Michael fanem M. Monroe [koment.]

O Michaelu rozmowy luźne.

Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia

Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Skąd: z miasta świętego Mikołaja

Michael fanem M. Monroe [koment.]

Post autor: kaem »

Ujawniono jedno ze zdjęć Marilyn Monroe z JFK. Fotografii było więcej, ale zostały skonfiskowane przez FBI. Zdjęcie pochodzi ze słynnej gali, kiedy Marilyn zaśpiewała Happy Birthday na 45-lecie urodzin prezydenta- jej ostatnie ważne publiczne wystąpienie przed tajemniczą śmiercią w 1962 roku.
Fotografia należała do Cecila Stoughtona, który twierdził, że ocalała dzięki temu, iż jeszcze się suszyła po wywołaniu. Stoughton krótko przed śmiercią w 2008 roku odsprzedał zdjęcie. Obecnie właścicielem jest Keya Morgan. Morgan pracuje nad filmem dokumentalnym o M.Monroe Marilyn Monroe: Murder on Fifth Helena Drive.
Ujawnia, że z powodu Monroe ówczesna Pierwsza Dama USA, Jacqueline Kennedy, odmówiła brania udziału w gali na cześć męża.
Stoughton nie mógł ujawniać zdjęcia do czasu śmierci Jacqueline Kennedy.
Miał 10 odbitek zdjęcia, wielkości 30x30cali. 9 z nich zostanie sprzedane w Art & Artifact Gallery w West Hollywood, Kalifornia. dziesiąte zdjęcie zostało sprezentowane Michaelowi Jacksonowi 2 lata temu. Morgan, który był przyjacielem gwiazdora, twierdzi, iż Michael był wielkim fanem Monroe.

Obrazek

Na zdjęciu, obok M.Monroe i prezydenta, można dostrzec w tyle Henry'ego Belafonte, którego znamy min. z We Are the World, brata prezydenta, Roberta, a po prawej historyka, Artura Schlesingera.
Komentujemy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Skąd: Jaworzno

Post autor: Amelia »

Nie dziwi mnie to.
Marilyn była artystą kompletną, perfekcyjną przed kamerą, lecz bardzo zagubioną we własnym życiu, poszukującą własnego "ja".
Prywatnie jestem fanką Monroe. Czytając, oglądając ją dostrzegam duże podobieństwo do postaci Michaela, to pewnego rodzaju zagubienie w świecie przy pozornym zespoleniu z nim, pasowaniu do niego.

Gdy ktoś pyta jaki był Michael i jaka była Marilyn, nie wiem co powiedzieć.
Mają w sobie tajemnicę, niejednoznaczność, dwa światy ( a nawet więcej) w jednym ciele.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
Ola2003
Posty: 273
Rejestracja: wt, 22 wrz 2009, 16:58
Skąd: Wałbrzych

Post autor: Ola2003 »

Już jako nastolatka uwielbiałam oglądać filmy z udziałem MM. Byłam zafascynowana jej kreacjami aktorskimi, przez wielu postrzeganymi jako szablonowe i infantylne. Mnie jednak zawsze intrygował warsztat, który opanowała do perfekcji, łącząc na ekranie niewinność i naturalny sexappeal. Aura erotyzmu, która otaczała ją od najwcześniejszych lat bytności na ekranie utorowała jej drogę do kariery, ale i stała się przekleństwem, z którym walczyła do końca życia.
Powszechnie wiadomym jest, iż wizerunek „głupiej blondynki”, który przylgnął do niej zaraz na początku kariery filmowej zaowocował niemożnością wyzwolenia się zawodowego, a co za tym idzie ukazania światu prawdziwego oblicza „boskiej Marilyn”. Próbkę niewykorzystanych nigdy w pełni możliwości aktorskich, dramatyzmu, jakim potrafiła obdarzyć swoją bohaterkę możemy zobaczyć w „Skłóconych z życiem” (The Misfits) na podstawie scenariusza ówczesnego męża aktorki, dramaturga Artura Millera. Rola Marilyn nabrała tym głębszego znaczenia, iż w momencie realizacji filmu małżeństwo Monroe i Millera chyliło się ku upadkowi, a całą wewnętrzną walkę z emocjami, wywołanymi przegraną batalią o związek aktorka przelała na ekran.
Marilyn i Michaela łączyło wiele, począwszy od z góry skazanej na porażkę walki z utartymi przez media i otoczenie wizerunkami, poprzez wieczne poszukiwanie miłości (nam, jako fanom wiadomym jest, iż Michael za wszelką cenę pragnął być kochanym i akceptowanym, natomiast miłośnicy MM wiedzą doskonale, iż przez całe swoje życie aktorka obsesyjnie poszukiwała kogoś, kto wypełni pustkę, stając się zarówno ojcem, którego nigdy nie miała jak i kochankiem, który zaakceptuje ją jako kobietę z krwi i kości, a nie tylko obiekt pożądania jednocześnie; pełne goryczy słowa MM: „mężczyźni idą do łóżka z Marilyn, a budzą się przy Normie Jean” świadczą o rozczarowaniu, jakiego niejednokrotnie doświadczyła z ich strony), na uzależnieniu od leków pobudzających i nasennych, które w rezultacie doprowadziły oboje do tragicznej śmierci kończąc.
Warto byłoby poruszyć w tym miejscu jeszcze jeden aspekt, mianowicie brak prawdziwego dzieciństwa i rodzinnego ciepła. Marilyn, oddana przez niezrównoważoną psychicznie matkę do domu dziecka, od najwcześniejszych lat tułała się po rodzinach zastępczych. Pozbawiona już na starcie wzorców, podobnie jak Michael, odczuwała wieczne zagubienie i niedopasowanie do otaczającej ją rzeczywistości. Twierdziła niejednokrotnie, iż w głębi serca na zawsze pozostała tamtą małą Normą Jean, która pragnie jedynie, by ktoś po prostu ją kochał.
Myślę, iż Michael, jako wielki miłośnik sztuki filmowej nie tylko pozostawał pod wrażeniem MM jako aktorki, lecz niewątpliwie znając koleje jej losu identyfikował się z nią na wielu płaszczyznach.
Ostatnio zmieniony czw, 03 cze 2010, 17:54 przez Ola2003, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Awatar użytkownika
MJwroc
Posty: 512
Rejestracja: sob, 03 paź 2009, 9:03
Skąd: Wrocław i Poznań

