whoisit1 pisze:hm.michael by się chyba powiesił gdyby wiedziasł jakich ma fanów
No jeśli do szczęścia są mu potrzebne tylko uwielbienie i pochlebstwa to może i by się powiesił. Ale gdyby jednak przeżył tę krytykę, to może by zrozumiał, że artystom takiego formatu - zresztą artystom każdego jednego formatu - nie wypada, a wręcz, że to wstyd, wychodzić na scenę nie po to żeby śpiewać, ale po to, żeby jedynie udawać że się śpiewa.
guruFARMI pisze:Jagger drze sie na albumach studyjnych i to samo robi na scenie- różnicy właściwie brak.
Przyznam, że słyszałam prawie wszystkie albumy Stonsów, połowę z nich mam na własność i nigdzie nie słyszę, żeby Jagger się w którejś piosence darł? Nie wiem, może czegoś nie dosłyszałam więc proszę o przykład. Oglądałam też parę koncertów Stonsów i muszę stwierdzić, że różnic pomiędzy nagraniami studyjnymi, a wykonaniami scenicznymi jest ogromnie wiele, tak w wokalu jak i w grze muzyków. Nie mówiąc już o utworach Claptona, Bowiego czy innych, to jest prawdziwy majstersztyk, a nie żadne darcie się. I gdyby się im przytrafiła jakaś poważna wpadka to krytycy muzyczni też by im nie szczędzili krytyki. Wręcz przeciwnie. Są artystami takiego formatu, że gdyby wyszło na jaw, że grają koncerty z playbacku to w jednej sekundzie byliby muzycznie i artystycznie skończeni, gdyż są właśnie tak wielkimi muzykami, PRAWDZIWYMI muzykami, że nie mogą sobie pozwolić nawet na myśl o śpiewaniu czy graniu z taśmy. Tego nie wybaczyliby im ani fani, ani media, ani nikt. Nawet sobie nie wyobrażam obudzić się pewnego dnia i usłyszeć, że np. Bruce Springsteen zagrał koncert dla 50.000 ludzi z playbacku. I nieprawdą jest, że ich koncerty nie są dokładnie obserwowane przez media i że mogą się wydzierać na scenie jak im się tylko podoba, bo nikt nie wymaga od nich wielkiego perfekcjonizmu. Otóż tacy Rolling Stones robią setki prób przed koncertami, wszystko doppinają na ostatni guzik i wszystko właśnie musi być perfekcyjne. Byli U2, przyjadą Stonsi - będą tam setki dziennikarzy, którzy później zdadzą dokładne recenzje co i jak było, nic nie umknie ich uwadze i jeśli zespół zaliczy wpadki to dziennikarze z pewnością im je wypomną (co zdarzało się już zresztą nie raz).
Jackson byl absolutnie numerem 1. kazdy koncert mial byc idealny, sprzedany 10 razy, nagrany dla TV, bez wpadek, .. wręcz najlepszy.
Moim zdaniem lekka przesada. Czy od MJ na trasie Dangerous czy History ktoś wymagał, żeby wszystko było totalnie idealnie? Ile koncertów było nagranych na potrzeby wyemitowania w TV, można policzyć na palcach jednej ręki. Od czasów Jackson 5 do trasy Bad włącznie śpiewał na żywo i pewnie nie raz coś tam pomylił, zaimprowizował i nikt mu tego nie wypominał - wszyscy byli zachwyceni. Więc nie ma co przesadzać, że Jackson to największy z największych, i jakby nagle na trasie History przy śpiewaniu Billie Jean coś zafałszował czy zapomniał tekstu to byłaby tragedia na skalę światową. Ja mam inną teorię - taką, że na trasie Dangerous i History już mu się na żywo śpiewać nie chciało, po prostu...
zmęczenie psuje kazdą piosenkę niszcząc jej ideał....
Jak ktoś nie chce niszczyć ideału to niech się ograniczy do wydawania piosenek na płycie, a nie zabiera się za koncertowanie.
No ale... to już są indywidualne sprawy, po co kto chodzi na koncerty. Jak ktoś idzie po to, żeby stać i słuchać taśmy i jeszcze go to niesamowicie zadowala to jego sprawa. Ja też takie koncerty lubiłam... jak miałam 5 lat. Dziś już nie wyobrażam sobie uczestniczyć w czymś takim. Co to za radocha jak idziesz na koncert i stojąc pod sceną równie dobrze możesz sobie słuchać w tym momencie piosenek z discmana, a nie tego co "na żywo" bo i tak nie ma różnicy.
Teraz już dorosłam (tzn. w pewien sposób jeśli chodzi o moje
interesowanie się muzyką) i chodzę na koncerty przede wszystkim dla muzyki, po to żeby usłyszeć głos wykonawcy, i grę muzyków a przy okazji żeby się dobrze bawić. A nie żeby stać wpatrzona w obiekt na scenie i wylewać łzy przez cały koncert z myślą jaki to mój idol jest piękny. Chodzę na koncerty po to żeby usłyszeć piosenki w trochę innym wykonaniu niż znam z płyty. Po to, żeby usłyszeć w głosie wokalisty to jego zmęczenie właśnie, żeby wiedzieć że ten gość stoi na scenie, bo naprawdę mnie i wszystkim obecnym ludziom chce dać z siebie wszystko. Po to żeby usłyszeć jak wykonawca dodał do utworu coś innego, zmienił słowa piosenki, coś powiedział w połowie, coś zaimprowizował czy w ogóle zapomniał tekst, bo to zdarza się właściwie wszystkim grającym na żywo. Zresztą dzieją się różne takie wpadki, ale właśnie publiczność to kocha, i takie momenty koncertu wszyscy najmilej wspominają. Idzie się na koncert i nigdy się nie wie co się tym razem wydarzy. Na koncercie Metallicy Jason raz biegł po schodach bo chciał stanąć przy Larsie koło perkusji, ale się potknął i wyłożył z gitarą na schodach - no i przez pół piosenki nie było słychać gitary, dopóki się nie pozbierał i nie zaczął grać dalej. Więc ludzie mogli sobie posłuchać wersji utworu bez gitary. Na rockowych koncertach niczego nie ma z góry ustalonego (czasem nawet setlistę muzycy zmieniają sobie będąc już na scenie) - wszystko dzieje się spontanicznie. A u takiej Britney czy Jacksona nie ważne czy się ktoś potknie, czy coś innego bo i tak zawsze wszystko jest "perfekcyjnie" - tylko, że taki rodzaj perfekcji to naprawdę żaden powód do chwały.
nie ujmując geniuszu jacksonowi, prawdą jest ze został przereklamowany
Z tym się zgodzę.