: pt, 22 lis 2013, 12:40
Trzy zegarki to jednak trochę za mało
Ale wcześniejsza mi się podobała !
A jeśli chodzi o MJa, to to jest dopiero kicz :


A jeśli chodzi o MJa, to to jest dopiero kicz :


Michael Jackson Polish Team
http://forum.mjpt.pl/
Dadaiści wykorzystywali kicz, by wyśmiać akademizm…, bawili się, niektórzy bardziej niszczyli niż tworzyli, śmiali się wszystkim w twarz. I może,gdzieś by przepadli w odmętach historii, gdyby nie fakt, że reperkusje ich działań trwają do dziś…Nie jestem kulturoznawcą, praktykiem bardziej, niewiele wiem, ale mam przeczucie, że inaczej wyglądałoby współczesne kino, tez muzyka, na której znam sie najmniej. To był zdecydowanie bunt…Margareta pisze:Celowe posługiwanie się kiczem to forma stylizacji. Buntem jest natomiast każda próba nowatorstwa.triniti pisze:Gdybym miała gdzież zaszeregować kicz, to uznałabym, że świadome posługiwanie się kiczem jest rodzajem buntu. Jednak to nie jest jedyny rodzaj buntu.Jeden z wielu. Natomiast posługiwanie się kiczem, w momencie , kiedy się to dzieje, może być też wyrazem pewnej infantylności, potem interpretowanej, jako bunt, choć niekoniecznie początkowo miało to taki cel.
wcale nie. Taki podział nie istnieje . Ciechowski najlepszym przykładem. Wcale nie trzeba go bezgranicznie kochać, żeby go doceniać.@neta pisze:Bo Jego można było albo bezgranicznie kochać,albo serdecznie nie cierpieć i z tej okazji obrzucać bezinteresownie błotem.To może z tego też biorą się to posądzenia o kicz? Jemu wolno było dużo mniej niż innym, bo wszystko było wyolbrzymiane i brane na celownik.
a nie odwrotnie?? oskarżenia o molestowanie wzięły się z uczuć nienawiści?triniti pisze: Natomiast uczucia nienawiści brały się raczej z oskarżeń o molestowanie.
Bunt przychodził mu do głowy, i to nieraz, począwszy od przeciwstawianiu się kultowi machismu w Beat It i Bad, a skończywszy na szeregu utworów z HIStory i Invincible piętnujących prasę tabloidową, jej wścibstwo, rozpowszechnianie plotek itp., a także nadmierne eksploatowanie zasobów Ziemi, co miało prowadzić do zagłady naszej planety. Dorzućmy do tego większość utworów z Blood On The Dancefloor, w szczególności Superfly Sister, piętnujący rozpasanie erotyczne i pruderię i mamy pełną odpowiedź na postawione przez Ciebie pytanie.triniti pisze: Michael wpisuje się w postmodernizm, tylko pozostaje dylemat, na ile to było świadome, a na ile to wypływało z jego natury, chłopięcej naiwności. Przecież chciał być Piotrusiem Panem. Czy w ogóle, jakikolwiek bunt przyszedł mu do głowy?
Sądzę, że dlatego, że wydawał im się nieautentyczny, z jednej strony fotografując się na tronie i w stroju monarchy, a z drugiej okazując słabość poprzez okazanie cierpienia w wyniku rozpowszechnienia oskarżeń o molestowanie. Tamci, jak sama mówisz, zdawali/zdają się mieć wywalone na to jak ich postrzegają. Są twardzi, robią swoje - czyli spektakl na scenie i nie przejmują się. Michael okazał swoje kruche oblicze, czyli wysłał sygnał, że można go "bić" i kiedy trafi się w jego czuły punkt, to go zaboli.Michael wiele osób drażni tym kiczem. Prince, Bowie nie drażnią, Freddie nie drażni, a Michael tak. Pytanie dlaczego? Freddie otwarcie demonstrował kicz i mówił, a możecie mi nakichać, jestem królem. Prince podobnie. Prince prawdopodobnie byłby zachwycony terminem - król kiczu. Nie ma problemu z nazwaniem Prince'a królem kiczu, ale w przypadku Michaela to nie przechodzi przez gardło. Ci panowie mieli do siebie dystans, a Michael nie? Więc i fani tego dystansu nie mają? A może jednak miał? Generalnie - jest jakiś tam problem. Nawet temat wątku na to wskazuje ;) Fajnie, że Michael tak zmusza do myślenia.
