: sob, 16 lut 2008, 1:31
1.Odnośnie "Heal the world" - utwór dla mnie zawsze, ale to zawsze był dużo bardziej zbanalizowaną wersją "We are the world" - idealnie podobna linia melodyczna, sklonowane wersy ("There are people dying"), absolutnie leniwy wokal Majkela na zwrotce (coś czego nienawidzę - śpiewa, jakby mówił) i tekst negatywnie infantylny (to nie ta infantylność co przy np."The girl is mine"). Do tego wokal MJa - słaby, bez siły, nie w jego tonacji na zwrotce, a na refrenie zanika. Nie zidentyfikowałbym, że to on, gdybym nie znał "HTW".
Wszystkie przytaczane przez was argumenty za tym utworem są bez sensu:
- że wzrusza - co to ma do samego utworu? Czy to sprawia, że jest dobry? Niestety, nie. O utworze świadczy muzyka.
- że ludzie kojarzą go z MJ - fakt niezaprzeczalny, ale absolutnie nie daje im spojrzenia na twórczość MJa. Tak jak z Beatlesami - ludzie znają ich najgorsze utwory: "Yesterday", "Yellow submarine" - ale gdzie im do ich znakomitych kompozycji, choćby stylistycznie?
- najpiękniejsza, etc. - to kolejny OGÓLNIK - nie piszcie, że najpiękniejsza, piszcie, dlaczego taka jest? Co w niej takiego pięknego? I tu znów proszę o konkrety: jakie instrumenty, jakie fragmenty utworu, a nie np. "Piękne jest przesłanie". Trzeba się trochę wychylić, a nie w kółko wałkować: piękna, mam w telefonie, mam na mp3, mam w domofonie, mój pies umie to wyszczekać na pamięć, a kot miauczy w rytm refrenu
__________________________________________________________
2.Ja nie lubię bardzo wielu utworów MJa. Są utwory, których po prostu nie słucham (aż do płyty "Bad"), a są utwory, których nie lubię. Zaczynamy od "Dangerous":
- wspomniane i uargumentowane wyżej "Heal the world"
- "Gone too soon" - zwykła pomyłka, kompozycja nie MJowska, tzw. wypełniacz
HIStory:
- "Childhood" - pomińmy praktycznie BRAK wokalu w tym utworze. MJ wyje, jakby spadł z pedałów jadąc na rowerze, jakby ktoś przystawił mu pod nos zepsute od 3 miesięcy jedzenie, a on wzdrygając się z obrzydzenia musiał śpiewać. Nie ma dobrego utworu bez dobrej muzyki. Tekst nie jest tak istotny. Jedynym, malutkim plusem jest ukłon ku bardziej klasycznym brzmieniom
- "HIStory", "Little Susie", "Smile" - ten pierwszy - nie rozumiem go, lubię tylko typowo majkelowe kilka sekund w środku, jest to jakby zlepka kilku niedokończonych pomysłów. "LS" zaczyna się ciekawie, ale potem znów jakby Michael chciał być Mozartem i komponować muzykę klasyczną, do czego się nie nadaje, a "Smile" to ciekawy eksperyment - lecz nie na tę barwę wokalną
Z "Invincible" lubię jedynie "Unbreakable", "Heartbreaker", "Privacy" i "Whatever happens". Reszta do odstrzału, każda kompozycja jest naprawdę mało urozmaicona instrumentalnie, czuję, jakby czegoś brakowało, jakiegoś mocniejszego uderzenia, pulsu. W "Speechless" chociażby - w tym utworze nic się nie dzieje. Jest też skąpo instrumentalnie i wokalnie. Mike się nie wysila.
UFF!!!!
Jeśli to przeczytałeś, to trzymaj tutaj kitketa!
Pozdrowienia
Speed Demon
Wszystkie przytaczane przez was argumenty za tym utworem są bez sensu:
- że wzrusza - co to ma do samego utworu? Czy to sprawia, że jest dobry? Niestety, nie. O utworze świadczy muzyka.
- że ludzie kojarzą go z MJ - fakt niezaprzeczalny, ale absolutnie nie daje im spojrzenia na twórczość MJa. Tak jak z Beatlesami - ludzie znają ich najgorsze utwory: "Yesterday", "Yellow submarine" - ale gdzie im do ich znakomitych kompozycji, choćby stylistycznie?
- najpiękniejsza, etc. - to kolejny OGÓLNIK - nie piszcie, że najpiękniejsza, piszcie, dlaczego taka jest? Co w niej takiego pięknego? I tu znów proszę o konkrety: jakie instrumenty, jakie fragmenty utworu, a nie np. "Piękne jest przesłanie". Trzeba się trochę wychylić, a nie w kółko wałkować: piękna, mam w telefonie, mam na mp3, mam w domofonie, mój pies umie to wyszczekać na pamięć, a kot miauczy w rytm refrenu
__________________________________________________________
2.Ja nie lubię bardzo wielu utworów MJa. Są utwory, których po prostu nie słucham (aż do płyty "Bad"), a są utwory, których nie lubię. Zaczynamy od "Dangerous":
- wspomniane i uargumentowane wyżej "Heal the world"
- "Gone too soon" - zwykła pomyłka, kompozycja nie MJowska, tzw. wypełniacz
HIStory:
- "Childhood" - pomińmy praktycznie BRAK wokalu w tym utworze. MJ wyje, jakby spadł z pedałów jadąc na rowerze, jakby ktoś przystawił mu pod nos zepsute od 3 miesięcy jedzenie, a on wzdrygając się z obrzydzenia musiał śpiewać. Nie ma dobrego utworu bez dobrej muzyki. Tekst nie jest tak istotny. Jedynym, malutkim plusem jest ukłon ku bardziej klasycznym brzmieniom
- "HIStory", "Little Susie", "Smile" - ten pierwszy - nie rozumiem go, lubię tylko typowo majkelowe kilka sekund w środku, jest to jakby zlepka kilku niedokończonych pomysłów. "LS" zaczyna się ciekawie, ale potem znów jakby Michael chciał być Mozartem i komponować muzykę klasyczną, do czego się nie nadaje, a "Smile" to ciekawy eksperyment - lecz nie na tę barwę wokalną
Z "Invincible" lubię jedynie "Unbreakable", "Heartbreaker", "Privacy" i "Whatever happens". Reszta do odstrzału, każda kompozycja jest naprawdę mało urozmaicona instrumentalnie, czuję, jakby czegoś brakowało, jakiegoś mocniejszego uderzenia, pulsu. W "Speechless" chociażby - w tym utworze nic się nie dzieje. Jest też skąpo instrumentalnie i wokalnie. Mike się nie wysila.
UFF!!!!
Jeśli to przeczytałeś, to trzymaj tutaj kitketa!
Pozdrowienia
Speed Demon