Strona 11 z 23

: czw, 15 maja 2008, 18:18
autor: homesick
ja tam slyszalam o 12 mln, na calym swiecie, ale z ktorego roku to dane...

: pt, 16 maja 2008, 0:02
autor: Lika
Bo z Michaelem i jego płytami nigdy nic nie wiadomo nenene

Chociażby Thriller :diabel: --> jeden wie ile tego tak naprawdę poszło??
Jak ktoś się pyta... nie będę przecież podważać certyfikatów Guinnessa :]

Invincible? Najczęściej trafiam na liczby: 8, 10, lub 12 milionów.
Całkiem sporo, jak na płytę bez promocji ;)

: sob, 07 cze 2008, 20:42
autor: kaem
7 czerwca 2008 roku forumowicze w tym wątku uszeregowali piosenki z albumu INVINCIBLE, od najsłabszej, do najlepszej.
Oto wyniki:

16. You Are My Life
15. Don't Walk Away
14. The Lost Children
13. Speechless
12. Cry
11. Privacy
10. Heaven Can Wait
09. Butterflies
08. Threatened
07. Invincible
06. Break Of Dawn
05. Heartbreaker
04. You Rock My World
03. 2000 Watts
02. Unbreakable
01. Whatever Happens


Gratulacje dla Mandeya. To Ty obstawiłeś jako jedyny trafnie pierwszą trójkę.

Poniżej można komentować wyniki i cała zabawę z Invincible w Najsłabszym Ogniwie. Wkróce zrobię tradycyjne podsumowanie.

: sob, 07 cze 2008, 21:08
autor: kuba
01. Whatever Happens

:-/ jestem mocno niezadowolony
Na invincible jest dużo lepszych piosenek, chodźby 2000 watts

: sob, 07 cze 2008, 22:47
autor: malakonserwa
jestem mocno niezadowolony
Mocno niezadowolona to ja jestem z faktu, że Speechless odpadło już w czwartej kolejce...

Whathever Happenes zaś, zostało słusznie wybrane najlepszą piosenką "Invincible".
Na otarcie moich łez :-)

: sob, 07 cze 2008, 23:01
autor: Speed Demon
Ok, "WH" może być. To dowodzi tylko tego, że "Invincible" zdecydowanie należy skrócić, a rozsiew głosów w początkowych etapach - że ma dużo słabych punktów

: sob, 07 cze 2008, 23:02
autor: Lika
Połowiczna radość ze zwycięstwa...

Cieszę się, że wygrało Whatever Happens - zasługiwało na zwycięstwo.
Cieszę się, że nie przyłożyłam do tego ręki - nie zasłużyliśmy na to.
Dalszy komentarz zbędny, wszyscy wiedzą co myślę o ostatniej rundzie... :snajper:

Tak więc "dziatki" kochane z jednego ojca Michaela i jednej siadeh_ matki - odkładamy na bok jajka, oraz pomidory :P
Chwila wytchnienia i... bierzemy się za coś - przy czym można (a wręcz trzeba!) się wykazać, nie wyżywać :D
kaem pisze: A już za trzy dni wybieramy najlepszy album Michaela Jacksona z czasów wytwórni Epic. Michael zmienia wytwórnię. Czas podsumować ten okres.
Czyli teraz najlepszy album Michaela? Dopiero potem Thrid Album i J5

Tak się głupio zapytam, bo nie do końca rozumiem...
Z tego uszeregowania coś później wyniknie, czy tak sobie 'dla porządku" to robimy - bo nie robiliśmy?
HIStory, Bad, Thriller, czy Off The Wall już rozbieraliśmy, a to przecież Epic.
Będziemy je ciąć 2 raz?
Na 4um pojawili sie nowi ludzie. Mogą być inne wyniki...

Zupełnie inaczej niż przy Jackson 5 i The Jacksons. Tak od tyłu.
kaem pisze: Kto pierwszy do wtorku tutaj trafnie wytypuje ostateczny wynik, a zapłacił bądź zapłaci do końca czerwca za udział w zlocie (warunek!), ma ode mnie w prezencie vinyl Thriller.
Widzę, że starasz się jak możesz :), tylko czy to coś da... :surrender:
Ale się u nas ostatnio moda na konkursy zrobiła ;-)
kaem pisze: Gratulacje dla Mandeya. To Ty obstawiłeś jako jedyny trafnie pierwszą trójkę.
Mnie też od razu "spodobała się" ta Mandeyowa trójka.
W tym sensie, iż wiedziałam, że tak właśnie może wyglądać podium
--> nie moje prywatne rzecz jasna, bo dla Unbreakable brak tam miejsca...

Napisałam nawet, że Mandey uważnie śledzi wątek :]

Ja jednak wolę rozgrywki z J5 i TJ, niż z Michaelem... :wariat:

: sob, 07 cze 2008, 23:03
autor: Mandey
Szczerze? Nareszcie się to skończyło.
Nerwy mi puszczały, za co przepraszam z niektóre wypowiedzi. :-/
kaem pisze:Gratulacje dla Mandeya. To Ty obstawiłeś jako jedyny trafnie pierwszą trójkę.
Dzięki.
Po tym jak odpadło Butterflies wróciłem na początek wątku
i zauważyłem że jednak wolimy szybko.
Podium jak podium, ja widzę je inaczej u mnie ale ok.
2000 Watts nowatorski dziwny wokal Michaela, wiedziałem
że większości przypadł do gustu, co do Unbreakable tu
charyzma kolegi Maro :-P zrobiła swoje i żeńska część publiki
poszła za jego typem, by móc na zlocie choć jedną fotkę z kolegą na emigracji sobie zrobić :smiech: . To wszystko żarty.
Whatever Happens winner! U mnie na drugim, ale wśród
naszej społeczności z forum nie wyobrażałem sobie inaczej.

My Top 3:
1. Heartbreaker
2. Whatever Happens
3. Butterflies


Pozdro ;-)

EDIT: Co do kolejnego najsłabszego ogniwa Kaem chyba ma na myśli wybranie najlepszego albumu z okresu Epic, czyli:
Off The Wall, Thriller, Bad, Dangerous, HIStory, Blood On The Dance Floor / HIStory In The Mix i Invincible bo jest przekonany że wygra Dangerous który jeszcze przerabiany nie był i po tym była by do tego okazja. Mylę się panie przewodniczący? ;-) Ja bym wygranej Dangerous nie był taki pewny.

: sob, 07 cze 2008, 23:49
autor: Canario
Mandey pisze:Szczerze? Nareszcie się to skończyło.
Nerwy mi puszczały, za co przepraszam z niektóre wypowiedzi. :-/
Nie ma za co przepraszac Mandey. To raczej inni powinni przepraszac za niezrozumiale posty ;-) . Co do pierwszej trojki ,to szczerze mowiac tez sie spodziewalem ze tak bedzie to wygladalo( tylko mi nie piszcie ze teraz po fakcie medrkuje ;-) ). Moja pierwsza trojka wygladala podobnie tylko ze z zamiana 2 na 3 pozycje. Jedynym zaskoczeniem jest niska pozycja "Speechles" ktore u mnie plasowalo sie na pozycji nr.4. Reszte kompozycji narazie jeszcze nie bardzo moge przetrawic ale jak napisalem juz gdzies wczesniej - spodziewam sie ze za 30-40 lat (chce dlugo zyc:) )bede chetnie wracal do tego albumu i stawial go za ideal :piwo: . Reasumujac, wsluchuje sie teraz troche inaczej w ten album,chociaz dalej uwazam go za najslabszy w karierze Michaela ale dostrzegam cos czego nie widzialem wczesniej i raczej bym tego nie dostrzegl gdyby nie ten temat. Kaem swietny pomysl miales z tym watkiem -Najslabsze ogniwo. japrosic Acha dodam tylko ze jedynym in minus zdarzeniem jest glosowanie Liki ktora bardzo cenie, ale nie bardzo rozumiem to co sie stalo na pare rund przed koncem. Pozdrawiam.

: ndz, 08 cze 2008, 2:14
autor: Lika
Canario pisze:Acha dodam tylko ze jedynym in minus zdarzeniem jest glosowanie Liki ktora bardzo cenie, ale nie bardzo rozumiem to co sie stalo na pare rund przed koncem. Pozdrawiam.
Klawiatura się zacięła i jedyne, co chciała pisać to... Whatever Happens ;-)
Nic nie mogłam zrobić!
Podpadłam? Trudno, zdarza się... ;)
Ta runda, jak słusznie zauważył Mandey była okropnie napięta i nerwowa.
Myślę, że nie będzie już więcej podobnych sytuacji. Z prostego powodu.
Żadna inna płyta nie jest tak skrajnie różnie odbierana przez fanów, jak Invincible.
Jaka ulga, że już koniec!
Michael nie nagrywaj więcej 16 trackowych albumów :wariat:

Również pozdrawiam :)

P.S. Stawiam na Dangerous.

: ndz, 08 cze 2008, 10:22
autor: Maro
Well,plan w 90% wykonany,to Unbreakable miało się znaleźć na 1 miejscu:) ale nie płaczę bo Whatever też lubię.Myślałem że to YRMW będzie 3 a tu jednak waty wjechały,cóż jedna z 3 może nowatorskich piosenek na albumie.

