Joseph Jackson - Die Jacksons
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Joseph Jackson - Die Jacksons
Dzięki uprzejmości Kaema i MJowitka wielkie dzięki dla Was mam od dzisiaj w łapkach autobiografię Josepha. Postaram się w miarę czytania zamieszczać streszczenia, a może i tłumaczenia całych fragmentów. Dzisiaj rozdział pierwszy, który przetłumaczyłam w całości :)
Jacksonowie- cała prawda o rodzinie, która osiągnęła największy sukces w historii muzyki amerykańskiej
rozdz. 1 - Nasze pochodzenie
Nazwisko Jackson pochodzi od mojego pradziadka ze strony ojca - Juliego Gale. Nikt nie mówił do niego July- wszyscy nazywali go "Jack". Pradziadek Jack przyszedł na świat na początku XIX wieku, w hrabstwie Choctaw (stan Alabama przyp. Wikipedia) tu więcej na temat miejsca<<. Był indiańskim uzdrowicielem, bardzo szanowanym ze względu na swoje umiejętności leczenia. W młodości pracował jako skaut (chyba chodzi o tropiciela??) dla armii USA. Zakochał się w mojej prababce, pięknej dziewczynie o imieniu Gina.
W 1838 r przyszło na świat ich pierwsze dziecko- chłopiec, którego nazwali Israel. Niestety w tamtych czasach, jeśli jedno z rodziców dziecka było niewolnikiem, ono również stawało się niewolnikiem. Jack jako Indianin był wolny, ale niestety moja prababka była niewolnicą i ten sam los przypadł jej synowi. Gdy Israel był starszy, ludzie nazywali go Nero. Nero, Son of Jack, a w końcu Nero Jack-son.
Tak jak pradziadek Nero był dużym mężczyzną o jasnej skórze, wysokich kościach policzkowych i małych chochlikach w oczach. I był również bardzo dumny. Był jeszcze chłopcem, gdy Jack zaczął wprowadzać go w tajniki medycyny. Pomimo wrodzonego talentu do ziół i zapotrzebowania na osoby potrafiące leczyć, ku rozpaczy rodziców Nero został sprzedany na plantację do Luizjany. Tak jak inni niewolnicy, Nero musiał jadać na kolanach przed niskim korytem, do którego sięgał łyżką. W końcu miał dosyć tego okropnego losu i uciekł. Natychmiast ruszył pościg, całą noc szukali jeźdźcy na koniach, wreszcie rankiem dopadli go nad rzeką milę od plantacji. Tak skatowali Nero, że stracił wiele krwi.
Gdy po paru miesiącach Nero wrócił do zdrowia jego właściciel chciał go sprzedać, ale niewolnicy, którzy podjęli próbę ucieczki nie osiągali dobrych cen, tak więc pan Nera postanowił go maksymalnie wykorzystać do pracy. I tak mój dziadek harował zakuty w kajdany na nadgarstkach i kostkach na wilgotnych polach bawełny południa. W końcu zdjęto mu więzy, a Nero spróbował ponownie ucieczki. Tym razem plantator sam poprowadził pościg i wyznaczył nagrodę dla tego, kto pierwszy dopadnie Nero. Bał się, że inni pójdą za przykładem Nero jeśli nie uda mu się go schwytać. Gdy go w końcu wytropił rozżarzonymi obcęgami ścisnął skrzydełka nosa Nero aż ten padł nieprzytomny. Zostawił mojego dziadka na ziemi bo myślał, że Nero nie żyje. Ale on był tak silny, że przetrwał tą okrutną karę. Blizny po poparzeniach naznaczyły jego twarz.
Podczas pobytu na plantacji w Luizjanie Nero miał ze swoją towarzyszką życia sześcioro dzieci. Później ożenił się z Indianką z plemienia Czoktawów (więcej o tym plemieniu<<) - właściwie ona była w trzech czwartych Choctaw - to była moja babka Emmaline. Jego domowe życie z moją babką było z pewnością ucieczką od ciężkiej pracy, a harmonii małżeńskiej i życia rodzinnego mogli mu tylko pozazdrościć ci, którzy go uczynili niewolnikiem. Nie potrzebowali dużo pieniędzy, by być szczęśliwymi, bo się kochali. Emmaline pochodziła z Luizjany, a lekko żółtawy odcień skóry odziedziczyła po matce.
Gdy 31 stycznia 1865 prezydent Lincoln zniósł niewolnictwo, sytuacja Nero się poprawiła. W końcu mógł zająć się tym, czego się uczył sprzedażą indiańskich środków uzdrawiających. Z czasem stał się znany w okolicy, ponieważ wyleczył wielu ludzi. Jego sława uzdrowiciela rozniosła się i wielu ludzi przyjeżdżało z daleka, by poddać się leczeniu u niego.
Dziadek Nero prowadził proste życie i zaoszczędził tyle pieniędzy, że z babką został właścicielem dużej farmy w Sunnyvale, Mississippi. Za 120 hektarów żyznej ziemi zapłacił gotówką. Tam Nero i Emmaline wychowywali swoich piętnaścioro dzieci (razem Nero miał 21 dzieci). Moi dziadkowie i ich potężny klan utrzymywali się z ziemi, na której uprawiali kukurydzę, pomidory i warzywa oraz hodowali świnie i krowy.
W tamtym czasie Nero często zbierał w lesie zioła, z których gotował wywar, którym napełniał butelki i dawał do picia chorym, robił również maść z różnych roślin leśnych. Swoimi środkami leczniczymi zaopatrywał Indian oraz byłych niewolników, którzy w zamian dawali mu to, co mogli.
Joseph Jackson
Nero bardzo lubił śpiewać i często w środku miasta urządzał stare tańce wojenne plemienia Czoktawów. Któregoś sobotniego wieczora szeryf i jego ludzie otoczyli powrozami ulicę, na której tańczył Nero i próbowali go zamknąć za zakłócanie spokoju, ale Nero zorientował się wskoczył na konia, przeskoczył przez powrozy i uciekł. Po tym szeryf zostawił go już w spokoju.
Gdy dzieci Nero i Emmaliny opuściły dom i założyły własne rodziny Nero przyjął na swoją farmę dzieci swojego młodszego brata Williama, m.in. mojego starszego kuzyna Rufusa. Rufus był podobny do mnie; powinien był więcej czasu poświęcać ziołom, dzięki którym dziadek leczył. Ale był wówczas dzieckiem i jak wszystkie dzieci nie myślał o tym, jak cenna jest ta wiedza.
Gdy Rufus miał 4 lata, umarła żona Nero. Z czasem również Nero stał się stary i słaby, a ponieważ nie mógł już pracować na farmie tak, jak kiedyś, musiał niektóre rzeczy codziennej potrzeby kupować u białego mężczyzny o imieniu Eroy. To były tylko drobne sprawunki, ale Eroy prowadził staranną ewidencję. Rufus w tamtym czasie był jeszcze dzieckiem; wydawało mu się, że Nero będzie coraz słabszy. I to musiało być powodem, że Nero zdeponował u Eroy'a ważne dokumenty, aby je dla niego przechował. W końcu Eroy, do takiego wniosku doszliśmy później ja i Rufus, wszedł w posiadanie farmy jako pokrycie długów, które miał rzekomo mieć u niego Nero.
I w ten sposób nasza rodzina straciła żyzną Farmę, przez lata pielęgnowaną przez nas i krewnych. Gdy później dowiedzieliśmy się z Rufusem, że na tych terenach znajdowały się bogate źródła ropy, padliśmy z wrażenia. Dzierżawa terenów roponośnych dochodziła wówczas do 1,2 miliona dolarów.
Nero swoje ostatnie lata życia spędził samotnie na farmie, ponieważ William i Rufus pojechali do domu. Zmarł w 1924 r, długo przed moimi narodzinami. Mój ojciec Simuel mieszkał wówczas w Arkansas, gdzie znalazł pracę, dowiedział się o śmierci na tyle późno, że nie mógł dojechać na pogrzeb o czasie. Mój wuj sam Sam z Oklahomy dojechał i inny syn dziadka wuj Esco również przyjechał. Mój tato był najmłodszym synem Nero. Miał siostrę bliźniaczkę Janey D. Hall.
Moją prababką ze strony matki była Mattie Daniel. Urodziła się w 1864 roku. Jej matka była ułomną córką białego właściciela plantacji, a ojciec był niewolnikiem z tej plantacji. Pomimo protestów matki Mattie została sprzedana innej rodzinie, ponieważ plantator nie mógł znieść, że jej ojciec jest czarny. Gdy bylem młodym mężczyzną, historia mojej prababki dawała mi do myślenia. Gdybym miał dzieci, myślałem, nie spuściłbym ich z oczu i tak na nie uważał, żeby nikt nie mógł mi ich odebrać.
W każdym bądź razie, Mattie nigdy nie żyła życiem klasy wyższej na południu Stanów, tak jak jej matka. Tak jak Nero, prababka od strony mojej mamy była niewolnicą na polach bawełny, Mattie wyszła za mąż dwukrotnie i miała 17 dzieci. Jednym z tych dzieci była moja babka, a innym moja ciotka Verna.
Nero był szanowany z powodu jego umiejętności leczenia, jak również dlatego, że posiadał własną ziemię- co w tamtych czasach było niezwykłe, jeśli chodzi o byłych niewolników. Mój ojciec odziedziczył po nim pilność i on również był szanowany przede wszystkim ze względu na dobre wykształcenie. Simuel spędził 9 lat w Alcorn College w Mississippi, i w wieku 24 lat był kawalerem i miał stopień magistra co należało do rzadkości.
Dowiedział się, że w Ashley County w Arkansas jest wolna posada nauczyciela. Przeszedł 200 mil z Mississipii na piechotę, aby się o nią starać i otrzymał tą posadę. W tym czasie na wsi lekcje oddziału podstawowego i High-School prowadził ten sam nauczyciel. Professor Jackson, jak był nazywany, miał dwie szczególnie inteligentne uczennice, które od początku rzuciły mu się w oczy: siostry King. Jedna z nich, Chrystal miała promienisty uśmiech, głośno się śmiała i była wesoła. Gdy skończyła 16 lat, została żoną Simuela Jacksona. To była moja matka.
Wszyscy w tym małym mieście, w którym wyrosłem, lubili moją rodzinę. Wolny czas spędzaliśmy w domu albo w kościele, a ponieważ tato był kimś ważnym, wszyscy zwracali na nas uwagę i mieliśmy zawsze przyjaciół.
Od razu przepraszam za mało lotne tłumaczenie. W następnym rozdziale Joe opisuje swoje dzieciństwo tekst lub streszczenie niebawem
Jacksonowie- cała prawda o rodzinie, która osiągnęła największy sukces w historii muzyki amerykańskiej
rozdz. 1 - Nasze pochodzenie
Nazwisko Jackson pochodzi od mojego pradziadka ze strony ojca - Juliego Gale. Nikt nie mówił do niego July- wszyscy nazywali go "Jack". Pradziadek Jack przyszedł na świat na początku XIX wieku, w hrabstwie Choctaw (stan Alabama przyp. Wikipedia) tu więcej na temat miejsca<<. Był indiańskim uzdrowicielem, bardzo szanowanym ze względu na swoje umiejętności leczenia. W młodości pracował jako skaut (chyba chodzi o tropiciela??) dla armii USA. Zakochał się w mojej prababce, pięknej dziewczynie o imieniu Gina.
W 1838 r przyszło na świat ich pierwsze dziecko- chłopiec, którego nazwali Israel. Niestety w tamtych czasach, jeśli jedno z rodziców dziecka było niewolnikiem, ono również stawało się niewolnikiem. Jack jako Indianin był wolny, ale niestety moja prababka była niewolnicą i ten sam los przypadł jej synowi. Gdy Israel był starszy, ludzie nazywali go Nero. Nero, Son of Jack, a w końcu Nero Jack-son.
