnie w Nowym Jorku. Wszystko było takie ożywione, dużo działo się wokół, ktoś w biegu dał mi do ręki darmową gazetę miejską.
- Zawsze wciskają te śmieci człowiekowi - skomentował wujek. - Piszą o przestępstwach na Brooklynie, dniu niepodległości i przecenach na Manhattanie.
- Oo, więc bardzo mi się przyda taki śmieć na początek - zaśmiałam się. - Żebym tylko miała na tę jedną przecenę!
- W środku jest dodatek "What's In", o imprezach, koncertach, ale i bez tego zawsze wiesz co się tu dzieje. To miasto nigdy nie śpi.
Mimo podróży wcale nie chciało mi się spać. Byłam ciekawa wszystkiego, chciałam pójść w najciekawsze miejsca, nawet gdybym miała pytać o podstawowe rzeczy. Statua Wolności, Empire State Building, World Trade Center, Central Park, słynny Apollo Theatre i wiele innych miejsc. Ale jeszcze jedno ciekawiło mnie bardziej, coś co nie dawało mi spokoju, mimo że trzymałam na razie przed wujkiem język za zębami. Ciekawe po co Michael Jackson przyleciał do NY, w którym hotelu się zatrzymuje. Tego zapewne nie ma napisanego w gazecie.
Okazało się, że Tom nie wynajął pokoju w żadnym z ekskluzywnych hoteli na czas szkolenia, więc mała naiwna nadzieja na to, że w Ritz Carlton spotkam Michaela w windzie, spłonęła. Zajechaliśmy pod dom jego siostry Anny, która właśnie była na wakacjach. Wujek wniósł tylko moje bagaże do środka, powiedział, żebym czuła się jak u siebie, zostawił mi jedne klucze i wychodząc z domu dał mi do ręki kilka stów $, mówiąc że nie muszę siedzieć w domu, a jak się zgubię, to mam wziąć taksówkę. Nie zdążyłam nawet zaprotestować i powiedzieć, że mam jakieś pieniądze. Zanim wzięłam oddech, on już był z powrotem w samochodzie i wyjeżdżał. Rozejrzałam się po domu, rozpięłam walizkę i wyjęłam trochę rzeczy. Wykąpałam się i skorzystałam z lodówki, by zrobić sobie coś do jedzenia. Dom był piękny, ale ciekawił mnie świat na zewnątrz. Z pewną nieśmiałością i lękiem, skrywanymi jednak według sugestii Keitha z lotniska, wyszłam z domu. Dzielnica była dość spokojna, choć zupełnie niedaleko jakiejś większej ulicy. Szłam przed siebie, aż znalazłam salonik prasowy. Kupiłam plan miasta, mapę komunikacyjną, bilet tygodniowy na wszystkie środki komunikacji miejskiej, na który wydałam dość dużo oraz papierosy. Zapaliłam od razu. Na odwagę. Ruszyłam do najbliższego przystanku i wsiadłam w autobus do centrum.

Wszystko było zupełnie inne niż widziałam do tej pory w życiu. Na ulicach pełno ludzi, kolorowe światła i billboardy, muzyka, budki z pamiątkami, mimowie, clowni na szczudłach rozdający zaproszenia na show w dniu jutrzejszym, trąbienie aut, korki i ludzie przechodzący między stojącymi samochodami. Musiałam sama tak spróbować i przeszłam na drugą stronę slalomem między autami. Głupia rzecz, a cieszy - przeszłam samym środkiem ulicy w Nowym Jorku. Z tej okazji z najbliższym sklepiku kupiłam sobie małą paczkę Nachos i ruszyłam dalej z uśmiechem na buzi.
Nagle znalazłam się pod tym Ritz Carlton. Spojrzałam w górę na imponujący budynek i wszystko takie glitter i glamour. Przed wejściem stali panowie w garniturach, czerwony dywan i lśniące szyby. On tu musi być - pomyślałam nagle. Jakby samo z siebie przyszło mi to do głowy. Nie wejdę jednak przecież i nie powiem na recepcji, że ja do Michaela Jacksona, nawet gdybym nie oddała jego dziecku tej zabawki na lotnisku. Byłam nawet ładnie ubrana, ale mimo wszystko jakoś głupio było mi wejść do środka. Czułam się jak szara myszka na przeciwko tego całego blichtru. Posmutniałam, ale bieg myśli wskrzesił jakieś potencjalne pomysły, aż odruchowo podrapałam się w skroń. Jeszcze tu wrócę.
Łaziłam jeszcze jakiś czas, coraz intensywniej myśląc nad tym, żeby jeszcze w Nowym Jorku podjąć jakąś pracę. Tylko jaką? Pieczątka nie gwarantuje sukcesu.