Wszyscy kochają INVINCIBLE!

kto nie kocha słuch Off The Wall :D

: ndz, 08 cze 2008, 11:59
autor: MJwodzuMJ
Postanowiłem reaktywować swoją aktywność w tym wątku (jak do tej pory jedynym głosowaniem, w którym brałem udział była batalia o 'miszcza' Bad). Nie głosowałem (szczególnie podczas ostatniej rozgrywki) aby nie mieć tego strasznego uczucia bezsilności i.... miałem racje! ;) Jakby tak się przyjrzeć temu:
kaem pisze:16. You Are My Life
15. Don't Walk Away
14. The Lost Children
13. Speechless
12. Cry
11. Privacy
10. Heaven Can Wait
09. Butterflies
08. Threatened
07. Invincible
06. Break Of Dawn
05. Heartbreaker
04. You Rock My World
03. 2000 Watts
02. Unbreakable
01. Whatever Happens
To głosowanie byłoby dla mnie emocjonalną katastrofą :-)
Według moich osobistych preferencji, na pierwszym miejscu powinno się znaleźć zdecydowanie '2000 Watów'. Za... "inność". Może to tylko takie moje złudzenie wywołane nieprzespanym ostatnim tygodniem (wystawianie ocen w decydującej klasie gimnazjum itp.), ale mam wrażenie, że wokal w tym kawałku (nieskomplikowanym pod względem treści - bądźmy szczerzy) jest nie-pow-ta-rza-lny, inny, nie-wy-szu-ka-ny ale jakże konkretny.
To tyle o pierwszym miejscu. Dobrze, że na podium znalazło się Whatever Happens ale obecność Unbreakable co najmniej dziwi. I wreszcie to, co - moim zdaniem - powinno się znaleźć znacznie wyżej:
wykastrować tych, którzy tego dokonali ;( pisze:14. The Lost Children
13. Speechless
12. Cry
Może nie są to kawałki wybitne muzycznie (ale ja nigdy nie oceniam muzyki, bo zwyczajnie się na niej nie znam), natomiast tyle uśmiechu, ile dostarczyło mi Speechless i tyle sprzecznych emocji, ile dostarczyły mi dwa pozostałe kawałki, nie dostarczyły mi niemal żadne inne utwory Michaela.
Dobra, dobra... koniec żalów... Dzieci, ryby i nie-głosujący głosu nia mają... ;-)

Odrzucając na bok emocje (trzeba przecież tolerować zdanie innych, nie?) obiecuję się poprawić i wziąć udział w najbliższym pojedynku.

A moje typy (znając forumową brać):

1. Dangerous
2. Bad
3. Thriller

A tak, gdybym miał sam głosować:

1. Thriller (za ‘ rewolucyjność ’)
2. Off the Wall (za rytm?)
3. Invincible (ostatnimi czasy słuchany najczęściej, więc coś mu się należy)

Nie oznacza to jednak, że będę głosował wg tego schematu. Wszystko okaże się w praniu ;-)
Do broni! ;)

: ndz, 08 cze 2008, 17:35
autor: kaem
Mnie w sumie cieszy czołówka i ogon, za wyjątkiem niskiej pozycji The Lost Children. Zaskoczył mnie odbiór tej piosenki. Obawiałem się za to wysokiej pozycji Speechless, bo się na to zapowiadało, choćby w przywołanym chyba przez Panka starym głosowaniu, którą piosenkę z tego albumu wylansować w radiu. A piosenka wybitnie przesłodzona.
Butterflies to też dla mnie znacznie- wyżej wg mnie być powinno. Zazwyczaj wysoko obstawiamy piosenki singlowe. Może to dlatego, że singiel był tylko radiowy.
A głosowałem według takiego własnego klucza:
16. you are my life
15. don't walk away
14. cry
13. privacy
12. speechless
11. break of dawn
10. heaven can wait
09. invincible
08. heartbreaker
07. you rock my world
06. threatened
05. the lost children
04. unbreakable
03. butterflies
02. 2000 watts
01. whatever happens

: ndz, 08 cze 2008, 20:25
autor: kaem
Szukanie pięty Achillesa w Niepokonanym okazało się rekordowym epizodem tego tematu. Przy końcu oglądalność całego wątku wynosiła 90722, a wystartowała przy tej płycie z wynikiem 63085, co daje 30%. Innymi słowy, niemal 1/3 wejść do wątku Najsłabsze Ogniwo dotyczyła głosowania na piosenki z Invincible. Interesujący wynik, biorąc pod uwagę fakt, jak słabo płyta stoi w rankingu fanów. To potwierdza regułę, że nie dyskutuje się za dużo o dobrym, a emocje i kontrowersje wzbudza słabsze. Wniosek: oby Michael nagrał album, o którym nie będzie nam się chciało za wiele gadać.

Mnie przede wszystkim cieszy to, że udało się zrealizować zasadniczy cel NO. Wielu z nas przypomniało sobie plytę. Więcej, zastanowiło się nad poszczególnymi utworami. Fajne jest usłyszeć coś już osłuchanego czyimś uchem; poszukanie tego, co umykało, a ktoś uchwycił.
Mnie osobiście płyta podoba się teraz bardziej, a dyskusja w tym wątku spowodowała, że w ostatnich tygodniach kilka odsłuchów całej płyty stało się taką przyjemnością, jak nigdy wcześniej.

Oczywiście w wątku działo się dużo nie tylko w kwestiach muzycznych. Forumowicze MJPT to zuchwały, a i bardzo dowcipny naród. Tyle się działo, że z wrażenia Michael oberwał grzechotką, Xander i Lika zaczęli lecieć wierszem, pojawił się człowiek- kapeć, Maverick stała się speechless i uciekła na ukraińskie stepy, NO wygrało z 30-metrowymi rekinami, Smooth_b bandaż zsunął się z glowy na kolano, Mandey kazał na tydzień zamknąć się w szopie, a Maro pogubił się w angielskiej pisowni. Bjork wzięła udział w zabawie, a Huczek zmienił dzwonek.
Pojawiły się też zakłady. Uwaga! Nasz idol jest zagrozony przemocą:
Maro pisze:
Maverick pisze:Wyłączyć światło(...) - rozkoszny dyskomfort!!!
Spróbuje...ale za pogorszenie stanu mojej psychiki oberwiesz :-P
Maverick pisze:Michael, jak oberwę, to oberwiesz...
Hitem stał się ten oto głos:
homesick pisze:
Głos na Childhood.
hihi. To ja glosuje na "Boze cos Polske.." nigdy nie przepadalam.
Pojawiły się też deklaracje.
Maverick pisze:Kaem :calus:
Niech żyje psychologia! ;-)
Maverick pisze:Kaem, I think this is the beginning of a beautiful friendship :]
Zastanawiające. Człowiek dwoi sie i troi, żeby oblać wszelką żółcią ulubiony album koleżanki, a tu takie wyznania. Chłopaki! Nie bądźcie mili. Tacy nie są w cenie.

Niestety nie doszło do zderzenia Unbreakable vs. Heartbreaker i sprawdzenia, który tytuł kłamie. Za to rozszyfrowano tekst 2000 Watts. Michael, ty stary zbereźniku!
I na koniec tego wstępu pozostaje tajemnicza złota myśl: Nie chwalmy dnia... zgoda co do ilości rypnie się przy określeniu zawartości.