Post autor: MJwroc »

Kto wie, może (oprócz tych wariatek o których mówił MJ, że go zainspirowały) i Marylin-Norma Jean- była inspiracją do napisania Billie Jean? Michael nie przyznawał się do wielu rzeczy i wszyscy o tym wiemy; trzymał w ukryciu swoje teksty i dema, które być może już w listopadzie będziemy słuchać.

A ten słynny fragment też może o tym świadczyć:
she was more like a beauty queen
from a movie scene
hanka
Posty: 58
Rejestracja: wt, 04 sie 2009, 21:06

Post autor: hanka »

Nie trudno chyba dostrzec analogię obu dusz - wielka sława ale i wielka samotność, wielki talent ale i ogromna jego cena... To, co powiedziała Marylin, równie dobrze mógłby powiedzieć Michael, bo dobrze wiemy, jak bardzo oboje byli samotni: "Kariera to bardzo piękna rzecz, ale nie można się do niej przytulić w zimną noc"...
"Pamiętaj, nieśmiertelność należy do ciebie...Musisz ją tylko stworzyć." - Michael Jackson
Awatar użytkownika
Sybirra
Posty: 484
Rejestracja: pt, 14 sie 2009, 22:44
Skąd: Rabka

Post autor: Sybirra »

Nie trzeba myślę szukać jakis wypowiedzi, by stwierdzić, że każdy facet jest fanem Marilyn. Każdy zabiera coś z niej i czyni swoją wartością.
Kobiety natomiast czynia z niej swoją konkurentkę w pozytywnym tego słowa znaczeniu; ideał, do którego dążą.
Michael nie widział w niej symbolu seksu, nie widział ideału, widział w niej osobe pararelną do swego "ja".
Myślę, że odierali na tych samych falach.
W podświadomości były ukryte podobne kompleksy (brak akceptacji w młodości - na tle wyglądu, te same negatywne skutki sławy w późniejszym życiu). Ale nie stanowiła ona jedyne bazy do stagnacji myśli twórczej, wręcz przeciwnie. Marilin pozwalała się ona wczuc w odgrywane role. Michaelowi służyła za wenę, której wspomnienie było niezbędnym elementem.
Nadświadomość określała ich byt, ich cel w życiu, który często graniczył z absurdem. Ponadrzeciętne, wyższe Ego pozwalało na zataczanie duchowych okręgów nad horyzonetem osiągniętej nirvany. Żyli nią w 60 %. On nie byli stworzeni, by ich poddawać kreacji pewnych koncepcji. To oni kreowali świat i potrzebowali do tego więcej enerii, rodzącej natchnienie, oświecenie i oczyszczenie.
Swiadomość była jedynie dodatkiem do ich osobowości. Tak naprawdę była pyłem powstałym na skutek ścierania się dwóch skrajnych struktur osobowości.
Natomiast nieświadomość moim zdaniem przyczyniła się do ich upadku... Wszystko co ich idealizm i perfekcjonizm odrzucał trafiało do tej sfery i tak skumulowane uderzyło w odpowiednim momencie...

Byli geniuszami w swych dziedzinach. Konstruowali świat inaczej, nieschematycznie, widzieli to co innym dane zobaczyć nie było.
Z tego względu trudno ich zrozumieć i pojąć pobudki, którymi się kierowali. Lecz każda próba odkrycia ich wnętrza ubogaca nas.
Kontemplacja nad tymi osobami rozwija nasza własna osobowość i czyni ją wartościowszą.

Jednakże moim zdaniem geniusze sa z góry skazani na porażke. Chca żyć 'normalnie' i typowo jak inni, oddalają się od swoich możliwości i potrzeb, co czyni ich niespełnionymi. Natomiast dotykając swej indywidualności skazani sa jako jednostki na brak zrozumienia. Cokolwiek by nie wybrali i tak pozostaje im samotność.
I ta dwójka o tym wiedziała...

Lepiej być nieszczęśliwą samotnie, niż nieszczęśliwą z kimś innym.
Marilyn Monroe

* Czy Michael i Marilyn stworzyliby idealny związek partnerski?
Nie, gdyż magnesy o tych samych biegunach nigdy sie nie przyciągną...

-> temat posprzątany 29 czerwca 2010.
mav.
Obrazek
ODPOWIEDZ