Jednak udało się. Zorganizowałam sobie wszystko co było tylko potrzebne do podjęcia pracy. Wujek uświadomił mi, że muszę mieć załatwione różne kwestie formalne, bez których nikt nie zaproponuje mi uczciwego zatrudnienia. Social security number, Sheriff's Card, badania lekarskie i konto założone w amerykańskim banku to jedno. Nowojorski wygląd to drugie. Do tego wcale nie trzeba było mnie namawiać, jednak zagubiona Polka sama w Nowym Jorku nie ma pojęcia, gdzie pojechać, aby urzeczywistnić nowy wizerunek. Z odsieczą oczywiście przyszedł wujek. Swoim wrodzonym wdziękiem i błyskiem w oku zaskarbił sobie wiele sympatii pań z różnych firm obecnych na tym samym szkoleniu co on. Nie wnikam, czy to była jego kochanka, czy po prostu bardzo przyjacielska kobieta. Amanda zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie wyglądała jak businesswoman, co mnie też trochę zastanowiło i zafascynowało za razem. Przyszła ruda Cindy Crawford ubrana w dżinsy z przetarciami na udach, w obcasach Manolo i skórzanej kurtce. Bardzo pewna siebie i bezpośrednia. Nie owijała w bawełnę.
- Biedactwo. I jak ty chcesz dostać pracę w NY? - ugryzła od razu, choć z sympatycznym uśmiechem.
- Z czasem i brzydkie kaczątko staje się łabędziem - nie speszyłam się. - Może da się coś ze mnie zrobić?
- Kwestia wydobycia osobowości spod tych bezbarwnych piórek. Chodź. Zabieram cię do lepszego świata.
Baba z jajami, nie ma o czym mówić. Przy niej sama poczułam się sto razy bardziej pewna siebie. Wsiadłyśmy do jej srebrnego Lamborgini i ruszyłyśmy w rytmie Joan Jett na miasto. Jak w filmie.
Z jasnej blondynki zamieniłam się w szatynkę z rozwianym włosem, z niezłymi ciuchami, w tym parą rewelacyjnych koturnów od Betsey Johnson. Po kilku godzinach wreszcie usiadłyśmy w Starbucks Cafe.
- Jesteś gotowa na podbój Nowego Jorku?
- Ty mi powiedz! - oparłam się i odgarnęłam włosy. - Czuję się świetnie.
- Jakiej właściwie pracy będziesz szukać? - zapytała, gdy wreszcie dostałyśmy pyszną mrożoną Mochę.
- Na razie pewnie jakiejś dorywczej, nie mam zbyt wielkiego doświadczenia. Chociaż chciałabym coś bardziej ambitnego. Czym ty się zajmujesz? - Nigdy bym nie przypuszczała, że to pytanie będzie miało takie znaczenie.
- Jestem kierownikiem produkcji w Universal Studios w Hollywood - powiedziała od niechcenia - nadzoruję wszystkie realizowane projekty jak filmy i teledyski. Długa droga, mnóstwo roboty.
Poprawiłam się na krześle. Amanda zauważyła moje zainteresowanie. Zastanowiłam się przez chwilę, co ja tu robię z taką kobietą, pomyślałam, że bardzo kocham mojego wujka choćby za to, że ma takie koleżanki.
- Brzmi imponująco - powiedziałam, chociaż w pierwszej chwili miałam krzyknąć: wow, poważnie? Uczyłam się jednak opanowania, wymaganego, gdy obracasz się wśród takich ludzi. Bardzo szybko to zrozumiałam. Nie wiem jakiej narodowości była Amanda i skąd w niej tyle chęci pomocy, ale niewątpliwie musiała mnie polubić. To czego się dowiedziałam, usadziło mnie na moim kawiarnianym krześle w pozycji bardzo pionowej.
- ...całe szczęście, że dziś mam wolne - kontynuowała rozmowę - jutro zacznie się młyn na kilka dni.
- Co masz na myśli?
- Po szkoleniu ludzie z mojej branży oddelegowani są do pracy na planie. Kręcona jest nowa seria Ulicy Sezamkowej, wiesz wielki powrót programu dla dzieci z lat 90. - Popiła kawę przez słomkę. - Przedwczoraj przyleciał Michael Jackson. Zgodził się na epizod w tym programie. Na razie trwają różne próby, ale od jutra jesteśmy potrzebni. Więc Tom znalazł odpowiedni moment, potem jestem cały czas w pracy. - Uśmiechnęła się wymownie.
- Michael Jackson - powtórzyłam będąc w małym szoku, choć o wiele większym niż to było po mnie widać.
- Tak - potwierdziła Amanda - czyli wielka gwiazda, przez którą możesz stracić posadę, jeśli cokolwiek pójdzie nie tak. To nie bajka, kochana.
- Hm, dla ciebie to nie bajka, a ja chociaż kawę chciałabym parzyć albo sprzątać na planie. To chyba coś wielkiego. Przynajmniej dla początkujących. - Zamyśliłam się na moment nad istotą dyplomacji. Dlatego nie dodałam, że tę kawę mogłabym parzyć właśnie Michaelowi, chociaż raz, jedyny raz.
Amanda popatrzyła na mnie uważniej. Speszyłam się trochę tym jej wzrokiem, świdrującym wgłąb moich myśli. Popiłam swoją kawę.
- Jeśli chcesz, zapytam.
Z wrażenia aż podskoczyłam, wyrwana z toku swoich myśli.
- O co? Kogo?
- Zapytam, czy nie potrzebują dodatkowej hostessy do pomocy.
- Naprawdę mogłabyś to zrobić? - ożywiłam się, otworzyłam szeroko oczy.
- Producent to mój były mąż, ale jesteśmy w dobrych relacjach.
- Byłabym ci taka wdzięczna! - roześmiałam się patrząc na nią. - I tak jestem, już do tej pory bardzo dużo mi pomogłaś. Jesteś kochana.
- Cieszę się - odparła spokojnie. - Ale prawda jest taka, że tylko dzięki znajomościom możesz mieć dobry start. Ktoś kiedyś pomógł mi, więc teraz ja, jeśli mam okazję, mogę pomóc tobie. Ale - dodała - nie robię tego bez powodu.
Spoważniałam trochę. Podejrzewałam, że wiem o co chodzi.
- Zamieniam się w słuch. - Trochę się bałam, ale za taką protekcję byłam w stanie zrobić wiele w zamian dla Amandy, oczywiście w miarę swoich skromnych możliwości.
- Widzę w tobie potencjał. Jeśli go wydobędziesz, możesz zaczepić się w tej branży. Możesz tę pracę potraktować jako wakacyjną przygodę, ale jeśli chcesz, może ci to posłużyć dalej... - mówiła.
To były bardzo mądre słowa, które dały mi do myślenia. W nocy nie mogłam spać. Wujek Tom gdzieś się ulotnił. Kto wie, być może był właśnie w pokoju hotelowym u Amandy, z mojego powodu. Przez chwilę cierpko pomyślałam, z kim ja musiałabym się przespać, żeby TO mogło mi posłużyć dalej. Ale byłam nastawiona jak najbardziej pozytywnie.