The best of Najsłabsze Ogniwo
kaem pisze:You Are My Life.
Równie dobrze mogłoby to być Don't Walk Away. Te dwa utwory po raz pierwszy spowodowały, że zacząłem przerzucać piosenki na płycie MJ pilotem (nie licząc remixów na BOTD). Te dwa utwory wg mnie są z tej samej kategorii, co One More Chance, On The Line czy You Are Not Alone. Przypominają mi najgorszy okres z amerykańskiego Billboardu w okolicach środka lat 90-tych, gdzie dominowały piosenki w stylu Quit Playin' Games With My Heart Backstreet Boys. Pożal się Boże pioseneczki łzawo-soulo-kity. Dżem z miodem, otoczony czekoladą i posypany cukrem- pudrem z likierem do popicia. Fuj, fuj. Aresztować tego, kto miał wpływ na Michaela przy wyborze piosenek i mu nie powiedział, że to słodkie do poż**ania. Banalne i zwyczajne do bólu. Nie wzbudzają u mnie ani krztyny zainteresowania nawet po 50 przesłuchaniu i nie słyszę w nich nawet przebłysku pasji.
homesick pisze:You Are My Life utwor pochwalny dla wlasnych dzieci, ale ja na miejscu Paris czy Blanketa jakby mi tatus wysmarowal cos takiego, w podziece zostalby bezzwlocznie spacyfikowany grzechotka po glowie. ballada typowa dla jakiegos boysbandu, mam w glowie nawet obraz 5 chlopcow rozchelstane kolorowe koszule, wiatr we wlosach....nawet caly uklad choregraficzny mi sie widzi :P
Tiger Lilly pisze:ButterfliesKiedyś zastanawiałam się, co musiałoby się stać, żebym polubiła tę piosenkę.
Jest jedna szansa - gdy w okresie późnej starości zapadnę na jakiś wyjątkowo radosny rodzaj demencji, będę się uśmiechać do kwiatków i nucić właśnie "Butterflies". Marna to szansa, widzę siebie raczej jako staruszkę nieco bardziej neurotyczną ;) Pioseneczka ta jest słodka do obrzydliwości. To ja już wolę "You are my life"...
zu pisze:"Heaven Can Wait" Dokładnie to przemyślałam: jakkolwiek "You are my life" i "Don't walk away" oraz "The Lost Children" (dorzuciłabym jeszcze "Cry", ale jednak TROCHĘ jest lepsza....) są po prostu rzewnymi balladkami - zbyt prostymi jak na potencjał Michaela, moim zdaniem - tak "Heaven Can Wait" nie mogę słuchać. Zgrzyta mi w uszach ryczący wokal Michaela przy końcu, dziwaczna harmonia drażni moje bębenki niemiłosiernie - nie, stanowczo o ile "The Lost Children" są nieszkodliwe [kto, no kto mnie przekona do tej piosnki...], tak "Heaven Can Wait" niecierpię, wzdrygam się, a dzisiaj przesłuchałam tylko dlatego, że musiałam wybrać: prościzna, czy dziwaczność.
Żeby nie było: "Heaven..." ma swoje mocne strony - jest ambitniejsza niż takie "Don't walk away" - ale co z tego, jeśli harmonia jest okropna, okropna (słuchać się nie da!), słowa nieco infantylne, a całość dziwaczna.
thewiz pisze:You are my life . Okropne, paskudne, przeslodzone, naiwne, plytkie do wszystkich mozliwych granic byle co. Do tego wyeliminowalo Shout z plyty, ktory to utwor bylby pewnie jednym z moich faworytow z Vince'a, gdyby sie ostal. To wlasnie utwory typu You are my life zniszczyly album w oczach krytyki, co bezsprzecznie przyczynilo sie do medialnego upadku albumu naprawde dobrego. Niestety, z winy tej paskudnej zapchadziury globalna ocena calej plyty spada....i nic tu Whatever Happens i inne cuda.
Michael. Jak mogles? Czys Ty sluch czlowieku stracil?
Swoja droga nasz idol od lat mial tendencje do nagrywania takiego lukru, ale niestety z czasem mu sie to poglebilo i w ostatnich latach nastapil okropny wysyp ballad na ktore chce mi sie powiedziec.... żal.
Moon_Walk_Er pisze:Invincible jest jedną z moich ulubionych płytek. I choć jakimś przemądrzałym_krytykom oraz wielu z Was do gustu nie przypadła, to jednak zajmuje dość silną pozycję w mojej wieży.
Mamy na niej przeogromny przekrój przez wszystko, co tylko może być.
Ballady, taneczne r&b, ratowanie świata, dzieci oraz jakieś wariacje głosowe głównego zainteresowanego. Tak, tak - wiem, płytka jest dość niespójna, ale mi to jakoś wybitnie nie przeszkadza.
You are my life. Piosenka zła nie jest, aczkolwiek uważam, że Michaela stać na więcej. Poza tym, w porównaniu do przepięknej Don't walk away, kładzie mnie na podłogę w jakimś sennym brzmieniu. Jeżeliby uściślić to brakuje jej po prostu wyrazu. Nie jest ani ciepła, ani zimne. Łeee.
Myślę, że Shout dużo lepiej by wpasowało się w klimat. Ale..., nie rozpamiętujmy...
Lika pisze:Pierwsze trzy utwory z Vince'a brzmią jak syjamskie trojaczki z poważną wadą wrodzoną... Puste, płaskie, plastikowe, pozbawione duszy i smaku pseudo-r'n'b w najgorszym wydaniu... to nie jest dla mnie Michael!
Jakiś Marsjanin śpiewający w manierą wokalną Michaela - TAK... ale nie on! Sama sztuczność i nic więcej. Pamiętam swoją reakcję, kiedy kupiłam płytkę i pierwszy raz próbowałam ją odsłuchać:
Unbreakable... no ok. eksperyment z nowoczesnością, rozumiem
Heartbreaker... zaraz, zaraz... ale to już było... nawet tytuł podobny. Czy to aby na pewno drugi utwór? Kurcze, a może ten pierwszy jeszcze się nie skończył... ? W najgorszym wypadku... przez pomyłkę, zamiast nowego albumu Króla kupiłam jakiegoś mega-maxi-singla.
Invincible... Michael człowieku, co Ty źeś najlepszego zrobił???? :-o
Oczadziałeś chyba! Zaprzedałeś duszę diabłu, czy jak?!
Jeszcze jeden taki kawałek i płytka marnie skończy... paragon jest, to może nawet w sklepie przyjmą.
Boję się słuchać dalej... i... JEST! Break Of Dawn
Jestem nawet w stanie wybaczyć Michaelowi to trzecie break, w czwartym z kolei utworze na płycie, bo BOD to miód dla mojego przeokropnie przerażonego serca :muzyka: /rzecz jasna nie mówię o tekście/ Zwątpienie w możliwości Michaela było tylko chwilowe... na szczęście!
Później na płycie / według mnie zaznaczam! / dzieje się coraz lepiej.
Pierwszej trójki nie mogę zdzierżyć do tej pory. Utwory mi się zlewają.
/co za kretyn wpadł na pomysł umieszczenia tych piosenek tak blisko siebie?! / Możliwe, że to kwestia słabej znajomości języka angielskiego... nie wiem... trudno wyrokować...
Do dzisiaj tak mam, iż słysząc któregoś z "braci syjamskich" - np. na MJowisku muszę się chwilkę zastanowić, zanim poprawnie przyporządkuje tytuł.
Po 7 latach od wydania płyty! Tragedia...
Można by było z powodzeniem zrobić z tej trójki jeden PORZĄDNY mix i wsio!
Może dzięki temu na album dostałby się GENIALNY!!!! Shout
Wiem, że Shout wyeliminowało You Are My Life...Tylko kurcze... w przeciwieństwie do tej bezpłciowej pierwszej trójki w You Are My Life są uczucia. Sporo cukru w cukrze. Fakt! Tyle, że według mnie to właśnie JEST prawdziwy Michael. Wiadomo w jakim momencie życia się znajdował wydając Invincible... Nie wątpię, iż o swojej miłości do dzieci mówi / śpiewa szczerze. Wierzę mu. Pytanie tylko, czy umieszczanie tych wynurzeń na płycie było właściwym posunięciem... Cóż, sprawa do indywidualnego rozpatrzenia przez każdego z nas/Was.
Mnie You Are My Life, czy The Lost Children absolutnie przekonuje, zaś
Unbreakable, Heartbreaker, Invincible to zakalce tego albumu.
Jego NAJSŁABSZE punkty. Ja takiego Michaela nie kupuję!
Takie coś, każda jedna gwiazdeczka pokroju r'n'b może sobie nagrać!
Biorąc pod uwagę dzisiejsze / znaczy się te sprzed 7 lat... to chyba już wczorajsze... / standardy, pewnie z powodzeniem wtargałaby to na listy przebojów...
O sile tego albumu stanowią BALLADY! One nadają klimat. One czarują. One są duszą i esencją płyty. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, iż są pośród nich perły, dla których można stracić głowę, majątek, czy też przegrać własnego(własną) męża(żonę) w kasynie. NAJpiękniejsze nutki, KIEDYKOLWIEK wyśpiewane przez Michaela...
Jeśli ktoś nie lubi ballad, bo dajmy na to kłócą się z jego temperamentem. Woli Michaela w szybkich, energetycznych, drapieżnych utworach... nie pojmie potęgi Invincible. To dla mnie jasne, jak słońce.
I na tym na razie zakończę swoją dyskusję.
Speed Demon pisze:Zastanówmy się chwilę nad zawartością albumu... pierwszy numer do czwartego trzymają się (z tendencją spadkową) całkiem nieźle. Za "Unbreakable" oszalałem od pierwszego przesłuchania, "Heartbreaker" za drugim, a "Invincible" spodobało mi się dopiero po którymś. "Break of dawn" w sumie niedoceniony numer, chociaż nie najgorszy, co odkryłem również dość niedawno.
Idźmy dalej. Z pewnością macie gigantyczną rację mówiąc o podobieństwie "Heaven can wait" i "You are my life", to wrzucam je do pieca.
"You rock my world" - o i tutaj utwór z kompletnie nie wykorzystanym potencjałem, miękki wokal, podkład mógłby mieć więcej "kopyta". To kolejna propozycja do Najsłabszego Ogniwa. Ale pojawienie się "Butterflies" i "Speechless" rozwiewa wszelkie wątpliwości:) to chyba po prostu najgorsza dwójka na płycie.
kaem pisze:The Lost Children jest dla mnie powtórką z Little Susie, która na moje ucho jest jednym z ważniejszych utworów w dyskografii Michaela. Na tej płycie roi się generalnie od sequeli, co stanowi o słabości płyty (i kryzysie twórczym Michaela w tamtym czasie), ale ten sequel jest nad wyraz udany moim zdaniem. Michael sięgnął po walczyk. To coś!
Butterflies zaś polecam Master Mix z Eve. Fajna też jest taneczna przeróbka Oakland Mix. Ale nawet w wersji podstawowej "daje radę". Dla mnie top5 płyty.
homesick pisze:Butterflies... Kawalek wyroznia sie ze wszystkich ballad na plycie, zarowno wokalnym popisem MJ i sama aranzacja...jak ktos mi mowi,ze slodki, no slodki, ale gdzie mu do innych bez z kremem i karmelem z tego krazka...
bo co go wyroznia, to jest dobra kompozycja z klimatem i nie tak do bolu banalna jak You are my life czy The lost children....przeciez w nich on nie spiewa, tylko udaje. w Butterflies pokazuje na co go stac, bo juz zaczelam watpic czy glos mu sie nie skiepscil po latach...a tu szczeke mialam na ziemi.
Smooth_b pisze:Bandaż zsunął mi się z glowy na kolano i zauważyłam że nie zagłosowałam.
kaem pisze:
Pank pisze:Unreakable, You rock my world, 2000 Watts, Whatever Happens i Threatened - póki co - mogą przespać jeszcze kilka tygodni.
Wyraźnie widać, że wolimy szybciej, niż wolniej. Pokusiłbym się też o tezę, że rozrzut oddawanych głosów pokazuje słabość płyty.