Tak, czymś innym jest bunt dotyczący zjawisk społecznych, a czym innym jest bunt kulturowy. Stąd subkultury, a pop oczywiście subkulturą nie jest.Margareta pisze: triniti napisał:
Michael wpisuje się w postmodernizm, tylko pozostaje dylemat, na ile to było świadome, a na ile to wypływało z jego natury, chłopięcej naiwności. Przecież chciał być Piotrusiem Panem. Czy w ogóle, jakikolwiek bunt przyszedł mu do głowy?
Bunt przychodził mu do głowy, i to nieraz, począwszy od przeciwstawianiu się kultowi machismu w Beat It i Bad, a skończywszy na szeregu utworów z HIStory i Invincible piętnujących prasę tabloidową, jej wścibstwo, rozpowszechnianie plotek itp., a także nadmierne eksploatowanie zasobów Ziemi, co miało prowadzić do zagłady naszej planety. Dorzućmy do tego większość utworów z Blood On The Dancefloor, w szczególności Superfly Sister, piętnujący rozpasanie erotyczne i pruderię i mamy pełną odpowiedź na postawione przez Ciebie pytanie.
Tak, Michael Jackson bywał (był?) buntownikiem, ale nie w tym rock and rollowym tego słowa znaczeniu. Powiedziałabym wręcz, że w przeciwstawnym chociaż wykorzystywał rockowe instrumentarium i hard rockową estetykę w swoich teledyskach. Sam był jednak zaprzeczeniem typowego wyobrażenia artysty rockowego.
Cytat:
Zgadzam się. Chyba już o tym braku autentyzmu była mowa jakieś parę miesięcy temu.Margareta pisze:Cytat:
Michael wiele osób drażni tym kiczem. Prince, Bowie nie drażnią, Freddie nie drażni, a Michael tak. Pytanie dlaczego? Freddie otwarcie demonstrował kicz i mówił, a możecie mi nakichać, jestem królem. Prince podobnie. Prince prawdopodobnie byłby zachwycony terminem - król kiczu. Nie ma problemu z nazwaniem Prince'a królem kiczu, ale w przypadku Michaela to nie przechodzi przez gardło. Ci panowie mieli do siebie dystans, a Michael nie? Więc i fani tego dystansu nie mają? A może jednak miał? Generalnie - jest jakiś tam problem. Nawet temat wątku na to wskazuje ;) Fajnie, że Michael tak zmusza do myślenia.
Sądzę, że dlatego, że wydawał im się nieautentyczny, z jednej strony fotografując się na tronie i w stroju monarchy, a z drugiej okazując słabość poprzez okazanie cierpienia w wyniku rozpowszechnienia oskarżeń o molestowanie. Tamci, jak sama mówisz, zdawali/zdają się mieć wywalone na to jak ich postrzegają. Są twardzi, robią swoje - czyli spektakl na scenie i nie przejmują się. Michael okazał swoje kruche oblicze, czyli wysłał sygnał, że można go "bić" i kiedy trafi się w jego czuły punkt, to go zaboli.
