: sob, 10 gru 2005, 21:08
Jeśli chodzi o Jacksona i playback to ja mógłbym próbować bronić ogółu, ale kilka poszczególnych wykonań raczej się nie da.
Po pierwsze jednak chciałbym obronić trochę trasy History a szczególnie Dangerous. To wielkie uproszczenie powiedzieć, że w obu tych przypadkach w 90 % był playback. Na trasie Dangerous następujące utwory były na żywo : 1 Wanna be startin somethin, 2 Human nature, 3 I just can't stop loving you, 4 She's out of my life, 5 I want you back/The love you save, 6 I'll be there, 7 Billie Jean, 8 Working day and night, 9 Beat It oraz końcówka Man in the mirror. Jest to ponad 50 % na żywo, reszta to playback. Trasa Dangerous to nie był żaden cyrk, to była ulepszona technicznie i choreograficznie trasa Bad jeśli można tak
powiedzieć. Większość była na żywo i było miejsce też na spontaniczność wielokrotnie (Working....Billie....Man in....). Daltego nie zgadzam się, że to jakiś plastik. Michael śpierwał w większości przypadków bardzo dobrze, chórki też były na żywo i muza to samo. Oczywiście szkoda, że nie zaśpiewał wszystkiego na żywo, ale o tym za chwilę. Na trasie History rzeczywiście to już był bardziej show niż koncert muzyczny. Na żywo były jedynie Wanna be.... i I want you back/The love....I'll be there oraz niektóre końcówki co daje ok 20 % tylko live. Fakt to jest mało i szkoda, że niektórych kawałków nie usłyszeliśmy na żywo. Szczególnie mnie wkurzają wykonania, które kiedyś śpiewał live a potem zaczął z playbacku np Billie Jean. Natomiast takie Jam z playbacku na Dangerous brzmiało jakoś tak wporządku, pewnie dlatego, że to była nowa pisenka i nie wiedzieliśmy jakby brzmiała na żywo. To samo z Black Or white. To jest nawet ciężko odróżnić. Niemniej jednak niektórych wykonań nie
jestem w stanie usprawiedliwić a zdarzało ich się wiele. Przykładem może być Heal the world na gali u Clintona w 92 roku, któro o dziwo zostało zaśpiewane z playbacku zaraz po Gone too soon, któro było na żywo. Czy Jackson wtedy nie miał siły, energii na jedną balladę ? Takich sytuacji można mnożyć. Zgadzam się z wszystkimi którzy trochę pojechali po Michaelu za ten playback. Jednak jakbym go poniekąd usprawiedliwił ? On jest artystą, który używa głosu praktycznie od 5 roku życia. Lata 70te to najbardziej intensywny okres w jego karierze. Ciągłe sesje studyjne, mnóstwo powtórzeń, trasy koncertowe, występy dla telewizji. Jednym słowem głos eksploatowany na maksa i w dodatku w stylu soul, gdzie trzeba się sporo namęczyć. Z Jacksonem jest trochę dziwna sprawa bo wydaje się ludziom, że on się zaczął w latach 80tych i że powinien dalej nagrywać tak jak np Madonna. Tymczasem Jackson rozważał, że trasa Victory bedzie jego ostatnią, bo on już osiągnął właściwie wszystko.