Tak jak pradziadek Nero był dużym mężczyzną o jasnej skórze, wysokich kościach policzkowych i małych chochlikach w oczach. I był również bardzo dumny. Był jeszcze chłopcem, gdy Jack zaczął wprowadzać go w tajniki medycyny. Pomimo wrodzonego talentu do ziół i zapotrzebowania na osoby potrafiące leczyć, ku rozpaczy rodziców Nero został sprzedany na plantację do Luizjany. Tak jak inni niewolnicy, Nero musiał jadać na kolanach przed niskim korytem, do którego sięgał łyżką. W końcu miał dosyć tego okropnego losu i uciekł. Natychmiast ruszył pościg, całą noc szukali jeźdźcy na koniach, wreszcie rankiem dopadli go nad rzeką milę od plantacji. Tak skatowali Nero, że stracił wiele krwi.
Gdy po paru miesiącach Nero wrócił do zdrowia jego właściciel chciał go sprzedać, ale niewolnicy, którzy podjęli próbę ucieczki nie osiągali dobrych cen, tak więc pan Nera postanowił go maksymalnie wykorzystać do pracy. I tak mój dziadek harował zakuty w kajdany na nadgarstkach i kostkach na wilgotnych polach bawełny południa. W końcu zdjęto mu więzy, a Nero spróbował ponownie ucieczki. Tym razem plantator sam poprowadził pościg i wyznaczył nagrodę dla tego, kto pierwszy dopadnie Nero. Bał się, że inni pójdą za przykładem Nero jeśli nie uda mu się go schwytać. Gdy go w końcu wytropił rozżarzonymi obcęgami ścisnął skrzydełka nosa Nero aż ten padł nieprzytomny. Zostawił mojego dziadka na ziemi bo myślał, że Nero nie żyje. Ale on był tak silny, że przetrwał tą okrutną karę. Blizny po poparzeniach naznaczyły jego twarz.
Podczas pobytu na plantacji w Luizjanie Nero miał ze swoją towarzyszką życia sześcioro dzieci. Później ożenił się z Indianką z plemienia Czoktawów (więcej o tym plemieniu<<) - właściwie ona była w trzech czwartych Choctaw - to była moja babka Emmaline. Jego domowe życie z moją babką było z pewnością ucieczką od ciężkiej pracy, a harmonii małżeńskiej i życia rodzinnego mogli mu tylko pozazdrościć ci, którzy go uczynili niewolnikiem. Nie potrzebowali dużo pieniędzy, by być szczęśliwymi, bo się kochali. Emmaline pochodziła z Luizjany, a lekko żółtawy odcień skóry odziedziczyła po matce.
Gdy 31 stycznia 1865 prezydent Lincoln zniósł niewolnictwo, sytuacja Nero się poprawiła. W końcu mógł zająć się tym, czego się uczył sprzedażą indiańskich środków uzdrawiających. Z czasem stał się znany w okolicy, ponieważ wyleczył wielu ludzi. Jego sława uzdrowiciela rozniosła się i wielu ludzi przyjeżdżało z daleka, by poddać się leczeniu u niego.
Dziadek Nero prowadził proste życie i zaoszczędził tyle pieniędzy, że z babką został właścicielem dużej farmy w Sunnyvale, Mississippi. Za 120 hektarów żyznej ziemi zapłacił gotówką. Tam Nero i Emmaline wychowywali swoich piętnaścioro dzieci (razem Nero miał 21 dzieci). Moi dziadkowie i ich potężny klan utrzymywali się z ziemi, na której uprawiali kukurydzę, pomidory i warzywa oraz hodowali świnie i krowy.
W tamtym czasie Nero często zbierał w lesie zioła, z których gotował wywar, którym napełniał butelki i dawał do picia chorym, robił również maść z różnych roślin leśnych. Swoimi środkami leczniczymi zaopatrywał Indian oraz byłych niewolników, którzy w zamian dawali mu to, co mogli.
Joseph Jackson
Nero bardzo lubił śpiewać i często w środku miasta urządzał stare tańce wojenne plemienia Czoktawów. Któregoś sobotniego wieczora szeryf i jego ludzie otoczyli powrozami ulicę, na której tańczył Nero i próbowali go zamknąć za zakłócanie spokoju, ale Nero zorientował się wskoczył na konia, przeskoczył przez powrozy i uciekł. Po tym szeryf zostawił go już w spokoju.
Gdy dzieci Nero i Emmaliny opuściły dom i założyły własne rodziny Nero przyjął na swoją farmę dzieci swojego młodszego brata Williama, m.in. mojego starszego kuzyna Rufusa. Rufus był podobny do mnie; powinien był więcej czasu poświęcać ziołom, dzięki którym dziadek leczył. Ale był wówczas dzieckiem i jak wszystkie dzieci nie myślał o tym, jak cenna jest ta wiedza.
Gdy Rufus miał 4 lata, umarła żona Nero. Z czasem również Nero stał się stary i słaby, a ponieważ nie mógł już pracować na farmie tak, jak kiedyś, musiał niektóre rzeczy codziennej potrzeby kupować u białego mężczyzny o imieniu Eroy. To były tylko drobne sprawunki, ale Eroy prowadził staranną ewidencję. Rufus w tamtym czasie był jeszcze dzieckiem; wydawało mu się, że Nero będzie coraz słabszy. I to musiało być powodem, że Nero zdeponował u Eroy'a ważne dokumenty, aby je dla niego przechował. W końcu Eroy, do takiego wniosku doszliśmy później ja i Rufus, wszedł w posiadanie farmy jako pokrycie długów, które miał rzekomo mieć u niego Nero.
I w ten sposób nasza rodzina straciła żyzną Farmę, przez lata pielęgnowaną przez nas i krewnych. Gdy później dowiedzieliśmy się z Rufusem, że na tych terenach znajdowały się bogate źródła ropy, padliśmy z wrażenia. Dzierżawa terenów roponośnych dochodziła wówczas do 1,2 miliona dolarów.
Nero swoje ostatnie lata życia spędził samotnie na farmie, ponieważ William i Rufus pojechali do domu. Zmarł w 1924 r, długo przed moimi narodzinami. Mój ojciec Simuel mieszkał wówczas w Arkansas, gdzie znalazł pracę, dowiedział się o śmierci na tyle późno, że nie mógł dojechać na pogrzeb o czasie. Mój wuj sam Sam z Oklahomy dojechał i inny syn dziadka wuj Esco również przyjechał. Mój tato był najmłodszym synem Nero. Miał siostrę bliźniaczkę Janey D. Hall.
Moją prababką ze strony matki była Mattie Daniel. Urodziła się w 1864 roku. Jej matka była ułomną córką białego właściciela plantacji, a ojciec był niewolnikiem z tej plantacji. Pomimo protestów matki Mattie została sprzedana innej rodzinie, ponieważ plantator nie mógł znieść, że jej ojciec jest czarny. Gdy bylem młodym mężczyzną, historia mojej prababki dawała mi do myślenia. Gdybym miał dzieci, myślałem, nie spuściłbym ich z oczu i tak na nie uważał, żeby nikt nie mógł mi ich odebrać.
W każdym bądź razie, Mattie nigdy nie żyła życiem klasy wyższej na południu Stanów, tak jak jej matka. Tak jak Nero, prababka od strony mojej mamy była niewolnicą na polach bawełny, Mattie wyszła za mąż dwukrotnie i miała 17 dzieci. Jednym z tych dzieci była moja babka, a innym moja ciotka Verna.
Nero był szanowany z powodu jego umiejętności leczenia, jak również dlatego, że posiadał własną ziemię- co w tamtych czasach było niezwykłe, jeśli chodzi o byłych niewolników. Mój ojciec odziedziczył po nim pilność i on również był szanowany przede wszystkim ze względu na dobre wykształcenie. Simuel spędził 9 lat w Alcorn College w Mississippi, i w wieku 24 lat był kawalerem i miał stopień magistra co należało do rzadkości.
Dowiedział się, że w Ashley County w Arkansas jest wolna posada nauczyciela. Przeszedł 200 mil z Mississipii na piechotę, aby się o nią starać i otrzymał tą posadę. W tym czasie na wsi lekcje oddziału podstawowego i High-School prowadził ten sam nauczyciel. Professor Jackson, jak był nazywany, miał dwie szczególnie inteligentne uczennice, które od początku rzuciły mu się w oczy: siostry King. Jedna z nich, Chrystal miała promienisty uśmiech, głośno się śmiała i była wesoła. Gdy skończyła 16 lat, została żoną Simuela Jacksona. To była moja matka.
Wszyscy w tym małym mieście, w którym wyrosłem, lubili moją rodzinę. Wolny czas spędzaliśmy w domu albo w kościele, a ponieważ tato był kimś ważnym, wszyscy zwracali na nas uwagę i mieliśmy zawsze przyjaciół.
Od razu przepraszam za mało lotne tłumaczenie. W następnym rozdziale Joe opisuje swoje dzieciństwo tekst lub streszczenie niebawem
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Dodam. że Joseph miał problem z wydaniem swojej książki, o czym jeszcze pisze z kolei w swojej książce La Toya. W końcu ojciec Michaela znalazł niemieckiego wydawcę, w związku z czym tylko w j. niemieckim ta pozycja jest dostępna.
MonikaJ była na tyle uprzejma, by podjąć się jej przeczytania i streszczenia, specjalnie dla MJPT.
TU<< oficjalna strona internetowa Josepha Jacksona.
MonikaJ była na tyle uprzejma, by podjąć się jej przeczytania i streszczenia, specjalnie dla MJPT.
TU<< oficjalna strona internetowa Josepha Jacksona.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
rozdz. 2 - Dzieciństwo
Joe opisuje swoje dzieciństwo, które przypadało na lata kryzysu 1929-1935. Pisze: "Jeśli wyrastałeś w latach trzydziestych uczyłeś się szanować pieniądze. Nigdy tego nie zapomniałem, jak ciężko je było zarobić. Starałem się wpoić moim dzieciom, żeby rozsądnie się z nimi obchodziły, aby nigdy nie popadły w taką nędzę, jak ludzie wówczas" Opisuje też, jak wyglądało życie z perspektywy segregacji rasowej. W kryzysie nawet biali musieli stać w kolejkach po pomoc- jednak mieli zawsze pierwsze miejsce, czarni otrzymywali tylko to, co pozostało. Już jako dziecko wiedział, że biali mają więcej praw; np "...jeśli ulicą przechodziła biała kobieta, musieliśmy zejść z chodnika i cicho poczekać, aż przejdzie...". Na szczęście tego typu przypadki nie zdarzały się małemu Joe zbyt często, ponieważ mieszkali w biedniejszej części miasta. Joe podkreśla, że jego rodzice chronili go przed rasizmem. Gdy później był menadżerem swoich dzieci, celowo rezerwował terminy koncertów w takich okolicach, gdzie mieszkali zarówno biali, jak i czarni. Dzięki temu od początku mieli fanów wszystkich ras, co wg Joe istotnie przyczyniło się do ich popularności. Podkreśla jednak, że w czasach jego młodości występy przed mieszaną publicznością były niemożliwe. Ojciec Joe Simuel był dla niego wzorem i autorytetem - został dyrektorem High School. Chodził zawsze ubrany w garnitur i jeździł w pewnym okresie nowiutkim Fordem Model A. Joe był bardzo z tego dumny, bo tylko nieliczni czarni mogli sobie pozwolić na taki samochód. Joe podziwiał ojca też za to, że sam zbudował ich dom. Zaprojektował go tak, aby w miarę potrzeby można było dobudowywać kolejne pomieszczenia.