Następnego dnia Amanda przyjechała po mnie około 14ej. Byłam tak podekscytowana i zdenerwowana, że jeszcze po drodze wypaliłam kilka papierosów. Ona się śmiała.
- Całe szczęście, że na planie podaje się kawę w zakrywanych kubeczkach. - Ale wiedziała, że dam radę.


(...) | ale czy ciąg dalszy nastąpi,to zależy od Was. ;-)
Awatar użytkownika
Atonia
Posty: 357
Rejestracja: pn, 28 gru 2009, 13:33
Lokalizacja: Elbląg

Post autor: Atonia »

Mnie też się podoba tylko mało Michaela ale wieżę że się rozkręci.
Awatar użytkownika
Ginny352
Posty: 123
Rejestracja: czw, 25 mar 2010, 17:32
Lokalizacja: Kraków-Ruczaj

Post autor: Ginny352 »

to jest genialne! I to ja ci dziękuję! Jak nie mam co robić to czytam takie opowiadania... dzięki tobie nie umieram teraz z nudów ;p
Heal The World
Make it a better place
For you and for me
And the entire human race
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

Powoli coraz więcej zacznie się dziać z Michaelem. Celowo nie chciałam pomijać wcześniejszych wydarzeń, z czasem nabierają one większego znaczenia z perspektywy akcji, wydarzeń itd. Ta część jest (w moim odczuciu) troszkę gorsza od innych,ale może przejdzie. ;-)

...

Następnego dnia Amanda przyjechała po mnie około 14ej. Byłam tak podekscytowana i zdenerwowana, że jeszcze po drodze wypaliłam kilka papierosów. Ona się śmiała.
- Całe szczęście, że na planie podaje się kawę w zakrywanych kubeczkach. - Ale wiedziała, że dam radę.
Na miejscu działo się już sporo, było dużo ludzi i każdy zdawał się wiedzieć dokładnie co robi. Domyśliłam się, że i ja muszę tak postępować. Amanda przedstawiła mnie ekipie hostess oraz producentowi i kilku ochroniarzom. Wbrew pozorom poczułam się tam dobrze i pierwsze zdenerwowanie mnie opuściło. Najpierw zawołano mnie do biura, razem z dokumentami.