Coś w tym jest. Jestem fanką twórczości wielu artystów i o ile tak się składa, że w ich przypadku ceni się stricte twórczość (rozwiązania aranżacyjne, styl pisania tekstów, przesłanie, itp.), o tyle w przypadku Michaela Jacksona mamy do czynienia ze swoistym kultem, na wzór kultu bóstwa. Przypuszczam, że to kult porównywalny tylko z kultem Elvisa, choć sama żadnych fanów Presleya nie znam.triniti pisze: To rzutuje na fanbazę i mam podejrzenie, że w żadnej innej fanbazie nie ma tylu konfliktów. Jedni traktują to z przymrużeniem oka, inni na poważnie
Jeśli na poważnie, to wyłamanie się z szeregu jest rodzajem schizmy. Do tego dochodzi wykładnia wiary. Więc jest wielu teologów mających różne koncepcje. Jestem mimowolnym świadkiem konfliktu między fanami, ponieważ na FB mam wśród znajomych muzułamankę, znajomą jeszcze z dawnych czasów, która grozi procesem innej fance.
Wiesz, mam wrażenie, że zagorzali fani MJ-a tworzą taką nieformalną subkulturę, coś na wzór depeszowców czyli "wyznawców" twórczości Depeche Mode. No bo jak inaczej określić to, że na zjazdach przebierają się w ciuchy w jego stylu, czy to nawiązujące do poszczególnych teledysków, czy do poszczególnych okresów w twórczości, układają sobie włosy "na mokrą Włoszkę", zakładają okulary przeciwsłoneczne o takich samych fasonach, i wierzą w "Heal The World"? To zupełnie przypomina zlot fanów rocka gotyckiego na festiwalu Castle Party w Bolkowie czy zjazd fanów metalu bądź punku na festiwal w Jarocinie bądź na Woodstock. Określony kod ubioru, sposób postrzegania świata, a nawet ideologia.Tak, czymś innym jest bunt dotyczący zjawisk społecznych, a czym innym jest bunt kulturowy. Stąd subkultury, a pop oczywiście subkulturą nie jest.
Myślę, że podejście fanów jest bardzo zróżnicowane. Nie wiem, czy chcą się wyróżnić, czy po prostu dobrze bawić i świętować jego muzykę, pokazać swoje przywiązanie do niej, również solidarność z idolem. Nie sadzę też, że na co dzień akcentują ubiorem swoją odmienność, a dotyczy to innych subkultur. Goci są gotami przez cały rok.Margareta pisze:Wiesz, mam wrażenie, że zagorzali fani MJ-a tworzą taką nieformalną subkulturę, coś na wzór depeszowców czyli "wyznawców" twórczości Depeche Mode. No bo jak inaczej określić to, że na zjazdach przebierają się w ciuchy w jego stylu, czy to nawiązujące do poszczególnych teledysków, czy do poszczególnych okresów w twórczości, układają sobie włosy "na mokrą Włoszkę", zakładają okulary przeciwsłoneczne o takich samych fasonach, i wierzą w "Heal The World"? To zupełnie przypomina zlot fanów rocka gotyckiego na festiwalu Castle Party w Bolkowie czy zjazd fanów metalu bądź punku na festiwal w Jarocinie bądź na Woodstock. Określony kod ubioru, sposób postrzegania świata, a nawet ideologia.
samotność…nic nie wykrzesam, bo nie odczuwam i nie zaobserwowałam. Możliwe, że niektórzy tak czują. Trudno mi się do tego ustosunkować. ;)Margareta pisze:Wiele razy czytałam na fb wynurzenia fanek Michaela, że nie rozumieją tego świata, że czują samotność, że są nierozumiane przez otoczenie właśnie z powodu "fanowania" Michaelowi. Czy czegoś wam to nie przypomina? No właśnie.
Wynika to raczej z tego, że nowe pokolenie fanów w ten sposób chce zaznaczyć swoja obecność. Pokazują, że da Michaela zrobią wszystko.triniti pisze:Obecnie fanowanie Michaelowi jest bardzo emocjonalne. Nie można sobie zażartować z idola, bo jest odbierane prze niektórych jako krytyka.
To im nie wolno czuć się samotnie. nadal zdarzają się sytuacje, że niektórym to przeszkadza, że ktoś jest fanem Michaela.Margareta pisze:Wiele razy czytałam na fb wynurzenia fanek Michaela, że nie rozumieją tego świata, że czują samotność, że są nierozumiane przez otoczenie właśnie z powodu "fanowania" Michaelowi.