Jak większość ludzi w tamtym czasie Jacksonowie uprawiali swój własny ogródek. Gdy dzieci były małe, Simuel często im śpiewał. "... Do dzisiaj w moich uszach brzmi np "Swin Low, Seet Chariot..." Miał piękny, wysoki tenor i śpiewał również w chórze. Dzieci uwielbiały go słuchać: "... jego piosenki zazwyczaj dotyczyły codziennego życia, a jeśli śpiewał o czymś smutnym, często płynęły mu łzy po policzkach..."
Joe mówił do swojego ojca Pops. Kolejną zaletą ojca, o jakiej pisze, to jego konsekwencja. Wszystko doprowadzał do końca. Joe starał się to wpoić swoim dzieciom.
Jacksonowie mieszkali wówczas ok. półtorej mili za miasteczkiem Durmott, ok. 100 mil na południe od Little Rock. Miasteczko to miało nie więcej, niż 1000 mieszkańców i wszyscy wszystko o wszystkich wiedzieli. W Durmott mieszkała również ciotka Verna. Miała ona trzech synów: Silvester, Timothy (nazywali go T.W) i Tommy. T.W. był podobny do Simuela i Joe. Verna była osobą bardzo religijną. Joe musiał jej zawsze towarzyszyć do niedzielnej szkółki, gdzie studiowała biblię i chodziła na nabożeństwa. Joe nie podobało się zachowanie kobiet podczas tradycyjnych śpiewów kościelnych czarnych. Gdyby nie to, że Verna mocno go trzymała, uciekałby z kościoła z przerażeniem, bowiem wierni, szczególnie kobiety, skakały, rzucały się w ławkach i łapały nerwowo powietrze, jakby miały dostać zawału. Mówiono mu, że to Duch Św. w nie wstępuje, ale Joe nie był do końca do tego przekonany. Zawsze nie mógł się doczekać, kiedy skończy się nabożeństwo i będzie mógł wyjść. Po zakończeniu kobiety przepychały się, płacząc, do drzwi. Joe porównuje to wszystko do koncertów Jackson 5: "... stoję za sceną i widzę dziewczyny w pierwszych rzędach; płaczą i zemdlone są wyciągane. Tak samo to wyglądało w naszym kościele..."
Randy Jackson & The Gypsys
Wspomina również tabor cygański, który czasami obozował w pobliżu ich domu. Intrygowała i przyciągała go muzyka, jaka stamtąd dochodziła. Któregoś dnia poszedł zobaczyć, co tam się dzieje. Cyganie stali w kole, Joe nie mógł zobaczyć wszystkiego, bo był za mały, więc na czworakach przecisnął się między ich nogami. W środku było ognisko, na którym piekła się kukurydza. Cyganie śmiali się, bo rozpoznali chłopca z pobliskiego domu. Poczęstowali go kukurydzą. Potem były tańce pięknej Cyganki i dużo muzyki. Joe przychodził tam każdego wieczora. Gdy Cyganie ruszyli dalej w drogę, bardzo brakowało mu ich muzyki i tańca. Wiele lat później jego syn Randy nazwał swój zespół "The Gypsys"- oczywiście nazwa ta bardzo podobała się Josephowi. Przypominała mu beztroskie dni dzieciństwa i długie wieczory spędzone pod gwiaździstym niebem, gdy jako 8-latek śpiewał i tańczył z Cyganami.
Joe opisuje swoje dzieciństwo, które przypadało na lata kryzysu 1929-1935. Pisze: "Jeśli wyrastałeś w latach trzydziestych uczyłeś się szanować pieniądze. Nigdy tego nie zapomniałem, jak ciężko je było zarobić. Starałem się wpoić moim dzieciom, żeby rozsądnie się z nimi obchodziły, aby nigdy nie popadły w taką nędzę, jak ludzie wówczas" Opisuje też, jak wyglądało życie z perspektywy segregacji rasowej. W kryzysie nawet biali musieli stać w kolejkach po pomoc- jednak mieli zawsze pierwsze miejsce, czarni otrzymywali tylko to, co pozostało. Już jako dziecko wiedział, że biali mają więcej praw; np "...jeśli ulicą przechodziła biała kobieta, musieliśmy zejść z chodnika i cicho poczekać, aż przejdzie...". Na szczęście tego typu przypadki nie zdarzały się małemu Joe zbyt często, ponieważ mieszkali w biedniejszej części miasta. Joe podkreśla, że jego rodzice chronili go przed rasizmem. Gdy później był menadżerem swoich dzieci, celowo rezerwował terminy koncertów w takich okolicach, gdzie mieszkali zarówno biali, jak i czarni. Dzięki temu od początku mieli fanów wszystkich ras, co wg Joe istotnie przyczyniło się do ich popularności. Podkreśla jednak, że w czasach jego młodości występy przed mieszaną publicznością były niemożliwe. Ojciec Joe Simuel był dla niego wzorem i autorytetem - został dyrektorem High School. Chodził zawsze ubrany w garnitur i jeździł w pewnym okresie nowiutkim Fordem Model A. Joe był bardzo z tego dumny, bo tylko nieliczni czarni mogli sobie pozwolić na taki samochód. Joe podziwiał ojca też za to, że sam zbudował ich dom. Zaprojektował go tak, aby w miarę potrzeby można było dobudowywać kolejne pomieszczenia.
Jak większość ludzi w tamtym czasie Jacksonowie uprawiali swój własny ogródek. Gdy dzieci były małe, Simuel często im śpiewał. "... Do dzisiaj w moich uszach brzmi np "Swin Low, Seet Chariot..." Miał piękny, wysoki tenor i śpiewał również w chórze. Dzieci uwielbiały go słuchać: "... jego piosenki zazwyczaj dotyczyły codziennego życia, a jeśli śpiewał o czymś smutnym, często płynęły mu łzy po policzkach..."
Joe mówił do swojego ojca Pops. Kolejną zaletą ojca, o jakiej pisze, to jego konsekwencja. Wszystko doprowadzał do końca. Joe starał się to wpoić swoim dzieciom.
Jacksonowie mieszkali wówczas ok. półtorej mili za miasteczkiem Durmott, ok. 100 mil na południe od Little Rock. Miasteczko to miało nie więcej, niż 1000 mieszkańców i wszyscy wszystko o wszystkich wiedzieli. W Durmott mieszkała również ciotka Verna. Miała ona trzech synów: Silvester, Timothy (nazywali go T.W) i Tommy. T.W. był podobny do Simuela i Joe. Verna była osobą bardzo religijną. Joe musiał jej zawsze towarzyszyć do niedzielnej szkółki, gdzie studiowała biblię i chodziła na nabożeństwa. Joe nie podobało się zachowanie kobiet podczas tradycyjnych śpiewów kościelnych czarnych. Gdyby nie to, że Verna mocno go trzymała, uciekałby z kościoła z przerażeniem, bowiem wierni, szczególnie kobiety, skakały, rzucały się w ławkach i łapały nerwowo powietrze, jakby miały dostać zawału. Mówiono mu, że to Duch Św. w nie wstępuje, ale Joe nie był do końca do tego przekonany. Zawsze nie mógł się doczekać, kiedy skończy się nabożeństwo i będzie mógł wyjść. Po zakończeniu kobiety przepychały się, płacząc, do drzwi. Joe porównuje to wszystko do koncertów Jackson 5: "... stoję za sceną i widzę dziewczyny w pierwszych rzędach; płaczą i zemdlone są wyciągane. Tak samo to wyglądało w naszym kościele..."
Randy Jackson & The Gypsys
Wspomina również tabor cygański, który czasami obozował w pobliżu ich domu. Intrygowała i przyciągała go muzyka, jaka stamtąd dochodziła. Któregoś dnia poszedł zobaczyć, co tam się dzieje. Cyganie stali w kole, Joe nie mógł zobaczyć wszystkiego, bo był za mały, więc na czworakach przecisnął się między ich nogami. W środku było ognisko, na którym piekła się kukurydza. Cyganie śmiali się, bo rozpoznali chłopca z pobliskiego domu. Poczęstowali go kukurydzą. Potem były tańce pięknej Cyganki i dużo muzyki. Joe przychodził tam każdego wieczora. Gdy Cyganie ruszyli dalej w drogę, bardzo brakowało mu ich muzyki i tańca. Wiele lat później jego syn Randy nazwał swój zespół "The Gypsys"- oczywiście nazwa ta bardzo podobała się Josephowi. Przypominała mu beztroskie dni dzieciństwa i długie wieczory spędzone pod gwiaździstym niebem, gdy jako 8-latek śpiewał i tańczył z Cyganami.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
rozdz.3 - Czas szkolny
Pierwsza szkoła, do której uczęszczał Joe to Durmott High – połączenie szkoły podstawowej ze średnią. W I-ej i II-ej klasie nie miał zbyt dobrych ocen i nie lubił chodzić na lekcje. Miał bardzo surową nauczycielkę, której się strasznie bał, drżał, gdy ktoś tylko wymieniał jej imię. Przy tablicy drętwiał ze strachu i nie potrafił wydusić z siebie słowa, pomimo że znał odpowiedź. Nauczycielka karała uczniów za pomocą dyscypliny, która była czymś w rodzaju pagaja z dziurkami (pagaj to krótkie wiosło). Te dziurki powodowały, że uderzenia były bardziej dotkliwe. Inne dzieci również bały się nauczycielki, jednak Joe uważał, że jego strach był najsilniejszy.
Któregoś dnia nauczycielka chciała się dowiedzieć jakimi talentami obdarzone są dzieci. Niektóre z nich przyniosły na lekcję swoje rysunki, inne wiersze albo napisane przez siebie sztuki teatralne. Gdy przyszła kolej Joe, wszyscy popatrzyli na niego: „… Jedyne co potrafiłem to śpiewanie, to przecież zawsze robiłem z moim tatą. Wyszedłem więc na środek klasy i zacząłem śpiewać. Byłem tak bardzo przestraszony, że śpiewałem coraz szybciej i szybciej żeby jak najszybciej zakończyć ten występ. Gdy byłem w połowie piosenki klasa zaczęła się śmiać. Zawstydzony przerwałem i wróciłem na swoje miejsce. –„Joe naprawdę ładnie śpiewałeś tą piosenkę” powiedziała nauczycielka „Dzieci śmiały się tylko dlatego, że byłeś bardzo zdenerwowany” Po tym występie Joe czuł się strasznie. Postanowił wtedy, że kiedyś będzie pracował w show biznesie i im wszystkim jeszcze pokaże. Wtedy właśnie narodziło się jego marzenie, by pisać piosenki i śpiewać albo zostać śpiewającym aktorem.
Brat Joego- Luther, główny wokalista The Loose Cannons Blues Band
Parę lat po narodzinach Joego przyszła na świat jego siostra Verna Mae. Trzej bracia Lawrence, Luther i Thimothy oraz siostra Lula urodzili się później. Verna Mae była ładną i grzeczną dziewczynką. Joe podkreśla, że w tamtych czasach dzieci słuchały rodziców- jeśli nie, to karane były pasem. Dzieci miały swoje domowe obowiązki. Tak było z Joem i Verną Mae. Dziewczynka była prawdziwą małą gospodynią. Smażyła jajka i gotowała owsiankę na śniadanie, utrzymywała dom w idealnej czystości. Bardzo pomagała mamie i były ze sobą bardzo blisko. Joe stwierdza, że podobna relacja łączy La Toyę i Katherine. Również Rebbie jest świetną gospodynią. Jermaine sam prasuje swoje rzeczy, nawet T-Shirty, a dom Jackiego wygląda jak z magazynu "Piękniej mieszkać". Wszyscy Jacksonowie mają również zwyczaj dbać o swoje auta i utrzymywać je w takiej czystości, jakby dopiero co wyjechały z myjni.