- Witam - odezwał się wysoki blondyn w koszulce Motley Crue i skórzanych spodniach, który wcale nie wyglądał na właściciela biura, w którym się znajdowaliśmy. - Jestem Richard.
- Miło mi, Agness - uśmiechnęłam się i podałam mu dłoń.
- Dobrze się składa, że Amanda cię poleciła - mówił - ostatnio dwie dziewczyny od nas odeszły, a pracy jest dużo.
- Tym bardziej się cieszę, że się przydam - stopniowo zyskiwałam pewność siebie i naprawdę zaczęłam lubić to miejsce.
- Szkoda tylko, że tak krótko i Amanda zabiera cię ze sobą.
Co? Nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam, ale nic nie odpowiedziałam na to. Przygryzłam wargę i zaczęłam się zastanawiać o co właściwie chodzi. Przykryłam to uśmiechem.

- Dziś jest dzień pod znakiem cappuccino - ciągnął nadal tajemniczo. - Nie może go zabraknąć dla naszej głównej gwiazdy. Wiesz kto jest naszą główną gwiazdą?

- Oczywiście - odpowiedziałam, przypominając sobie nagle o Nim - Michael Jackson.

- Oczy i uszy na około głowy, pełen profesjonalizm, uśmiech i gracja - wyraził się dość jasno - jeśli zawoła, masz się znaleźć obok niego z prędkością światła, zrozumiano? - tego z kolei już nie musiał mówić. Najchętniej nie odstępowałabym Michaela na krok, jak tylko go zobaczę.

Próbowałam się jednak zmobilizować, opanować. Dostałam pracę, i to jaką. Nie mogę niczego spieprzyć! Poważnie!

W studio na pierwszy rzut oka panował chaos, jednak szybko spostrzegłam, że każdy ma swoje miejsce i określone czynności do wykonania. Spodobała mi się praca, podczas której mogłam być wszędzie: obserwować aktorów, lalki, dzieci, oświetleniowców, dyrektorów kreatywnych, którzy raz po raz coś krzyczeli, Richarda, który stał przy głównej kamerze, makijażystów i scenografów. Michaela jeszcze nie było, ale i tak padało dużo zamówień na cappuccino.Szybko stało się też jasne, że wśród dziewczyn panuje pewna konkurencja. Nikt tutaj nikomu nie pomagał, wręcz bardziej skory był utrudniać, odsuwać od wykonywania pracy, wysuwając siebie na pierwszy plan. Przez chwilę stanęłam z boku i oblizałam wargi. Przeklęłam w myśli blondynę, która z uśmiechem równie sztucznym jak jej biust próbowała kontrolować mój rewir. Skojarzyło mi się to trochę z prostytutkami na bulwarze walczącymi o klientów, ale cóż - chciałam wykorzystać tę pracę jak tylko mogłam najlepiej. Tu nawet nie chodziło o pieniądze, ale o sprawdzenie samej siebie w takich i jeszcze trudniejszych sytuacjach. To, że jestem tu nowa, wcale nie oznacza, że będę stać z boku. Los mi sprzyjał.