thewiz pisze:Speechless. Ten utwor porywa.... ale tylko za pierwszym razem. Przy kazdym kolejnym odsluchu robi sie coraz gorzej. Mi przynajmniej znudzil sie bardzo szybko, dlatego rozumiem tych ktorzy go teraz juz odstrzelaja. Jednak moim zdaniem ten wstrzas przy pierwszym przesluchaniu jest priceless.
Butterflies to jeden z najlepszych moim zdaniem kawalkow na plycie. Nie mozna przestac myslec o glosie Michaela, jest tak fenomenalny. Utwor byl bodajze najwiekszym hitem MJa w USA od wielu wielu lat i wlasnie taki jest, bardzo amerykanski. Dlatego tez rowniez rozumiem tych, ktorzy nie sa do niego przekonani. Dla mnie Butterflies to scisla czolowka.
Na chwile obecna jeszcze nie mam faworyta numer 1, waham sie miedzy 2000 Watts a Whatever happens. Jednak znajac gusta fanow moge powiedziec juz teraz, ze Whatever happens i tak wygra. Bo to jedyny w takim rodzaju utwor, poza tym nawet jak na Santane rewelacyjny. Santana ma cos takiego, ze staje sie najlepszym tlem dla innych. Cale Supernatural to bylo tlo. Tymczasem w Whatever happens mamy symbioze Michaela i Santany. To chyba przeklada sie na magie tego utworu.
Canario pisze:
kaem pisze: Ciągle nie rozumiem zachwytów nad Unbreakable, przy stosunkowo dużej niechęci do This Time Around, która miała miejsce w pierwszej zabawie w tym wątku. A przecież to rodzeństwo niemal bliźniacze.
Ja lubie zarowno T.T.A. jak i Unbreakable. Mimo to uwazam ze ta druga piosenka jest ciutciut lepsza. Ale tylko ciutciut. To w sumie swiadczy o slabosci Vincka w stosunku do History. Bo to co na Vincku jest w czolowce to utwor na podobnym poziomie na History jest w ogonie stawki.
kaem pisze:Unbreakable. Pamiętam, jak na MTV do tej piosenki reklamowano płytę i lalki MJ i pomyślałem, że porażką jest ten rytm, bo mieliśmy już wtedy Miss Elliott i Timbalanda od kilku lat (nie wspominając o całej ekipie nu-soulu z D'Angelo, Maxwellem, Erykah Badu czy choćby Janet Jackson- wtedy muzycznie bardzo świeżej), a to brzmi tak, jak z końca lat 80-tych, tylko nieco głośniej. Przecież wyraźnie słychać, że płyta miała być r'n'b, ale czemu do diaska nagrana jest tak, jakby od HIStory upłynęło 5 miesięcy, a nie 6 lat i king of pop zignorował to, co się w czarnej muzyce w międzyczasie działo? Przy Velvet Rope, wtedy już 4- letniej płycie młodszej siostry, Michael brzmi jak zramolały wujek. Irytuje to, bo piosenki są przyzwoite, tylko kiepsko wyprodukowane.
Teraz słyszę tę piosenkę przychylniej. Wtedy chyba swoje odegrała reklama, w której- jak już nie raz wspominała thewiz- zapowiadano płytę jako na wskroś nowoczesną, tymczasem ona brzmi przestarzale. Unbreakable jest też takie. Myślę, że zremiksowany na nowo- nie wiem, z mocniejszymi basami, bardziej pokręconymi beatami, miałby wielkie szanse na killera (może tak miało być- częstą praktyką jest przecież, by na singlu lansować odświeżoną wersję utworu). Podobnie jak cała płyta, która brzmi dla mnie trochę jak demo z dźwiękiem wysokiej rozdzielczości. W tle sam plastik- niczym z keyboarda- zabawki, tylko głos Michaela żywy. Są ładne melodie, fajne kompozycje- zabrakło zmyślnej oprawy. Nawet nieco zapętlony Heartbreaker brzmi naiwnie- jakby miał być karykaturą wspomnianego Timbalanda.
I tu jest moja obawa o Michaela. Wbrew temu co mówił u Oprah i w paru innych wywiadach, wcale nie słucha wszystkiego i niespecjalnie zna się na nowych nurtach. A kłopot jest taki, że wcale nie ma zamiaru być oldschoolowy, tylko nowoczesny. A ta nowoczesność wychodzi mu koślawo.
Ale może teraz się przyłoży. Choć nie wiem, teraz przypomniał sobie o The Fugees...
Maverick pisze:"Heartbreaker" to bardzo dobra piosenka - co nie zmienia faktu, że najsłabsza na albumie. Tak oto wygląda moje podejście do 10-milionowego flopa zwanego "Invincible" i nie chodzi tu o sentyment, o decyzje pod wpływem chwili ani żart. No - dalej będą czytać tylko bardzo odważni.
"You Are My Life" i "The Lost Children" to piosenki dalekie od schematów, przepisów i standardów. Mruczanki z dreszczykiem.
"You Are My Life" jest trochę jak niektóre powieści Agathy Christie. Niepozorny początek, który nie wiadomo kiedy przeradza się w krwawą jatkę. Któż na finał kołysanki zaplanowałby wydzieranie przy współudziale orkiestry? Pisząc tekst Michael olał wszelkie reguły przyzwoitości i napisał PO PROSTU. 'My daytime, my nighttime, my world, you are my life". Rozkłada na łopatki rezygnacja z ubierania tego co tak proste, podstawowe i dosłowne w cokolwiek innego. Zupełnie jak "Childhood" (czyli, homesick, strzeż się). Kompozycja kołysankowa z pazurem, czyli nic innego niż miało być. /Jestem pewna, że wszelcy producenci i doradcy łazili za Michaelem i mu sugerowali jaki to fatalny pomysł "You Are My Life" na albumie... no ale cóż oni mogą.
"The Lost Children" - "lost children". Tytuł równie niepokojący jak klimat kompozycji. Kojarzy mi się z "No Friend Of Mine". Chodzi mi o ten łączący je klimat czającego się, podskórnego niepokoju i mroku. Tam jest to ukryte pod agresją i bezsilnością, tutaj pod słodyczą i spokojem. Plus atmosfera nienamacalnego, ogromnego, spokojnego smutku bez krzty rozpaczy i złości. Nietypowe.
"Don't Walk Away" - gitara plus wokal. Plus końcówka w stylu "I love you I love you I need you I want you girl", tylko tym razem smutniej i raczej z rezygnacją "Don't you ive now, don't you live me." Od początku piosenki czuć, że sprawa jest przegrana i nie ma nadziei. Heh, zabawne... tak wielu z Was powie to samo o jakości tej kompozycji, a nie o jej zawartości...
"Butterflies" to twór w którym drażni mnie muzyka :P Bardzo nudno, bardzo słodko. Więc posiadam utwór nr 7 w wersji a capella na płycie, a o wokalu w tym utworze chyba nic dodawać nie muszę.
A "Heartbreaker" jest idealnie w schemacie. Rasowa kompozycja michaelowa od a do z, w zasadzie bez grama emocji, bo piosenka eksponuje na dzień dobry wszystko co ma i później już nic do tego nie dorzuca. Przy czym nie trzyma poziomu "Unbreakable", "Invincible" czy "Threatened". Jest od tej trójki mniej ciekawa.
Maverick pisze:
homesick pisze:ale gdzie jest niepokoj w YAML??? nie widze nie slysze nie czuje
homesick pisze: i przesluchalam kolejny raz, by napiecia i niepokoju sie doszukac
W "You Are My Life" nie ma niepokoju, tam jest 100% spokoju. Napięcie przez całą pierwszą część nie rośnie, a w końcówce zaczyna się coś czego ja się nie spodziewałam. Pisząc o napięciu miałam na myśli "Lost Children", w kwestii "YAML" chodzi o to nagłe, niepoprzedzone niczym uderzenie wokalu i chóru w końcówce. W "Lost Children" coś takiego by mnie nie zaskoczyło, bo utwór jest niepokojący. To co mnie BARDZO zaskoczyło w "Lost Children" to dzecięcy chór i końcowy dialog w miejscu, gdzie spodziewałam się czegoś w stylu finału "Earth Song" lub "Cry", a to co mnie zaskoczyło w "YAML" to mocna końcówka.
A w kwestii tekstu to się trochę poupieram, bo innego sobie nie wyobrażam i wydaje mi się on zamierzony. Do koncepcji piosenki po prostu nie pasuje mi nic bardziej skomplikowanego.
W kwestii "Don't Walk Away":
homesick pisze:Ja!! to jest tak oczywiste...od samego poczatku wiadomo jak sie utwor skonczy, jakie bedzie rozwiniecie itp.... i to jest ten dol tej piosenki
A w "Lady" nie wiadomo? Niech będzie i bluźnierstwo, ale tych punktów wspólnych trochę jest.
homesick pisze:i tobie naprawde nie przeszkadza jak tu juz pare osob pisalo boysbandowa aranzacja tych dwoch kawalkow...bo glownie to mnie tak zraza...
Tak jak nie przeszkadzają mi w odbiorze oryginałów boy i girlbandowe wersje "Shout", "WBSS" czy covery innych artystów, tak jak "YANA" w moich oczach nie urosło gdy zaśpiewała ją Diana Ross, tak nie wiem co do rzeczy miałoby mieć wykorzystanie tego utworu. Piszecie - nadaje się dla boybandów. Bo została dla nich zaaranżowana, czy coś jeszcze za tym przemawia? Czy, prościej - czy gdyby coś takiego nie miało miejsca, to też pierwszym skojarzeniem by było: "nadaje się do boybandu"?
Nie będę się upierać, że jest idealna. Być może zyskałaby, gdyby była bardziej ascetyczna, tylko głos i gitara, żadnych niepotrzebnych rozpraszaczy, bez banalnej perkusji i innych atrakcji...quote="homesick"]jeden utwor uratowalas w moich oczach.
Jeszcze dwa słowa o Speechless.
Masz rację, homesick, co do pierwszego spotkania z tym utworem, to jest bezcenne i po jakimś czasie traci ten efekt. Dlatego teraz słucham jej rzadko, bo gdy do niej wracam to atakuje z ogromną siłą. Ale nawet bez tego efektu pozostaje bardzo dobrą piosenką. Intro i outro - można kochać lub nienawidzić, ale wrażenie robi ogromne. I o ile zgadzam się, że są na "Invincible" słodziutkie kompozycje, to "Speechless" nijak do takich nie należy. W wokalu słychać rozpacz, po jakimś czasie dołącza do niego chór, który jest kontrą emocjonalną (jeszcze z dwie rundy i wydam słownik invincible'owej nowomowy...), tak jakby opowiadał inną historię. I w momencie gdy piosenka rośnie w górę, w wokalu narasta rozpacz a w chórze spokój. Plus bum! klamra kompozycyjna... "Your love is magical..." Za każdym razem jestem zdumiona tym co się mieści w tym prostym przecież i krótkim utworze.
kaem pisze:
Maverick pisze:You Are My Life... Nie będę się upierać, że jest idealna. Być może zyskałaby, gdyby była bardziej ascetyczna, tylko głos i gitara, żadnych niepotrzebnych rozpraszaczy, bez banalnej perkusji i innych atrakcji...
BINGO!
Niedawno Bonnie Prince Billy- bard amerykańskiej muzyki, nagrał cover R.Kelly'ego The World's Greatest. Z przeciętniaka wykreował coś, co przemawia.
Dla porównania:
Bonnie Prince Billy - The World's Greatest
R.Kelly - The World's Greatest
Powracam ponownie do tego samego wniosku, co na poprzedniej podstronie. Płyta jest położona produkcyjnie. Szczycąc się etykietą nowoczesnej i najdroższej, zawiera takie utwory jak Unbreakable, Invincible czy Threatened, które pod względem aranżacji swobodnie mogłyby się znaleźć na Bad, albumie o 14 lat starszym. Tak samo ballady, zaaranżowane na poziomie utworów z połowy lat 90-tych, choć tyle ciekawych rzeczy od tamtego czasu się zdarzyło w r'n'b. To wtedy był czas na Will I Am.
Michael ma spóźniony, mocno spóźniony zapłon. Trudno mu się dziwić- albo siedział na sali sądowej albo zamknięty szczelnie w studio albo na zakupach w Las Vegas. Kiedy on ma czas na słuchanie czegokolwiek?