W wieku siedmiu lat Verna Mae pilnowała dzieci sąsiadów, opiekowała się również młodszym bratem Lawrencem. Pewnego dnia Verna ciężko zachorowała. Gdy włożyło się do jej ręki łyżeczkę, nie miała dość siły by ją utrzymać. Przez dwa miesiące była badana przez różnych lekarzy. W końcu nie mogla się już poruszać i tylko patrzyła na bliskich. Nie miała nawet dość sił by mówić, aż pewnego dnia wyszeptała do mamy: "Wszystko będzie dobrze, jest mi już lepiej". Po chwili zmarła. Joe był zdruzgotany śmiercią siostry i bardzo płakał. Później rodzice dowiedzieli się tylko, że ich córka miała pewien rodzaj porażenia, ale ostatecznej diagnozy nigdy im nie przedstawiono.
Po śmierci siostry zostało czworo dzieci. Mama pracowała, Pops (tato) był w szkole. Joe jako najstarszy przejął obowiązki związane z gotowaniem, praniem i prasowaniem. Ojciec Joego uczył w szkole w innym mieście i do domu przyjeżdżał tylko na weekendy. Joe zawsze czekał na te wizyty, bo ojciec zawsze coś dla dzieci przywoził- słodycze albo zabawki.
W pobliżu domu Jacksonów przebiegała linia kolejowa z Luizjany przez Lake Village do Little Rock. Mogli na jej podstawie regulować zegarki, bo zawsze gwizdała, przejeżdżając. Któregoś dnia Joe wybrał się na spacer po torach. Gdy był na moście kolejowym, nad rzeką usłyszał nagle głośny gwizd. Odwrócił się i zobaczył nadjeżdżający pociąg. Nie było dość czasu, by uciec i przebiec na drugą stronę mostu, skok do rzeki też był niebezpieczny bo było w niej pełno jadowitych węży. Joe położył się między torami i przywarł mocno do ziemi. Pociąg przejechał nad nim. Chłopiec czuł się jak w filmie akcji, w którym niczym Clint Eastwood walczy o swoje życie. Rodzice oczywiście nigdy nie dowiedzieli się o tym zdarzeniu.
Cechą charakteru Joe jest to, ze z nikim nie dzielił się problemami- również wówczas, gdy jego dzieci miały problemy w showbiznesie. Joe stwierdza, że pod tym względem Jermaine jest bardzo do niego podobny.
Gdy Joe miał osiem lat, jego ojciec dostał lepszą posadę na plantacji w Gum Ridge. Do jego kontraktu należało również to, że rodzina musiała uprawiać warzywa i bawełnę. Pomimo, że nowy dom był oddalony tylko o 8 mil, Joe miał wrażenie jakby przeprowadził się na drugą stronę świata. Poza tym nie podobał mu się nowy dom, był bardzo mały. Gnębił go jednak fakt, że tuż za domem był ciemny las, przez który musiał chodzić do szkoły. Ponieważ Joe bał się samemu chodzić 5 mil przez las, dostał od ojca konia o imieniu Prince. Prince za nic nie chciał wjechać do lasu, więc- chcąc nie chcąc- Joe odprowadził go na wybieg i poszedł sam na piechotę. Im głębiej wchodził w las, robiło się coraz mniej przyjemnie. Ponieważ usłyszał dziwne odgłosy, wskoczył w krzaki, by po chwili pędem pobiec w kierunku szkoły, podrapany przez kolce z krzaków. Przed szkołą nie mógł się uspokoić i na dodatek był spóźniony. Wszedł do klasy i niestety musiał przy dzieciach wyjaśniać nauczycielce, co było przyczyną spóźnienia. Nigdy więcej się nie spóźnił. Po lekcjach robiło się już ciemno. Joe nabrał powietrza w płuca i biegiem pędził drogą przez las. Droga do szkoły przez ten okropny las spowodowała, że Joe nauczył się dobrze jeździć konno, bowiem w końcu udało mu się opanować Prince'a i jeździł na nim do szkoły. Prince był jednak nieposłusznym koniem i zdarzało się, że zrywał się i uciekał i Joe musiał sam biec przez okropny las.
Gdy Joe miał 10 lat, wstąpił do drużyny szkolnej Football-Team. Był szybki, ale zawsze, gdy łapał piłkę, ta wylatywała i mocno uderzała go w pierś. To bolało. Zaczął więc grać w koszykówkę.
Gdy był w piątej klasie, rodzina przeprowadziła się z powrotem do domu w Durmott. Koledzy z klasy wydorośleli. Jeden z nich był strasznie zazdrosny o Joego, ponieważ ten miał powodzenie u dziewcząt. Samuel Washington był szybszy i silniejszy i któregoś wieczoru pobił Joego. Wrócił do domu z podbitym okiem i spuchniętą wargą i nosem. Joe obawiał się bury, ale jego mama powiedziała: "Joe, nie pozwól nigdy nikomu się bić. Jesteś Jacksonem, a Jacksonowie nie dają się bić". Słowa mamy, niczym słowa bokserskiego trenera, dały chłopcu wiarę, żeby iść następnego dnia do szkoły i zmierzyć się z Samuelem. Wcześnie rano scyzorykiem zaostrzył kij. Gdy Samuel go zaatakował, gwałtownie się odwrócił i zaostrzonym kijem drasnął go w prawy policzek. Samuel płacząc pobiegł do domu. Joe opowiedział o wszystkim mamie, zganiła go za użycie kija. Oczywiście rodzice Samuela zadzwonili. Następnego dnia nauczycielka wezwała Joego do siebie, wysłała go z kartką do innego nauczyciela. Ten przeczytał i wyciągnął większą dyscyplinę niż ta, której używała nauczycielka Joego. Uderzył tak mocno, że biała koszula Joe pokryła się krwią. Dzieci patrzyły na to osłupiałe. Gdy mama zobaczyła zakrwawioną koszulę i plecy Joego, poszła do szkoły i zrobiła taką awanturę, że nauczyciel musiał ją przepraszać , ale twierdził, że Joe jest złym chłopcem i trzeba go w ten sposób dyscyplinować. Rodzice Joego wiedzieli jednak, że chłopiec w potyczce z Samuelem tylko się bronił. Odbyło się nawet spotkanie z dyrektorem i rodzice gotowi byli zabrać Josepha ze szkoły.
Po tym wszystkim Samuel został przyjacielem Joego i jest nim do dzisiaj. Nikt już w szkole nigdy nie zaczepiał Josepha.
Mały komentarz - czytając to wszystko mam wrażenie, że MJ dużo cech odziedziczył po dziadku Simuelu- to zamiłowanie do śpiewania, wysoki tenor i łzy wzruszenia przy piosenkach.... Chyba nam kogoś to przypomina :) No i wielka konsekwencja w działaniu, osiąganie zamierzonych celów, które wydają się nie do zdobycia .... Simuel wspiął się, jak na ówczesne warunki, bardzo wysoko zdobył wykształcenie i był szanowanym nauczycielem. MJ również sięgnął tam, gdzie wielu Afroamerykanom nie marzyło się nawet dotrzeć. Wydaje mi się, że w domu Joego nie stosowano przemocy, chyba nie był mocno bity, skoro rodzice tak zareagowali na incydent z Samuelem i karę, jaką poniósł Joe. Kary cielesne były na porządku dziennym w szkole i zapewne w domu, ale mam wrażenie, że ojciec Joe nie karał go mocno - na pewno nie tresował go tak, jak Joe swoje dzieci podczas prób. Inna sprawa, że ojciec wydaje się być wielkim nieobecnym ze względu na zawód nauczyciela i często pracę poza miejscem zamieszkania... Był niewątpliwie wielkim autorytetem dla Josepha, ale wydaje się, że małemu chłopcu brakowało jego codziennej obecności.
Pierwsza szkoła, do której uczęszczał Joe to Durmott High – połączenie szkoły podstawowej ze średnią. W I-ej i II-ej klasie nie miał zbyt dobrych ocen i nie lubił chodzić na lekcje. Miał bardzo surową nauczycielkę, której się strasznie bał, drżał, gdy ktoś tylko wymieniał jej imię. Przy tablicy drętwiał ze strachu i nie potrafił wydusić z siebie słowa, pomimo że znał odpowiedź. Nauczycielka karała uczniów za pomocą dyscypliny, która była czymś w rodzaju pagaja z dziurkami (pagaj to krótkie wiosło). Te dziurki powodowały, że uderzenia były bardziej dotkliwe. Inne dzieci również bały się nauczycielki, jednak Joe uważał, że jego strach był najsilniejszy.
Któregoś dnia nauczycielka chciała się dowiedzieć jakimi talentami obdarzone są dzieci. Niektóre z nich przyniosły na lekcję swoje rysunki, inne wiersze albo napisane przez siebie sztuki teatralne. Gdy przyszła kolej Joe, wszyscy popatrzyli na niego: „… Jedyne co potrafiłem to śpiewanie, to przecież zawsze robiłem z moim tatą. Wyszedłem więc na środek klasy i zacząłem śpiewać. Byłem tak bardzo przestraszony, że śpiewałem coraz szybciej i szybciej żeby jak najszybciej zakończyć ten występ. Gdy byłem w połowie piosenki klasa zaczęła się śmiać. Zawstydzony przerwałem i wróciłem na swoje miejsce. –„Joe naprawdę ładnie śpiewałeś tą piosenkę” powiedziała nauczycielka „Dzieci śmiały się tylko dlatego, że byłeś bardzo zdenerwowany” Po tym występie Joe czuł się strasznie. Postanowił wtedy, że kiedyś będzie pracował w show biznesie i im wszystkim jeszcze pokaże. Wtedy właśnie narodziło się jego marzenie, by pisać piosenki i śpiewać albo zostać śpiewającym aktorem.
Brat Joego- Luther, główny wokalista The Loose Cannons Blues Band
Parę lat po narodzinach Joego przyszła na świat jego siostra Verna Mae. Trzej bracia Lawrence, Luther i Thimothy oraz siostra Lula urodzili się później. Verna Mae była ładną i grzeczną dziewczynką. Joe podkreśla, że w tamtych czasach dzieci słuchały rodziców- jeśli nie, to karane były pasem. Dzieci miały swoje domowe obowiązki. Tak było z Joem i Verną Mae. Dziewczynka była prawdziwą małą gospodynią. Smażyła jajka i gotowała owsiankę na śniadanie, utrzymywała dom w idealnej czystości. Bardzo pomagała mamie i były ze sobą bardzo blisko. Joe stwierdza, że podobna relacja łączy La Toyę i Katherine. Również Rebbie jest świetną gospodynią. Jermaine sam prasuje swoje rzeczy, nawet T-Shirty, a dom Jackiego wygląda jak z magazynu "Piękniej mieszkać". Wszyscy Jacksonowie mają również zwyczaj dbać o swoje auta i utrzymywać je w takiej czystości, jakby dopiero co wyjechały z myjni.
W wieku siedmiu lat Verna Mae pilnowała dzieci sąsiadów, opiekowała się również młodszym bratem Lawrencem. Pewnego dnia Verna ciężko zachorowała. Gdy włożyło się do jej ręki łyżeczkę, nie miała dość siły by ją utrzymać. Przez dwa miesiące była badana przez różnych lekarzy. W końcu nie mogla się już poruszać i tylko patrzyła na bliskich. Nie miała nawet dość sił by mówić, aż pewnego dnia wyszeptała do mamy: "Wszystko będzie dobrze, jest mi już lepiej". Po chwili zmarła. Joe był zdruzgotany śmiercią siostry i bardzo płakał. Później rodzice dowiedzieli się tylko, że ich córka miała pewien rodzaj porażenia, ale ostatecznej diagnozy nigdy im nie przedstawiono.
Po śmierci siostry zostało czworo dzieci. Mama pracowała, Pops (tato) był w szkole. Joe jako najstarszy przejął obowiązki związane z gotowaniem, praniem i prasowaniem. Ojciec Joego uczył w szkole w innym mieście i do domu przyjeżdżał tylko na weekendy. Joe zawsze czekał na te wizyty, bo ojciec zawsze coś dla dzieci przywoził- słodycze albo zabawki.