Po około godzinie zarządzono kilkanaście minut przerwy. Ktoś powiedział, że Michael Jackson już jest. Zauważyłam, że kilka dziewczyn wybiegło w stronę głosu, który to oznajmił. Ja zostałam w głównym studio, pozbierałam zużyte kubeczki, po czym zwarta i gotowa czekałam na rozwój wydarzeń. Była okazja, żeby coś przekąsić, ale złapałam tylko kilka orzeszków ziemnych.
- Jak zwykle się spóźnił - usłyszałam nagle obok siebie męski głos, roześmiany, jakby drwiący.
- Kto? Michael? - obejrzałam się.
Obok mnie stał duży czarnoskóry ochroniarz, oparty ramieniem o blat pulpitu barowego. Sprawiał wrażenie, że ma wszystko na oku i faktycznie tak było.
- Jak tylko się pojawił, od razu pół studia wybiegło go przywitać - śmiał się dyskretnie - a ja mówię: po co was tyle? Dajcie człowiekowi spokój! Przebierze się sam, nie potrzeba mu hostess do rozpinania spodni.
Roześmiałam się. Koleś był przezabawny, czuć było dystans, jakiego mi nie raz brakowało w stosunku do ludzi.
- Zaraz zobaczysz z jakimi wypiekami jedna i druga przybiegną, jak ich Rich opieprzy. - Spojrzał na mnie. - A Ty?
- Co ja?
- Nie lubisz faceta... Nie pobiegłaś za nimi.
- Pilnuję swojego miejsca. Zależy mi. - odpowiedziałam.
- Całkiem rozsądnie - pokiwał głową. - Wiesz - zaczął z innej beczki - Rich nie lubi cappuccino. Tak samo jak żaden z operatorów kamer. Dla dzieciaków przeważnie jest gorąca czekolada albo soki. Connie i Jen, te tam na czarno piją zwykle wodę z cytryną. Nie wiem jak można takie świństwo, ale one to piją. Amanda zwykle bierze sok pomarańczowy. Pozostali sami ci powiedzą co chcą. Najgorzej jest z gośćmi. Mówią ci na przykład, że ćwierć łyżeczki curku do kawy, a jak przesłodzisz, to jest źle. - Już wiadomo było, że mój rozmówca pracuje tu dość długo. Znał wszystkich, wiedział o nich dużo.
- Dzięki za uwagi, na pewno się przydadzą - uśmiechnęłam się. - Może Michael Jackson wcale nie słodzi kawy...
- Możliwe - odparł z ironią w głosie. - Takie panny już wystarczająco mu słodzą k*tasa, bardziej niż by pewnie chciał.
Rozbawił mnie ponownie. Nie było jednak okazji rozmawiać dalej, gdyż właśnie w tym momencie Michael wszedł do studia. Mnie wryło w ziemię, a inni zaczęli klaskać w dłonie i witać go głośno. On przywitał się z ekipą, po czym rozejrzał wokół.
- Dziękuję, dzięki... - odezwał się głośniej. Zaraz obok niego znalazło się kilkoro dzieci oraz aktor w przebraniu Żółtego Ptaka. - Mamy dziś trochę pracy, ale taka praca to zabawa. Ja umiem już swoją rolę na pamięć, a wy? - zwrócił się do dzieci, które chórem krzyknęły: taaaak! - Więc dobrze, zabieramy się do pracy. - Rozbrzmiały ponowne brawa, a potem zamieszanie wróciło jak kilkanaście minut wcześniej.
Widziałam jak Rich i jeden z kreatywnych zaczęli coś żywo omawiać z Michaelem, a kilka dziewczyn już krążyło wokół nich jak sępy, żeby zaproponować MJowi coś do picia. Jednak w tamtym momencie przerywanie tej ważnej rozmowy było błędem, którego się nie popełniało. Wkurzyłam się. To one całe popołudnie będą bronić do niego dostępu? Wzięłam głęboki oddech. Zauważyłam, że zaraz za plecami Michaela stoi Amanda razem z ową Jen i też czekają na chłopaków jak skończą rozmawiać. Odwróciłam się do baru i dyskretnie zawołałam o sok pomarańczowy i wodę mineralną z cytryną. Ponieważ na pytanie: gazowana czy niegazowana nie znałam odpowiedzi, wzięłam obie. Przełknęłam ślinę i odważnie ruszyłam do przodu. Oczy i uszy na około głowy, pełen profesjonalizm, uśmiech i gracja - powtarzałam sobie w myśli zbliżając się do nich. Amanda już wcześniej uśmiechnęła się do mnie.
- Agness, jesteś niezawodna w kwestii napojów! - wykrzyknęła i sięgnęła po sok. Od razu było jasne, że każda z nas miała ukryty interes w swoim zachowaniu. Michael w tym samym momencie odwrócił się w naszą stronę.
- Ladies... - rzekł na przywitanie.
Jen spojrzała na niego, potem na mnie i na tacę.
- Gazowana czy niegazowana? - zapytałam pospiesznie.
Jen ponownie spojrzała na Michaela z lekko zmieszanym uśmiechem.
- Pani pierwsza - powiedział.
- Gazowana, skąd wiedziałaś? - zwróciła się ciszej do mnie, jednak Michael i tak słyszał.