Niewątpliwie na początku lat 90tych miał on trochę problemów z tym głosem. Słyszałem np, że po trasie Dangerous go stracił !!! Grożnie to brzmi, prawda ? Być może musiał zacząć się oszczędzać no i przy jego stylu estradowym to było wręcz wskazane, zwłaszcza przy tych szybkich piosenkach. Trzeba też wziąść pod uwagę to, że może nie jest on najmocniejszym człowikiem. Pewnie jest trochę chorowity, delikatny. Nie to co James Hetfield, czy Steven Tyler. Każdy człowiek jest inny i nasz Michael nie wydaje mi się takim silnym fizycznie człowiekiem. Niektórzy powiedzą, że wtedy się nie powinno grać koncertów. No niby tak, to prawda, ale tu były jeszcze te sprawy finansowe, reklamowe, komercyjne, nie można było po prostu tak przestać i tego przerwać. Dla mnie mimo wszystko lepszy jest przyjazd do Polski podczas trasy History niż jakby miał wogóle nie przyjechać. Mówie mimo wszystko. Poza tym będąc jego fanami jesteśmy gotowi usprawiedliwić bardzo wiele i wybaczyć także sporo. Nie odwrócimy się od niego bo śpiewa z playbacku na takiej samej zasadzie jak nie odwróciliśmy się do niego jak malował się i zmianiał oprawę oczu. Prawdziwy facet takich rzeczy nie robi, tak jak prawdziwy artysta nie używa playbacku. Ale to jest
Michael, jest trochę inny, ale myśle, że miał na tyle inny życiorys od innych ludzi, że jak się go w dużej mierze pozna, to się go zrozumie, przynajmniej w większości. Ja też się bardzo wkurzam jak Michael używa tego nieszczęsnego playbacku i chciałbym, żeby się to zmieniło. Mam nadzieję, że ostatnimi czasy ten jego głos trochę odpoczął i się zregenerował i że jeszcze zaśpiewa na żywo nie jedną piosenkę. Ja np. czekam na koncert typu Unplugged, gdzie powinno być rzecz jasna wszystko live, a Michael kiedyś w wywiadzie nie wykluczył, że i takie koncerty mógłby dawać. Zapomniałem jeszcze powiedzieć że Michael
niestety za bardzo wpadł w ten typ gwiazdy pop, gdzie playback jest jak chleb powszedni. Dziś nawet raperzy rapują z playbacku. (jak to brzmi :)Michael jest blisko tego środowiska i narazie trochę odległe mu sa chyba klimaty, żywej, dynamicznej muzyki, granej i wykonywanej na żywo. Szkoda, bo powiniem brac wzór chociażby z Princa czy Robbiego Williamsa. Zobaczymy jak to w przyszłości bedzie. To tyle z mojej strony.
Po pierwsze jednak chciałbym obronić trochę trasy History a szczególnie Dangerous. To wielkie uproszczenie powiedzieć, że w obu tych przypadkach w 90 % był playback. Na trasie Dangerous następujące utwory były na żywo : 1 Wanna be startin somethin, 2 Human nature, 3 I just can't stop loving you, 4 She's out of my life, 5 I want you back/The love you save, 6 I'll be there, 7 Billie Jean, 8 Working day and night, 9 Beat It oraz końcówka Man in the mirror. Jest to ponad 50 % na żywo, reszta to playback. Trasa Dangerous to nie był żaden cyrk, to była ulepszona technicznie i choreograficznie trasa Bad jeśli można tak
powiedzieć. Większość była na żywo i było miejsce też na spontaniczność wielokrotnie (Working....Billie....Man in....). Daltego nie zgadzam się, że to jakiś plastik. Michael śpierwał w większości przypadków bardzo dobrze, chórki też były na żywo i muza to samo. Oczywiście szkoda, że nie zaśpiewał wszystkiego na żywo, ale o tym za chwilę. Na trasie History rzeczywiście to już był bardziej show niż koncert muzyczny. Na żywo były jedynie Wanna be.... i I want you back/The love....I'll be there oraz niektóre końcówki co daje ok 20 % tylko live. Fakt to jest mało i szkoda, że niektórych kawałków nie usłyszeliśmy na żywo. Szczególnie mnie wkurzają wykonania, które kiedyś śpiewał live a potem zaczął z playbacku np Billie Jean. Natomiast takie Jam z playbacku na Dangerous brzmiało jakoś tak wporządku, pewnie dlatego, że to była nowa pisenka i nie wiedzieliśmy jakby brzmiała na żywo. To samo z Black Or white. To jest nawet ciężko odróżnić. Niemniej jednak niektórych wykonań nie
jestem w stanie usprawiedliwić a zdarzało ich się wiele. Przykładem może być Heal the world na gali u Clintona w 92 roku, któro o dziwo zostało zaśpiewane z playbacku zaraz po Gone too soon, któro było na żywo. Czy Jackson wtedy nie miał siły, energii na jedną balladę ? Takich sytuacji można mnożyć. Zgadzam się z wszystkimi którzy trochę pojechali po Michaelu za ten playback. Jednak jakbym go poniekąd usprawiedliwił ? On jest artystą, który używa głosu praktycznie od 5 roku życia. Lata 70te to najbardziej intensywny okres w jego karierze. Ciągłe sesje studyjne, mnóstwo powtórzeń, trasy koncertowe, występy dla telewizji. Jednym słowem głos eksploatowany na maksa i w dodatku w stylu soul, gdzie trzeba się sporo namęczyć. Z Jacksonem jest trochę dziwna sprawa bo wydaje się ludziom, że on się zaczął w latach 80tych i że powinien dalej nagrywać tak jak np Madonna. Tymczasem Jackson rozważał, że trasa Victory bedzie jego ostatnią, bo on już osiągnął właściwie wszystko.