W pobliżu domu Jacksonów przebiegała linia kolejowa z Luizjany przez Lake Village do Little Rock. Mogli na jej podstawie regulować zegarki, bo zawsze gwizdała, przejeżdżając. Któregoś dnia Joe wybrał się na spacer po torach. Gdy był na moście kolejowym, nad rzeką usłyszał nagle głośny gwizd. Odwrócił się i zobaczył nadjeżdżający pociąg. Nie było dość czasu, by uciec i przebiec na drugą stronę mostu, skok do rzeki też był niebezpieczny bo było w niej pełno jadowitych węży. Joe położył się między torami i przywarł mocno do ziemi. Pociąg przejechał nad nim. Chłopiec czuł się jak w filmie akcji, w którym niczym Clint Eastwood walczy o swoje życie. Rodzice oczywiście nigdy nie dowiedzieli się o tym zdarzeniu.
Cechą charakteru Joe jest to, ze z nikim nie dzielił się problemami- również wówczas, gdy jego dzieci miały problemy w showbiznesie. Joe stwierdza, że pod tym względem Jermaine jest bardzo do niego podobny.
Gdy Joe miał osiem lat, jego ojciec dostał lepszą posadę na plantacji w Gum Ridge. Do jego kontraktu należało również to, że rodzina musiała uprawiać warzywa i bawełnę. Pomimo, że nowy dom był oddalony tylko o 8 mil, Joe miał wrażenie jakby przeprowadził się na drugą stronę świata. Poza tym nie podobał mu się nowy dom, był bardzo mały. Gnębił go jednak fakt, że tuż za domem był ciemny las, przez który musiał chodzić do szkoły. Ponieważ Joe bał się samemu chodzić 5 mil przez las, dostał od ojca konia o imieniu Prince. Prince za nic nie chciał wjechać do lasu, więc- chcąc nie chcąc- Joe odprowadził go na wybieg i poszedł sam na piechotę. Im głębiej wchodził w las, robiło się coraz mniej przyjemnie. Ponieważ usłyszał dziwne odgłosy, wskoczył w krzaki, by po chwili pędem pobiec w kierunku szkoły, podrapany przez kolce z krzaków. Przed szkołą nie mógł się uspokoić i na dodatek był spóźniony. Wszedł do klasy i niestety musiał przy dzieciach wyjaśniać nauczycielce, co było przyczyną spóźnienia. Nigdy więcej się nie spóźnił. Po lekcjach robiło się już ciemno. Joe nabrał powietrza w płuca i biegiem pędził drogą przez las. Droga do szkoły przez ten okropny las spowodowała, że Joe nauczył się dobrze jeździć konno, bowiem w końcu udało mu się opanować Prince'a i jeździł na nim do szkoły. Prince był jednak nieposłusznym koniem i zdarzało się, że zrywał się i uciekał i Joe musiał sam biec przez okropny las.
Gdy Joe miał 10 lat, wstąpił do drużyny szkolnej Football-Team. Był szybki, ale zawsze, gdy łapał piłkę, ta wylatywała i mocno uderzała go w pierś. To bolało. Zaczął więc grać w koszykówkę.
Gdy był w piątej klasie, rodzina przeprowadziła się z powrotem do domu w Durmott. Koledzy z klasy wydorośleli. Jeden z nich był strasznie zazdrosny o Joego, ponieważ ten miał powodzenie u dziewcząt. Samuel Washington był szybszy i silniejszy i któregoś wieczoru pobił Joego. Wrócił do domu z podbitym okiem i spuchniętą wargą i nosem. Joe obawiał się bury, ale jego mama powiedziała: "Joe, nie pozwól nigdy nikomu się bić. Jesteś Jacksonem, a Jacksonowie nie dają się bić". Słowa mamy, niczym słowa bokserskiego trenera, dały chłopcu wiarę, żeby iść następnego dnia do szkoły i zmierzyć się z Samuelem. Wcześnie rano scyzorykiem zaostrzył kij. Gdy Samuel go zaatakował, gwałtownie się odwrócił i zaostrzonym kijem drasnął go w prawy policzek. Samuel płacząc pobiegł do domu. Joe opowiedział o wszystkim mamie, zganiła go za użycie kija. Oczywiście rodzice Samuela zadzwonili. Następnego dnia nauczycielka wezwała Joego do siebie, wysłała go z kartką do innego nauczyciela. Ten przeczytał i wyciągnął większą dyscyplinę niż ta, której używała nauczycielka Joego. Uderzył tak mocno, że biała koszula Joe pokryła się krwią. Dzieci patrzyły na to osłupiałe. Gdy mama zobaczyła zakrwawioną koszulę i plecy Joego, poszła do szkoły i zrobiła taką awanturę, że nauczyciel musiał ją przepraszać , ale twierdził, że Joe jest złym chłopcem i trzeba go w ten sposób dyscyplinować. Rodzice Joego wiedzieli jednak, że chłopiec w potyczce z Samuelem tylko się bronił. Odbyło się nawet spotkanie z dyrektorem i rodzice gotowi byli zabrać Josepha ze szkoły.
Po tym wszystkim Samuel został przyjacielem Joego i jest nim do dzisiaj. Nikt już w szkole nigdy nie zaczepiał Josepha.
Mały komentarz - czytając to wszystko mam wrażenie, że MJ dużo cech odziedziczył po dziadku Simuelu- to zamiłowanie do śpiewania, wysoki tenor i łzy wzruszenia przy piosenkach.... Chyba nam kogoś to przypomina :) No i wielka konsekwencja w działaniu, osiąganie zamierzonych celów, które wydają się nie do zdobycia .... Simuel wspiął się, jak na ówczesne warunki, bardzo wysoko zdobył wykształcenie i był szanowanym nauczycielem. MJ również sięgnął tam, gdzie wielu Afroamerykanom nie marzyło się nawet dotrzeć. Wydaje mi się, że w domu Joego nie stosowano przemocy, chyba nie był mocno bity, skoro rodzice tak zareagowali na incydent z Samuelem i karę, jaką poniósł Joe. Kary cielesne były na porządku dziennym w szkole i zapewne w domu, ale mam wrażenie, że ojciec Joe nie karał go mocno - na pewno nie tresował go tak, jak Joe swoje dzieci podczas prób. Inna sprawa, że ojciec wydaje się być wielkim nieobecnym ze względu na zawód nauczyciela i często pracę poza miejscem zamieszkania... Był niewątpliwie wielkim autorytetem dla Josepha, ale wydaje się, że małemu chłopcu brakowało jego codziennej obecności.
Ostatnio zmieniony wt, 02 lut 2010, 7:55 przez MonikaJ, łącznie zmieniany 2 razy.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
rozdz.4 - Zmiany
rozdz. 4 -Zmiany
Byłem w VI klasie, gdy przeprowadziliśmy się do większego miasta. Moi rodzice nie rozumieli się już tak dobrze, jak kiedyś. Ojciec przez cały tydzień był poza domem, bo uczył w innej miejscowości. W tym czasie mama rozpoczęła swój związek z pewnym żołnierzem. Po 11 latach moi rodzice postanowili się rozwieść.
Wiadomość, że mama ponownie wychodzi za mąż i przenosi się do Pine Bluff była ciosem dla ojca. Sprzedał Prince'a, żebyśmy mieli pieniądze na podróż. Potem wsiadł w pierwszy pociąg do Oakland bo słyszał, że stocznie zatrudniają tam pracowników. Gdy obeschły już moje łzy, pisałem do niego tak często jak to było możliwe. Od czasu do czasu odpisywał.
Pine Bluff wydawało mi się wówczas wspaniałym miejscem, prawdopodobnie dlatego, że do tej pory nie wyjeżdżałem z Arkansas. Ulice były brukowane i jeździło po nich dużo samochodów. Szkoły były lepsze, niż gdzie indziej i z tego względu w mieście było dużo młodzieży.
Mama była bardzo zakochana w nowym mężu, a ja podziwiałem go za jego pozycję w armii. Nasz ojczym traktował nas dobrze, ale dla mnie to nie było to samo, co ojciec. W każdym bądź razie byłem chyba jedynym z rodzeństwa, który w ten sposób to odbierał.
To był wieczór. Miałem wtedy ok. 11 lat, leżałem już w łóżku, gdy usłyszałem delikatne pukanie w okno. "Joe"- usłyszałem szept. Przestraszony usiadłem i wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz stał tato. Krzyknąłem tak głośno, jak mogłem: "Pops przyjechał z Kalifornii".
Następnego dnia spotkał się z mamą i długo rozmawiali. Niewątpliwie brakowało jej go bardziej, niż chciała się do tego przyznać. Zezwoliła od razu, żeby pakować walizki i jechać do niego. Zanim tato odjechał, zostawił nam tyle pieniędzy, żebyśmy wszyscy razem z nią mogli pojechać do Oakland.
W niedługim czasie wsiedliśmy: moi trzej bracia, siostra, ja i mama do pociągu. Przez okno widziałem przesuwające się maszty telefoniczne. "Naprawdę wyjeżdżamy"- szepnąłem.
Podczas podróży dostawaliśmy dziwne rzeczy do jedzenia. Byłem przyzwyczajony do domowego jedzenia i to co dostawaliśmy tutaj nie smakowało mi. Byłem jednak tak szczęśliwy, że było mi to obojętne. Moi bracia i Lula cieszyli się z powrotu do ojca, ale byli młodsi ode mnie i nie spędzili z nim tyle czasu, co ja.
W końcu dotarliśmy do Los Angeles i z niewiadomych przyczyn mama nie chciała jechać dalej. Wsiedliśmy w najbliższy pociąg powrotny, w drodze powrotnej, która trwała trzy dni, płakałem przez cały czas. Gdy wróciliśmy do Pine Bluff, opisałem wszystko tacie w liście i tato odpisał, że chciałby mnie zabrać do siebie. Dobrze pamiętam, jak w jednym liście napisał: "Wkrótce przyjadę"
Po niecałych trzech miesiącach znowu usłyszałem ciche pukanie w okno, nic nie mogło uczynić mnie szczęśliwszym. Powiedziałem mamie, że pojadę z tatką do Oakland i próbowałem ją przekonać, żeby pozwoliła jechać ze mną rodzeństwu. Ale ona nie chciała o tym słyszeć. Mnie jednak nie mogła zatrzymać, bo miałem już 13 lat i tak pojechałem do ojca.
W Oakland podobało mi się. Tato wstawał codziennie rano i robił mi śniadanie. Potem szedł do pracy. Po pewnym czasie napisałem do mamy prosząc ją, żeby odwiedziła nas z rodzeństwem. Gdy wysiadała z pociągu, poczułem łzy szczęścia na policzkach. Tato też zauważył jak byłem szczęśliwy i zaczął śpiewać.
Moja siostra Lula była rozpieszczona. Od śmierci Verny Mae była jedyną dziewczynką w rodzinie i mama rozpieszczała ją. Gdy my rano byliśmy już gotowi do szkoły, Lula jeszcze spała. Budziliśmy ją, ale gdy tylko wychodziliśmy z pokoju, spokojnie znowu zasypiała. Wtedy pomagał nam stary domowy sposób. Napełnialiśmy wiaderko lodowatą wodą i chlustaliśmy ją na jej głowę. Wrzeszcząc wyskakiwała z łózka. Zabawnym było to, ze Lula, pomimo że rano nie chciała wstawać z łóżka, w szkole należała do najsprytniejszych.
Po tym jak mama przez ok. rok mieszkała u nas w Oakland, znowu wyjechała, tym razem do Gary w Indianie. Rodzeństwo pojechało z nią, ale ja zostałem z tatą w domu w pobliżu zatoki.