- Intuicja - odpowiedziałam spontanicznie i roześmiałam się wdzięcznie.
- Nie zawiodła cię - mrugnęła mi, po czym odwróciła się do Richarda, przy którym stała Amanda ze skryptem w dłoni. A ja zostałam sama, oko w oko z Michaelem Jacksonem.
- Więc dla mnie niegazowana. - Michael sięgnął po szklankę i uśmiechnął się do mnie.
- Jest większy wybór - odpowiedziałam śmiało wczuwając się w rolę hostessy tak na serio - soki, czekolada, kawy, ... cappuccino...
- To bardzo miłe. Na razie wezmę wodę, a później sam przypomnę ci o cappuccino. - Puścił oczko.
- W porządku, jeśli jeszcze czegoś potrzebujesz, po prostu daj znać - zaoferowałam się, choć miałam świadomość, że moje konkurentki tak łatwo nie ustąpią z gry. Michael podziękował.
- Jak masz na imię? - zapytał nagle.
- Ja... Agness - odpowiedziałam znowu onieśmielona.
- Dziękuję ci, Agness - odrzekł trochę poważniej Michael, patrząc na mnie tymi pięknymi czarnymi oczami. Nic już nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się. Widziałam, że Richard mnie obserwuje. Ścisnęłam tacę i odeszłam. Kilka koleżanek wbiło we mnie piorunujący wzrok. Uniosłam tylko brwi i miałam ochotę krzyknąć z radości.



~~~ tu zaczyna się więcej akcji z Michaelem.Później piszę też jako narrator,a nie tylko bohater. Pozdrawiam.
firefenix18
Posty: 231
Rejestracja: śr, 19 sie 2009, 21:23
Lokalizacja: Lublin

Post autor: firefenix18 »

mnie zaciekawiło :) pisz dalej!
Kiedyś ludzie nie potrzebowali Boga bo mieli rozumy,
dziś ludzie wymyślili Boga i zabrali ludziom rozumy.
kora22
Posty: 28
Rejestracja: pn, 27 lip 2009, 11:04
Lokalizacja: Neverland :)

Post autor: kora22 »

no no powiem szczerze, że czyta się to swietnie!
Nie wiem czy powinnam porównywać Ciebie do DirtyLily ale twoje opowiadanie jest - jak by to powiedzieć - bardziej dokładne, więcej szczegołów itp.
Oczywiście każda z Was pisze na swój indywidualny sposób i to jest fajne. Tak jak sama już pisałaś "Każda z nas Panią swojego ficka" (czy jakoś tak)
Czuję że kolejny fanfick zrobi tu nie małe zamieszanie ;-)

Czekam na kolejne cześci i z pewną dozą niesmiałości zapisuję się to Twojej listy fanów.
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

kora22 pisze:Nie wiem czy powinnam porównywać Ciebie do DirtyLily
dzięki, Kora.
zdecydowanie NIE porównuj, bo to dwa RÓŻNE światy, zupełnie inne historie. :-)
ponadto myślę, że właśnie dlatego nie nazwałabym nas konkurencją. Lily mnie zainspirowała bardzo i dzięki niej zyskałam odwagę, żeby upublicznić swoje fan fiction. Wcześniej pisałam z koleżanką bardziej tajnie dla określonego małego grona, takie w zasadzie ścinki z życia. Teraz zaczęłam nowe story od początku, ale ten świat w głowie jest taki sam jak wcześniej go sobie stworzyłam. Wspólny element z Lily to m.in. ślub w Neverland, ale i tak zupełnie inaczej każda nas to napisała. ;-)
kora22 pisze:więcej szczegołów itp.
lubię opisywać różne rzeczy, mam nadzieję,że robię to w sposób ciekawy. lubię też wchodzić wgłąb ludzkich myśli, dlatego niedługo zacznie się też pisanie narratorskie, gdzie będę miała, jako autor, możliwość zajrzeć w głowy swoich bohaterów, Michaela, również. jakkolwiek to jest fikcja, to oczywiście na zasadzie 'wydaje mi się, że tak /by/ myślał', wiesz ;-)

Talitha pisze:masz zdolności do opisywania wymyślonych sytuacji, choć przeżycia z lotniska są zapewne po części prawdziwe.
nie do końca. w sensie... mój pierwszy raz na lotnisku nie był samotny, wiedziałam że Okęcie to tylko jeden terminal i wiedziałam, gdzie iść. raz zdarzyło mi się, że mój bagaż zagubił się w akcji (na LAX w LA;realnie w 2006), ale sama sobie poradziłam /niestety nie spotkałam Michaela :smiech: Nigdy poza tym nie byłam w NY (jeszcze).
Ale z drugiej strony trochę racji w tym jest, bo niektóre wydarzenia mają pierwiastek realnego życia i opisuję też kilka sytuacji, które naprawdę miały miejsce w moim życiu (generalnie i w innych okolicznościach).

Pozdrawiam i dzięki za opinie.
Myślę, że kolejna część pojawi się jutro. ;-)
Awatar użytkownika
Susie.
Posty: 525
Rejestracja: pn, 17 sie 2009, 11:09
Lokalizacja: Iława

