Dokładnie pamiętam ranek 26 czerwca, pamiętam jakby to było wczoraj... przełączając kanały w telewizji, nagle wiadomość na CNN, że Michael odszedł. Tak, przyznaje się: fanką MJa zostałam dopiero po śmierci. Dlatego też, bardzo zdziwiła mnie moja reakcja na tą okropną wiadomość o jego śmierci: serce biło mi tak, że myślałam, że zaraz mi wyskoczy. Zdenerwowałam się strasznie, następnie nie jedna łza się uroniła. Chodziłam jak struta. I zaczęło się... co raz to większe zainteresowanie jego muzyką, następnie jego osobą. Pamiętam jak zagłębiając się w jego muzykę, odsłuchując takie utwory jak np. "Will you be there" mówiłam po cichu: przecież ja to znam..., to jest piękne, pamiętam ją z dzieciństwa... Tu widać, że jego muzyka mimo tego, że pozornie się jej na co dzień (wtedy) nie słuchało, jest obecna i znana. Tu widać jaki Michael miał wpływ na masę osób. Pamiętam potem, jak pojechałam do Krakowa razem z mamą, by obejrzeć koncert na dużym ekranie (Multikino). Nie zapomnę nigdy tego dnia. Koncert zrobił na mnie olbrzymie wrażenie...
Ten rok był swego rodzajem pewnym testem dla mnie... czy faktycznie mimo tego, że pokochałam jego muzykę dopiero po śmierci, mogę nazywać się jego fanką. O ile kilka miesięcy temu miałam do tego pewne wątpliwości, tak teraz wiem, że to uczucie do jego muzyki nie przeminie, że jest prawdziwe.
Dziękuję Bogu, że dano mi się urodzić za czasów życia Michaela, mimo faktu, że pokochałam jego muzykę dopiero po jego śmierci.
Dziękuję także całemu MJPT za to, że ciągle mogę poznawać osobę Michaela bardziej i bardziej.
Teraz drodzy fani, wszystko w naszych rękach. Wierzę, że muzyka Michaela będzie zyć wiecznie!
We love you, Michael!