Z okien na poddaszu widać było wodę. Z drugiej strony rozciągał się widok na port, a z innej strony na stocznię. Wypływały stąd statki z żołnierzami na drugą wojnę światową. Odczytywałem ich nazwy wymalowane na szarych burtach i podziwiałem umundurowanych żołnierzy stojących na pokładzie. Po paru miesiącach przypłynęli znowu, ranni i wyczerpani. Patrzyłem na nich ze współczuciem, jak sobie nawzajem pomagali w zejściu z pokładu.
Minęły dwa lata. W Prescott School znalazłem przyjaciół. Mama pisała listy, w których często prosiła, żebym do niej wrócił. Strasznie za mną tęskniła.
Nie miałem zbyt wiele zajęć, dlatego praktycznie każdy weekend spędzałem na szukaniu jakiejkolwiek pracy. Roznosiłem gazety i byłem posłańcem w sklepach sprzedających żywność. W końcu zarobiłem tyle, że mogłem kupić części rowerowe, żeby złożyć sobie rower (na gotowy rower nie było mnie stać). Praca po szkole uchroniła mnie od problemów. W tamtych czasach młodzi chłopcy często byli w gangach. Sposób, w jaki ktoś nosił kurtkę, pozwalał rozpoznać do jakiego gangu należy. Najsilniejszym gangiem w Oakland był Harbor Home Gang. Nie lubili mnie bo się do nich nie przyłączyłem. Którejś nocy szybę w moim oknie rozbiła kostka brukowa, w porę zdążyłem zrobić unik . "Gang"- wyszeptałem. Pamiętałem radę mamy, że mam nie pozwolić nikomu się terroryzować. Następnego dnia poszedłem w miejsce w kącie doków, gdzie się zazwyczaj zbierali, i wyzwałem ich przywódcę. Zacząłem się z nim bić, jakiś inny typ natarł na mnie, ale i on nie miał szczęścia. Po moim ciosie upadł na ziemię. Inni również się na mnie rzucili, ale wszystkich zwyciężyłem.
Może nie rzuciliby kamienia w moje okno, gdyby wiedzieli, jaką miałem opinię w Indianie. Teraz sami musieli się o tym przekonać: "Gdy zaczynasz z Joe Jacksonem dostajesz baty".
Po starciu z Gangiem postanowiłem jeszcze udoskonalić moją technikę walki. Dom wydawał mi się dobrym miejscem do trenowania. Niestety drzwi były z solidnego dębu i nic im się nie stało, gdy próbowałem je przebić. Porobiły mi się stwardnienia na kostkach rąk i nauczyłem się, jak mam trzymać kciuki i nadgarstki, żeby szybko i mocno uderzać. Któregoś dnia zrobiłem dziurę w drzwiach, przy czym o mało nie złamałem ręki. Tato po powrocie z pracy ze stoczni stwierdził, że nie powinienem rujnować mu drzwi.
Zmieniłem więc taktykę i walczyłem z każdym w okolicy, bez względu na to czy był starszy i większy ode mnie. Metoda była prosta. Gdy przeciwnik po moim prawym prostym jeszcze stał, wtedy wymierzałem mu jeszcze jeden cios, w który wkładałem całą siłę. Jeśli po tym jeszcze nie upadł, musiał mnie schwycić...
Gdy zaczęły się wakacje znowu rozglądałem się za zarobkiem. Usłyszałem o pracy oddalonej o 100 mil przy zbieraniu owoców i bawełny. Razem z kolegami szkolnymi pojechaliśmy do Bakersfield.
Pierwszy raz byłem sam poza domem. Meksykanie, Czarni i Japończycy pracowali razem na polach. Mieszkaliśmy w szałasach i wspólna ciężka praca bardzo nas do siebie zbliżyła. Najbardziej podobało mi się to, że było tam kilka ślicznych meksykańskich dziewcząt i w krótkim czasie otrzymałem kilka zaproszeń na weekendy.
Przy zbieraniu bawełny byliśmy opłacani za każdy funt. Wszyscy zaczynali w tym samym czasie. Gdy po paru minutach się oglądałem, większość osób zostawała już w tyle. ale jeden Meksykanin zawsze był z przodu. Zbierał dwa rzędy w czasie, gdy ja robiłem jeden i dochodził do 600 funtów w ciągu dnia. Pracowałem najszybciej jak mogłem, ale mój najlepszy wynik to 300 funtów dziennie. Inni zbierali najwyżej 250 funtów i to jest też bardzo dużo. (Parę lat później Tina Turner opowiadała w mediach, że zbierała 60 funtów bawełny w ciągu dnia i że uważała za obrzydliwe przędziołki i inne robaki na roślinach). Mój ojciec zawsze miał mnie na oku i dzwonił do mojego pracodawcy, żeby się o mnie dowiedzieć. Oczywiście dowiedział się jakim byłem dobrym zbieraczem bawełny.
Gdy wieczorem zmęczeni i spoceni, wracaliśmy z pola szliśmy najpierw pod prysznic. Łaźnia znajdowała się trochę z boku od szałasów. Po jednej stronie były prysznice męskie, po drugiej damskie. W pewien wieczór czterech chłopców i ja pobiegliśmy do przodu i w kucki siedzieliśmy na belkach nad prysznicami damskimi. Z góry patrzyliśmy, jak młode dziewczyny się rozbierają i biorą prysznic. Śmiali się i poszturchiwali nawzajem. Zachowywali się tak komicznie, że i ja zacząłem się śmiać i straciłem równowagę.
Spadłem z mojej belki w środek dziewczyn. Zbiły mnie mokrymi, skręconymi ręcznikami i jeszcze długo po tym robiły sobie ze mnie żarty. Wstydziłem się tego co zrobiłem, ale byłem młody i to było takie wesołe. Mimo wszystko postanowiłem nigdy już czegoś takiego nie robić.
Pewnego dnia poszliśmy pływać w Rosyjskiej rzece. Moi koledzy balansowali na pniu drzewa, który niczym cyrkowa lina prowadził nad wąwozem. Ja byłem ostatni. Wszyscy byli już po drugiej stronie i czekali na mnie. Nieopatrznie spojrzałem w ciemną przepaść. W tym momencie pień drzewa się obrócił i wpadłem w czarną czeluść. Wokół siebie słyszałem grzechotniki. Było ich tyle, że miało się wrażenie, iż śpiewają. Zacząłem się modlić. Na szczęście nic mi się nie stało, ale gdy wdrapałem się na górę, byłem cały podrapany i poraniony i koledzy musieli pomóc mi wyciągać kolce i ciernie. Byłem Jeszce nastolatkiem, ale miałem wrażenie, że jak kot wykorzystałem już pięć z moich dziewięciu żyć. Po tym wypadku wybraliśmy inną drogę powrotną do naszych szałasów.
Kocham tę część Kalifornii z jej pagórkowatym krajobrazem, gdzie kwitną żółte i pomarańczowe maki i wszędzie pachnie szałwią i sumakiem. Dzisiaj Kalifornia od dawna nie jest już tak piękna jak była 50 lat temu, zanieczyszczenie środowiska również tu daje znać o sobie. To jest też powód, dla którego jestem tak dumny z Michaela. On tyle robi dla środowiska. Protestuje przeciwko wszystkim rodzajom zanieczyszczeń, podarował dużo pieniędzy na ochronę środowiska i robi po prostu wszystko, co może, żeby zapobiec niszczeniu naszego środowiska.
Czas na farmie przeleciał szybciej, niż się spodziewałem i znowu musiałem wracać do Oakland, do szkoły. Również tam kieszonkowe zarabiałem samodzielnie, żeby móc sobie kupić książki i od czasu do czasu jakąś koszulę czy jeansy. Zaoszczędziłem tyle, że mogłem odwiedzić mamę.
Byłem w VI klasie, gdy przeprowadziliśmy się do większego miasta. Moi rodzice nie rozumieli się już tak dobrze, jak kiedyś. Ojciec przez cały tydzień był poza domem, bo uczył w innej miejscowości. W tym czasie mama rozpoczęła swój związek z pewnym żołnierzem. Po 11 latach moi rodzice postanowili się rozwieść.
Wiadomość, że mama ponownie wychodzi za mąż i przenosi się do Pine Bluff była ciosem dla ojca. Sprzedał Prince'a, żebyśmy mieli pieniądze na podróż. Potem wsiadł w pierwszy pociąg do Oakland bo słyszał, że stocznie zatrudniają tam pracowników. Gdy obeschły już moje łzy, pisałem do niego tak często jak to było możliwe. Od czasu do czasu odpisywał.
Pine Bluff wydawało mi się wówczas wspaniałym miejscem, prawdopodobnie dlatego, że do tej pory nie wyjeżdżałem z Arkansas. Ulice były brukowane i jeździło po nich dużo samochodów. Szkoły były lepsze, niż gdzie indziej i z tego względu w mieście było dużo młodzieży.
Mama była bardzo zakochana w nowym mężu, a ja podziwiałem go za jego pozycję w armii. Nasz ojczym traktował nas dobrze, ale dla mnie to nie było to samo, co ojciec. W każdym bądź razie byłem chyba jedynym z rodzeństwa, który w ten sposób to odbierał.
To był wieczór. Miałem wtedy ok. 11 lat, leżałem już w łóżku, gdy usłyszałem delikatne pukanie w okno. "Joe"- usłyszałem szept. Przestraszony usiadłem i wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz stał tato. Krzyknąłem tak głośno, jak mogłem: "Pops przyjechał z Kalifornii".
Następnego dnia spotkał się z mamą i długo rozmawiali. Niewątpliwie brakowało jej go bardziej, niż chciała się do tego przyznać. Zezwoliła od razu, żeby pakować walizki i jechać do niego. Zanim tato odjechał, zostawił nam tyle pieniędzy, żebyśmy wszyscy razem z nią mogli pojechać do Oakland.
W niedługim czasie wsiedliśmy: moi trzej bracia, siostra, ja i mama do pociągu. Przez okno widziałem przesuwające się maszty telefoniczne. "Naprawdę wyjeżdżamy"- szepnąłem.
Podczas podróży dostawaliśmy dziwne rzeczy do jedzenia. Byłem przyzwyczajony do domowego jedzenia i to co dostawaliśmy tutaj nie smakowało mi. Byłem jednak tak szczęśliwy, że było mi to obojętne. Moi bracia i Lula cieszyli się z powrotu do ojca, ale byli młodsi ode mnie i nie spędzili z nim tyle czasu, co ja.
W końcu dotarliśmy do Los Angeles i z niewiadomych przyczyn mama nie chciała jechać dalej. Wsiedliśmy w najbliższy pociąg powrotny, w drodze powrotnej, która trwała trzy dni, płakałem przez cały czas. Gdy wróciliśmy do Pine Bluff, opisałem wszystko tacie w liście i tato odpisał, że chciałby mnie zabrać do siebie. Dobrze pamiętam, jak w jednym liście napisał: "Wkrótce przyjadę"
Po niecałych trzech miesiącach znowu usłyszałem ciche pukanie w okno, nic nie mogło uczynić mnie szczęśliwszym. Powiedziałem mamie, że pojadę z tatką do Oakland i próbowałem ją przekonać, żeby pozwoliła jechać ze mną rodzeństwu. Ale ona nie chciała o tym słyszeć. Mnie jednak nie mogła zatrzymać, bo miałem już 13 lat i tak pojechałem do ojca.
W Oakland podobało mi się. Tato wstawał codziennie rano i robił mi śniadanie. Potem szedł do pracy. Po pewnym czasie napisałem do mamy prosząc ją, żeby odwiedziła nas z rodzeństwem. Gdy wysiadała z pociągu, poczułem łzy szczęścia na policzkach. Tato też zauważył jak byłem szczęśliwy i zaczął śpiewać.