Dlatego bez dwóch zdań do odstrzału było to, co na odstrzał poszło. Jeszcze Don't Walk Away i Cry- i po tym mówimy o czymś, co nie jest nudne. W tym pierwszym i owszem jest gitara, ale tak poprzykrywana, że przy niedbałym odsłuchu można jej w ogóle nie usłyszeć. Kompozycja przez to brzmi banalnie. Owszem, po setnym odsłuchu, na słuchawkach w lesie, można coś usłyszeć (usłyszałem- dzięki, Maverick). Ale jest tyle świetnej muzyki, że na takie utwory zwyczajnie według mnie szkoda czasu. Lepiej nachylać się nad czymś, co trudne, a trzeba strawić, niż szukać głębi w banale. Takie moje zdanie.
To co? Bijemy Michaela grzechotką?
Cry. W swoim czasie było to dla mnie najgorsze nagranie w całej karierze MJ wydane na singlu. A że Michael lubi bić rekordy, pobił i ten 2 lata później.
Przed kompletną katastrofą Cry ratuje chór, pod koniec utworu. Mimo to piosenka brzmi jak karykatura Man In The Mirror.
You Are Not Alone, Cry, One More Chance... Sąd powinien podtrzymać zakaz zbliżania się R. Kelly'ego do MJ. Dla zdrowia psychicznego fanów tego drugiego.
Żeby nie było tylko na nie... Po odsłuchu wczoraj uważnie płyty na odludziu przyznaję, że płyta Invincible jest niedościgniona- jeżeli chodzi o wokalną interpretację. Nigdy wcześniej Michael nie różnicował tak swojego śpiewu- za to brawa. Rzekłbym nawet, że poza Be Not Always, She's Out Of My Life i może Billie Jean, nie było w śpiewaniu Michaela nawet tak prostej piosenki, jak choćby Butterflies, tyle pasji.
A. Czy czasem w utworze tytułowym, chyba między 3:10 a 3:20, nie jest zsamplowany fragment piosenki Can't Be Stopped Janet Jackson?
kaem pisze:A ja bym stanął w obronie Heartbreaker. To wprawdzie nagrania tłustych zapętlonych beatów nie najwyższej próby, jakby MJ chciał podrobić pewnego pana (dziś kolegę JT i Madonny nawet), ale przynajmniej próbował. Zawsze jakieś urozmaicenie na płycie i w całej dyskografii. Nie dyskwalifikowałbym więc tak szybko tej piosenki.
Oj, nie wiedziałem, że będę bronił jakiejś piosenki z Invincible przed Maverick...
Bo The Lost Children, że wartościowe, to pisałem.
Maro pisze:Heartbreaker... W podkładzie jest pocięty bit Michael'a,nie komputerowy ale zagrany na bicie z jego ust.
Willy pisze:Cry. Ja wiem, że to kolejny song o ratowaniu świata, młodsza, niedojrzała siostra Man In The Mirror i to może niektórym przeszkadzać ale mimo wszystko jest to klasyczny Michael Jackson z lat 90-tych - ala beatboxowy podkład, wspomniana tematyka, chórki, ładna melodia. Ja to kupuję i lubię Cry po prostu. Wyszedł na singlu, był teledysk, chyba nie przez przypadek.
Butterflies. Nie trafia do mnie i praktycznie nigdy jej nie słucham. Może wokalnie stanowi ciekawostkę ale co z tego skoro słuchanie tej pełzająco-dukanej kompozycji mnie męczy.
A Heartbreaker...Heartbreaker miażdży. :] Zdecydowanie jedna z lepszych pozycji na płycie a może i mój faworyt a już na pewno najlepsza z tych wszystkich nowoczesnych elektroniczno-mechaniczno-industrialnych kawałków których na płycie jest kilka. Ten szybki pulsująco-bouncujący podkład, sposób w jaki zaśpiewane są zwrotki, prosty ale uzależniający refren, bridge i następujący po nim rap, "Auuu" w czwartej minucie, 13 sekundzie :], zabawy dzwiękami pod koniec. To wszystko składa się na nieprzeciętność Heartbreaker'a. No i jak napisał kaem kawałek zdecydowanie taneczny.
homesick pisze:
Bloondyneczka pisze:Głos na Childhood
hihi. To ja glosuje na "Boze cos Polske.." nigdy nie przepadalam.
kaem pisze:2000 WattsBardzo lubilem piosenkę zespołu Blackstreet, nagraną wespół ze Slashem, Fix. Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałem 2000 Watts, skojarzyła mi się tamta piosenka. Nawet Riley, członek Blackstreet, jest współautorem obu kawałków. 2000 Watts jest szybsze, bardziej podkręcone, ale charakter podobny. Dla mnie mógłby to być numer jeden, a na pewno pierwsza trójka albumu. To chyba najświeższy pod względem pomysłu na aranżację utwór na płycie. I jak z wokalem fajnie Michael ekserymentuje.
Czytam uważnie wszystkie wpisy tu, jak i w tematach w dziale dyskografia, dotyczących poszczególnych płyt, w tym Invincible. Widząc jednak reakcję niektórych forumowiczów na tą i na Heartbreker i niektóre uzasadnienia nie głosowania na Cry czy "klasycznych" ballad, które już odpadły czy niechęć do tych wokalnych Michaelowych eksperymentów mam wrażenie, że fanom trudno przyjmować zmiany i wolimy, by nasz idol był zachowawczy.
W wywiadzie dla TV Guide, na krótko przed wydaniem Invincible Michael powiedział, że ma ochotę wykonać Billie Jean zupełnie inaczej; że ma alternatywne pomysły, ale stwierdził, że fani wolą po staremu. Wtedy bardzo się oburzyłem i miałem mu nabluzgać od ciemniaków, bo nie zna swoich fanów. Sam przecież czekam na takie nowalijki. Dobrze, że nie pojechałem do Stanów mu nawtykać. Dziś miałbym się z niepyszna.
tancerz pisze:
MJfanTASTIC pisze:Nie mam litości ani taryfy ulgowej dla... The Lost Children nic mnie w tym songu nie porywa, no nic nul nada
A mnie wręcz przeciwnie aż ciarki przechodzą podczas :
"Home with their fathers,
Snug close and warm, loving their mothers
I see the door simply wide open
But no one can find thee "
No właśnie! W tym samym momencie u mnie ta sama reakcja.
Do Maverick:
Pytałaś o momenty w Heartbreaker. Dla mnie to jest most:
I never thought that I would stop dreamin' about you
Stop being without you
But everyone told me so, to stop caring about you
and start being without you
but I'll find a way to go and start doin' without you
and stop talkin' aboout you
and what will she say?
She will say I was the man that got away