Post autor: Susie. »

Na pewno nie będę Cię porównywać do DirtyLily, bo obydwie historie są świetne i baardzo przyjemnie się je czyta ;-) Z niecierpliwością czekam na kolejne części ; ]
Obrazek
Awatar użytkownika
DirtyLily
Posty: 202
Rejestracja: wt, 23 lut 2010, 21:10

Post autor: DirtyLily »

Dopiero teraz zajrzalam tutaj i muszę przyznać, że jestem bardzo mile zaskoczona :) Twój fick jest bardzo fajny, dobrze się go czyta i z każdym kolejnym kawalkiem jest coraz ciekawszy :)

Dziękuję bardzo firefenix za te miłe słowa ;) :*

Rośnie mi konkurencja i bardzo się cieszę, bo ja też lubie czytac o Michaelu :) i będe śledzić każdy kolejny fragment...

I zgadzam się z tym, że nie powinno się porównywać naszych ficków :) każdy z nich ma swój klimat, nie są do siebie podobne i to czyni je wyjątkowymi :)

Agnes życze dużo weny :) i powodzenia :)
Obrazek
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

... na zakończenie dnia dokończenie jednego wątku...


Całe popołudnie, aż do późnego wieczora, kiedy skończyły się zdjęcia, miałam fantastyczny humor. Nic nie było w stanie go zepsuć. Nawet zawistny wzrok koleżanek, nawet rozlana woda, gdy jedna z nich celowo mnie potrąciła. W myślach cały czas krzyczałam z radości: on już zna moje imię, polubił mnie! I choćby na tym miała się zakończyć historia naszej znajomości, byłam niesamowicie szczęśliwa. Miałam ochotę zaraz po pracy pojechać do pierwszego lepszego studia tatuażu i wytatuować sobie gdziekolwiek: Michael Jackson knows my name, bitch! Poczułam się silna i pewna siebie. Już chyba wiedziałam, o czym mówiła Amanda poprzedniego dnia przy kawie.
Michael, widziałam, cały czas zerkał na mnie. Nie było jednak okazji wtedy, żeby podejść i zapytać czego tym razem się napije, bo trwały nagrania. Skupiłam się na obsłudze innych. W pewnym momencie, stojąc przy barze usłyszałam jego ciepły głos.
- Słuchaj, Agness, mam do ciebie wielką prośbę. - Natychmiast odwróciłam się. Było mi trochę głupio, bo może gdzieś w biegu jakimś cudem przeoczyłam moment, w którym byłam mu potrzebna.
- Słucham - odpowiedziałam od razu, trochę przestraszona.
- Napiłbym się mleka, samego mleka - powiedział ciszej, prosto do mojego ucha, jakby to była jakaś tajemnica. - Możesz to dla mnie zrobić?
- Oczywiście - przytaknęłam, jednocześnie przeżywając orgazm z powodu powiewu jego oddechu tuż przy mojej twarzy. - Zimne czy ciepłe?
- Właśnie coś pomiędzy, jeśli to nie problem. - Widziałam, że trochę mu wstyd, że aż tak wiele wymaga, w jego przekonaniu. Przygryzł usta. Ja uśmiechnęłam się od razu i zdziwiła mnie trochę jego mina i ta dyskrecja. Jest wielką gwiazdą, może wymagać niemożliwego, a jemu było głupio, że prosi o lekko podgrzane mleko. Może to dziwne, ale poczułam przewagę nad sytuacją. Nie widziałam już przed sobą wielkiego idola, króla pop, tylko gościa, człowieka, który zwraca się do mnie z pewną prośbą.
- Daj mi minutę - odpowiedziałam, tym razem ja puściłam mu oczko i od razu ruszyłam w stronę lodówki.
Michael wcale nie odszedł sprzed baru. Obserwował mnie, czułam jego wzrok na moich plecach. Nalałam mleka do szklanki i ostrożnie wstawiłam do mikrofali. Ustawiłam na minutę, ale stałam tam cały czas i wyłączyłam po dokładnie 45 sekundach. Miałam wyczucie. Na górze było bardzo ciepłe, a na dole zimne, więc sięgnęłam po długą łyżeczkę i zamieszałam. W jednej chwili też pomyślałam jak wzrosła nagle wartość mleka w moich oczach, gdy specjalnie przygotowuję je na prośbę Michaela Jacksona. Zwinnie ominęłam blondynę, która zapewne miała zamiar mnie potrącić i z tą wyjątkową szklanką mleka pojawiłam się zaraz z powrotem obok Michaela.
- Dziękuję, jesteś wspaniała - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Nie ma sprawy.
- Jest idealne.
- Cieszę się.
Wypił do końca i oddał mi szklankę. Podziękował jeszcze raz i wrócił na plan, gdzie zaraz dorwały go dwie makijażystki. Kamera... akcja! Zaczęło się nagrywanie kolejnej sceny. Ja stałam jak zaczarowana ze szklanką w dłoni i próbowałam wziąć się w garść.
- Zajmij się resztą - nagle jedna z koleżanek wyrwała mi tę szklankę i zadrapała mnie.