Niewątpliwie na początku lat 90tych miał on trochę problemów z tym głosem. Słyszałem np, że po trasie Dangerous go stracił !!! Grożnie to brzmi, prawda ? Być może musiał zacząć się oszczędzać no i przy jego stylu estradowym to było wręcz wskazane, zwłaszcza przy tych szybkich piosenkach. Trzeba też wziąść pod uwagę to, że może nie jest on najmocniejszym człowikiem. Pewnie jest trochę chorowity, delikatny. Nie to co James Hetfield, czy Steven Tyler. Każdy człowiek jest inny i nasz Michael nie wydaje mi się takim silnym fizycznie człowiekiem. Niektórzy powiedzą, że wtedy się nie powinno grać koncertów. No niby tak, to prawda, ale tu były jeszcze te sprawy finansowe, reklamowe, komercyjne, nie można było po prostu tak przestać i tego przerwać. Dla mnie mimo wszystko lepszy jest przyjazd do Polski podczas trasy History niż jakby miał wogóle nie przyjechać. Mówie mimo wszystko. Poza tym będąc jego fanami jesteśmy gotowi usprawiedliwić bardzo wiele i wybaczyć także sporo. Nie odwrócimy się od niego bo śpiewa z playbacku na takiej samej zasadzie jak nie odwróciliśmy się do niego jak malował się i zmianiał oprawę oczu. Prawdziwy facet takich rzeczy nie robi, tak jak prawdziwy artysta nie używa playbacku. Ale to jest
Michael, jest trochę inny, ale myśle, że miał na tyle inny życiorys od innych ludzi, że jak się go w dużej mierze pozna, to się go zrozumie, przynajmniej w większości. Ja też się bardzo wkurzam jak Michael używa tego nieszczęsnego playbacku i chciałbym, żeby się to zmieniło. Mam nadzieję, że ostatnimi czasy ten jego głos trochę odpoczął i się zregenerował i że jeszcze zaśpiewa na żywo nie jedną piosenkę. Ja np. czekam na koncert typu Unplugged, gdzie powinno być rzecz jasna wszystko live, a Michael kiedyś w wywiadzie nie wykluczył, że i takie koncerty mógłby dawać. Zapomniałem jeszcze powiedzieć że Michael
niestety za bardzo wpadł w ten typ gwiazdy pop, gdzie playback jest jak chleb powszedni. Dziś nawet raperzy rapują z playbacku. (jak to brzmi :)Michael jest blisko tego środowiska i narazie trochę odległe mu sa chyba klimaty, żywej, dynamicznej muzyki, granej i wykonywanej na żywo. Szkoda, bo powiniem brac wzór chociażby z Princa czy Robbiego Williamsa. Zobaczymy jak to w przyszłości bedzie. To tyle z mojej strony.