...przechodzący w rap, a później zmiany w tym samym, powtarzającym się motywie. Na tej płycie, poza Unbreakable i 2000 Watts nie ma wg mnie lepszego utworu na parkiet.
homesick pisze:Tekst 2000 Watts wbrew pozorom jest bardzo przemyslany i na miejscu. serio!
to niby mechaniczna piesn...z pozoru bez duszy. ten tekst taki ma byc, sila tej pioseneki w tym ze tekst jest zimny a glos beznamietny i jak na Michaela to prawie jak glos z maszyny.
"so today i'm gonna write song about fucking...about robot fuck"
dla mnie o tym jest ten utwor :P ale to moja skromna interpretacja.
zu pisze:"Heaven Can Wait". Powody wymieniłam wcześniej, wypunktuję więc, ku porządkowi:
- choć Heaven to ambitna piosenka
- choć jest skomponowana bardzo misternie (cudne, cudne cichutkie smyczki u góry - dramaturgia dźwięku osiągnięta w 100%), to:
- drażni mnie podjeżdżanie chórku pod dźwięki, zamiast czystego na nie wchodzenia. Drażni mnie TAK BARDZO, że nie mogę tego słuchać.
- drażni mnie ryczący Michael na końcu (tak, wiem, kontrast, zaskoczenie i takie tam - cóż, nie podoba mi się ten kontrast i ta barwa głosu, od razu jestem poddenerwowana, jak tylko przypadkiem nie zdążę zmienić piosenki przed tą końcówką)
- niestety, drażni mnie grafomania tekstu (jak i w wielu innych tekstach piosenek, heh). Dla mnie to jest tak śliski temat, że na granicy dopuszczalności. "Angels"... no... Oczywiście nie jest to najgorszy tekst świata. Ktoś mi może zarzucić, że przecież to jest taki temat! Miłość! Tell the angels "no"! No cóż, o miłości Michael potrafi pisać wybitnie: "Whatever Happens" jest tu koronnym przykładem. Tam jest wszystko: smutek, dramat, wielka miłość, przywiązanie, rozterka, codzienność życia i porywy serca. Więc można.
- przekombinowanie - ktoś kiedyś napisał o pewnym wierszu: "Wszystkie frazy cudne, lecz jest ich zbyt wiele - nie są wszystkie potrzebne. Przeplatają się swoją wspaniałością, przyćmiewając się nawzajem." W Billie Jean mamy piękną linię basu, samotną (jeśli chodzi o instrumenty)niemal: choć są inne dźwięki, wciąż ją wyraźnie słychać. Jaki efekt, każdy wie - zwala z nóg.
Co z tego, że w "Heaven..." są piękne dźwięki, skoro nie jesteśmy w stanie ich wszystkich usłyszeć. Komuś może się to podobać, proszę bardzo, ale akurat mnie - nie. Wolę wisienkę na deserze od miski wiśni na deser.
Maverick pisze:Obrazek
ZAQ84 pisze:Nasuwa mi się taka nieciekawa refleksja, że patrząc wg książeczki jedyne 2 samodzielnie zaaranżowane i wyprodukowane utwory z płyty plasują się na 3 i (prawdopodobnie) 4 miejscu... od końca.
kaem pisze:U mnie Unbreakable trochę awansowało, ale moim zdaniem odrobinę mu brakuje do statusu lidera albumu. Za bardzo archaiczne brzmieniowo nagranie, jak na mój gust- na rok 2001; brak jakiejkolwiek progresji twórczej.
Speechless jest nawet dobrym nagraniem. Nie mieści się jednak według mnie w formule płyty z muzyką popularną. Piosenka mogła się znaleźć na jakimś musicalu, napisanym przez Michaela albo mogła być odśpiewana acapella na szczególnym koncercie typu Bez Prądu. Ale na krążku, aspirującym do płyty dyskontującej wcześniejsze dokonania artysty? eeee. Wybaczyłbym, gdyby choć Michael muzycznie w tym nagraniu sięgnął po nowe środki, jak w Be Not Always, gdzie pojawiła się gitara akustyczna i harfa.
Tymczasem to taki urwipołć, który osładza słodki już ton muzyki. Tekst jest za bardzo dosłowny. Nie ma czego się doszukiwać, bo wszystko podane jest na tacy.
Trzymam kciuki za 2000 Watts i Butterflies. Szczerze szkoda mi The Lost Children. Dla mnie to utwór #5 w hierarchii tej płyty.
cicha pisze:Co mnie urzekło w tekście Speechless? Absolutnie nie patrzę na to z perspektywy romantycznego wyznania. Ale gdyby tak odciąć pierwszy wers i ostatnią zwrotkę....
Myślę, że z perspektywy osób niedosłyszących i mających z tego powodu spory kłopot w sprawnej komunikacji werbalnej z otoczeniem (poważnie szwankuje aparat mowy)...ten kawałek wspaniale tę niemoc "pośrednio" opisuje...a jeszcze wyśpiewane przez idola...to już w ogóle przepadam z kretesem. Całkiem możliwe, że wyszło mu to jako efekt niezamierzony...czyli przez przypadek, a jest to po prostu "moja nadinterpretacja".
Oczywiście inną kwestią jest, co tekściarz miał autentycznie na myśli pisząc taki, a nie inny tekst? Czy jest tu ekshibicjonistą? Czy jest to tekst "wymyślony na poczekaniu"? A to już indywidulany odbiór fanów, czy dają mu klauzulę wiarygodności, czy też nie.
chihiro pisze:uwielbiam stalowe, mechaniczne, swingujące brzmienie Invincible. Wydaje mi się najbardziej oryginalne z otwierającej album trójki utworów.
A subtelny, wyrafinowany wokal w Heaven Can Wait i harmonizujące chórki - przeciez to czysta ekstaza... Podobnie Butterflies - arcydzieło aranzacji wokalnej, genialne połączenie klasycznego soulowego wokalu z nowoczesna instrumentacją - coś zupełnie niespotykanego w dzisiejszym RnB.
Za to Cry to według mnie największy z gniot na płycie, mimo że cudnie zaśpiewany, lol, brzmi jak typowy utwór r kelly'ego, a nie tego oczekuję od albumu Michaela Jacksona. Zamiast tego sh* moglibysmy mieć porzadna balladę klasy Speechless albo Butterflies.
thewiz pisze:Cry. Nie zgadzam sie jednak z twierdzeniem, ze to gniot totalny. Moim zdaniem najlepsza piosenka jaka R.Kelly wyprodukowal dla MJa, choc w typowym dla tego producenta slodkim stylu. Nie jest to moze utwor na miale Earth Song, ale Earth Song jest jedna jedyna. Poza tym moim zdaniem Cry jest duzo lepsze od Heal the world, ktorego nie trawie.
Xander pisze:
kaem pisze:
Diana_95 pisze:Butterflies zostawię sobie na następną rundę.
Wieść gminna niesie, że jest okres ochronny na motyle.
Nie jestem Niezniszczalny, wręcz odwrotnie łatwo Złamać Mi Serce. Często Płaczę, może dlatego Cokolwiek By Się Stało, czuję się Zagrożony. Mało się wypowiadam, właściwie można o mnie powiedzieć - Niemy. Ale całym Moim Życiem bronię Niezwyciężonych Motyli. I choćby O Świcie popieścił mnie prąd o mocy 2000 Wat, nie pozwolę by ktoś wchodził w moją Prywatność. Tak wybrałem, moje drogie Zagubione Dzieci - być może się nie znacie, ale na Motyle Niebo Może Poczekać. One Zakręciły Moim Światem i nie potrafię tego wyjaśnić. Powiem tylko jedno - brońcie ich, a ty piosenko ma - Nie Odchodź....
Kto skapował temu chwała...
od motyli moich wara!
Smooth_b pisze:the best of Najslabsze Ogniwo :]
kaem pisze:Privacy. To już dla mnie faza głosowania na lepsze utwory z płyty. W Privacy Michael ma niski głos jak nigdy. Piosenka jednak i w wersji tekstowej i muzycznej jest niemalże udręczona. Za dużo juz tego było. Brzmi niemalże jak autoparodia. Michael w autoplagiacie tak się zapędził, że nawet Slash! zakrzyknąl. Chyba że o błysk chodziło. Whatever. Niech Privacy slash trzaśnie.
Bjork pisze:- What do you play when you're DJ'ing to really get people moving?
- You can't go wrong with Peaches. And Michael Jackson is bulletproof. I've been playing a song from his last album called "Butterflies." It's got gorgeous vocals. His ballads are, like, I mean, how cheesy can you get? But it's so good, you know?
ZAQ84 pisze:Privacy:
- powielenie tematyki, która pojawia się bagatela niemal 15 lat! licząc czasokres od Bad aż po Invincible; oby następny longplay przerwał tą statystykę...
- i mój największy zarzut (wspomniana już tu kwestia "energii" utworu), niech te wersy się wloką, cedzone przez zęby, niskim, zachrypniętym głosem, budują napięcie itd., no ale refren to powinno być wyzwolenie tej energii, a tu jakieś "yeah yeah"; w końcówce coś tam zaczyna iskrzyć, ale ognia z tego nie będzie.
kaem pisze:Privacy po prostu jest średnie. Niezłe, ale średnie. Wyróżnia się na płycie, bo pojawia się gitara elektryczna, no i fajna chrypka (Mama mu nie mówiła, żeby ubierał szalik? Albo chociaż mógłby brać jakiś blanket...). Ale co z tego? Michael od czasu Beat It ma zawsze taki kawałek na każdym swoim krążku, a Privacy jest mniej więcej na poziomie D.S., które też jest co najwyżej średnie. Tyle, że D.S. było zgrywem wiadomo z kogo, no i można sobie przy niej poskakać czy grzywą zarzucić. Tutaj piosenka dla mnie brzmi w sposób wymuszony. Tempo ma, jakby Michael pedałował pod górę w Tenczynku i dostał zadyszki. Pewnie sobie powiedział: "To dziś nagram kawałek pod Slasha" i... Się zmęczył chłopina.
W tekście nie ma ani jednej linijki, która zalatywałaby jadem godnym takiego gitarowego ładunku energii (bo o pożądaniu na LP Invincible zapomnijmy- nie ta bajka). Zresztą, gitary tu niewiele; solo nad wyraz skromne. Give In To Me to moim zdaniem ostatni wybitny kawałek Jacksona w tej konwencji.
Michael może sobie pisać do woli o tych okropnych paparazzi. Jakby to robił na poziomie wściekłości z They Don't Care About Us czy z drygiem Tabloid Junkie, jest ok. Tam muzyka jest zadziorna i tekst błyskotliwy. Tymczasem Privacy brzmi jakby nagrał ten utwór dla zasady, że musi mieć na krążku coś gitarowego. I miał wyjść Michael wkur*iony, wyszedł jękliwy. Mercy!
Break Of Dawn. To chyba najprostsza kompozycja na albumie. Jakby wsłuchać się w linię melodyczną zwrotek, to jest ona zbudowana zaledwie na krótkiej frazie, w kółko powtarzanej- przez co na dłuższą metę staje się nudna.
