Artykuł w "Angorze"
: pt, 04 sie 2006, 20:29
Prosze, o to co "Dział Łączności z Czytelnikami" pisze, o Michaelu, na protest z kolegami z Jacksonworld, chodzi o atrykulik w którym P. Berestowski opisał Michaela jako "wybielonego chłopca", twierdząc, jeszcze, że to są "niewinne słowa", cała odp.:
"Witam Serdecznie Panie Marku!
I w imieniu nas wszystkich bardzo Panu dziękuję za zainteresowanie naszym tygodnikiem oraz wnikliwą i uważną lekturę „Angory”, a także krytyczne uwagi na temat jednej z naszych publikacji, którymi zechciał się Pan z nami podzielić. Rzeczywiście, w wypowiedzi pana Berestowskiego (nie Bartkowskiego) czuć lekką ironię, ale w istocie są to przecież dość niewinne słowa. I dziwię się, że aż tak one Pana oraz Pańskich znajomych dotknęły. Jeśli tak, to serdecznie przepraszamy. Bynajmniej jednak nie z tego powodu, że obawiamy się rzeczniczki pana Michaela Jacksona. Myślę, że ma ona daleko poważniejsze sprawy na swej głowie, by zajmować się czymś takim. Przecież na Boga, „wybielony chłopiec” to nie obelga! Poza tym, tak między prawdą, a Bogiem, jest to niestety prawda. Ja również bardzo lubię twórczość tego artysty i byłem nawet swego czasu jego zagorzałym fanem, ale ani przez chwilę nie dałem sobie wmówić, że to, co zrobił sobie Michael Jackson, to choroba. Owszem, w efekcie takich ingerencji w ciało mogły się jakoweś przyplątać, ale to raczej nastąpiło w tej kolejności, a nie odwrotnie. Przecież nawet sam Michael Jackson, z tego co się orientuję, nie kryje tego, że jego biała skóra jest efektem wybielania, a nie choroby. Rozumiem, że można być czyimś wielbicielem, ale nie można dawać się temu uwielbieniu zaślepiać! Twórczość, to jedno, a osoba artysty to drugie – cóż ma bowiem wspólnego to, że „Król Popu” ma fantastyczny głos, którym na stałe wpisał się do annałów muzyki współczesnej, z jego słabością do operacji plastycznych? Nic przecież! I dlatego możemy podziwiać jego twórczość, a jednocześnie efekty jego czynów nazywać po imieniu – jak zresztą na porządną (mamy nadzieję) gazetę przystało. Wierzę, że chociaż w części się Pan z nami zgadza, a jeśli nawet nie, to że przynajmniej rozumie Pan racje naszej strony i fakt ten nie pozostawi rys na naszej wzajemnej sympatii. A jeśli zechce Pan jeszcze kiedyś podzielić się z nami swymi uwagami na temat czegoś, co znajdzie Pan na naszych łamach, serdecznie zapraszam do dalszej korespondencji! Życzę miłej i interesującej lektury naszego tygodnika oraz... wszystkiego dobrego!
Z poważaniem
Dział Łączności z Czytelnikami
Mateusz Koprowski"
"Witam Serdecznie Panie Marku!
I w imieniu nas wszystkich bardzo Panu dziękuję za zainteresowanie naszym tygodnikiem oraz wnikliwą i uważną lekturę „Angory”, a także krytyczne uwagi na temat jednej z naszych publikacji, którymi zechciał się Pan z nami podzielić. Rzeczywiście, w wypowiedzi pana Berestowskiego (nie Bartkowskiego) czuć lekką ironię, ale w istocie są to przecież dość niewinne słowa. I dziwię się, że aż tak one Pana oraz Pańskich znajomych dotknęły. Jeśli tak, to serdecznie przepraszamy. Bynajmniej jednak nie z tego powodu, że obawiamy się rzeczniczki pana Michaela Jacksona. Myślę, że ma ona daleko poważniejsze sprawy na swej głowie, by zajmować się czymś takim. Przecież na Boga, „wybielony chłopiec” to nie obelga! Poza tym, tak między prawdą, a Bogiem, jest to niestety prawda. Ja również bardzo lubię twórczość tego artysty i byłem nawet swego czasu jego zagorzałym fanem, ale ani przez chwilę nie dałem sobie wmówić, że to, co zrobił sobie Michael Jackson, to choroba. Owszem, w efekcie takich ingerencji w ciało mogły się jakoweś przyplątać, ale to raczej nastąpiło w tej kolejności, a nie odwrotnie. Przecież nawet sam Michael Jackson, z tego co się orientuję, nie kryje tego, że jego biała skóra jest efektem wybielania, a nie choroby. Rozumiem, że można być czyimś wielbicielem, ale nie można dawać się temu uwielbieniu zaślepiać! Twórczość, to jedno, a osoba artysty to drugie – cóż ma bowiem wspólnego to, że „Król Popu” ma fantastyczny głos, którym na stałe wpisał się do annałów muzyki współczesnej, z jego słabością do operacji plastycznych? Nic przecież! I dlatego możemy podziwiać jego twórczość, a jednocześnie efekty jego czynów nazywać po imieniu – jak zresztą na porządną (mamy nadzieję) gazetę przystało. Wierzę, że chociaż w części się Pan z nami zgadza, a jeśli nawet nie, to że przynajmniej rozumie Pan racje naszej strony i fakt ten nie pozostawi rys na naszej wzajemnej sympatii. A jeśli zechce Pan jeszcze kiedyś podzielić się z nami swymi uwagami na temat czegoś, co znajdzie Pan na naszych łamach, serdecznie zapraszam do dalszej korespondencji! Życzę miłej i interesującej lektury naszego tygodnika oraz... wszystkiego dobrego!
Z poważaniem
Dział Łączności z Czytelnikami
Mateusz Koprowski"