Moja siostra Lula była rozpieszczona. Od śmierci Verny Mae była jedyną dziewczynką w rodzinie i mama rozpieszczała ją. Gdy my rano byliśmy już gotowi do szkoły, Lula jeszcze spała. Budziliśmy ją, ale gdy tylko wychodziliśmy z pokoju, spokojnie znowu zasypiała. Wtedy pomagał nam stary domowy sposób. Napełnialiśmy wiaderko lodowatą wodą i chlustaliśmy ją na jej głowę. Wrzeszcząc wyskakiwała z łózka. Zabawnym było to, ze Lula, pomimo że rano nie chciała wstawać z łóżka, w szkole należała do najsprytniejszych.
Po tym jak mama przez ok. rok mieszkała u nas w Oakland, znowu wyjechała, tym razem do Gary w Indianie. Rodzeństwo pojechało z nią, ale ja zostałem z tatą w domu w pobliżu zatoki.
Z okien na poddaszu widać było wodę. Z drugiej strony rozciągał się widok na port, a z innej strony na stocznię. Wypływały stąd statki z żołnierzami na drugą wojnę światową. Odczytywałem ich nazwy wymalowane na szarych burtach i podziwiałem umundurowanych żołnierzy stojących na pokładzie. Po paru miesiącach przypłynęli znowu, ranni i wyczerpani. Patrzyłem na nich ze współczuciem, jak sobie nawzajem pomagali w zejściu z pokładu.
Minęły dwa lata. W Prescott School znalazłem przyjaciół. Mama pisała listy, w których często prosiła, żebym do niej wrócił. Strasznie za mną tęskniła.
Nie miałem zbyt wiele zajęć, dlatego praktycznie każdy weekend spędzałem na szukaniu jakiejkolwiek pracy. Roznosiłem gazety i byłem posłańcem w sklepach sprzedających żywność. W końcu zarobiłem tyle, że mogłem kupić części rowerowe, żeby złożyć sobie rower (na gotowy rower nie było mnie stać). Praca po szkole uchroniła mnie od problemów. W tamtych czasach młodzi chłopcy często byli w gangach. Sposób, w jaki ktoś nosił kurtkę, pozwalał rozpoznać do jakiego gangu należy. Najsilniejszym gangiem w Oakland był Harbor Home Gang. Nie lubili mnie bo się do nich nie przyłączyłem. Którejś nocy szybę w moim oknie rozbiła kostka brukowa, w porę zdążyłem zrobić unik . "Gang"- wyszeptałem. Pamiętałem radę mamy, że mam nie pozwolić nikomu się terroryzować. Następnego dnia poszedłem w miejsce w kącie doków, gdzie się zazwyczaj zbierali, i wyzwałem ich przywódcę. Zacząłem się z nim bić, jakiś inny typ natarł na mnie, ale i on nie miał szczęścia. Po moim ciosie upadł na ziemię. Inni również się na mnie rzucili, ale wszystkich zwyciężyłem.
Może nie rzuciliby kamienia w moje okno, gdyby wiedzieli, jaką miałem opinię w Indianie. Teraz sami musieli się o tym przekonać: "Gdy zaczynasz z Joe Jacksonem dostajesz baty".
Po starciu z Gangiem postanowiłem jeszcze udoskonalić moją technikę walki. Dom wydawał mi się dobrym miejscem do trenowania. Niestety drzwi były z solidnego dębu i nic im się nie stało, gdy próbowałem je przebić. Porobiły mi się stwardnienia na kostkach rąk i nauczyłem się, jak mam trzymać kciuki i nadgarstki, żeby szybko i mocno uderzać. Któregoś dnia zrobiłem dziurę w drzwiach, przy czym o mało nie złamałem ręki. Tato po powrocie z pracy ze stoczni stwierdził, że nie powinienem rujnować mu drzwi.
Zmieniłem więc taktykę i walczyłem z każdym w okolicy, bez względu na to czy był starszy i większy ode mnie. Metoda była prosta. Gdy przeciwnik po moim prawym prostym jeszcze stał, wtedy wymierzałem mu jeszcze jeden cios, w który wkładałem całą siłę. Jeśli po tym jeszcze nie upadł, musiał mnie schwycić...
Gdy zaczęły się wakacje znowu rozglądałem się za zarobkiem. Usłyszałem o pracy oddalonej o 100 mil przy zbieraniu owoców i bawełny. Razem z kolegami szkolnymi pojechaliśmy do Bakersfield.
Pierwszy raz byłem sam poza domem. Meksykanie, Czarni i Japończycy pracowali razem na polach. Mieszkaliśmy w szałasach i wspólna ciężka praca bardzo nas do siebie zbliżyła. Najbardziej podobało mi się to, że było tam kilka ślicznych meksykańskich dziewcząt i w krótkim czasie otrzymałem kilka zaproszeń na weekendy.
Przy zbieraniu bawełny byliśmy opłacani za każdy funt. Wszyscy zaczynali w tym samym czasie. Gdy po paru minutach się oglądałem, większość osób zostawała już w tyle. ale jeden Meksykanin zawsze był z przodu. Zbierał dwa rzędy w czasie, gdy ja robiłem jeden i dochodził do 600 funtów w ciągu dnia. Pracowałem najszybciej jak mogłem, ale mój najlepszy wynik to 300 funtów dziennie. Inni zbierali najwyżej 250 funtów i to jest też bardzo dużo. (Parę lat później Tina Turner opowiadała w mediach, że zbierała 60 funtów bawełny w ciągu dnia i że uważała za obrzydliwe przędziołki i inne robaki na roślinach). Mój ojciec zawsze miał mnie na oku i dzwonił do mojego pracodawcy, żeby się o mnie dowiedzieć. Oczywiście dowiedział się jakim byłem dobrym zbieraczem bawełny.
Gdy wieczorem zmęczeni i spoceni, wracaliśmy z pola szliśmy najpierw pod prysznic. Łaźnia znajdowała się trochę z boku od szałasów. Po jednej stronie były prysznice męskie, po drugiej damskie. W pewien wieczór czterech chłopców i ja pobiegliśmy do przodu i w kucki siedzieliśmy na belkach nad prysznicami damskimi. Z góry patrzyliśmy, jak młode dziewczyny się rozbierają i biorą prysznic. Śmiali się i poszturchiwali nawzajem. Zachowywali się tak komicznie, że i ja zacząłem się śmiać i straciłem równowagę.
Spadłem z mojej belki w środek dziewczyn. Zbiły mnie mokrymi, skręconymi ręcznikami i jeszcze długo po tym robiły sobie ze mnie żarty. Wstydziłem się tego co zrobiłem, ale byłem młody i to było takie wesołe. Mimo wszystko postanowiłem nigdy już czegoś takiego nie robić.
Pewnego dnia poszliśmy pływać w Rosyjskiej rzece. Moi koledzy balansowali na pniu drzewa, który niczym cyrkowa lina prowadził nad wąwozem. Ja byłem ostatni. Wszyscy byli już po drugiej stronie i czekali na mnie. Nieopatrznie spojrzałem w ciemną przepaść. W tym momencie pień drzewa się obrócił i wpadłem w czarną czeluść. Wokół siebie słyszałem grzechotniki. Było ich tyle, że miało się wrażenie, iż śpiewają. Zacząłem się modlić. Na szczęście nic mi się nie stało, ale gdy wdrapałem się na górę, byłem cały podrapany i poraniony i koledzy musieli pomóc mi wyciągać kolce i ciernie. Byłem Jeszce nastolatkiem, ale miałem wrażenie, że jak kot wykorzystałem już pięć z moich dziewięciu żyć. Po tym wypadku wybraliśmy inną drogę powrotną do naszych szałasów.
Kocham tę część Kalifornii z jej pagórkowatym krajobrazem, gdzie kwitną żółte i pomarańczowe maki i wszędzie pachnie szałwią i sumakiem. Dzisiaj Kalifornia od dawna nie jest już tak piękna jak była 50 lat temu, zanieczyszczenie środowiska również tu daje znać o sobie. To jest też powód, dla którego jestem tak dumny z Michaela. On tyle robi dla środowiska. Protestuje przeciwko wszystkim rodzajom zanieczyszczeń, podarował dużo pieniędzy na ochronę środowiska i robi po prostu wszystko, co może, żeby zapobiec niszczeniu naszego środowiska.
Czas na farmie przeleciał szybciej, niż się spodziewałem i znowu musiałem wracać do Oakland, do szkoły. Również tam kieszonkowe zarabiałem samodzielnie, żeby móc sobie kupić książki i od czasu do czasu jakąś koszulę czy jeansy. Zaoszczędziłem tyle, że mogłem odwiedzić mamę.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
To ona mieszka w Niemczech ????
Spróbuje napisać może da autograf jak sam napisał a szczerze to ja na niego nie mogę patrzeć on jest dziwny jakiś na stronie tmz jest filmik jak stoi taki bezradny sam przed jakąś biedronką i potem wchodzi do hamera a kamerzysta kameruje a on przechodzi koło niego i udaje że go tu niema .
JOSEPH JACKSON
Postfach 1462
26172 Rastede
Germany
Spróbuje napisać może da autograf jak sam napisał a szczerze to ja na niego nie mogę patrzeć on jest dziwny jakiś na stronie tmz jest filmik jak stoi taki bezradny sam przed jakąś biedronką i potem wchodzi do hamera a kamerzysta kameruje a on przechodzi koło niego i udaje że go tu niema .
JOSEPH JACKSON
Postfach 1462
26172 Rastede
Germany
-
- Posty: 9
- Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 22:30
-
- Posty: 9
- Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 22:30
Podobno tego nawet dzieci Josepha i Katherine nie wiedzą (książka La Toyi ), wątpię byśmy kiedykolwiek się dowiedzieli o tym ale mam nadzieję, że się mylę. Wydaje mi się, że gdzieś czytałem o tym jak mniej więcej to było. Chyba od La Toyi, jej książki.chcialam sie dowiedziec jak sie poznali z Catherine;)
Najlepiej nie piszmy już tutaj, że ponawiamy prośby itp. bo za każdym razem gdy się patrzy na ten temat to na pierwszą myśl przychodzi nowy rozdział. Spokojnie zaczekajmy przecież to nie jest język angielski czy polski tylko niemiecki, który jest bardzo trudny. Dobrze, że te 4 rozdziały zostały nam podane jak na tacy za co jestem baaardzo wdzięczny
Witajcie przepraszam, że na razie nie ma tłumaczenia ale byłam poza domem ferie zimowe... za tydzień ponownie wyjeżdżam ... więc znowu mała przerwa. Dzisiaj wieczorem streszczę kolejny rozdział "Odwiedziny w Indianie" Joe opisuje tu swój pobyt w Indianie u mamy oraz pracę hucie stali. Kolejny rozdział nosi tytuł "Moja dziewczyna" chyba wiecie o kogo chodzi :) Może znajdę czas by przetłumaczyć go w całości ale nie obiecuję. Proszę o odrobinę cierpliwości i strasznie się cieszę, że jednak ktoś to czyta... mam nadzieję, że jak zaczną się rozdziały dotyczące dzieci będzie więcej komentarzy. Ok biorę się za streszczenie.... :D
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
MonikaJ nawet nie wiesz jak jesteśmy Tobie wdzięczni za to co robisz. Tak wielu z nas nie ma możliwości zagłębić się w takie wydawnictwa, a Ty nam to umożliwiasz
Z przedstawionych tu streszczeń i tłumaczeń książki, ten tyran Joe jawi nam się jako zwykły, wrażliwy dzieciak, potem młody człowiek. Zapewne posiadał te wszystkie dobre cechy, ale trudne życie w ówczesnych czasach spowodowały nakrycie się ochronnym pancerzem. Dlatego też zamiast przyjmować tak łatwo, to czym karmią nam wszelakie media, lepiej odnieść się do źródeł i samemu wyciągnąć wnioski. Wszystko przecież ma swoją przyczynę.