Break Of Dawn ma coś z Human Nature, chyba dlatego jeszcze się uchował. Mam też do tego utworu osobisty stosunek, bo w 2003 roku utwór ten ukazał się na 2 albumach- jednym Michaela (#1's), a drugi to album kogoś mi bliskiego, z MJ powiązanego.
Idę sobie nucić Heaven Can Wait.
Lika pisze:Break Of Dawn. Taki blues chociażby, także nie grzeszy skomplikowaniem. Generalnie opiera się na trzech akordach i... czystej improwizacji. Mimo to, potrafi zauroczyć. Mnie osobiście - nie drażni, ani prostota kompozycji, ani maniera wokalna Michaela. Przeciwnie. Niech w ramach wieczornego/porannego odprężenia spróbuje zaśpiewać ten kawałek pod prysznicem...
kaem pisze:Eeeee. Lika. Gdzie Ty tu improwizację słyszysz? Przecież to wykadrowane do granic popowości. W funku też jest powtarzalność, ale za każdą frazą (zagraną na żywych instrumentach- tak jak w bluesie) idzie jakiś dodatek. A tu słyszę tylko jakiś komputerowy syntezator. No chyba że to bubblegum blues dla 6- latków. Ten utwór to taka dżdżownica ze swoimi, ciągle takimi samymi, pierścieniami. Odetniesz za jakimkolwiek i bez różnicy :ziew:
Human Nature to arcydzieło. A to jakiś podrabiany klon tejże piosenki. Mówią, że klony starzeją się dwa razy szybciej. I po nam klon czegoś, co już jest doskonałe?
Zgadzam się też z Homesick- maniera wokalna Michaela tutaj momentami jest nieznośna. aj riMEMBA... Czyżby Michael ubiegał się do roli Południowca w nowej wersji Północ I Południe? I jeszcze te chórki... Brzmią nienaturalnie. Nie. Heaven Can Wait, a zwłaszcza Butterflies biją Break Of Dawn na głowę.
Lika pisze:Nie o to mi chodziło. Nie napisałam nigdzie, że dostrzegam w BOD dziką improwizację. Przykład z bluesem / nie odosobniony, bo odnoszący się równie dobrze - jak sam zauważyłeś, chociażby do funky... / przywołałam przede wszystkim w celu zwrócenia uwagi na fakt, iż nie potrzeba wielu dźwięków, by powstawały rzeczy ciekawe i godne uwagi. Czasem inspiracja ukrywa się w trzech akordach... Nie skomplikowane to i piękne zarazem.
/ BTW. gdyby ktoś się pytał, to właśnie dzięki Jackson 5 pokochałam bluesa - sięgając później po niedoścignionych mistrzów gatunku: B.B.Kinga, Muddy Watersa, czy absolutnie faworyzowanego przeze mnie John Lee Hookera, itd... Marzyłam sobie nawet, że Hooker jest moim "przyszywanym" dziadkiem :love:, choć "gryzło się" to troszkę, bo - odkąd pamiętam chciałam być "adoptowana" przez Jacksonów.
Po dziś dzień ludzie "dziwnie" na mnie patrzą kiedy im mówię, że moje upodobanie do bluesa, to "skutek uboczny" faktu, iż jestem fanką Michaela Jacksona... :wariat: Ciężko pojąć ludzi...
Prosta, zapętlona linia melodyczna w moim - jak najbardziej subiektywnym odczuciu nie zaniża wartości czwartego numeru z omawianego tu wszem i wobec albumu.
Mało tego /jak już pisałam/ Break Of Dawn to piosenka, która jako pierwsza "zachęciła mnie" do zapoznania się z zawartością płyty.
Początek zadziałał raczej odpychająco i aż boję się pomyśleć co by było, gdyby Break Of Dawn się w owym miejscu nie pojawiło...
To naprawdę przyzwoicie zaaranżowany kawałek w lekko rozkołysanej solowo-popowej konwencji.
Rzeczywiście ma w sobie "coś" z Human Nature. Przywołuje podobny klimat. Dla mnie to atut. Nie wada.
Jeśli już na czymś się wzorujemy, warto wybierać TYLKO najlepsze wzorce.
Mandey pisze:Ja :komp: po raz :komp: kolejny :komp: głosuję :komp: na :komp: ...Invincible
kaem pisze:
Pank pisze:im dłużej trwa to głosowanie, tym wyżej wzrasta moja niechęć do tej płyty.
Serio? A ja mam na odwrót. Dużo cieplej myślę o tej płycie i chyba nie słuchałem jej z taką uwagą i przyjemnością nigdy wcześniej. Chyba dlatego, że polubiłem te najsłabsze utwory- Don't Walk Away czy You Are My Life (ze względu na tę gitarę akustyczną). Nie zmieniłem o nich zdania, ale mam do nich większą cierpliwość i "coś" w nich słyszę, dzięki uwagom tych, co głosują i piszą. Podobnie z innymi utworami i płytami, które były przedmiotem głosowania wcześniej w tym temacie.
I chyba o to tu chodzi. Może Ci, co głosują na moich czy Twoich ulubieńców, dalej będą na nich głosować, ale jak ta zabawa się skończy, a oni siegną po Invincible, będą mieli podobny efekt, jaki opisałem.
homesick pisze:
Pank pisze:Nie przekonała mnie nawet zbereźna - acz wzbogacająca o nowe angielskie słowo na 'c' - interpretacja tej piosenki dokonana wczoraj przez Homesick.
naprawde nikt nie widzi w tym kawalku procz mnie i Maverick podtekstu seksualnego.metafora moi mili. opis ze szczegolami aktu kopulacji, bez emocji, bez uczuc. song about fucking jak juz wczesneij pisalam.
słowo na 'c'
coz za pruderia drogi Panku.
Willy pisze:Threatend. Typowy zapychacz bez polotu. Na Invincible przegrywa w kategori "piosenek mechanicznych" i nie jest też godnym następcą Thrillera, Ghostów i Is it Scary.
kaem pisze:Zaskakująco głosujecie. Na razie zbierające najwięcej głosów Threatened rzeczywiście jest dyskusyjną piosenką. Niby się jej fajnie słucha, ale nie robi większego wrażenia, a na początku pamiętam nawet szczególnie jej nie pamiętałem i nie byłem w stanie odtworzyć w pamięci linii melodycznej.
Obstawiałbym (jak już miałbym wybierać z tej kategorii) jednak piosenkę tytułową z albumu- wydaje mi się najsłabsza z tego zbioru- szybszych, "mechanicznych"- jak tu już padła taka nazwa, piosenek. Threatened przynajmniej nie jest tak wymęczona w drugiej połowie, czego nie można powiedzieć o Invincible.
Willy pisze:Myślę, że słabością tych piosenek, oprócz już wielokrotnie wspomnianej metaliczności są ich refreny. Głownie to on decydują o atrakcyjności bądż nie utworu tym bardziej jeśli piosenka na nim bazuje. Zwrotki jako tako i gdy chciałoby się usłyszeć coś co zwali cię z nóg, ty dostajesz coś co sprawia wrażenie wymyślonego na siłę, wymuszonego bo przecież jakiś refren być musi. Brakuje tej iskry geniuszu, czegoś co sprawi że utwór będzie drążył ci czachę w pozytywnym tego słowa znaczeniu, tego haczyka.
Wracają jeszcze do tej nieszczęsnej mechaniki, zawsze będę powoływał się na przykład "What About Us" Brandy, wyprodukowany również przez Jerkinsa, który to instrumentalnie brzmi niczym żywcem wyciągnięta z Vinca. Słuchając oryginału mam problemy z dotrwaniem do końca a wystarczyło, że zajął się nią ktos inny i utwór od razu nabrał melodyjności, ogłady i polotu przekształcając się w fajny kawałek.
Odnośnie Threatened jeszcze, częściej słucham tego coveru niż oryginału. Może nie ośmielę się napisać że jest on od niego lepszy ale z pewnością bardziej "demoniczny".
Lika pisze:Upss... chyba przesadziłam...?
Nie chciałam być niemiła.
Bywa, że tak się "czubię",
jeżeli kogoś lubię Mówię w sposób poplątany,
częstochowsko - wierszowany.
Jak nie lubię... nie ma mowy!
Rymy uciekają z głowy
Liczę, że mi wybaczysz,
"świrek - wierszyk" nic nie znaczyWątek ciągnie się stron dwieście
My pazerni - chcemy JESZCZE!!
Wielkie nieba! Olaboga!
Na nic pomoc psychologa!
Określone typy mamy -
wciąż z Kaemem "pogrywamy"...
Za to się nie obrażamy,
kompów też nie rozwalamy
Dumny być powinien z nas,
jak grę śledzi cały czas
Tak do nocy, aż od świtu -
wciąż bronimy faworytów!
Chociaż przykro nam czasami,
nie rzucamy przekleństwami.
A Szacunek i kultura -
są cenniejsze, niż brawura.
Z godnością więc i humorem
przyjmujemy losu wolę :cool:
Michaela wszak cenimy,
lecz inne piosenki lubimy
I dobrze, najbardziej magiczne
są odmienności tak liczne!
MJówki - wielokolorowy kram.
Tak się cieszę, bo Was mam!
Mogę wracać wieczorami,
na igraszki z ogniwami ;)
Najsłabszymi, albo nie...
każdy przecież swoje wie :]
Żeby nie było, że offtopuje -
Invincible wytypuje.
Przerywając już pisanie,
nim coś złego Wam się stanie
Np. rozbolą Was głowy,
od wierszyków przymusowych
Jeszcze ktoś się nie pozbiera
... no i pójdzie w świat afera!
TVN skorzysta z tego,
RZeby palnąć coś coś głupiego
Smooth_b pisze:chce mi sie to rapować Lika
YO! Jak dasz radę, to pozwalam
thewiz pisze: YRMW. Nie lubie singlowych piosenkek promujacych plyty i dlatego ze wole Invincible. Poza tym do YRMW musialam sie dlugo przekonywac. Z drugiej strony ostatnio ogladalam 30 Anniversary i tam YRMW tak fajnie bujalo. Nawet video sobie obejrzalam i wydalo mi sie calkiem calkiem. Podobaly mi sie ruchy ala karate. MJ chcial pozowac na twardziela chyba, co z zalozenia kloci sie z jego wizerunkiem i moze wydawac sie smieszne. Ale jak sie przyjrzec tym jego ruchom, to naprawde jest tam duzo sily i agresji.
kaem pisze:Heartbreaker. Do tańca się nadaje, nie zaprzeczam. Posłuchać też można. Jednakowoż dłuższe słuchanie uczy doceniać świeże pomysły, bo w Heartbreaker się ich nie dostaje.
To jak zmurszała pod względem produkcji jest płyta Invincible świadczy reakcja słuchaczy na tę piosenkę- że nowoczesna, progresywna. Wolne żarty. Takie zapętlanie istniało już dobre kilka lat. Ale nie nawet to spóźnienie jest straszne- przecież JT, Madonna, a nawet Bjork obudzili się jeszcze później. Michael mógł być przed nimi wszystkimi. Ale nie. Michael Jackson wpadł na pomysł, że to Jerkins będzie udawał Timbalanda.