- Fuck you! - krzyknęłam za nią, ale mój znajomy ochroniarz dał mi znak ręką, że nie warto się denerwować.

Zdjęcia skończyły się około dziewiątej wieczorem i większość ludzi zaczęła się zwijać. Ja specjalnie zaczekałam jeszcze, bo nie chciałam się przebierać w siedlisku żmij. Pomogłam barmanowi pozbierać wszystkie brudne szklanki i kubeczki, a potem podeszłam do jednej z kamer, gdzie kilkoro ludzi oglądało ostatnią nagraną scenę. Michael był świetny. Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka M... jak Michael Jackson - dodaje Elmo. Nawet nie wiedziałam, kiedy zleciało te pół godziny, gdy podeszła do mnie Amanda.
- Hej, młoda, zaraz czekam na ciebie w samochodzie.
- Już... już idę - odpowiedziałam, nie mogąc oderwać wzroku od kamery. Interesowało mnie to. Słuchałam też jak mówią, że jutro dogrywają jedną scenę i będzie wielkie montowanie, ustalanie co idzie z jakiej kamery, jaki plan, gdzie zbliżenie.
- O, o myślę że tu powinno być zbliżenie na uśmiechniętą twarz Michaela, po tym jak Elmo wypowiada jego imię - wtrąciłam się zupełnie spontanicznie i kilka twarzy zwróciło się w moją stronę. Głupio się poczułam. - Przepraszam - powiedziałam opamiętując się kim ja jestem. Hostessą, a nie...
- Mamy to na kamerze ósemce - powiedział jednak życzliwie Richard. - Ale myślę, że w tym momencie pójdzie plan ogólny, czyli cała postać Michaela. - Popatrzył na mnie z pewną dozą ciekawości. Zdecydowałam się jednak oddalić, przebrać i wrócić w Amandą.
Wychodziłam właśnie, gdy zobaczyłam Michaela i jego ludzi jak rozmawiają jeszcze z kreatywnymi. Przystanęłam dyskretnie w kącie, by zaraz po cichu wyjść bocznym wyjściem, Chciałam jeszcze na niego popatrzeć. Westchnęłam i odwróciłam się do drzwi.
- Hej, hej, zaczekaj - zatrzymał mnie i podbiegł. Ogromnie mnie to zaskoczyło. - Agness! - zawołał.
- Tak? - obejrzałam się na niego.
- Chciałem ci jeszcze raz podziękować za dzisiejszy dzień.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Robiłam to, co należało do moich obowiązków. - Powiedziałam to i zaraz pomyślałam: co ja do cholery wygaduję!?
- Nie mniej jednak... miło mi było cię poznać - powiedział już poważniej.
- Wzajemnie - odparłam, próbując zatrzeć ostatnie beznadziejne zdanie ciepłym uśmiechem.
Kilka sekund jeszcze staliśmy na przeciw siebie i chyba nie było już nic do powiedzenia. Jak ostatnia idiotka szepnęłam tylko bye i oddaliłam się jako pierwsza. Nie usłyszałam już jak szepnął za mną: do zobaczenia. Teraz miałam ochotę się zabić. (...)

Amanda chwaliła mnie po drodze. Ja udawałam zmęczoną. Z zamkniętymi oczami dojechałam pod dom, dusząc w sobie na siłę wybuch płaczu. To było piekielnie trudne, bo Amanda zadawała pytania, potem Tom ciekaw był jak mi poszło i kogo poznałam. Zacisnęłam zęby i starałam się powrócić do dziennego świetnego nastroju. Zjedliśmy kolację, Tom otworzył wino. Dopiero około północy mogłam pójść do swojego pokoju. Z lampką wina w dłoni pokonałam schody i zamknęłam za sobą drzwi. Wypiłam duszkiem resztę i... cisnęłam szkłem o podłogę. Chciało mi się wyć. Rozpłakałam się i zaczęłam zdejmować z siebie ubrania. Odkręciłam prysznic. Woda była bardzo gorąca, aż moja skóra stała się czerwona, ale dała pewno ujście moim emocjom. Szlochałam z pół godziny. Jak ja mogłam mu tak powiedzieć: robiłam to, co należało do moich obowiązków.?

***
Droga do Ritz Carlton była kolorowa, przez kawał centrum Nowego Jorku, a potem szykowne wejście do hotelu, concierges i przemiła recepcjonistka, która nie tylko podgrzane mleko mogła mu zaoferować. Uśmiechał się, jak zwykle był miły, ale jak najszybciej chciał znaleźć się sam za drzwiami apartamentu. Jemu samemu własne zamyślenie wydawało się dziwne i bardzo go denerwowało. Właściwie denerwowało go już wszystko od wyjścia ze studia Universal i sam nie wiedział czemu. Zdjął koszulę i rzucił ją z impetem na łóżko. Przez jego myśli przewijało się tysiąc obrazów na sekundę, jakby kadrów z dzisiejszego dnia, w tym twarz jednej młodej szatynki o błyszczących oczach. Westchnął i potrząsnął głową. Poszedł pod prysznic.
ODPOWIEDZ