Dobrze jest też zobaczyć co już się niby wie, ale od tej drugiej strony. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
Z przedstawionych tu streszczeń i tłumaczeń książki, ten tyran Joe jawi nam się jako zwykły, wrażliwy dzieciak, potem młody człowiek. Zapewne posiadał te wszystkie dobre cechy, ale trudne życie w ówczesnych czasach spowodowały nakrycie się ochronnym pancerzem. Dlatego też zamiast przyjmować tak łatwo, to czym karmią nam wszelakie media, lepiej odnieść się do źródeł i samemu wyciągnąć wnioski. Wszystko przecież ma swoją przyczynę.
Dobrze jest też zobaczyć co już się niby wie, ale od tej drugiej strony. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
**********
There's a place in your heart
And I know that it is love
**********
rozdz. 5 - Odwiedziny w Indianie
Mama ciągle pytała Joe kiedy wreszcie do niej przyjedzie, w końcu stało się to możliwe. Podróż Joe wspomina jako niezwykle fascynującą, jechał autobusem i ogromne wrażenie zrobił na nim przystanek w środku pustyni niedaleko od Wielkiego Kanionu, gdy pierwszy raz zobaczył Indian. Gary okazało się inne niż sobie wyobrażał, to było małe i brudne miasteczko, właściwie miał ochotę natychmiast wsiąść do autobusu i wracać. Ucieszył go jednak widok mamy i ciotki. Jego mama mieszkała razem z rodziną jej brata. Przygotowała przyjęcie powitalne z muzyką i tańcami. Joe poznawał swoich krewnych. Dużo opowiadał o szkole i życiu w słonecznej Kalifornii. Po jakimś czasie przyzwyczaił się do Indiany i zaczął zastanawiać się jak wygląda tu jesień i szkoła. Mama i ojczym znaleźli wreszcie mieszkanie i przeprowadzili się do wschodniego Chicago. Joe został u mamy ale każde ferie spędzał u ojca. Ciągle "kursował" między rodzicami niczym piłeczka do ping-ponga. Zaczął zastanawiać się nad swoją przyszłością i tym co chce robić, nie był to jednak jeszcze dobry czas dla młodych Afroamerykanów, jeśli chodzi o branżę rozrywkową. Niewielu było czarnych aktorów. Joe regularnie chodził do kina marząc o karierze aktorskiej.
Po jakimś czasie znowu wróciła do ojca do Oakland. W każdą środę wieczorem chodzili razem oglądać walki bokserskie. Bardzo mu się to podobało. Postanowił trenować boks. Trener go uważnie obserwował i któregoś dnia powiedział "Joe jesteś już gotów. Wystąpisz na ringu, zobaczymy jak dasz sobie radę". Okazało się, że jego przeciwnik był dużo większy, gdy zwrócił na to trenerowi uwagę ten odpowiedział, że wystarczy jak wytrzyma dwie rundy. Joe opisuje swoją pierwszą walkę, stojąc w narożniku czuł jak drżą mu kolana. Był zwinny więc udało mu sie w czasie pierwszej rundy uniknąć morderczych ciosów, chciał zrezygnować z walki w następnej rundzie - nie pozwolono mu. Walczył tak jakby miał przed sobą cały gang i powalił przeciwnika na deski. Od tego momentu było mu już wszystko jedno jak wielki jest jego przeciwnik, wytrwale trenował. Wygrywał wszystkie amatorskie walki najczęściej poprzez nokaut. Wydawało się, że zostanie zawodowym bokserem aż w końcu nadeszła walka, której nigdy nie zapomniał. Po czterech rundach jego twarz była zmasakrowana jego przeciwnik był bardziej doświadczony. Po tej walce zrezygnował z boksu. Miał warunki by zostać być może Championem ale przed oczami miał też niektórych kolegów bokserów, którzy umierali na ringu albo mieli potem poważne problemu zdrowotne i to zadecydowało.
rootsweb.ancestry.com
Po dwóch latach znowu pojechał do wschodniego Chicago. Pisał często do ojca, nienawidził tego, że jego rodzice są rozwiedzeni. Po ukończeniu szkoły zaczął rozglądać się za pracą, oczywiście ciągle marzył o show biznesie ale to na razie było nierealne. Otrzymał pracę na kolei przy wymianie podkładów kolejowych. Praca była bardzo wyczerpująca ważył zaledwie 140 funtów tylko skóra i kości. Czasami zdarzało się, że główka młota spadała z trzonu i trafiała kogoś śmiertelnie - dzisiaj tego typu prace wykonują maszyny.
W końcu ojczym załatwił mu pracę w fabryce. Jakiś czas pracował jako operator dźwigu, potem zaproponowano mu pracę w Stalowni. Zaczynał od najgorszej roboty pracował przy piecu hutniczym. Praca była bardzo ciężka, przy piecu nie dało sie wytrzymać dłużej niż 10minut. Zadaniem jego było rozbijanie za pomocą młota pneumatycznego stalowej szlaki, która pokrywała kamienne ściany oraz zdzieranie stali z podłogi żeby wymieniać uszkodzone kamienie. Gdy wychodził był pokryty czarną mazią. Oczy piekły, parzyły gdy ściągał maskę i okulary ochronne. " Dostawaliśmy łyk wody i wielu z nas padało bez przytomności.." Potem pracował w kominie, wcale nie było lżej. Musiał wpełzać do dziury która prowadziła do podziemnego tunelu,, który sięgał do podłogi pieca. Tunel mierzył tylko 3 stopy trzeba było uważać żeby nie dotykać ciałem gorących ścian. Miał ze sobą wiadro i powróz, a ponieważ stalowa sadza, którą miał napełniać wiadro, była trująca przez cały czas wstrzymywał oddech. Również i przy tej pracy ludzie tracili przytomność, Joe nigdy sie to nie zdarzyło ale miał silne bóle głowy. Te doświadczenia przy pracy w stalowni tylko utwierdziły go w przekonaniu, że musi robić coś innego, musi się z tego wyrwać. Stojąc pod prysznicem myślał znowu o pracy w rozrywce. Poza tym chciał się ozenić. "... Była pewna młoda dziewczyna, w której byłem zakochany. Tak wtedy myślałem. Josephine i ja powiedzieliśmy już sobie sakramentalne tak i byliśmy razem przez trzy lata. Niestety nie była mi wierna, co powodowało, że ciągle mieliśmy problemy. Po trzech latach rozstaliśmy się. Przed paroma laty dowiedziałem się, że umarła..."
Mama ciągle pytała Joe kiedy wreszcie do niej przyjedzie, w końcu stało się to możliwe. Podróż Joe wspomina jako niezwykle fascynującą, jechał autobusem i ogromne wrażenie zrobił na nim przystanek w środku pustyni niedaleko od Wielkiego Kanionu, gdy pierwszy raz zobaczył Indian. Gary okazało się inne niż sobie wyobrażał, to było małe i brudne miasteczko, właściwie miał ochotę natychmiast wsiąść do autobusu i wracać. Ucieszył go jednak widok mamy i ciotki. Jego mama mieszkała razem z rodziną jej brata. Przygotowała przyjęcie powitalne z muzyką i tańcami. Joe poznawał swoich krewnych. Dużo opowiadał o szkole i życiu w słonecznej Kalifornii. Po jakimś czasie przyzwyczaił się do Indiany i zaczął zastanawiać się jak wygląda tu jesień i szkoła. Mama i ojczym znaleźli wreszcie mieszkanie i przeprowadzili się do wschodniego Chicago. Joe został u mamy ale każde ferie spędzał u ojca. Ciągle "kursował" między rodzicami niczym piłeczka do ping-ponga. Zaczął zastanawiać się nad swoją przyszłością i tym co chce robić, nie był to jednak jeszcze dobry czas dla młodych Afroamerykanów, jeśli chodzi o branżę rozrywkową. Niewielu było czarnych aktorów. Joe regularnie chodził do kina marząc o karierze aktorskiej.
Po jakimś czasie znowu wróciła do ojca do Oakland. W każdą środę wieczorem chodzili razem oglądać walki bokserskie. Bardzo mu się to podobało. Postanowił trenować boks. Trener go uważnie obserwował i któregoś dnia powiedział "Joe jesteś już gotów. Wystąpisz na ringu, zobaczymy jak dasz sobie radę". Okazało się, że jego przeciwnik był dużo większy, gdy zwrócił na to trenerowi uwagę ten odpowiedział, że wystarczy jak wytrzyma dwie rundy. Joe opisuje swoją pierwszą walkę, stojąc w narożniku czuł jak drżą mu kolana. Był zwinny więc udało mu sie w czasie pierwszej rundy uniknąć morderczych ciosów, chciał zrezygnować z walki w następnej rundzie - nie pozwolono mu. Walczył tak jakby miał przed sobą cały gang i powalił przeciwnika na deski. Od tego momentu było mu już wszystko jedno jak wielki jest jego przeciwnik, wytrwale trenował. Wygrywał wszystkie amatorskie walki najczęściej poprzez nokaut. Wydawało się, że zostanie zawodowym bokserem aż w końcu nadeszła walka, której nigdy nie zapomniał. Po czterech rundach jego twarz była zmasakrowana jego przeciwnik był bardziej doświadczony. Po tej walce zrezygnował z boksu. Miał warunki by zostać być może Championem ale przed oczami miał też niektórych kolegów bokserów, którzy umierali na ringu albo mieli potem poważne problemu zdrowotne i to zadecydowało.
rootsweb.ancestry.com
Po dwóch latach znowu pojechał do wschodniego Chicago. Pisał często do ojca, nienawidził tego, że jego rodzice są rozwiedzeni. Po ukończeniu szkoły zaczął rozglądać się za pracą, oczywiście ciągle marzył o show biznesie ale to na razie było nierealne. Otrzymał pracę na kolei przy wymianie podkładów kolejowych. Praca była bardzo wyczerpująca ważył zaledwie 140 funtów tylko skóra i kości. Czasami zdarzało się, że główka młota spadała z trzonu i trafiała kogoś śmiertelnie - dzisiaj tego typu prace wykonują maszyny.
W końcu ojczym załatwił mu pracę w fabryce. Jakiś czas pracował jako operator dźwigu, potem zaproponowano mu pracę w Stalowni. Zaczynał od najgorszej roboty pracował przy piecu hutniczym. Praca była bardzo ciężka, przy piecu nie dało sie wytrzymać dłużej niż 10minut. Zadaniem jego było rozbijanie za pomocą młota pneumatycznego stalowej szlaki, która pokrywała kamienne ściany oraz zdzieranie stali z podłogi żeby wymieniać uszkodzone kamienie. Gdy wychodził był pokryty czarną mazią. Oczy piekły, parzyły gdy ściągał maskę i okulary ochronne. " Dostawaliśmy łyk wody i wielu z nas padało bez przytomności.." Potem pracował w kominie, wcale nie było lżej. Musiał wpełzać do dziury która prowadziła do podziemnego tunelu,, który sięgał do podłogi pieca. Tunel mierzył tylko 3 stopy trzeba było uważać żeby nie dotykać ciałem gorących ścian. Miał ze sobą wiadro i powróz, a ponieważ stalowa sadza, którą miał napełniać wiadro, była trująca przez cały czas wstrzymywał oddech. Również i przy tej pracy ludzie tracili przytomność, Joe nigdy sie to nie zdarzyło ale miał silne bóle głowy. Te doświadczenia przy pracy w stalowni tylko utwierdziły go w przekonaniu, że musi robić coś innego, musi się z tego wyrwać. Stojąc pod prysznicem myślał znowu o pracy w rozrywce. Poza tym chciał się ozenić. "... Była pewna młoda dziewczyna, w której byłem zakochany. Tak wtedy myślałem. Josephine i ja powiedzieliśmy już sobie sakramentalne tak i byliśmy razem przez trzy lata. Niestety nie była mi wierna, co powodowało, że ciągle mieliśmy problemy. Po trzech latach rozstaliśmy się. Przed paroma laty dowiedziałem się, że umarła..."
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
-
- Posty: 9
- Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 22:30