Chodzi o to, że to kalka z Timbalanda. Mógł po prostu go wtedy zatrudnić. Albo wymyśleć coś innego. Podrabianie kogoś zawsze będzie tylko... podróbką. Tanią, jak z cepelii. Oj, wychodzi zamiłowanie Michaela do efekciarstwa i kiczu. Jak w tych zakupach w Las Vegas, z programu Bashira.
No ale każdy powiew, nawet taki tandetny, w muzyce Michaela jest świeży- skoro to, jak opracował utwory na 2001 rok jest czerstwym wypiekiem. Zdrowe dla żołądka, ale moich kubków smakowych nie zachwyca.
No i ten upierdliwy patent na wydłużanie utworów poprzez zamęczanie ich na śmierć. Co on kurcze myśli, że jest Jamesem Brownem?! Michael nie musi umieć grać na instrumentach, jak choćby Prince, któremu takie wydłużanie wychodzi zgrabnie- bo tu przyłoi na gitarze, a tam zaplumka na keyboardzie. MJ tego nie potrafi. Nie musi. Ale niech na litość Boską zatrudni zdolnych muzyków sesyjnych albo takie dłużyzny oszczędzi na singiel albo jakiś remix, nie na płytę. Plizzzz.
You Rock My World. Pamiętam, jak byłem zawiedziony, kiedy usłyszałem tę piosenkę w radiu po raz pierwszy. Bardzo wtórny teledysk był gwoździem do trumny. Gdzie ta zapowiadana rewolucja w estetyce muzyki Michaela?!! Przecież to jakiś klon Remember The Time! I te girlllll w przejściach- dramat jakiś. A dialog w preludium... Matko Boska Częstochowska! Na poziomie nastolatka, a nie takiego starego konia.
Przyznam jednak z dzisiejszej perspektywy, że czas okazał się łaskawy dla tego utworu i można uznać, że jest przyjemnym numerem tanecznym, utrzymanym w średnim tempie i że ma naprawdę ładną melodię. Tyle że... Dla mnie daleko w tyle względem pozostałych utworów- szczególnie względem 2000W i WH.
ZAQ84 pisze:You Rock My World - intro, zgodzę się niepotrzebne to mało powiedziane, ale już melodia fajnie buja, widocznie mam słabość do klonów RTT. A teledysk myślę, że go źle odbieracie, to wg mnie było takie oko puszczone do fanów, ile nawiązań do starych klipów/występów się odnajdzie. (klub - SC, dziewczyna - TWYMMF, taniec - Dangerous, rozbijanie szkła - BOW, padają jeszcze teksty typu "pretty young thing", "beat it", "c'mon", "you ain't nothin'", tyle co kojarzę)
No i bardzo podoba mi się kolorystyka klipu, taka ciepła i przyjemna, jak melodia. A przecież Mike chciał nas zaskoczyć z Unbreakable, ale wytwórnia narzuciła mu piosenkę o miłości, tak żeby spokojnie o sobie ludziom przypomniał i pewnie przez to taki a nie inny klip.
kaem pisze:Unbreakable. Wyżej cenię pogardzane przez niektórych ballady, jak The Lost Children czy Butterflies. Ich siłą jest budowanie napięcia w utworze. Unbreakable tego nie ma. Jest zgrabnie skrojoną kompozycją, korzystającą garściami z This Time Around, co czyni wciąż ją zadawalającą. Gdyby Michael jeszcze wraz z producentem popracował nad opakowaniem, znaczy smaczkami technicznymi godnymi 2001 roku, byłby killer. Nie popracował.
Farewell, Unbreakable. 2000 Watts i Whatever Happens rozkładają cię na łopatki.
Nie mam żadnego remixu. Nie mam żadnego klipu w zanadrzu. Powiem tylko, że 2000 Watts chyba jako jedyny może pretendować do bycia nowoczesnym utworem na tej płycie. Poza tym, bez dwóch zdań, ma zabójczy groove.
Unbreakable robi wrażenie przyciężkiego i powtórkowego. 2000 Watts nie ma precedensu w dyskografii Jacksona. Nie da się porównać z żadnym innym utworem MJ. To daję przepustkę jemu jako artyście. Powtarzanie się zaś nie.
Liczę na to, że 2000 Watts będzie #1 albo przynajmniej #2 płyty.
homesick pisze:wszystko sie zgadza, ale ma jeden slaby punkt, jak ktos juz tu napisal, szybko sie nudzi, za pierwszym przesluchaniem daje kopa i buja jak zadna inna piosenka z Invincible....ale za dwudziestym pierwszym wydaje sie banalna kompozycja.
i moze daje mu przepustke do jakiejkolwiek artstycznej innowacyjnosci, ale nawet tu polegl, bo nie umial wykorzystac potencjalu tego kawalka i nie udalo sie dac mu oprawy na jaka zasluguje.
Maverick pisze:
Mandey pisze: Tym co głosują na Whatever Happens proponuję
zamknąć się na tydzień w szopie
Kaemie. Ja mogę wyjść z siebie pisząc o utworach z tej płyty. Napisać sto zdań o tym czym jest dla mnie jakiś utwór od strony technicznej i od strony emocji i robiłam to nie raz. Ale cóż z tego, kiedy zamiast oczekiwanego przeze mnie gradu argumentów, że się mylę bo: (i tu ów grad), dostaję propozycję zamknięcia się w szopie.
kaem pisze:Invincible trochę posłużyło za chłopca do bicia, może stąd taka różnica z pozostałymi głosowaniami.
OK, ok. Wkrótce wrócimy do The Jackson 5. Wiedzieliście, że jogurt ananasowy schładza chyba najbardziej ze wszystkich jogurtów? Właśnie to odkryłem.
Lika pisze:Kaem rozumiem, że chcesz nas wszystkie "ananasy" tegoż 4um ostudzić? :smiech:
Żaden jogurt nie przebije lodów wiśniowych, które właśnie spożywam
Canario pisze:Ta rozgrywka sklonila mnie do kupna nowej plytki "Invincible",poprzednia cd ulegla zniszczeniu w pysku mojego psa i szczerze mowiac nie mialem zamiaru kupowac nastepnej ale to pasjonujace glosowanie sprawilo ze jednak sie zdecydowalem bo chcialem przesluchac te kawalki ktore inni forumowicze argumentowali ze cos w sobie maja a ja uwazalem je za ostatnie popluczyny. Pare razy przesluchalem i faktycznie co do niektorych piosenek inaczej teraz podchodze. Jedno jest pewne jest to najmniej komercyjna plyta Michaela.Tylko nie wiem czy to zamierzony efekt czy po prostu slaba produkcja robi takie wrazenie. Cos czuje ze za 30-40 lat siedzac w fotelu bujanym bede z nostalgia wspominal ten album. Bo jak wiadomo z wiekiem docenia sie bardziej wolne kawalki. A na tej plycie jest ich dostatek.
Canario pisze:"Unbreakable "stoi na z gory straconej pozycji bo konkuruje z piosenka ktora przerasta ja o kilka dlugosci. Szczerze mowiac bardziej sprawiedliwe bylo by glosowanie "Whatever Happens" --kontra----cala reszta piosenek z Vincka. Dla mnie W.H. jest najlepsza piosenka Michaela od 1991 roku.Pasuje do niej swietnie okreslenie A. Hitchcocka ze dobry film powinien zaczynac sie od trzesienia ziemi a pozniej napiecie musi rosnac. Ta kompozycja ma w sobie to czego nie ma zadna inna na tej plycie z kazda minuta jest coraz ciekawiej, poprostu nie idzie sie nia znudzic czego nie mozna powiedziec o "Unbreakable" ktora ponawia motywy po "Jam" i "T.T.A". I jest troszke przydluga,wole ja w wersji z wycietym rapem. Moj glos na ""UNBREAKABLE"".
zu pisze:1) 2000 Watts - WOKAL. Nowatorski, doskonały, a w dodatku wersy: "when I reach I can go 'til I reach my peak", "Just enough to make your juices flow" (i jeszcze kilka) są śpiewane oktawę (!!!) niżej od wersów poprzedzających . Genialne i - wydawałoby się - nie do zrobienia dla kogoś, kto jest tenorem i ma TAKI falset. TEKST - jak już kiedyś pisałam... Perwersyjny, dojrzały Michael: just enough to make your juices flow. TAK.
Ach, i jeszcze. Kulminacja jest. Kulminacyjna cisza. Chwila odlotu, sekunda we własnym mózgu, zanik wszechświata. Bosko.
2) Whatever Happens - wokalnie również cudowna. Niesamowita barwa głosu, wydobywająca rozdzierającą dojrzałość tego utworu - genialne. Tekst... Świadomość, mądrość, wrażliwość. Najlepszy tekst Michaela, moim zdaniem. Carlosa pominę, fajnie, że jest, ale gdyby go nie było, to nie sądzę, żeby TAKI utwór nie dał sobie rady. Ambitny do granic, wybitny do granic.
Unbreakable przegrywa, mimo, że jest doskonale skomponowany, świetnie zaśpiewany i napompowany energią. Początek albumu z grubej rury. Dla mnie - zasłużone trzecie miejsce. Kocham ten utwór.
onlyKATE pisze:Moim zdaniem Whatever Happens od początku było (i mam nadzieje, że nadal jest) skazane na wygraną w tym zaciętym boju. Ja jednak nie potrafię określić słowami doskonałości tego utworu i tego jaki ma na mnie wpływ. Przede wszystkim wokal. Nieziemski dojrzały wokal. Te wszystkie przyciśnięcia jak i delikatne 'Whatever happens, don't let go of my hand (...)'.Santany prawie nie zauważam, lecz nie dla tego, iż zauważać nie chcę.
Nie na nim skupiam swoją uwagę, choć słuchając po raz enty WH, chcąc dostrzec dokładnie wszystko, słyszę tę gitarkę i nie przeszkadza mi szczególnie.
Szalenie lubię również wstęp. Irytujący wstęp, który każe czekać.
A ja kocham czekać na coś, co jest tego warte.
Pisząc, nie mogłam wytrzymać. Poleciałam po Invincible. Nie rozumiem jak można nie kochać tego utworu i jak ogółem można potępiać całe Invincible. W tej kwestii jestem ograniczona. Wielbię te ciary na ciele, które daje mi Michael..
zu pisze:Unbreakable. Dobry utwór, znakomity wręcz. Michael w najlepszym wydaniu, w świetnej kondycji wokalnej. Ale takiego Michaela jednak slychać również na wcześniejszych kompozycjach oraz na innych kompozycjach z Invincible. A takiego jak w Whatever Happens - nie. Whatever Happens to jest osobna kategoria - jedna jedyna piosenka w swoim rodzaju.
Whatever Happens - Michael: wrażliwy obserwator, świadomy i dojrzały. Interpretacja wokalna tekstu - idealna. I rozpacz, i miłość, i rozdarcie, i bezsilność, i przywiązanie - wszystko udało mu się wyrazić tym wokalem. Tekst i interpretacja idą krok w krok, uzupełniają się nawzajem, dwa doskonałe czynniki. Efekt: najlepsza piosenka na płycie.

: pn, 09 cze 2008, 11:12
autor: malakonserwa
Nic nie pobije wypowiedzi homesick na temat "You Are My Life" xD